Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2015, 22:28   #6
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Śrubokręt.- mruknął. Młody mężczyzna o dość długich czarnych włosach okalających jego szczupłą wyrazistą twarz pracował nad małym tłokiem.Jego oblicze okryte dość skąpym zarostem wyrażało skupienie. Oczy ukryte za przyciemnianym szkiełkami spoglądały beznamiętnie na leżący przed nim mechanizm. One jedyne były nieludzkie w całym ciele. Każdego oko było kulką żywego metalu, ze żłobieniami wypełnionymi płynnym złotem. Jedyny widoczny dowód, że wywodził się od Primari. Szkarłatny ni to pancerz ni to kamizelka jaką nosił, była zaś dowodem, że pochodzi od Ozdala - Pana Postępu
Socrato, bo to on był właśnie, rozejrzał się dookoła być może w oczekiwaniu na reakcję sługi. Jakiegoś sługi. Ale weweńskiego Megeri nie było.
Gdzieś w głębi umysłu, pojawiła się iskierka myśli, że tak być nie powinno… ale znikła szybko. Dla Socrato ów mało gadatliwy Megeri nie stanowił większego obiektu zainteresowań. Obyczaje jego ludu go nie obchodziły, rozmawianie o naukowych kwestiach natury, czy wreszcie o technologii mijało się z celem. Dzikus wszak by nic nie zrozumiał.
Dla Socrato był tylko obiektem porównawczym, więc póki nie było go z czym porównać. Cóż.. nie był wart uwagi. Zresztą sam Megeri jakoś nie był skory do odzywania się, toteż Socrato dotąd ledwo zauważał jego obecność. W końcu byli w karawanie znacznie ciekawscy rozmówcy. Choćby Shand- medyk, kowal Jaro, Sin i Demi oraz sam Valtus- twórca broni.

- Śrubokręt.- powtórzył i przedmiot wskoczył mu do dłoni. Przy akompaniamencie skrzeku Zezika. Puchacz nastroszył pióra, gdy Socrato mruknął spokojnie.- Tylko mi tu bez takich. Jesteś na diecie. Ostatnio twoja waga wykracza poza normy określone dla twego rodzaju.-
W odpowiedzi ptak nastroszył pióra. A Socrato wrócił do pracy. Ten tłok bowiem wymagał przeróbek, nie działał tak gładko jak powinien. Oczywiście winne było środowisko, ale to była obiektywna trudność. Mechanizmy nie potrafiły się bowiem adaptować do zmiennych warunków, a ten problem wynikał z innych problemów.
Socrato siedział więc w swoim wozie pełniącym też rolę jego mieszkania na ten czas i… trzeba przyznać, że młody Ozdali wydawał się być bałaganiarzem. Metalowe płytki, śrubki, nakrętki, różnego rodzaju zębatki i fragmenty mechanizmów były rozrzucone po całym wozie, gdzie popadnie. Socrato jakoś się tym nie przejmował, czym znacznie się różnił od reszty Ozdali, w większości wyznawców nie tylko postępu, ale i pedantycznego porządku.
- Hmm.. hmmm..- mruczał do siebie przez chwilę kręcąc śrubokrętem i sięgając po inny metalowy przedmiot. Sprawa tłoka była dość absorbująca, przez jakiś czas przynajmniej.
Potem bowiem Socrato zasępił się nad innymi problemami. Skręcił tłok wymieniając jedną część i ruszył do wyjścia z wozu. Część uszczelek, blaszek, zębatek i dźwigni potoczyła się za nimi, przyciągana jakby magnetyczną siłą.
Sam Ozdali zaś podążył w kierunku miejsca w którym znajdował się wóz Shanda, a on sam urzędował sprawdzić czy przypadkiem medyk nie potrzebuje pomocy.

Delikatne światło dobiegało z wnętrza wozu Shanda, a powietrze opuszczające jego drzwi wypełnione było zapachem chemikaliów i ziół. Całą drogę medyk spędził na tworzeniu różnego rodzaju wywarów, które jak twierdził koiły ból, przyspieszały leczenie i naprawę ciała, oczywiście w teorii. Brakowało mu osób, na których mógłby je przetestować.
-Żadnych kłopotów tego ranka?- zapytał Socrato podchodząc do wozu.
- Nie, nie. Udało mi się nawet w końcu wydestylować ten niebieski mech, który pokazałem ci przed wczoraj. - Shand znalazł odrobinę niebieskiego mchu na pograniczu Wiecznego Lasu. Według alchemika miał on mieć kilka leczniczych właściwości - Jak na razie, destylat działa świetnie jako smar.
- To niewątpliwie pomoże w rozwiązaniu tego problemu. Co wiesz jednak o florze za murem? Chyba nie ma tam zbyt wielu roślin. Tam jest chyba tylko pustynia, prawda?- zapytał Socrato i nie poprzestał na tym pytaniu mówiąc do siebie.- Ciekawe jakie rozwiązania w swej budowie wytworzyły tamtejsze organizmy, by chronić się przed suszą.
- Jakąś metodę na przetrzymywanie wilgoci w organizmie… pewnie to samo jest z roślinnością.
- Orientujesz się może, czy Flish bywał za murem?- zmienił temat Socrato.
- Nie wydaję mi się. Jedyna cywilizacja w tamtą stronę wiedzie przez jakiś miesiąc drogi przez pustynię. Tylko Armada zdołała bezpiecznie tam się przedostać, a dzikusy z pustyni nie są chętni do handlowania z nami. Możesz popytać jeżeli coś cię ciekawi.
- Nieee… chyba sobie odpuszczę.- stwierdził po namyśle Socrato i podrapał się po karku.- Jeśli nie jestem ci przydatny, to pójdę zajrzeć do Valtusa i popatrzę nad czym dziś pracuje.
- Dam sobie radę. Uważaj, nasz drogi mistrz nie spał całą noc, może być drażliwy. - czarny dym wydobył się z wozu medyka - Cholera… spaliła mi się kanapka.
Socrato pomachał dłonią na pożegnanie i ruszył do Valtusa, ciekaw czym zajmuje się mistrz, gdy tkwili na tym postoju. Przed nimi wszak był ostatni z bezpiecznych etapów tej drogi, a potem… Valtus z pewnością będzie miał na kim testować swe pomysły.

Progeri stał na zewnątrz swego wozu podskakując wokół jednego ze swych dzieł. Urządzenie wyglądało jak niewielki popychany wózek z masą rur na nim. Valtus właśnie wykorzystywał Moc swojego pochodzenia, aby dospawać kolejną rurkę na szczycie machiny.
Sam wynalazca wyglądał niebywale. Socrato był wstanie dostrzec niektóre elementy jego anatomii, które faktycznie były organiczne. Jego oczy, zęby i język na przykład. Reszta twarzy natomiast stanowiły dziesiątki drobnych, białych, ceramicznych płytek, które doskonale naśladowały mimikę twarzy organicznych Dzieci Siedmiu. Reszta ciała była pokryta szaro-czerwonym płaszczem. Jedynie jego szyja i ręce były widoczne i były wykonane z metalowych rurek. Całe dłonie były wykonane z tego samego materiału co twarz wynalazcy.
- O Socrato, dzień dobry. Bądź tak miły i podaj mi tamtą puszkę z pędzlem co stoi niedaleko ciebie. Puszka wydziela z siebie zapach nafty i wydawała się być pełna.
- Co to będzie o wielki wynalazco?- zapytał Socrato bez nuty sarkazmu w głosie. Wszak rozmawiał z Progeri, najdoskonalszą istotą z jego ludu jaką widział Szkarłatny Szaleniec. Któż mógłby mieć w sobie więcej iskry geniuszu jeśli nie Valtus?*
- Nie mam jeszcze konkretnej nazwy. Tytuł roboczy to "Wyrzutnia… 1,2,3… trzydziestu ognistych strzał na raz". Mechanizm jest dość prosty. Wkładamy strzały z bibułą w otwory tu. - Mistrz Broni wskazał na jeden z końców rurek, przeciwny do tego skierowanego w stronę uchwytów wózka - Następnie namaczamy ten sam koniec naftą, podpalamy, stajemy z tyłu. - Ozdali usytuował się za machiną - Przyzywamy Moc Ozdala, aby zebrać powietrze w naszych rękach i… - Valtus wykonał gwałtowny ruch w stronę machiny, która delikatnie zakołysała się od potężnego podmuchu, który dobiegł od wynalazcy. Tak jak powiedział trzydzieści strzał opuściło drugi wylot rurek i pognało w stronę jednego z wozów solidnie wbijając się w niego - Szlag, zapomniałem o ogniu, ale tak to będzie wyglądało, tylko, że z ogniem.
- Aaacha… tym na murze powinno się spodobać.- zastanowił się Socrato przyglądając się maszynie i mówiąc bez sarkazmu.- Szkoda że za murem jest piasek, a on się nie pali.
- Ale topi i daje szkło. To też ciekawa taktyka… nie potrafisz kontrolować ognia, prawda?
- Nie moja broszka… pracuję nad kinetyką bardziej… zwłaszcza złożoną kinetyką. Trochę moc błyskawic.. ale w dużej miniaturze.- zastanowił się Socrato drapiąc po głowie.- Gwałtowne spalanie, jest zbyt… chaotyczne jak na mój gust. Brak mu finezji i precyzji.
- Ale jest piękne… - Valtus rozmarzył się chwilę - Wybacz, potrzebowałeś czegoś?
- Niezupełnie… właściwie majstrowałem przy pewnym tłoku i miałem… zrobić obejście problemu, ale stwierdziłem że nadmierna komplikacja nie jest rozwiązaniem. I potrzebowałem świeżego podejścia, więc poszedłem do Shanda by sprawdzić co u niego i czy mógłbym mu pomóc. I rozmawialiśmy o florze i… o czym to ja mówiłem?- zaplątał się na moment Socrato.
- Że pracowałeś przy tłoku. - przypomniał Valtus i oparł się o swoje dzieło - Co ma robić tłok w twoim urządzeniu?
- Otóż nic… to nie jest część urządzenia, raczej prototyp ulepszonego ściagacza, właściwie mięśnia ściągającego łopatki… ale ściągacz brzmi krócej. W każdym razie utknąłem na tym problemie i postanowiłem od niego odpocząć i ostatecznie… przyszedłem obejrzeć co ty robisz.- wyjaśnił w końcu potomek Ozdali.
- A tak, ty robisz metalowe zwierzęta… hm… mogę mieć sugestię? - Valtus delikatnie poprawił swój płaszcz.
- No… oczywiście.- rzekł Socrato z grzeczności nie próbując wyjaśniać że nie robi metalowych zwierząt. Zwierzęta przy całej swej złożoności, są pełne niedoskonałości, a on planuje tworzyć maszyny idealne, bez wad i ograniczeń żywej tkanki.
- Moje plecy składają się z systemu rur i płyt. Nie porównywałem swojej anatomii do anatomii organicznej, ale może tam znajdziesz coś co cię zainspiruje?
- Intrygujące… - mruknął Socrato i sięgnął do swej sakwy z której wysunęła się mechaniczna łapka podająca szkicownik i węgiel. Propozycja Valtusa była niezwykle szlachetna i wstyd byłoby z niej nie skorzystać. I zabrał się do rysowania.
Ciało Valtusa składało się z skomplikowanego systemu rur i kabli i różnym poziomie sztywności. Kilka elementów ewidentnie mimikowało istoty organiczne. Na przekład dwie płytki na plecach Ozdali ewidentnie pełniły rolę łopatek. Przy dokładnym spojrzeniu Socrato dostrzegł, że przemieszczanie się ich polega na dużym zespole bolców pod łopatką, który unosi się i opada pod łopatką przesuwając ją.
Było to intrygujące rozwiązanie, toteż Ozdali przyjrzał mu się badawczo i zaczął szybkimi ruchami dłoni tworzyć schemat w swym szkicowniku.
- I jak to się sprawuje? Odczuwasz jakieś ograniczenia wynikające z konstrukcji?- dopytywał się.
- Czasem chciałbym się wygiąć w w sposób w jaki moje ciało najwyraźniej nie jest wstanie bez uszkodzenia. Problem, który jak zauważył organiczne stworzenia są wstanie czasem ominąć. Udało mi się kiedyś wygiąć rękę jakiegoś gagatka do pozycji, która powinna zakończyć pęknięciem kończyny, on tylko krzyknął wyrwał się i miał odczucia bólu przez resztę dnia.
- Elastyczność wiązadeł… jak przypuszczam. I inny rodzaj połączeń, kuliste…- mówił ni to do siebie, ni to Valtusa.
- Mam nadzieję, że jakoś to pomogło. - Valtus ubrał się i spojrzał za Socrato - Hm… wygląda na to, że mistrz karawany się zbiera. Chyba zaraz ruszymy dalej.
- Pomogło, pomogło… tylko muszę to… przemyśleć.- mruknął do siebie Socrato.
- Przemyślanie spraw zawsze pomaga. Ja podchodzę do problemu zawsze z podejściem, że się mylę. Po czym szukam dowodów, że jednak nie. - Valtus się uśmiechnął i zaczął pakować swój wynalazek z powrotem na wóz.
A Socrato w pośpiechu ruszył do swego wozu, wraz z podążającymi za nim małymi metalowymi elementami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline