Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2016, 16:10   #14
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



~ Coo... To juużż? Dopiero co sie położyłem przecież... I po grzyba on sie tak drze jakby ktoś zaspał czy co... ~ walenie pięścią w drzwi i wrzaski jakie Frank kojarzył z filmów o armi i ich sierżantach zdecydowanie nie były jego najsympatyczniejszą metoda pobódki. Rozgrzane przez noc wygodne łóżeczko zdawało się w tej chwili najcudowniejszą rzeczą na świecie. Po cholerę to wyłażić w ten ciemny, mokry, zimny świat poza nim? Pozwolił sobie na chwilę takich dumań. Jak co rano. Choć co rano jeszcze spał o tej porze. Chyba, że był kocioł w tv to bywało różnie. Czasem mogli go już wzywać o tej porze a czasem jeszcze był w robocie. Dobrze, że takie numery nie zdarzały się zbyt często.

Kto wie, może i by znów zasnął ale swoje dołożył budzik w telefonie. Spojrzał na niego nieprzyjemnym wzrokiem ale głupia maszyna była uodporniona na takie spojrzenia i dzwoniła dalej. Jak co rano. Mimo to każdego nastepnego rano Frank uparcie próbował tej sztuczki. Chcieć to móc no nie? Kto wie, może byłby pierwszym na świecie człowiekiem który umie uciszać budziki w telefonach spojrzeniem? Miałby własne show albo rpogram no i zarobiłby miliony, kupił sobie willę gdzieś w jakimś fajnym miejscu i do tego odpowiedni zestaw samochodowo - laskowy i byłby gicior. Telefon jednak uparcie mu udowadniał, że do tego mitycznego levelu gaszenia go wzrokiem jeszcze Frank nie doewoluował. Jak co rano. Jackson więc westchnął ciężko i ostatecznie załatwił sprawę ręcznie odrzucając ciepłą kołderkę i wstając wreszcie z łóżka.

---


Choć właściwie gdy już na serio otworzył oczy to jednak i znikło całe rozleniwienie zastąpione przez ekscytację i podniecenie nadciągającą przygodą. Przecież tyle na to czekał! I sprawdzał tyle ofert i prospektów i w końcu zamówił już sobie termin, miejsce, załatwił wolne no i tak jeszcze tyle się naczekał. No ale wreszcie tu był! Tak to mu zdecydowanie pprawiło humor i ubierał a potem zbierał się już całkiem raźno.

Na śniadaniu sobie nie żałował. Obżarł się aż poczuł się pełny. Było tyle dań, że nawet jak nabrał po trochu tego czy tamtego to i tak się naszamał do oporu. Musiał przyznać, że ich przewodnik w sumie nie był taki zły już później. Frank uważał, że przesadził z tą sierżancką pobudką no ale kto wie, może taki klimat i tradycje tu maja czy kolo ma taki styl. W kazdym razie gdy już weszcie znaleźli się na molo, potem w kajakach i w końcu wyruszyli zaczął się przyzwyczajac do tego faceta. Jego pewność siebie i żartobliwa szorstkość dodawały otuchy.

---


Okazało się, że jest w kajakowej parze z John'em czyli łysym brodaczem o posturze boksera. - Słuchaj John, bardzo by ci przeszkadzało jakbym płynął z przodu? Wiesz mam aparat i chciałbym pocykać parę fotek. - spytał go gdy już szykowali swój kajak ale jeszcze nie było jasne gdzie kto siądzie. Gdyby nie zdjęcia wcale by mu nie zależało na tym z której strony ale do zdjęć lepsze widoki miałby z przodu. Choć na jakieś specjalne udry na samym początku wyprawy nie miał ochoty, z tylnego miejsca też by nacykał swietne fotki.

- Hej, słuchajcie... Może nim ruszymy na szlak i wszyscy jesteśmy tacy czyści i cali to sobie cykniemy razem fotkę co? - rzucił w tłumek zbierający się przy kajakach. Wiedział, że takie zbiorcze fotki nawet już po zakończeniu przygody czy imprezy prawie od razu zmieniają sie w fajne pamiątki. A po latach to już w ogóle. Data, podpisy, opisy, jakieś zabawne uwagi i już był klimat i wracały wspomnienia. A potem to akurat na tego typu imprezach integracyjnych mogło być różnie z tym kompletem. Zgadywał, że nazwa trasy z łamaniem w centrum to tak nie tylko chwyt marketingowy.

---


Ruszyli z samego rańca. Okazało się, że wedle ordynku zarządzanego przez Mount'a ich kajak płynął mniej więcej w środku. Na drogę schował swój "profeszynal" aparat do wodoodpornego pokrowca a zmienił na mniejszy, poręczniejszy który może nie miał takiego multispektrum robienia fotek jak większa maszyna ale za to był wodoodporny.

Tak naprawdę jednak okazję do cyknięcia fotki miał tylko na początku trasy. Potem jak się zaczęły te ciekawsze przeprawy miał i głowę i ręce zajętą pokonywaniem spienionej wody. Podobało mu się jak jasna cholera! Rzeka wierzgała wodnym pojazdem na wszystkie możliwe strony. Zachowywała się jak znarowiony koń na rodeo próbujący zrzucić swojego jeźdźca. Adrenalina buzowała mu w żyłach gdy pokonywali zakręt za zakrętem, raz szybciej, raz wolniej aż w końcy dotarli do kulminacji w postaci pierwszego wodospadu. Zbliżajacy sie co raz bardziej huk wzmagający instynktowny niepokój przed niebezpieczeństwem, bicie serca które jakoś idiotycznie dało znak o swoim istnieniu, moment wahania czy ten tysiąckrotnie sprawdzony sprzet tym razem też zadziała a potem ta specyficzna świadomość, że nie ma już odwrotu nawet jakby się chciało jeszcze wycofać. Ale nie chciał. Pruł wodę wiosłem sadząc prosto w przepać. Już widział w oddali i poniżej spokojniejszą, cichą wodę ale tu gdzie byli jeszcze huczała i rozbryzgiwała, białą kipiela na wszystkie strony. Już dziób kajaku wystawał przez moment w powietrzu, potem jakby balansował aż wreszcie zaczął spadać w dół. Poczuł ten specyficzny nacisk w żołądku gdy spadali zupełnie jak na huśtawce czy windzie ekspresowej. Widział jak kipiel pod wodospadem zbliża się prąc na zderzenie czołowe a potem na moment wszystko zniko w tej białej kipieli zasłaniając wszystko. Równie nagle wypłynęli z niej cało już na dole, na tej dziwnie spokojnej wodzie zostawiajac z kazdym metrem kipiel i huk za sobą.

- Jeeaaahh!!! - wrzasnął na całe gardło Frank gdy wyszli cało z tego rzecznego chrztu na tym szlaku. Uwielbiał to. Własnie po to tu przyjechał. I po to w ogóle jeździł w takie miejsca. By poczuć to co przed chwilą. Zmierzyć się z przeciwnościami, własnymi obawami i pokonać je. Satysfakcja była odpowiednio proporcjonalna do skali trudności. W takich chwilach mógł się czuć lepszy od mięczaków którzy siedzieli w domach i biurach nie majac jaj i samozaparcia by choćby raz w życiu spróbować czegoś takiego.

---


- Zdjęcia? To ja bym się też przeszedł. - zgłosił się do spaceru na wskazane wzgórze. Widać je było stąd czyli z niego widać by było i miejsce postoju. A pewnie i wiele więcej. Powinna być kozacka panorama wokół, może nawet gdzieś by w oddali złapał ich ośrodek albo dalszy bieg rzeki która mieli podróżować. Tak, powinno byc kozacko. Tak na oko podejście nie wyglądało na zbyt trudne ani nie było zbyt daleko. Wierzył, że powinien dać radę i nie wyjść na mięczaka. Na poczatek miał już parę świetnych fotek, teraz po drodze przejżał i stwierzuł, że się szykuje swietny materiał na fotorelację z tego spływu. Byli już na suchym lądzie więc zabrał ze sobą "profeszynala". Widział, że ten Connor też chciał iść to we dwóch byłoby raźniej. A w takiej dziczy to z tego co się orientował to samemu się chyba było lepiej nie szwendać. Jakby coś zlazło za długo i by po ciemności wracać trzeba było miał ze sobą latarkę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline