John Smith - napakowany burak
Smith był zmordowany jak przysłowiowy koń po westernie. Jednak nie miał zamiaru z tego powodu narzekać. Wręcz przeciwnie, był uśmiechnięty i wyglądał na zadowolonego, chociaż reszta ekipy mogła zauważyć, że pod tym uśmiechem, kryje się ogromna chęć rzucenia się na plażę i nie wstawania przez pół dnia. Z drugiej strony poziom adrenaliny i testosteronu wywołany spływem była tak silny, że miał ochotę na jeszcze więcej. Widoki były przepiękne, w głębi duszy cieszył się, że może podziwiać nieopisane piękno otaczającej ich przyrody, a nie opasłe mordy i krzywe ryje klientów, którym na co dzień musiał zapewniać ochronę.
Kiedy już dopłyneli do tymczasowego celu swojej podróży John podszedł do nieco marudnego Franka i poklepał go swoją wielką łapą po plecach. - Nie musisz się tak cykać... Jeśli pojawi się tu jakiś grizzly, to skończy na grillu. Ej chłopaki? Macie ochotę na stek? -
Smith zażartował z wesołym uśmiechem, ale orientacyjnie zaczął się rozglądać po okolicy, jakby podświadomie chciał sprawdzić, czy naprawdę nic im nie grozi, ot takie zawodowe zboczenie.
Kiedy Frank i Mount sprawdzali, czy nic nie stało się z ich kajakiem, John oddalił się, nie chcąc przeszkadzać szefowi i zgrywać mądrali, bo po prostu nie znał się na tym sprzęcie na tyle, żeby jakoś pomóc. Zamiast tego, postanowił pomóc co słabszym członkom wycieczki z zabezpieczeniem ich sprzętu.
W końcu uwaga całej wycieczki skupiła się na indiańskich talizmanach zawieszonych na pobliskich drzewach. John podszedł do najbliższego z nich i bezceremonialnie, zniszczył go, zrywając z gałęzi. - Widziałem takie gówno w jakimś horrorze o kosmitach... Nazywał się... A właśnie, tak jak mówicie, Łapacz Snów. Rozgrywał się w zimie i spod śniegu wyskakiwały jakieś kosmiczne wężo-pijawki, które atakowały turystów. -
Wielkolud z namysłem podrapał się po podbródku, a potem popatrzył na Angelique . - Ty tak na poważnie z robieniem tych plecionek? Ja rozumiem, że to wolny kraj, i każdy może wierzyć w co chce, ale... Szamańska magia? Pastor Bill, by tego nie pochwalił. -
John parsknął śmiechem i zmiażdżył w dłoniach resztki talizmanu wrzucając je na kupkę badyli, która stopniowo zmieniała się w to co później miało być ogniskiem. Następnie oddalił się w celu nazbierania większej ilości drewna, przy okazji zbadał najbliższą okolicę. Później, do wieczora pomagał innym przy stawianiu obozowiska.
Ostatnio edytowane przez Komiko : 27-01-2016 o 12:38.
|