Nastała noc. Noc ciemna, chmurna i ponura. Z lasu podniosła się mgła, spowijając wszystko w szarym, wilgotnym oparze. Gdzieś niedaleko wyły wilki, a w pobliskich zaroślach coś szeleściło i szurało niemal całą noc. Czuwanie było niezbyt ciekawą czynnością, na szczęście każdy z awanturników musiał wartować tylko trzecią część nocy.
Ranek był taki jak noc, ponury i mglisty. Po pospiesznym śniadaniu zebrali swoje nieliczne manatki i ścieżką w górę ruszyli do wejścia w mroczne czeluście góry. We wnętrzu nic się nie zmieniło. Chodniki były ciche i puste, słychać było stuk kropel opadających z sufitów i echo kroków trzech idących mężczyzn.
Wielogodzinny marsz w trzewiach Sowiej Góry nie przyniósł żadnych niespodzianek. Bez problemów dotarli do wielkiej groty wypełnionej wodą. Obelisk stał niewzruszony, obok niego znajdował się stolik z tajemniczymi przedmiotami. Trzech towarzyszy przebrnęło przez podziemne jezioro i szło dalej, ku wejściowej sztolni i południowej bramie do kopalni. Osiągnęli ją o zmierzchu. O dalszej drodze w dół, do Behemsdorfu nie było nawet co myśleć. W zapadających ciemnościach rozbili obozowisko i przeczekali noc.
O wschodzie słońca ruszyli dalej, do wioski, w której wszystko się zaczęło. I wyglądało na to, że również się zakończy... |