Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2015, 21:00   #5
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Gaspard często zastanawiał się, dlaczego Bogowie go tak nie lubili i co dzień zsyłali na niego deszcz gówna. Dosłownie, biorąc pod uwagę opróżnianie latryn, jakie ostatnio zlecił mu jeden z przełożonych. Do dziś przykra woń wydobywała się z niego, niczym z końskiego zada. A to tylko jedno z jego wielu, niezwykle ekscytujących zajęć, jakie z niezmiennymi, krzywymi uśmiechami na krzywych mordach, zlecali mu przełożeni. I najmłodszemu Jauffretowi wcale nie podobała się ich mina, kiedy wysyłali go na to zadanie.
- Chyba wolę latryny - sapnął, rozdziawiając usta na przedstawienie jakie zaprezentowali im bandyci. No cóż, na żadnej sztuce teatralnej nigdy nie był, ale tak sobie wyobrażał sceny, kiedy księżniczka zostaje porwana i zabrana do samotnej wieży, strzeżonej przez smoka.
Kurwa, już się domyślam, kto zagra w roli jej wybawców...

Zaś kiedy cała zgraja poczęła zwiewać z panną, a jego nowi kompani rzucać się by ją uratować, on rzekł tylko:
- Baba z wozu koniom lżej. - Najpierw raźno, lecz zaraz skrzywił się pod ciężarem tych słów, kiedy zrozumiał, że obok niego stoi urodziwa elfka. Zaraz jednak ponownie się wyszczerzył. Przecież miał już kobietę i jej krągłości. Co prawda, nie zapowiadało się, by prędko miał ją zobaczyć, ale starał się być przede wszystkim optymistą. Może po tym, jak zabiją już tego smoka, dowódca da mu dzień wolnego. Albo kwadrans na wizytę u niej? Tak. Kwadrans byłby idealny!
Spoglądając na pierwsze kroki swych towarzyszy, Gaspard jedynie podrapał się po śniadej głowie. Zanadto młody to on nie był, ale do starości również było mu daleko. Wiek, powiedzmy, w sam raz do ożenku, który w zasadzie odbył się jakieś pół roku temu.
Kita włosów, związana sznurkiem, spływała mu do łopatek. Brązowe oczy, w których chyba na stałe zagościła kpina, migotały delikatnie. A lekka szczecina, dodawała jego twarzy męskości i charakteru, przez co sprawiał pozory siły i odwagi, tak przynajmniej mówiła mu Lise.

Wybór przed jakim stanął, wydawał się prosty. Popędzić na pomoc rozwrzeszczanej pannie, którą karoca niskich klas wiozła ku nieznanemu, czy starać się wyciągnąć z tarapatów jej ochroniarza? No cóż. Najchętniej to by dokończył piwo i udawał, że nic się nie dzieje, ale z drugiej strony wolał nie ryzykować narażania się ponownie na gniew przełożonych. Po dosyć szybkiej analizie, stwierdził, że będą mieli okazję ratować pannę jeszcze wiele razy, zaś trup to trup, niewiele da się z nim zrobić. Tak więc Revald…
Z Gasparda nie najlepszy był wojak. Dużo bardziej wolał ciąć słowem niż mieczem, jednak siłą jego było zaskoczenie i oszustwo. Ostrożnie okrążył Revalda i skupionych na nim zbójów. Cierpliwie czekał na swój moment, by ostatecznie skoczyć niczym pantera na pierwszego lepszego bandytę i wbić mu miecz między łopatki. Ojciec zapewne nie byłby dumny z jego taktyki, ale Gaspard niezbyt przejmował się opiniami zmarłych.
 
Hazard jest offline