Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2015, 00:49   #6
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Sykowi gazu z puszek służących wandalowi do zdewastowania frontu sklepu odpowiedział podwójny dźwięk zamykanego na pilota samochodu o przyciemnionych szybach, zaparkowanego budynek dalej po drugiej stronie ulicy. Rzecz do przesłyszenia, nawet o tej porze. Mężczyzna, który zamknął samochód pilotem przeszedł na drugą stronę, przestępując przez plamę światła rzucaną na chodnik przy jezdni przez staromiejską latarnię widać było pod połami beżowego prochowca spodnie od garnituru, i również garnitur z krwistoczerwonym krawatem bez fasonu na białej koszuli. Ubiór i uczesanie z przedziałkiem jasnobrązowych włosów wyglądającego może na przedsiębiorce niższego sortu lub jakiegoś urzędnika były może nie ekskluzywne, ale szykowne, ale postawa, krok czy spojrzenie wydawały się nie pasować do takiej pierwszej oceny wizerunku.

Przy akompaniamencie kroków obcasa na chodniku podszedł blisko drzwi sklepu, na froncie których powstawało nowe dzieło sztuki. Zerknął na nie przelotnie i przeniósł wzrok na Brooka.
- Ładny płaszcz. - rzucił Ian do nieznajomego, wpatrując się w niego intensywnie, dłonie chowając w kieszeniach własnego.
Brook spokojnie zerknął na nowo przybyłego, obejrzał go od góry do dołu, po czym wrócił do pracy.
- Dzięki. Ładny garniak i płaszcz.
- Potrzebuje pan pomocy? - zagaił niezobowiązująco Ian, zerkając na moment na powstające dzieło.
- Nie, wydaję mi się, że jestem w stanie utrzymać puszkę w ręce, ale dzięki za ofertę. - Brook spokojnie przyjrzał się jak mu idzie - Masz zamiar mnie powstrzymać?
- Nie wiem, to nie mój sklep. Ale może warto odpuścić i nacieszyć się wieczorem. - elegancki mężczyzna powiedział nonszalancko, ale jego spojrzenie zdradzało mniej luźne podejście.
- Wybacz, ale ten palant tutaj zalazł mi za skórę za bardzo. Więc jeżeli nie masz zamiaru mi przeszkadzać, ani pomagać to podziwiaj widok, albo spadaj.
- Nie jest pan za stary na takie bzdury?
- Hej albo to, albo wyrywam mu drzwi z framugi. Teraz przynajmniej jestem konstruktywny.
- W porządku. - westchnął Ian, wyjmując z kieszeni i rozkładając odznakę policyjną - Proszę o dokumenty.
- Jesteś na służbie glino?
- Jestem na patrolu i jedyne co w tej chwili mogę to interwencje takie jak ta. - Ian złożył odznakę, chowając do kieszeni - Dokumenty proszę. Dzieło będzie musiało poczekać na lepsze czasy.
- Napić się człowiekowi nie dadzą, teraz jeszcze wyżyć się nie wolno. Jestem pewny, że w Stanach daliby mi spokój. - Brook spokojnie zaczął klepać się po kieszeniach - O cholera stary… wiesz zapomniałem dokumentów. Poczekasz tu, a ja skoczę po nie do domu?
- Mam jeszcze parę stałych punktów do objechania, ale mogę podrzucić pana na komisariat. - uprzejmie i z kamienną miną odpowiedział stróż prawa - To nie potrwa długo, a potem nawet podrzucimy do domu po wylegitymowaniu. I pobraniu odcisków. Proszę tędy. - wskazał ręką samochód po drugiej stronie ulicy.

Kiedy obaj odwrócili się w stronę samochodu zobaczyli niskiego czarnowłosego mężczyznę stojącego nieopodal auta, opierającego się o ścianę budynku i przyglądającego dwójce. Widząc, że zwrócili na niego uwagę uśmiechnął się półgębkiem i odezwał:
- To nie będzie konieczne.
Z jakiegoś powodu stróż prawa wydawał się bardzo zaskoczony. Nie poruszył się, ale oczy raz zmrużone na nieznajomym zaczęły badać całą okolicę, jak gdyby spodziewał się że ten nie jest sam i obawiał się go z jakiegoś powodu. Z jakiegoś też powodu zdawał się wykluczać aby mógł to być pomocnik czy czujka Brooka.
- Mogę w czymś panu pomóc? - zapytał służbiście podejrzanego nieznajomego, wychodząc o krok przed nieomal zatrzymanego grafficiarza.
Brook w tym momencie odłożył na ziemię puszkę speju i również spojrzał na nowo przybyłego. Miał nadzieję, że nie będzie musiał wsadzić gliniarza do najbliżeszego kosza na śmieci, aby tam spędził nockę.
- Twierdzę, że nie będzie konieczne zabieranie nigdzie tego pana. - stwierdził nieznajomy - Bo jak sądzę nikt w tym towarzystwie nie chciałby tracić nocy dla dnia.
Brook spojrzał na policjanta i na nowo przybyłego.
- A ojciec mi mówił, że maskarada tylko i wyłącznie pomaga…
Policjant w niemożliwy do pomylenia sposób odwrócił się spojrzeć na Brooka na słowo “Maskarada”. Jego twarz była niemożliwa do odczytania, ale po oczach widać było, że z powodu nieznajomego był gotów szykować się do walki, ale słowa padające z ust wandala po prostu go zaskoczyły. Odsunął się o krok.
- Oczywiście. Wiesz kto to jest? - zapytał, niewątpliwie mając na myśli zawile omijającego temat przybysza - I odsuń się od mojego samochodu, jeśli łaska. - rzucił stanowczo w stronę tego, który zaskoczył ich obydwu.
Nieznajomy tylko uniósł dłonie w ręce poddania się i z tym samym wyrazem twarzy odsunął się trochę od samochodu… Trochę.
- Czego chcesz? - rzeczowo zapytał Ian, podchodząc ospale, ewidentnie do samochodu, od przeciwnej strony jeżeli musiał by nie zbliżać się do czarnowłosego. Obejrzał się raz tylko na wcześniej zatrzymanego wandala w trenczu.
Wandal w trenczu natomiast przyjrzał się jeszcze raz swemu dziełu, stwierdził, że wystarczy jego twórczej ekspresji na jedną noc, podniósł swoje puszki spreju i również spojrzał na nowo przybyłego. Podejrzewał, że będą pytania czemu molestuje śmiertelnych a nie wita się z księciem.
- Jestem tylko posłańcem dobrej woli. Pozwólcie, że zapytam - jakie macie plany na spędzenie Sylwestra?
Ian zatrzymał się przy swoim samochodzie, od strony pasażera. Na zadane pytanie spojrzał na Brooka.
Brook spojrzał na Iana i pokręcił oczami.
- Upić się w trzy dupy i kąpać się nago w lokalnej fontannie. - wypowiedział z sarkazmem - Nie mam większych planów. Poznać miasto może, znaleźć jakiś miły klub i złapać coś ciepłego na ząb? Nie jestem typem, który cieszy się kolorowymi, głośnymi eksplozjami.
- Bo sądzę, że mam lepszą ofertę. - stwierdził nieznajomy - Na spędzenie Sylwestra w lepszej atmosferze. I dopełnienia jednocześnie pewnych obowiązków, jakich nakazuje gościnność.
Funkcjonariusz wyciągnął z kieszeni prochowca srebrną papierośnicę. Otworzył ją, wyjął jednego papierosa i pojemnik wrócił do kieszeni zastąpiony zapalniczką.
- Kontynuuj. - poprosił, gdy w cieniu samochodu na chwilę pojawił się żarzący pomarańczowy punkt na końcu papierosa.
- Jesteście zaproszeni na przyjęcie sylwestrowe u tego, u którego gościcie. Wtedy będzie można też omówić sprawy, które jeszcze nie zostały załatwione.
Brook przez chwilę miał wyraz twarzy mówiący, że nie ma zbytnio pojęcia o czym gada nowo przybyły. Po tej chwili jednak najwyraźniej odpowiednie trybiki zaskoczyły i kiwnął głową.
- A ty dla naszego gospodarza jesteś… kim, że przekazujesz nam to zaproszenie?
- Nazywam się Kendall Radclyffe. Wykonuję wolę waszego gospodarza, jak i robię to od dawna.
- Sprawy… czy jakiekolwiek sprawy poza dopełnieniem Tradycji? - zapytał Ian, z milisekundą wahania w głosie, choć niewidocznego po twarzy.
Z delikatnym hukiem puszki wylądowały w pobliskim koszu na śmieci.
- Więc jesteś jego szeryfem?
- Bynajmniej. - mężczyzna odparł w kierunku Brujaha i zwrócił się do Iana - Dopełnienie Tradycji jest najważniejsze, ale nie trzeba się obawiać tego.
Brook podrapał się po głowie.
- Ech, a chciałem z tym poczekać do nowego roku. Wiadomo książe pewnie ma sporo na głowie w związku z sylwestrem i tak dalej.
- Rozumiem, że we właściwym miejscu i we właściwym czasie poznamy szczegóły. - stróż prawa ujął papieros w lewą dłoń, wypuszczając nieco dymu - Jeżeli przekazałby pan te szczegóły, i jest to jedyny powód… pańskiej wizyty, byłbym zobowiązany.
- Jutro około ósmej wieczorem, w Wieżowcu Gunwharf rozpocznie się przyjęcie sylwestrowe. - odparł krótko mężczyzna.
- W Spinnakerze… - zawahał się Ian, myśląc o charakterystycznym wysokościowcu - Będę tam. - odparł w końcu przenosząc wzrok na chwilę na Brooka nim wrócił do tego, który zaskoczył ich obydwu - Zgaduję też, że nie obowiązują zaproszenia, tylko lista gości…?
- Nie, nie w Spinnakerze. 1 Gunwharf, Wschodni Plac. To drugi co do wysokości wieżowiec w Portmouth, zaraz po Spinnakerze. - poprawił Kendall - Tak, obowiązuje lista gości.
- Z ciekawości zapytam jakież to atrakcje przewiduje przyjęcie? - Brook zaczął rozglądać się czy widać stąd ten wieżowiec.
- Podejrzewam, że jedną z atrakcji będzie na pewno samo dopełnienie Tradycji, czyż nie? Resztę pozostawmy w gestii Księcia i w niedopowiedzeniu. - spojrzał po obu wampirach - Czy czegoś jeszcze chcielibyście się dowiedzieć?
- Spotkamy się tam, panie Radclyffe? - Ian zgasił papierosa i odszedł na dwa kroki by go wyrzucić do pobliskiego śmietnika. Dłonie schował do kieszeni rozpiętego prochowca.
- Jak najbardziej, spotkamy się, będę na miejscu.
- Więc zgaduję, że to by było wszystko. Dziękujemy… za przekazanie zaproszenia. - ostrożnie odparł policjant. Po chwili wahania zapytał jeszcze:
- Potrzeba gdzieś podwieść? Któregokolwiek z was? - obrócił się na poły do Brooka, na poły do graffiti będącego jego dziełem.
- Ja sobie dam radę. Susan chciała odwiedzić port. - mówiąc "Susan" wskazał kciukiem na graffiti - Ale dzięki za ofertę. Spotkamy się na imprezie.
Ian skinął głową, przenosząc spojrzenie na Radclyffe’a.
- Dziękuję, ale nie trzeba. Mam jeszcze sprawy do załatwienia przed jutrem. - skłonił się lekko obu mężczyznom - Będziemy oczekiwać.
- Do jutra więc… - sceptycznie skinął głową funkcjonariusz, ale zatrzymał się spojrzeniem na Brooku. - Łatwiej będzie się nam obu żyło jeśli “Susan” nie będzie tu gdy zajadę patrolem za trzy godziny. Może z półgodzinnym opóźnieniem.
Przycisk z pilota w płaszczu z piknięciem otworzył drzwi samochodu, Ian wyminął Radclyffe’a by wsiąść.
Brook spojrzał na ściąnę pomalowaną graffiti.
- Twoja wola oficerze. Ale co mam z nią zrobić jak już ją wyrwę?
Ian spojrzał tylko Brookowi w oczy sugerując, że nie żartuje. Nie była to groźba, ale jasne że o drobnostkę oba wampiry mogą popaść w konflikt i oficer zrzuca na autora ustąpienie. Wsiadł do samochodu zapalając światła i silnik, by odjechać.
Brook westchnął, spojrzał na Susan.
- Sorry mała, ale nas złapali. Może następnym razem. - ruszył z powrotem do domu po szmatę, wodę i biały sprej na wypadek, gdyby dwie pierwsze nie poskutkowały.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline