Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2016, 16:32   #10
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
W ciemnym pokoju o kamiennych ścianach rozlegały się podniesione głosy.
- Daj spokój Nidrim! Po co ci to? Zająłbyś się czymś pożyteczniejszym.
- Tak? A czym niby? Co? - odwarknął mu młody gnom. - No słucham!
Zormar III załamał ręce i pokręcił głową. Nie mógł zdzierżyć swojego syna, który wymyślił sobie, że zostanie wielkim wojownikiem, strategiem i Garl raczy wiedzieć kim jeszcze.
- Nie wiem... No... O! Alchemikiem możesz zostać! Albo... Albo inżynierem! - zaproponował wreszcie.
- I co niby? Mam mosty budować, albo robić mikstury na czyraki, albo inną sraczke? Jeszcze czego! - Nidrim ze złości, aż strącił część broni ze stołu. - Nie zmienię zdania! - rzucił zatrzaskując za sobą drzwi.
- Co ja mam z tym moim przeklętym synem! Wojaczki mu się zachciało! Phi! - mamrotał pod nosem Zormar III. Kopnął leżący na podłodze topór i wyszedł.

***

- Nidrim zniknął! - Petunia wpadła do pokoju męża, który próbował odreagować kłótnię z synem przeglądając swoją kolekcję doskonale oszlifowanych kamieni.
-Nie... - nie mógł uwierzyć w to co słyszy. - Czyżby on... Na wszystkie czarty otchłani! - zerwał się i popędził najpierw na korytarz, a potem do tunelu. Była to najszybsza droga na powierzchnię. Wreszcie dotarł do celu, gdzie zobaczył już swojego brata Biunena. Stał on spokojnie z uśmiechem na twarzy. Zormar nie przyglądał się mu tylko zaczął wyglądać swojego syna na zboczu.
- Nidrim! Nidrim! - zaczął krzyczeć, aż w pewnej chwili dostrzegł ciemną plamę daleko w dole. - Niech no ja cię tylko...
- Zostaw go. Niech idzie. - powiedział spokojnym głosem Biunen.
- Oszalałeś?! Wiem, że mój syn to idiota, ale nie pozwolę na to by umarł w jakiejś głuszy, albo zadźgany przez jakąś poczwarę!
- Poradzi sobie. - odpowiedział mu Biunen, po czym spojrzał w oczy. - Ty sobie poradziłeś, gdy rzuciłeś wszystko i ruszyłeś w świat.
- To było co innego!
- Wcale nie. Nidrim sobie świetnie poradzi. Jest zaradny jak Petunia i uparty jak ty.
Zormar szukał wzrokiem sylwetki swojego syna, lecz nikogo nie dostrzegł na zboczu. Ze złością kopną najbliższy kamień. Westchnął ciężko i znów zaczął wpatrywać się w zbocze.
-Obyś miał rację.

***

Nidrim jadł sobie spokojnie średnio upieczonego kurczaka, gdy w progu gospody pojawiła się jakaś dziewczyna o srebrnych włosach ubrana w płaszcz. Dostrzegł jak wodzi po zebranych wzrokiem i jak zobaczywszy go zatrzymuje go na nim. Nie podeszła jednak bliżej, lecz stała przy wejściu, aż nie skończył posiłku. Podeszła wreszcie, gdy na talerzu zostały tylko obgryzione kostki nie za dobrze przygotowanego ptaka.

Teraz mogła mu się lepiej przyjrzeć. Widział bowiem jak będąc przy wejściu zerkała na kolejne części jego ekwipunku. Zerknęła przynajmniej raz na buzdygan leżący przy talerzu, który to nosił ślady użytkowania, a świadczyła o tym wytarta rękojeść oraz stępione narożniki na bijaku. Włócznię specjalnie tak postawił, by mieć ją w zasięgu ręki. Zapewniało to dwie rzeczy. Pierwszą był fakt, że w razie czego mógł ją złapać. Do tego miała świadczyć w pewnym stopniu o tym, kto zasiada przy stoliku.

Na koniec przyglądała się jemu samemu. Odziany był w skórzany pancerz złożony z utwardzonych płatów skóry, które dobrze chroniły przed większością broni, a do tego również w dużej mierze przed deszczem. Lewy bark odznaczał się rogatym naramiennikiem, który poza podstawowym zadaniem, miał również nadawać mu groźniejszego wyglądu. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, że większość walk wygrywa się w głowie przeciwnika, aniżeli na udeptanej ziemi. Ogólnie rzecz biorąc kompozycja zbroi i broni wokoło miały za zadanie wywrzeć presję na psychice ewentualnego przeciwnika.

Wysłuchał w spokoju jej słów, przy okazji samemu oglądając ją. Miała niecodzienną urodę. Nie chodziło o sam kolor włosów oraz oczu, ale o całą kompozycję urody jako taką. Mógłby się założyć, że albo ona sama, albo jakiś jej przodek miał sporo wspólnego z magią. Sam pamięta historię wujka, który spędzanie całych godzin w otoczeniu zaklęć i magii miał rubinowe włosy. Cóż z tego, że następnego dnia mu wszystkie wypadły, skoro zaraz wyczarował sobie nowe, tym razem z metalu. Szkoda, że umarł do zatrucia rtęcią. Pomyślał sobie w pewnej chwili, lecz skupił znów na słowach dziewczyny. Wzrok przyciągała broszka spinająca płaszcz. Srebro i ametyst. Ciekawe połączenie. Na szyi dostrzegł czyiś wizerunek wyryty w drewnie. Zdawało mu się, że kojarzy skądś go, lecz nie wiedział skąd. Być może potem sobie przypomni, lecz tymczasem dziewczyna skończyła mówić.

- Vincentowi zaginęła córka? - to było coś nowego. Przywykł do tego, że dostawał zlecenia ochrony karawan, czy robienia za straż przyboczną, czy coś w ten deseń, lecz nigdy jeszcze nie musiał szukać zaginionych dziewczynek. W normalnych okolicznościach wstrzymałby się z przyjęciem propozycji, lecz znał trochę Vincenta i wiedział, że raczej nie poskąpi z wynagrodzeniem. Wiedział, że można mu ufać w tych sprawach.
- Dobrze, zgadzam się. - przyjął propozycję biorąc mieszek. - Biorę co moje i idziemy.

Od razu zabrał się za zakładanie osłon na przedramiona, a potem zebrał swoją broń. Założył kołczan na plecy razem z łukiem, buzdygan trafił na swoje miejsce przy pasie. Tarczę ujął za uchwyt w lewą dłoń, a na koniec prawą chwycił włócznię i oparłszy ją sobie na ramieniu ruszył ku wyjściu.
- Przy okazji. Nie mów mi per "pan". Jestem Nidrim i mam dopiero 43 lata na Arvoreena! Pamiętaj, na szacunek trzeba sobie najpierw zapracować i zasłużyć. - rzekł do niej zanim jeszcze wyszli.

- To powiedz teraz coś o tej córce Vincenta. Jak jej tam było? Marie? Tak? No to mów... - kontynuował, gdy zamknęły się za nimi drzwi gospody.
- Tak, Marie - odpowiedziała Athea, kiedy ruszyli przez port na obrzeża miasta.
- Skończyła jedenaście wiosen. Jest szczupła, średniego wzrostu. Ma piwne oczy i włosy kasztanowe jak Vincent.
Choć kapłanka była zmartwiona, nie mogła nie uśmiechnąć się, gdy wspominała o dziewczynce. W końcu była dla niej jak młodsza siostra.
- Żadnych znaków szczególnych. Uwielbia jazdę konno i strzelanie z łuku, więc niespecjalnie paraduje w sukienkach i wstążeczkach.
To ostatnie również je łączyło. Athea także nie odczuwała potrzeby strojenia się w te wszystkie babskie fatałaszki, a smocza brosza była jedyną ozdobą, jaką nosiła. Choć jej łuskowa zbroja była czysta i zadbana - wstyd przyznać, że poza sporadyczną nauką władania bronią nieużywana - nie miała żadnych dodatkowych ozdób czy upiększeń. Podobnie zresztą jak ciężki buzdygan czy drewniana tarcza, które miała ze sobą.
- Prawdopodobnie nie była sama. Zaginęła również Laura Benitez. Dziewczynki znały się i przyjaźniły. Jeśli zniknęły obie, to prawdopodobnie razem. Do tej pory nie doszło do nas... znaczy do Vincenta... pana Vincenta - poprawiła się pospiesznie. - Pan Vincent nie otrzymał żądania okupu. Wydaje się więc, że nie było to porwanie. Mam nadzieję, że po prostu gdzieś się zgubiły...
Athea nie potrafiła przyznać na głos, że byłoby to dziwne. Zawierzyła los dziewczynki Uśmiechniętej Pani i wierzyła, że znajdzie się cała i zdrowa.
- Rozejrzyjmy się więc - powiedziała Athea, gdy minęli już ostatnie zabudowania portowe i ruszyli brzegiem plaży, kierując się w głąb lądu.
Nidrim słuchał jej uważnie. Wiedział bowiem, że nie może sobie pozwolić na brak koncentracji, czy skupienia zarówno podczas walki, jak i poza nią. Albo ktoś naprawdę, chce kimś być, albo tylko udaje. Dlatego też trzeba działać zdecydowanie, pewnie oraz być zawsze czujnym. Przeciwnik, czy zły los nigdy nie śpi, tak więc nie można dać się im zaskoczyć, a przy tym zaskoczyć ich swoim przygotowaniem. Tak naucza Arvoreen.
Opis dziewczynki był prosty, lecz jednocześnie na tyle dokładny, by szybko można było kogoś takiego dostrzec. Co oczywiście może nie być łatwe w tłumie na ulicy, lecz już znacznie prostsze poza miastem. Fakt, że dziewczyna potrafiła jeździć konno skłaniał do tego, by zapytać o zniknięcie konia ze stajni, lecz biorąc pod uwagę to, że poszukiwania były prowadzone, prawdopodobnie, w niedużej odległości od miasta skłaniał do stwierdzenia, że jednak wszystkie konie były na swoim miejscu.

W międzyczasie Nidrim dostrzegł, że dziewczyna ma pod płaszczem zbroję. Zawdzięczał to po trochu szczęściu oraz swojemu dobremu słuchowi, gdyż w rytm jej kroków odzywały się metalowe płytki. Można było więc wysunąć wniosek, że dziewczyna zna już życie i wie, że świat jej niebezpiecznym miejscem. I, że trzeba być przygotowanym na ewentualne niebezpieczeństwo.
- Znałaś ją osobiście? Mogła coś nieświadomie powiedzieć, czy zrobić, co powiedziałoby nam, czy czasem sama nie postanowiła uciec z domu? - postanowił drążyć temat dziewczynki.

- Tak, znałam ją osobiście - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. - Można powiedzieć, że poniekąd wychowałyśmy się razem. Jest dla mnie jak młodsza siostra.
Następnie dziewczyna umilkła na chwilę, usiłując przypomnieć sobie cokolwiek przydatnego. Wydarzenia ostatnich dni obracała już wielokrotnie w głowie. Ale kto wie, może mimo wszystko przeoczyła coś ważnego… W końcu zmarszczyła lekko brwi i pokręciła powoli głową.
- Nie przypominam sobie nic takiego. Być może był to jakiś poryw chwili. Muszę jednak pamiętać, żeby zapytać o to Thazara - powiedziała, odnotowując sobie ten punkt w pamięci. - Uwielbiała spędzać z nim czas. Thazar pracuje dla Vincenta i mieszka w posiadłości, jest początkującym magiem - szybko wyjaśniła pokrótce, kogo miała na myśli.

- Szkoda. Byłoby to przydatne. - podsumował z lekkim zawodem gnom. Nie tracił jednak rezonu i zapału do nowego zadania. Wszakże im większe trudności się pokona, tym więcej się nauczy, a przy tym i zarobi. Popsuła to jednak wzmianka o magu. Twarz mu się zmieniła, wykrzywiona przez chwilowy grymas niesmaku. Pod nosem wypowiedział jakieś słowo, po czym splunął. Kroczył chwilę w milczeniu, po czym rzekł do dziewczyny:
- Przeszukajmy to miejsce - słowa te wypowiedział jeszcze z cieniem frustracji i złości w głosie.
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 13-01-2016 o 18:30.
Zormar jest offline