Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2015, 01:06   #5
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Zawsze miała rację.

Zaiste nadszedł.

Alice odsunął się od chłopaka na którym się pożywiał i z mieszaniną przerażenia oraz złości charakterystycznej dla szczurów zagonionych w kąt - uważniej przypatrzył się zielonookiemu.
Ukradkiem zerknął do tyłu choć nie sądził aby prześladowca pozwolił mu na ucieczkę.
- Trochę wam to zajęło - odpowiedział lekko rozdygotanym głosem.
Zerknął na szyję nieznajomego wypatrując krucyfiksu.
- Ashton nie kazał nawet pozdrowić zanim przejdziesz do tego co nieuniknione? To byłoby niegrzeczne, prawda Deryl? Po tym wszystkim co razem z nim przeszliśmy…
- Prawda Alice. - Zgodził się Deryl ustami Alice. - Ale nie spodziewaj się zbyt wiele po cynglu takiego gbura jak Ashton.
Stał bez ruchu, wciąż żeglował na obrzeżach paniki lecz nie zatracał się w niej.
Wciąż - choćby w teorii - mógł spróbować uciec.
Zielonooki przechylił głowę w bok obserwując Alice'a.
- Aston? - zapytał, ale zaraz porzucił temat - Nie przychodzę z woli żadnego Astona.

Zdziwienie jakie przez chwilę malowało się na twarzy Malkaviana przeszło w falę ulgi, wampir wręcz mimowolnie rozluźnił się.
- Wybacz, Panie… My się chyba nie znamy? - Uśmiechnął się lekko i niepewnie. - Nie wiedzialem, że szuka mnie ktoś oprócz tego, którego (proszę mi wierzyć) nie chciałbym widzieć jako mojego znalazcę.
- Jestem Kelsey Arkwright - nazwisko wydawało się zostać bardziej wywarczane niżeli wypowiedziane - i przybywam w interesie tego, komu winnyś spotkanie na wzgląd gościnności, skoro już przybyłeś do tego miejsca.
- Ach, prawa. - Alice kiwnął lekko głową do reszty dochodząc do wysublimowanego spokoju. - Alice McGee. Miło mi Mr Arkwright. Tym bardziej się cieszę, że dane mi jest poznać kogoś… znającego szacownego gospodarza tego miasta.
Alice zrobił kilka powolnych kroków w kierunku Kelseya.
- Od pewnego czasu zastanawiam się jak mógłbym pokłonić się tutejszemu seniorowi nie mając tu kontaktów mogących skierować mnie do niego.
- W takim razie będziesz miał okazję, panie McGee. Mamy nadzieję, że nie ustaliłeś już czasu na jutrzejszy Sylwester?
- Nie, nie ustaliłem. Ten czas lubię spędzać z osobami mi bliskimi. Zamierzałem tedy spędzic go w domu, z mymi dziećmi.
- W takim razie nie sprawi kłopotu fakt, że w tej chwili przekazuję zaproszenie na przyjęcie sylwestrowe organizowane przez twego gospodarza?
- Nie Mr Arkwright, co więcej: czuję się zaszczycony. - Na twarzy Alice pojawiła się ulga, twarz rozjaśnił niewielki uśmiech. - Jeżeli mogę jednak spytać… Jaki on jest? Gospodarz tego miasta, nie będzie w tym czasie jaki do tej pory spędziłem w Portsmouth wypatrywał obrażającej go zwłoki? Nie było to wszak mym zamiarem.
- Wątpię, aby wypatrywał, jest dość… wyrozumiały. Tak, to dobre słowo. - uśmiechnął się do siebie.
- Gdzie zatem mam się udać jutrzejszego wieczora Mr Arkwright?
- Odbędzie się to w Wieżowcu Gunwharf, na Wybrzeżu o tej samej nazwie. Łatwo znaleźć. Zaczną się inni schodzić około ósmej wieczorem.
Malkavian skinął głową.
- To pułapka. - wycedził Deryl.
- To potrzeba ojcze. - Alice nie był przekonany.
Jeszcze raz uważnym wzrokiem obrzucił Kelseya. Jeżeli Łowcy wysyłali takich na wabienie w pułapkę, to pułapki nie były potrzebne.
- Będę o czasie Mr Arkwright - byłbym zobowiązany gdyby do tego czasu przekazał pan wyrazy szacunku. - Zrobił ruch jakby chciał się odwrócić, lecz na razie ukłonił się tylko lekko.
Arkwright skinął głową.
- Będziemy oczekiwać. - rzucił, po czym wykonał trochę sztywny, nieznaczny ukłon i ruszył w stronę, z której przybył.
Malkavian odwrócił się spoglądając na chłopaka na którym się pożywił.
Ot ten jutro nie będzie miał raczej szampańskiego sylwestra. Ale zył.

Wampir nieśpiesznym krokiem odszedł w stronę domu mamrocąc pod nosem.

Czy chcesz, bym poszedł o żebranym chlebie?
Czy chcesz, bym podłą i zbrodniczą ręką
Rozbijał ludzi na wielkim gościńcu?
Bo co mam zrobić, gdy tego nie zrobię?
A tego nie chcę, cokolwiek mnie czeka;
Lecz wolę raczej smutną paść ofiarą
Krwi mej wyrodnej i krwawego brata.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-11-2015 o 01:22.
Leoncoeur jest offline