Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2015, 11:42   #4
Morfik
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Drzwi karczmy otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Było to miejsce w mieście, które znajdowało się niedaleko jego rodzinnej wsi, a gdzie czasami przybywał ze swoimi towarzyszami.

Kiedy młodzieniec z rozczochranymi, brązowymi włosami wszedł do środka, wszystkie oczy skierowały się ku niemu. Starzy gracze siedzący przy stoliku niechętnie witali „świeżą krew”, słychać dało się również śmiechy, spowodowane z pewnością niskim wzrostem młodzieńca. Pomieszczenie było bardzo zadymione. Kiedy podszedł do karczmarza i oparł się o blat, wszyscy wrócili do gry.
-Poproszę… - Colin zawahał się przez chwilę, zawsze stronił od alkoholu, miał strasznie słabą głowę, ale w takim miejscu jak to, po prostu wypadało napić się czegokolwiek. Zdecydował się w końcu na niewielki kufelek piwa.

Z alkoholem w dłoni przebiegł wzrokiem po całej sali.
„ Im więcej osób, tym więcej pieniędzy można wygrać” . Kiedy zwolniło się miejsce przy jednym ze stolików, chłopak pewnie skierował tam swoje kroki. Taki był jego plan, udawać pewnego siebie, aby zmylić przeciwnika.
Witam panów- rzekł Colin, kiedy usiadł do stolika. Pozostali gracze tylko uśmiechali się do siebie szyderczo.
I tak rozpoczęła się gra…

**

-No cóż panowie, czasami bywa tak, że przegrywamy i to się tyczy niestety was, a czasami wygrywamy, to znaczy ja wygrywam - po raz kolejny wygrał a to dodawało mu dużo pewności siebie. Niestety właśnie przez to, nie zauważył jak jeden z mężczyzn siedzących naprzeciwko niego robi się co raz bardziej czerwony ze złości.
Może zagramy jeszcze jedną…
- Nie!!- przerwał mu wściekły gracz. Wstał szybko i podszedł do Colina, który również wstał.
Ty cholerny skurczybyku! Cały czas oszukiwałeś! Nie dam z siebie robić debila!- krzyczał tak, że pluł na twarz chłopaka.
Proszę wybaczyć – rzekł Colin i wytarł ze śliny oko, po czym uśmiechnął się szeroko – ale czy nie sądzi pan, iż po prostu nie jest w stanie znieść smaku porażki i oskarża mnie o oszustwo?
Zdenerwowany gracz złapał go za koszulę i podniósł do góry, co wcale nie było takie trudne zwarzywszy na niski wzrost chłopaka.
- Proszę mnie puścić! Proszę mnie puścić! – krzyknął głośno Colin, machając nogami w powietrzu.
– [i]Zabije cię![/] – krzyknął mężczyzna.
Garlan w końcu zamachnął się mocno nogą i kopnął jegomościa w najczulszy punkt każdego mężczyzny. Przeciwnika zdenerwowało to tylko jeszcze bardziej, zamachnął się i próbował uderzyć Colina, lecz ten zrobił unik, chwycił szklankę pełną alkoholu i chlusnął mu w twarz. Tamten złapał się za twarz, a młodzieniec skorzystał z okazji i wybiegł szybko z karczmy. Już był przy drzwiach, kiedy usłyszał świst w powietrzu. Sztylet wbity we framugę drzwi drżał bardzo mocno. Na szczęście nie trafił w niego. Chłopak nie namyślając się za dużo otworzył szybko drzwi i wybiegł na podwórko. Przemknął szybko przez kilka uliczek i dobiegł do swojej kryjówki.
Co za palant!- krzyknął na głos, po czym zaczął się głośno śmiać ze szczęścia. To był pierwszy raz kiedy coś takiego mu się przydarzyło i jeszcze na dokładkę chcieli go zabić. To wydarzenie przynajmniej dodało mu jeszcze pewności siebie, że nawet w tak trudnej sytuacji jest w stanie znaleźć rozwiązanie.

**

Po kilku miesiącach Colinowi i jego towarzyszom zaczęło się nudzić w jego rodzinnej wsi. Zapragnęli czegoś innego, a poza tym zaczęło robić się dla Colina trochę niebezpiecznie, wiedział, że wszyscy oszukani przez niego mężczyźni z sąsiedniego miasta, powoli łapią jego trop. Postanowił ruszyć w podróż razem z jego bandą, najlepiej gdzieś daleko stąd.

**

Dość długo dyskutowali jakie to zlecenie przyjąć jako pierwsze. Colin powoli zaczynał się niecierpliwić. Rodzicami zbytnio się nie przejmował. Jak nic im nie powie to nic mu nie zrobią, w szczególności matka, której bał się najbardziej. Możliwe, że i tak już więcej tu nie wróci.
Jorebha wydął policzki i wypuszczając głośno powietrze zeskoczył z zydla.
- Większych głupot dawno nie słyszałem. Kupiec moim krewniakiem? Ani on niziołek, ani nawet sąsiad. Poza tym największy bogacz i jednocześnie skąpiec w okolicy. Nic mi do tego, że go ktoś łupie. Po prostu mniej zarobi- niziołek podszedł do stołu i z pewnym trudem wspiął się na ławę. Usadowił się i majtając nogami w powietrzu kontynuował swój wywód- Troll też nie jest moją sprawą. Do niziołczego przysiółka Pszczela Górka całkiem daleko. Poza tym uważam, że on dla nas ciut za mocny. Po co ryzykować życie dla niepewnego zysku? Nie moi drodzy. Karawana jest najlepszym wyborem. Mocując się z trollami mostowymi w Orilonie, czy tępiąc szkodniki w spiżarni lokalnego kupca nie zdobędziemy sławy i bogactwa. To zdobywa się w takich miejscach, jak Beregost i Wrota Baldura!
Zakończył swój wywód i stanął na ławie żeby sięgnąć po kubek z winem, który stał na stole. Pociągnął spory łyk, usmiechnął się szeroko rozgrzany i rozweselony winem po czym z powrotem się usadowił.

Colin cały czas wiercił się na ławie. Cały czas tylko gadali i gadali, nic z tego nie wynikało. Chciał już skończyć picie piwa, które już dawno straciło swój smak i podjąć w końcu ostateczną decyzję.
- Jak tak dalej bedziemy dyskutować, to skończy się na tym, że zostaniemy w tej naszej dziurze i nic z tego nie wyjdzie - Garlan zerwał się na równe nogi i wskoczył na ławę. Musieli podjąć decyzję i to teraz, już.
- Wybieramy karawanę, nie zostajemy tu ani chwili dłużej. Przed nami wielka przygoda, bogactwo i co tam jeszcze sobie wymyślicie. Jest tylko jeden warunek, nie możemy tutaj zostać - spojrzał na nich wszystkich, a na jego ustach pojawił się uśmiech. - To jak? Zgadzacie się ze mną?
- Zgoda, ale jak będzie czas, pomógłbym z tym trollem. Naprawdę mam dobry plan... - z nadzieją w głosie odpowiedział kapłan.
Jorebha wybałuszył oczy na Dwukwiata i zamrugał nerwowo kilka razy.
- Plan, plan, plan powiadasz! To bardzo ciekawe. Pachnie to spektakularną katastrofą jak cię znam, ale do licha ciekawie. Jaki plan? Musisz powiedzieć! Nie będę mógł zasnąć jak się nie dowiem. Powiedz Liliusie prooszę!
Niziołek złożył rączki jak do modlitwy i popatrzył błagalnie swoimi wielkimi błękitnymi oczami na półelfa.
- Wystraszymy go konkurencją! - spektakularnie powiedział wyrzucając ręce do góry, jakby parodiując artystów oznajmiających kolejny numer.
- Wystraszyć trolla? Jedno z najgłupszych stworzeń Torilu?- niziołek parsknął kpiąco po czym z rezygnacją klapnął z powrotem na ławę- tak jak myślałem, spektakularna katastrofa. Sam lubie posłużyć się od czasu do czasu blefem, ale to po prostu niemożliwe. No nic, miejmy nadzieję, że reszta wykaże więcej rozsądku.

Jorebha stracił zainteresowanie Liliusem i zaczął się przyglądać czubkom swoich butów.
- Niziołku małej wiary - Lilius machnął ręką – wątpisz w Bogów? Przecie tu ziemie ich wyznawców, gdzie by pozwolili takiej plugawej kreaturze się panoszyć. Oczywiście to mała wioska, a Bogowie są Wielcy, więc mogą ją czasem przegapić, ale od tego mają kleryków takich jak ja. A i na trolla znajdą się strachy…
Colin usiadł z powrotem na ławę i złapał się za głowę.
- Bogowie… Jacy bogowie? Raczej tutaj oni nam niewiele pomogą. Musimy tracić czas na tego trolla? Jorebha przemów mu do rozsądku proszę… Albo Ty Edric - młody łotrzyk zwrócił się do swojego kompana.
- Strata czasu nie wchodzi w rachubę - oświadczył stanowczo wywołany do odpowiedzi syn kowala. - Colin ma rację, mus nam dołączyć do karawany i zostawić Orilon. Taka szansa może się już nie powtórzyć.
Dwukwiat posmutniał i pokiwał głową, nie mówiąc nic.

Colin uśmiechnął się za to szeroko. W końcu podjęli jakąś decyzję. Łotrzyk szybko wstał od stołu kompletnie zapominając o swoim niedopitym piwie.
- To w takim razie pójdę poszukać tego jegomościa, który napisał zlecenie na karawanę. Powinien, gdzieś tu być.
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 14-11-2015 o 11:46.
Morfik jest offline