Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2015, 21:02   #4
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy dotarli do obozu jedno zło drugim zostało zastąpione. Krucza z niechęcią przyglądała się licznym namiotom i jeszcze liczniejszym ich mieszkańcom. Nie lubiła zgromadzeń, nie lubiła miast, a już całkowitą niechęcią darzyła zgromadzenia w miastach. Przynajmniej jednak była szansa na chwile wytchnienia od paniczyka, któremu uparcie odmawiała w swych myślach prawa do posiadania zarówno imienia jak i nazwiska.

- Gdzie pana znajdziemy, panie Everardzie? - spytał Tarin, zanim Tasmil zdążył zrobić choćby dwa kroki w stronę namiotu Lorda Generała, pozostawiając swych obrońców z bagażami i koniem na karku.
- W namiocie dowódczym oczywiście. Jestem ważną osobistością, muszę być z tymi którzy decydują. - Najwyraźniej takie tłumaczenie mu wystarczyło i ruszył dziarskim krokiem w stronę namiotu. Krucza i Tarin zostali sami ze swymi zwierzęcymi towarzyszami, otoczeni błogą ciszą braku Everarda.
- Niedobrze mi - stwierdziła Krucza, śledząc wzrokiem oddalającego się paniczyka. Zazwyczaj nie miała nic przeciwko osobom, które eskortowali, jednak tym razem miała ochotę sięgnąć po łuk i w sposób szybki i ostateczny zakończyć swe męki. Niestety, zadanie było zadaniem, a ona preferowała by takowe dobiegały końca okraszone dźwiękiem monet. Trupy zaś wyjątkowo marnie płaciły. - To gdzie teraz? - zapytała swego towarzysza, jedyną bodajże osobę w całym tym zgromadzeniu, która zdawała się być bezpieczna.
- Koniec języka za przewodnika - mruknął Tarin, po czym rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu kogoś, kto wyglądał na osobę dobrze poinformowaną.
- To już twoja działka - mruknęła pod nosem, starając się wziąć głęboki, uspokajający oddech, jednak na niewiele się to zdało. Na dodatek było za głośno, za tłoczno, za...
- Zawsze możemy wysłać Hero na poszukiwania naszego kochanego pracodawcy. - Tarin uśmiechnął się.
- Coś taki wesoły? - spojrzała na niego nieco podejrzliwie.
- Bo to by był zabawny widok - rzucił w odpowiedzi, po czym podszedł do wojaka, który wyglądał na strażnika.
- Gdzie można zostawić wierzchowce, i gdzie, do kogo, trzeba zgłosić swoje przybycie - spytał.
Strażnik wskazał w kierunku wschodnim.
- W tamtą stronę są stajnie, podążaj za węchem. Co do zgłoszenia to zależy. Jesteście najemnikami, którzy chcą zarobić? Mieszkańcami, którzy chcą oddać się sprawie? Ciurami obozowymi?
- Przybyliśmy jako eskorta szlachetnie urodzonego Everarda Tasmila, Taneusi, który przybył na spotkanie z Lordem generałem - odparł Tarin.
- Kolejny Taneusi? Na Siedmiu, czemu ci "szlachetnie urodzeni" nie trzymają się swego. Ja kurna nie wchodzę na sale balowe. Jeżeli macie zamiar walczyć zgłoście to jednemu z generałów. Sagat powinien być w namiocie tam. - Strażnik wskazał na namiot, do którego zmierzał Everard. - Jest jeszcze pani generał Cille Nosyt, ona jest w namiocie przy wejściu do obozu. Oraz "Architekt Wojenny" Sergeus, to Ozdali i szczerze nie mam pojęcia gdzie go znaleźć. Podejrzewam, że tam gdzie są wybuchy.
- A ty, kogo byś wybrał? Sagata, czy generał Nosyt? - Tarin zadał kolejne pytanie.
- Zależy, jeżeli nie przeszkadza ci góra mięsa, która nie słyszała, że krzyk uszkadza słuch, to idź do Sagata. W przeciwnym wypadku polecam Nosyt. Jest metodyczna i do tego jest na czym zawiesić oko. Chociaż ma ostatnio kiepski humor.
- Generałowie czasami miewają kiepski humor... Dzięki wielkie. - Tarin skinął głową.
Również Krucza zdobyła się na lekkie skinięcie głową, jednak nie zamierzała głosu zabierać. Przynajmniej dopóki nie zrobili paru kroków, tak by ucho ich informatora nie dosłyszało o czym to radzić będą. Nie bez przypadku także, kroki owe skierowane były ku wejściu do obozu.
- Nawet nie próbuj mnie przekonywać do Sagata - ostrzegła Tarina.
- Nawet nie będę próbować - zapewnił ją. - Odprowadźmy konie, pożegnajmy się z Everardem i chodźmy do generał Nosyt.
- Nie lepiej od razu załatwić sprawę z panią generał? - Wizja ponownego spotkania z paniczykiem, nie była tą, która mogłaby uśmiech na jej twarz wywołać.
- W takim razie ty pójdziesz porozmawiać z Nosyt, a ja dopilnuję, by konie nie zniknęły - zaproponował.
Propozycja ta także nie za bardzo Kruczej pasowała ale zbytnio przeszkadzać kobiecie także nie przeszkadzała.
- Jak wolisz - mruknęła w odpowiedzi. Udało się jej przy tym powstrzymać przed wypomnieniem mu, że rozmowy nie do jej obowiązków należały.

Zostawiwszy Tarina samego z końmi i psem, ruszyła w stronę wejścia do obozu, gdzie wedle słów zapytanego wojaka, miała stacjonować będąca w kiepskim humorze kobieta.
Cille Nosyt siedziała w swoim namiocie na dość skromną mapą przedstawiające tereny po drugiej stronie muru. Co jakiś czas dla zabicia nudy wbijała w kawałek materiału nóż… dość głęboko. Kiedy zauważyła przybycie Weweri wstała, zostawiając nóż wbity w stół i dokonała wojskowego przywitania Septimonii.
- Witam, Jestem Cille Nosyt. W czym mogę pomóc? - jej głos wydawał się zmęczony, chociaż nutka irytacji w nim została.
Dwukrotne uderzenie prawą pięścią w pierś, a następnie pocałowanie owej piersi było tradycyjnym powitaniem wojska w Septimonii. Krucza w odpowiedzi na nie schyliła tylko głowę. Nigdy nie była dobra w tego typu oficjalnych niuansach życia i wciąż nie znalazła dobrego powodu by się ich nauczyć.
- Zwą mnie Krucza - odparła, jako że nawet ona zdawała sobie sprawę iż przedstawić się należy, szczególnie gdy druga strona zrobiła to jako pierwsza. - Wraz z towarzyszem przybyliśmy jako eskorta Everarda Tasmil. Chcemy dopisać się do wyprawy.
- Tasmil, Tasmil... - Cille przez chwilę zastanawiała się nad tym nazwiskiem - Zaraz.. on przysłał tu swojego gnoja? Ogniu mojej krwi… kazałam Sagatowi wysłać wiadomość, że nie jesteśmy cholerną szkółką i nie zmienimy jego smarkacza w "szlachetnego wojownika" po drugiej stronie cholernego muru. - usiadła ciężko patrząc ponownie w mapę - Jeszcze raz, jak ci jest? Ptasia?
- Krucza - poprawiła ją z uśmiechem na ustach. Ktokolwiek podzielał jej zadanie na temat paniczyka zasługiwał na przychylne traktowanie.
- Krucza, jasne wybacz. Czy ty i twój towarzysz będziesz wstanie utrzymać tego smarka przy życiu, na zdrowiu mi nie zależy. Przez jakiś tydzień po drugiej stronie? Bo ja niańką nie mam zamiaru być i nie będę mu wycierać nosa.
Uśmiech zgasł niczym płomień świecy.
- Tydzień? - zapytała, licząc na to, że słuch ją zwodzi.
- Jeżeli szybko znajdziemy powód czemu ta rzeka ciągle jest sucha. Przewidujemy zabrać ze sobą zapasy wody na tydzień z maksymalnym obsunięciem na dwa dni. - Kobieta westchnęła. - Pytam dlatego, że niestety musimy zgodzić się na obecność tego gnojka i muszę wiedzieć, czy dacie sobie radę niańczyć go do czasu naszego powrotu?
Dla Kruczej milsze byłoby gdyby ktoś zaczął wyrywać jej piórka niż kolejny tydzień w towarzystwie młodzika. Niestety… prócz prośby pani generał było także zadanie, które należało dokończyć.
- Żywy, niekoniecznie cały. Powinno się udać - oznajmiła, oczami duszy widząc tą przypadkiem wystrzeloną strzałę, która ląduje w ciele paniczyka. Oczywiście omijając zbyt istotne organy… - Gdzie mamy się stawić do czasu wymarszu?
- Znajdźcie sobie namiot, zgłoście się do… kurcze będziecie z Tasmilem więc… - kobieta zapętliła się chwilę - Dobrze, znajdźcie sobie namiot, nie musicie się nigdzie zgłaszać bo ja dam Sagatowi do słuchu i czekajcie na komendę wymarszu gdzieś pojutrze. Do tego czasu możesz spokojnie unikać swojej pociechy. Czy coś jeszcze?
- Zapasy? - zapytała, bowiem kwestia ta była raczej istotna w tego typu wyprawie.
- Ruszają z nami. Jeżeli dla pewności chcesz zaopatrzyć się sama, mamy kilku handlowców na terenie obozu. Oprócz tego przysługuje ci przydział z zapasów batalionu. Czym przyjechaliście? Jeżeli końmi to radzę je zostawić tutaj, stajenni się nimi zajmą. Bestie nie są stworzone na temperatury pustyni.
To akurat Kruczej odpowiadało. Nigdy jakoś nie udało się jej dogadać ze swoim wierzchowcem więc zostawienie zwierzęcia za sobą było niczym uśmiech losu.
- Konie - odpowiedziała na pytanie generał. - Mój towarzysz ma także psa. Kruk raczej nie będzie sprawiał problemu, prawda? - Uznała za właściwe ostrzeżenie pani generał o istnieniu zwierząt, a także upewnienie, czy nie będą one problemem.
- Na pewno nie dla mnie. Wy będziecie musieli się upewnić, że wam nie zejdą. Jeżeli są sprytne będą się trzymały koło wozów z zapasami, będzie to pewnie jedyne źródło cienia.
- W takim razie - zaczęła, jednak urwała gdy przypomniała sobie o drobnym szczególe, który jej nie pasował. - Nikomu nie będzie przeszkadzało który namiot wybierzemy? Oczywiście z tych pustych - dodała, gdyż wyrzucanie właścicieli z ich namiotów nie należało do jej zwyczajów. Zazwyczaj przynajmniej.
- Tak, tak. Teraz i tak niewiele z nich jest zajętych, bo wszyscy biegają i szukają czegoś. Jeżeli spotkasz swojego pracodawcę… nie mów mu gdzie mnie znaleźć.
- Oczywiście - odparła, ponownie się uśmiechając. - Z przyjemnością skieruję go w przeciwną stronę.
Cille po raz pierwszy odkąd zobaczyła ją Krucza również się uśmiechnęła.
- Będę wdzięczna. Odmaszer… to wszystko.
Krucza skłoniła głowę bez słowa i wycofała się poza zasięg wzroku generał.

Dotarcie do Tarina, który czekał wraz z końmi w miejscu, w którym go zostawiła, zajęło jej więcej czasu niźli by sobie tego życzyła. Ogólnie panujący ruch sprawił, że nie mogła narzucić tempa, które by ją zadowalało. Humor jednak miała dość dobry, głównie za sprawą generał, która okazała się kobietą rozsądną i wyjątkowo pasującą do gustów Kruczej. Opinia ta była mocno związana z niechęcią, jaką Cille żywiła do paniczyka.

- I jak się udała rozmowa? - spytał Tarin. - Jak ci się spodobała pani generał?
- Generał okazała się być wyjątkowo zgodna - odparła Krucza, z uśmiechem. - Niestety zrzuciła nam także naszego paniczyka na cały tydzień, poczynając od pojutrza - dodała, umniejszając nieco ów radosny wyraz twarzy.
- Żartujesz? - Tarin w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć w ten brak szczęścia. - Nie żartujesz... Mamy go mieć na karku przez tydzień? W czasie wyprawy w dziką głuszę?
- Czy i tak nie mieliśmy o niego dbać w jej trakcie? - przypomniała mu. - Przynajmniej będziemy mieli sprzymierzeńca i to wysoko postawionego. Mamy też dwa dni względnego spokoju. Zawsze można znaleźć kogoś kto zapłaci więcej za to, by nasz paniczyk nie ukończył tej wyprawy wśród żywych.
Propozycja ta nie współgrała zbytnio z jej zasadami, jednak w tym jednym, jedynym wypadku, była w stanie nagiąć je w sposób znaczny.
- Oj, widzę, że nie przypadł ci paniczyk do gustu... - Tarin pokręcił głową. Był to jedyny komentarz do wysuniętej przez Kruczą sugestii. - A co mamy robić przez te dwa dni?
- Wino, hulanki i swawole - odparła wzruszając ramionami. - Nie sprecyzowano. Mamy sobie wybrać namiot i czekać na sygnał do wymarszu. Możemy też zaopatrzyć się na drogę, ale konie trzeba zostawić w stajniach. Podobno źle znoszą upał na pustyni.
- Również wolę zieleń i chłód, niż piasek i upał. Trzeba będzie załatwić jakieś białe szaty. - zaproponował. - W ostateczności prześcieradła. Coś jeszcze ciekawego się dowiedziałaś?
- Że naszej generał zależy tylko na życiu tego wymoczka, zdrowie nie jest wymagane. - Uznała, iż należy o tej drobnej sprawie wspomnieć. - Poza tym zwyczajowo… Więcej pewnie dowiemy się w samej drodze. O białych szatach jednak zapomnij, chyba że tylko dla ciebie. - Uznała, że o jego pomyśle z prześcieradłami zapomni, co by uratować ich przyjaźń.
- Z pewnością nie będę cię nakłaniać do zmiany barw - zapewnił. Przywiązanie Kruczej do koloru czarnego było legendarne, ale Tarin miał cichą nadzieję, że po paru godzinach podróży jego towarzyszka zmieni zdanie.
- A zatem konie do stajni i szukamy przytulnego namiotu, do którego nikt nam się nie dokwateruje? - zmienił temat.
- Dokładnie - zgodziła się z nim. - Najlepiej takiego z dala od centrum obozu. A… - zaczęła przypominając sobie prośbę generał. - Gdyby paniczyk chciał wiedzieć gdzie znaleźć Nosyt, kieruj go w przeciwną stronę, dobrze?
- Sądzę, że jeden generał jak na dziś wystarczy Everardowi. Ale gdyby się uparł, to postaram się zaoszczędzić pani generał przyjemności rozmowy z nim.


Nazwisko pani generał miało magiczną niemal moc. Dla koni natychmiast znalazło się miejsce w całkiem porządnych boksach, a to, że miały tu zostać ponad tydzień nie stanowiło - jak zapewniali stajenni - najmniejszego nawet problemu.
- On też tu zostaje? - spytał najmłodszy z nich, wskazując na Hero, który sprawiał wrażenie głodnego.
- Nie, jego zabieramy ze sobą. - Tarin uśmiechnął się lekko. - Wrócimy z nim dopiero za tydzień.
- O ile - mruknęła Krucza, jak zwykle pałając optymizmem.


Namiotów było do wyboru, do koloru.
A wyboru dokonywała Krucza, której przyświecał tylko jeden cel - znaleźć lokum znajdujące się jak najdalej od panującego w centrum zamieszania.
Natychmiast po zostawieniu bagaży (i zostawieniu Hero na straży namiotu) udali się na poszukiwania szlachetnie urodzonego Everarda.
 
Kerm jest offline