...na ekranie pojawiło się zdjęcie książki. Kociak zerknęła przez ramie na wyświetlacz.
- A więc to ta! - wykrzyknęła prosto w Twoje ucho. - Kurcze, strasznie niesympatyczny wolumin, można by rzec nawet: "złośliwa makulatura", czy jakimi tam wyzwiskami się obrzucają te stare tomiszcza... Nieważne. A telefonicznie będzie ciężko. To znaczy do Łysego...
Wyprostowała się, wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić spokojnie. Zaczęła od wytłumaczenia problemy niezborności obu wersji rzeczywistości. Z jej wywodu można było wywnioskować, że "tu" i "tam" są względem siebie jak lustrzane odbicia; co miałoby wytłumaczyć, dlaczego "tu" jest tak bardzo nielogiczne, natomiast "tam" tak bardzo stabilne. Lustrzane odbicia zaś nie potrafią się kontaktować, ponieważ nałożenie ich na siebie je wyklucza, poprzez zniknięcie; co wyklucza zaś sens kontaktu... (Jeśli przestałaś słuchać tych zawiłości to przejdź do następnego akapitu) Będąc przy lustrach wspomniała tylko w parunastu zdaniach na temat pewnych spekulacji: bo jeśli mamy do czynienia z lustrzanym odbiciem, to która strona jest oryginałem? Może obie są odbiciami jakiegoś zupełnie innego (może całkiem wypośrodkowanego) świata? Może oba są jedynie fragmentem olbrzymiej międzywymiarowej matni wypełnionej fantastyczną ilością permutacji... Niestety lustra przypomniały jej o chiralności, co zaowocowało krótkim wykładem na temat "fenomenu dominacji konformacji L-aminokwasów" po obu stronach, co koresponduje z ułożeniem serca po stronie lewej, zarówno u nas, jak i...
(Następny akapit)
Kociak zawiesiła nagle głos. Spojrzała na Ciebie nagle zawilgłymi oczami.
- W końcu i tak byś się dowiedziała... Tak jestem z "tej drugiej" strony, z popieprzonego świata cudów - nastała niezmącona cisza, park jak gdyby opustoszał. - Do Łysego najlepiej wysłać list, u nas poczta działa absurdalnie dobrze... - spróbowała się uśmiechnąć. - Listy żyją własnym życiem, nie trzeba wiele imaginować, by docierały nawet na drugą stronę natychmiastowo - rozgadawszy się wrócił jej dobry nastrój, zaśmiała się nawet nagle. - No i teraz mogę Ci spokojnie wytłumaczyć to "bardzo śmieszne" stwierdzenie: nigdy nie byłam książką... - sarkazm wręcz zaczął się skraplać na źdźbłach trawy, co gdyby wydarzyło się dosłownie zapewne nie zrobiłoby już na Tobie tak wielkiego wrażenia. - Czasami budzisz się rano i jesteś czymś innym, u nas tak się żyje... Wiem to zabawne, ale gdybyś miała cały dzień być na przykład psem, to zmieniłabyś zdanie.
Słuchając Kociaka wyczułaś docierającą do twoich nozdrzy woń "ten specyficzny, lekko gorzkawy posmak, jak dobra kawa". Zerknęłaś na kartkę, która nie zmieniła się w żaden sposób, po czym kierowana impulsem powąchałaś ją. Rysunek zaczął pachnieć książką.
Obserwując Twoje zachowanie Kociak zainteresowała się kartką:
- Nie chcesz chyba jej tu sprowadzić? Na Wasze realia to byłoby jak transportować czołg przy pomocy katapulty... No chyba, że masz jakiś genialny plan, jak nadać chociażby pozory sensu tej czynności.
__________________ Znowu boli (blog)... |