Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2016, 14:35   #12
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Uśmiechnął się tylko do siebie, gdy usłyszał walenie w drzwi pokojów oraz szorstki, tubalny głos Mounta nawołujący do pobudki. Wcale nie współczuł tym, którzy zabalowali na imprezie integracyjnej, w końcu każdy miał swój rozum i wiedział, co dla niego najlepsze. Sam był już na nogach od dwudziestu pięciu minut i pozwolił sobie tylko na dwa przypomnienia zegarka o pobudce, nim dźwignął się z wyra i ubrał.

Mając chwilę, ogarnął plecak, sprawdzając, czy wszystko jest dobrze popakowane i czy parakord odpowiednio trzyma, a potem chwycił za telefon i napisał sms-a do Shelby, że jest już na nogach i że o ósmej wyruszają na szlak. Dziewczyna na pewno jeszcze spała (spanie to było coś, w czym miała czarny pas), ale na pewno miło jej się zrobi, gdy w końcu odbierze wiadomość. Mając jeszcze godzinę do śniadania, pozwolił sobie na nieforsowną przebieżkę po okolicy, ale nie oddalał się zbytnio od ośrodka.

Gdy w końcu spotkali się na wspólnym posiłku, niektórzy wyglądali na mocno wczorajszych, ale Connor nie komentował. Nałożył sobie kopiec jajecznicy na talerz, do tego parę naleśników oraz dwa skrzydełka kurczaka w panierce. Do całości posiłku standardowo doszła woda - mógł co prawda napić się kawy bez cukru, która przyspieszała metabolizm, ale zdawał sobie sprawę, że dzisiaj jego metabolizm i tak będzie pracował na najwyższych możliwych obrotach, więc pozostał przy mineralce. Zresztą, Mount również omieszkał o tym wspomnieć.


W końcu znaleźli się na przystani, gdzie dowiedział się, że będzie pływał z Nicholasem, jeśli dobrze zapamiętał jego imię. Na oko jego partner nie wyglądał na zaprawionego w bojach survivalowca, ale w końcu nie należało oceniać książki po okładce. Najpewniej Mount wiedział, co robi, a Mayfield nie oponował.
- Masz doświadczenie z kajakami? Bywałeś już na takich spływach? - Zapytał Nicholasa, zakładając kamizelkę oraz kask i regulując jego paski, by głowa była dobrze zabezpieczona.
Wymienili kilka zdań, po czym wpakowali się do kajaka, a Connor przy okazji wcisnął swój plecak w wolną przstrzeń, upewniając się, że ten nie chybocze się na żadną stronę. Wellex rzucił kilka ostatnich wskazówek dla tych, którzy mieliby nie nadążyć z rytmem spływu i wypłynęli.

Pogoda dopisywała, a przez pierwsze dwie godziny wiosłowali przez jezioro i rzekę. Było spokojnie, więc oprócz baczenia na to, co dzieje się na wodzie, Connor raczył wzrok fantastycznymi widokami. Dopiero później zrobiło się nieco ciekawiej, gdy nurt stał się bardziej rwący i niektórzy pozaliczali niegroźne wywortki. Strażak siedzący na przedzie kajaka zdawał sobie sprawę, że to dopiero rozgrzewka przed tym, co będzie na nich czekać dalej i cieszył się, czując pracujące mięśnie ramion, barków i pleców. To był specyficzny rodzaj radości, gdy podejmowany wysiłek sprawiał ci przyjemność i powodował, że nastrój dostawał konkretnego kopa serotoninowego. Przebijali się przez rwącą rzekę aż do południa, gdzie Mount zarządził odpoczynek. Mayfield właściwie nie zdążył się nawet dobrze rozgrzać, ale wiedział, że pozostałym taki przystanek może się przydać na zregenerowanie sił. Zwłaszcza nie chciał być w skórze tych, którzy wczoraj popili. Poleżał trochę na kamieniach, wpatrując się w niebo i zajadając batona proteinowego, jednocześnie przysłuchując rozmowom towarzyszy. Ucieszył się, gdy po zwodowaniu kajaków Mount oświadczył im, że za godzinę zmierzą się z pierwszym wodospadem. Mały, czy nie mały, w końcu miało zacząć dziać się coś konkretniejszego.


I się działo. Nurt rzeki przyspieszał, stawał się bardziej zdradziecki i trzeba się było trochę namachać wiosłami, by nie wpaść na jakąś skałę, albo wywrócić. Wybijali się w powietrze, by z powrotem opadać, rozbryzgując fale, nabierali prędkości, a Connor czuł się szczęśliwy jak nigdy ostatnio. Z każdą kolejną chwilą nieposkromiony żywioł napędzał go i nakręcał coraz bardziej, a mięśnie - napięte jak postronki - przyjemnie paliły bólem, gdy wykonywał kolejne manewry kajakiem. Nie wiedział, czy Nicholas bawi się równie dobrze, czy już zdążył popuścić, ale w sumie mało go to obchodziło - najważniejsze, że on był w swoim żywiole. Po chwili dopłynęli w końcu do wodospadu, z którym mieli się zmierzyć.


- WHOOO-HOOOO!!!! KOOOWAAABUNGAAAA!!! - Wykrzyczał wesoło Mayfield, gdy po prostu... runęli w dół.
Kajak uderzył z impetem w spienioną wodę i Connor z Nickiem musieli się nieco "nagimnastykować", by utrzymać łódkę w odpowiedniej pozycji. Nie wszystkim się to udało, ale obaj panowie nie mieli za bardzo jak zawrócić, by wspomóc Arisę i tego drugiego, którego imienia nie zapamiętał. Na szczęście Mount był na posterunku. Gdy wypłynęli na nieco spokojniejsze wody, Connor odwrócił głowę i szczerząc się jak dziecko rzucił do Nicholasa.
- To było mega, nie. - Bardziej w formie stwierdzenia, niż pytania, a potem wrócił do oglądania okolicy.
Póki co był zadowolony, jednak oczywiście liczył, że im dalej będą się posuwać, tym wzrośnie handicap wyprawy. Chciał się zmierzyć ze swoimi słabościami i sprawdzić, ile jego wysportowane ciało jest w stanie wytrzymać. Tylko taki reset pozwoli mu wrócić do pracy z nowymi siłami - dziwnie brzmiało, ale tak właśnie funkcjonował Mayfield. Wciąż czuł się bardzo dobrze, choć po niektórych widać było, że z chęcią zakończyliby tę zabawę już pierwszego dnia.

Wellex chyba też to zauważył, bo w końcu przybili do kamienistego brzegu, by się zatrzymać. Wyrzucenie sprzętu na ląd oznaczało tylko jedno - mieli tu przenocować. Connor bez zbędnych słów chwycił za spakowany namiot i skinął głową na Nicka, by ten mu pomógł z rozbiciem. Znalazł odpowiednie miejsce nieopodal, a po wypakowaniu przejrzał instrukcję - trafił im się namiot z podwójną warstwą materiału, zatem i na tym polu organizator wycieczki nie zawiódł. Strażak miał już doświadczenie z namiotami, więc najpierw oczyścił miejsce, w którym rzeczony miał stanąć z kamieni o ostrych krawędziach, które mogłyby zniszczyć podłogę namiotu, a potem zabrali się za jego rozstawianie. W międzyczasie pilnował, by odciągi nie były nadmiernie napięte oraz sprawdzał poprawność rozstawienia namiotu pod kątem zachowania właściwego dystansu pomiędzy sypialnią a tropikiem. Niedługo później ich nocne schronienie stanęło w obozowisku jako jedno z pierwszych.


Wrzucił plecak do środka, starając się, by nie napinał ścianek namiotu, a gdy usłyszał od Mounta pytanie o to, kto bierze się za gotowanie, uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej i pokręcił głową.
- Na mnie nie liczcie, pewnie nawet wodę na herbatę bym przypalił. - Uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał na nawis, który wskazał palcem ich koordynator.
Wciąż miał jeszcze w sobie sporo energii, więc szybko się zdecydował na odwiedzenie tego miejsca.
- Idę się trochę powspinać, ktoś chce się zabrać? - Zapytał, poczekał na reakcję otoczenia, po czym spokojnym, marszowym krokiem skierował się w stronę skałek. Ponapawa się trochę widokami, o które ciężko było w Stillwater, a potem wróci na obiad. Tak, to był dobry plan.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline