W tym samym czasie
-
Niestety ale pan Courtez nie przyjmie Cię dzisiaj przyjacielu.- Krzepki krasnolud w zadbanej kolczudze był ponoć dowódcą ochrony posiadłości znanego w Marsember właściciela cechu kamieniarzy i jubilerów.
Markus zasłyszał na miejscowym targowisku, zupełnie przypadkiem o zamożnym kupcu -Vincencie Courtez- który to poszukiwał usług kartografa. Odnalezienie owej posiadłości nie było niczym trudnym, lecz rozmowa z rzeczonym człekiem okazała się chwilowo nie możliwa.
-
Nasz szefu ma chwilowo coś innego, znacznie ważniejszego na głowie, przyjdź za kilka dni.- krasnolud odprawił Markusa z kwitkiem. Trochę zawiedziony kartograf odwrócił się na pięcie i już miał ruszasz w stronę wyjścia do bramy, gdy o mały włos nie zderzył się z dwoma strażnikami miejskimi.
-
Ai ai Gardinie!- powitali krasnoluda.
-
Dowiedzieliście się czegoś?-
-
Na mieście nikt nic nie wie a na wyspach, jak to na wyspach. Nie wielu chce z nami rozmawiać.
Krasnolud wzdychnął głęboko, zdejmując przy okazji hełm z głowy
-
Stary nas zatłucze jeśli nie znajdziemy małej...- zasępił się Gardin.
-
Jeśli jest w mieście to ją znajdziemy a jeśli wyszła po za to będziemy musieli znaleźć kogoś...
-
Ej Ty tam! Kartografie!- Markus usłyszał krzyk brodacza za sobą i odwrócił się szybko. Dowódca ochrony zbliżył się do człowieka i zmrużył oczy, lustrując osobnika od stóp do głów.
-
Kartograf jesteś ta? Masz wzrok sokoła i pamięć jak illithid?- spytał podchwytliwie -
Nie ważne. Chyba będzie dla Ciebie robota. Chodź za mną. - ruszył w stronę domostwa -
A Wy jej szukajcie!- polecił strażnikom po czym wraz z Markusem weszli do domu Courtez. Krasnolud prowadził gościa przytulnym i ładnie zdobionym korytarzem, aż dotarł do izby gdzie na drewnianym stołku siedział wygodnie postawny mężczyzna. Dopiero po chwili Markus dostrzegł iż osobnik jest genasi, istotą w której żyłach płynie krew legendarnych żywiołaków. Stwór był paskudny, lecz dwuręczny miecz, który spoczywał oparty o ścianę, tuż obok osobnika z pewnością świadczył na korzyść nowopoznanego.
-
Ej Grigor. On Ci pomoże.- Genasi odwrócił się nieco ospale w stronę Gardina a chwilę później obrzucił badawczym spojrzeniem człowieka.
-
Zna się na mapach. Spamięta dokładnie gdzie żeście byli i w ogóle.- krasnolud zdawał się na siłę wcisnąć pomoc Grigorowi, albowiem genasi doskonale sam sobie radził z zapamiętywaniem przebytych dróg i poznanych ziem. Mimo wszystko jego milcząca natura, oraz dobrze znane hasło nie mój cyrk nie moje małpy sprawiły, że potomek żywiołaków nawet burknięciem nie skomentował decyzji krasnoluda, które pewnie i tak byłaby niepodważalna.
-
Pamiętasz co mata robić? Dokładnie zbadajcie teren wokół bram, popytajcie każdego kto mógł coś widzieć. Zbadajcie każdy ślad.- wytłumaczył Grigorowi, po czym sięgnął po mieszek ze złotem i wręczył wyznawcy Oghmy.
-
Masz zaliczkę. Kup sobie buty, czy co tam Ci trzeba. Jeśli coś znajdziecie to Vinc na pewno hojnie Cię wynagrodzi.- Brodacz zamknął drzwi pozostawiając nieznajomych samych sobie w dość niezręcznej sytuacji.
~***~
Drzwi do gospody otwarły się bezszelestnie. Właściciel
Mniejszego zła dbał o komfort swoich klientów mimo iż sama gospoda znajdowała się na
wyspach w miejscu przeznaczonym raczej dla osób mniej zamożnych.
Kazrak doskonale znał Gardina. Krasnoludy mieszkające w jednym mieście, z dala od rodzinnych stron zazwyczaj trzymały się razem, spotykały się po pracy, wieczorami w jednym miejscu i podtrzymywały rodzinne tradycje upijania hektolitrów
alle, oraz spalania kilogramów fajkowego ziela.
-
Dobrze Cię widzieć kolego.- Gardin usiadł obok Kazraka, który zdawał się być nieco zdziwiony miejscem spotkania. Kazrak znał swego ziomka już kilka lat, wiedział jaką pełni funkcję u Courtezów, oraz wiedział że z byle powodu tutaj nie jest.
-
Córka Vinca zaginęła. Trza ją odszukać. Stary postawił na nogi wszystkie siły, którymi dysponuje.-
Gardin rozejrzał się i pokręcił głową -
Co? Zastanawiasz się czemu tutaj? Bo zaraz obok jest Tańcząca Elfka, a tam człowiek, który Ci pomoże popytać. Ponoć jest dobry. Bardzo dobry. Nazywa się Shen. Może być nieprzyjemny, ale to profesjonalista i to go przekona - brodacz podał pod stołem rasowemu kuzynowi dwa mieszki z złotem.
-
Jeden dla Ciebie, drugi dla niego. Shen to typ z pod ciemnej gwiazdy. W sumie przesiaduje wolny czas w burdelu, więc czego się po nim spodziewać, ale stary uznał, że i takich trzeba nająć a ja niestety nie mogę się do niego udać. Być może ten skurwiel będzie chciał komuś obić ryj, albo połamać kilka kości żeby się czegoś dowiedzieć, zatem potrzeba mi pośrednika w zatrudnieniu go, a tobie ufam bardziej niż komukolwiek po za murami posiadłości Courtez. Vinc zapłaci za każdą informację, a za konkrety potrójną stawkę. Ruszaj, nie trać czasu.- Gardin wyszedł nie czekając nawet na słowo komentarza ze strony Kazraka.
~***~
Janella maszerowała dziarskim krokiem. Gorący piach pustyni wchodził jej do butów, lecz ona była doskonale do niego przyzwyczajona, ona tu była myśliwym, panią i władczynią. Ona była u siebie. Skwar zenitu nawet w połowie jej tak nie męczył jak męczyłby przeciętnego człowieka, który zawitał w te strony. Maszerowała, zastanawiając się jaki ma obrany cel, dokąd zmierza i nagle zrozumiała, że tak na prawdę nie ma żadnego celu. Kobieta stanęła jak wryta w miejscu patrząc w siną dal. Silny podmuch wiatru poderwał w górę ogromne kłęby piasku, który okrążył Janellę. Kobieta błyskawicznie zasłoniła ramionami twarz. Piaskowa nawałnica trwała kilka sekund a gdy ustąpiła ujrzała przed sobą kilka kupek piasku, jak do tej pory w swoich snach. Piasek jednak za sprawą kolejnego podmuchu wiatru znów zaczął się poruszać. O dziwo trzy kupki nie wtopiły się w otoczenie a połączyły w jedną, wielką kupę.
Janella zbliżyła się nieco i wyciągnęła dłoń w stronę paru dobrych kilu malutkich, żółtych ziaren, kiedy te zaczęły piąć się w górę i formować w coś co po chwili przypominało kształtami ludzką istotę. Stwór miał ręce, nogi, tors i głowę, choć rysów twarzy nie mogła się dopatrzeć. Stała otumaniona widokiem piaskowego golema, który na pięcie odwrócił się i ruszył w stronę zachodzącego słońca. Janella czuła w środku, że to może być rozwiązaniem jej poszukiwań. Prędko ruszyła za nim, lecz on choć zdawał się maszerować tym samym, ospałym krokiem, był coraz dalej. Po chwili zniknął kobiecie z oczu a słońce zaszło za horyzontem pustyni.
Gdy Janella otworzyła oczy poczuła jak krople potu z czoła spływają jej na twarz. Kilka niedopalonych kawałków drewna już tylko się tliło. Niebo szarzało oznajmiając zbliżający się wschód.
"
Najbliższe miasto? Marsember kilkanaście mil na południowy zachód. Najprościej będzie wzdłuż Gwiezdnej Wody aż do samej delty a następnie wzdłuż linii brzegu na zachód." Przypomniała sobie słowa kupca, który podróżował na północ wraz z osiołkiem obładowanym worami z towarem i młodzieńcem towarzyszącym mu w wędrówce.