Wysoki, opalony mężczyzna, który stanął w drzwiach 'Trójnogiego Psa', nawet pasował do tłumu, który zwykle zbierał się w tej popularnej portowej tawernie - miejscu spotkań tak marynarskiej braci, jak i poszukiwaczy przygód wszelakiej maści. Opalona twarz, przecinająca policzek blizna, ciut znoszone ubranie podróżne - wyglądem zdecydowanie nie odbiegał pozostałych.
Thazar w ostatniej chwili uniknął zderzenia z półelfką, niosącą stos pełnych piwa kufli, ominął chwiejącego sie na nogach matrosa, który nie potrafił się zdecydować, czy iść do wyjścia, czy zostać i pić dalej, po czym dotarł do kontuaru, za którym królował potężnie zbudowany Otto zwany Małym.
- Gdzie znajdę Tajgę? - spytał Thazar.
- Tam - ze znaczącym uśmiechem Mały wskazał Thazarowi w głąb lokalu. Mag nie od razu dostrzegł dziewczynę; pewnie dlatego, że wyobrażał ją sobie nieco inaczej. To, że jej drobna postać ginęła w objęciach muskularnego marynarza również mogło być powodem. Wielka, pełna odcisków łapa zaplatała się w długie, rozczochrane blond włosy domniemanej Tajgi, a druga wsunęła się pod rozchełstaną tunikę. Dziewczynie najwyraźniej odpowiadały te niedźwiedzie awanse, gdyż jej dźwięczny chichot słychać było nawet mimo panującego w Psie gwaru.
- Trzy piwa do tamtego stolika - powiedział, Thazar, co Mały skwitował pełnym wątpliwości skrzywieniem.
Po chwili mag, poprzedzony trzema pełnymi po brzegi kuflami, znalazł się przy stoliku.
- Thazar... - W głosie matrosa można było dostrzec umiarkowany entuzjazm.
- Czyżbyś żałował, że mnie wyrwałeś z paszczy rekina? - Uśmiechnął się mag. - Nie przeszkadzałbym ci, ale pan Vincent mnie przysłał, bym odszukał Tajgę - wyjaśnił. |