Pan Ryszard ubrany w swój płaszcz bimbrowego czarownika targał na plecach wór wypełniony flaszkami i puszkami. Tak jak Mirosław pozbierał po mieszkaniu rzeczy na wymianę handlową. Miał wciśniętą na głowę wełnianą czapkę. Patrzył na Mirka dość srogo, lecz zaraz się rozpogodził.
- No i świetnie. Za ten towar kupimy żarcie i flaszki, a potem się pierdolimy na strych do Złomoklety. Będzie nam potrzebny. - uniósł dłoń i potrząsnął nią w bliżej nieokreślonym geście - Powiedz mi Mirek... słyszałeś kiedyś o pewnym gnoju o nazwisku Krakowski Tymoteusz? |