W alkierzu karczmy Helmuta Knuiderta zebrała się starszyzna wioski, przed którą ostatnie wydarzenia referowali trzej ocaleli z wyprawy do kopalni mężczyźni. Z uwagą słuchał ich Joachim Kloditz, ekonom hrabiego von Stupnitz, który przybył właśnie do Behemsdorfu. Słuchali bracia Otton i Ulfnar Kulmbachowie, kapłani; słuchał sołtys Jost. Obecny był też właściciel karczmy Knuidert, zamyślony w kącie siedział Wilczur, pykając fajeczkę. Taalita Hildred przysiadł na brzegu ławy i wolno popijał z kubka. Pozostali obecni, najznaczniejsi gospodarze słuchali z uwagą.
-
Hrabia o wszystkim dowie się z moich ust – po skończonej opowieści odezwał się ekonom, drapiąc po nosie, na którym spoczywały okulary w srebrnych oprawkach. –
Uznać możemy, że to jego problem, bo to jego ziemie, z dziada pradziada nimi ród von Stupnitz włada. Słowo moje macie, że sprawy te, wielce niebezpieczne i mroczne zostawione nie zostaną. Na sercu leży mnie i hrabiemu dobro ludzi. Ale decyzje on podjąć musi. A ja mogę jedynie mu pewne rzeczy perswadować.
Rozmowy trwały jeszcze chwilę, wypytywano o szczegóły, dowiadywano się nie do końca jasno wyjaśnionych spraw. W końcu Kloditz wstał, a to oznaczało koniec spotkania. Pożegnano się i każdy wrócił do swoich zajęć.
Gunther Kuntz, Oswald Braun i Søren Mortensen zostali pozostawieni samym sobie. Byli panami swojego losu i teraz znów musieli zdecydować, gdzie skierują swoje kroki.
KONIEC