Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 14:09   #10
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Na szczęście Katariny - nie było jej tej nocy, kiedy osada została zaatakowana. Ona oraz Grom, jej wierny przyjaciel będący psem, zostali wysłani "w teren" jak to pani Natalya krótko określała, bowiem w ten sposób najlepiej jest się nauczyć przetrwania w dziczy, co bywało niejednokrotnie pomocne w trakcie podróży z, do i po Kislev.

Zarzuciła na ramiona postrzępioną, niczym nie wyróżniającą pelerynę, na głowę nasunęła kaptur i ruszyła. Choć jej przyjaciel nic nie czuł, to miała ona dziwne złe przeczucia. Sprawdziła czy broń jest na swym miejscu. Krótki miecz podarowany jej przez panią Natalyę - był. Sztylet odebrany pewnemu martwemu zbójowi na szlaku - był. Oręż niczym się nie wyróżniał. Był on równie surowy jak kraina, z której Katarina pochodziła. Sprawdziła zapięcie swoich ciepłych butów sięgających do połowy łydki - jedynej części ubrania, którą miała na sobie z rodzinnych stron, chwyciła mocniej drewniany kij, by dodać sobie odrobinę wątłej odwagi i po czym ona i Grom ruszyli w las. W Krausnick właściwie już nikogo nie dziwiło, że znikała na dzień czy dwa.

Minęło sporo czasu, nim dotarła w swoje ulubione miejsce. Była to spora polana skryta za pniami drzew i różnymi krzewami, z kamienistym jeziorem i czystą, przejrzystą wodą, która spływała wodospadem z niewysokiej skały. Nikt jej tu nie odwiedział, bo tylko ona znała to miejsce. Rozłożywszy wnyki w pewnej odległości od jej drobnego obozowiska rozsiadła się wygodnie pod drzewem wsłuchując się w niezbyt normalną ciszę. Tak jakby zwierzęta już wiedziały co miało nadejść i zawczasu postanowiły uczcić bestialsko zamordowanych wspomnianą właśnie ciszą. Grom wypił trochę wody z jeziora, trochę powęszył, załatwił co miał załatwić, po czym ułożył się wygodnie przy Katarinie. I tak siedzieli oboje przez jakiś kwadrans, póki dziewczyna się nie wstała.
- Idę zbierać rośliny. Pilnuj obozu Grom. - rzekła po Kislevsku do swego przyjaciela i ruszyła w las. Widok ze znużeniem unoszącej się głowy psa lekko ją rozbawił, co doprowadziło do wykwitnięcia lekkiego uśmieszku na jej drobnej, zdobionej tatuażami twarzy.

Katarina lubiła swój ojczysty język. Uważała mowę imperium za zbyt twardą i brzydką, ale konieczność zmusiła ją do nauki. Kiedy trafiła pod dach pani Natalyi, to nie miała wyjścia. Kolejne kroki stawiała dość uważnie rozglądając się dookoła. Zauważyła przede wszystkim mniejszą ilość zwierzyny w tym obszarze. Kolejny zły znak? A może dostaję jakiejś paranoi? - myślała w ten sposób. W końcu postanowiłą zająć się zbieraniem odpowiednich rzeczy. Zerwała kilka świeżych listków, odrobinę ostrokrzewu, nawet zebrała kilka piór myśląc, że może zrobi sobie z nich jakiś amulet i powiesi na ścianie. Gdy zdobyła co zdobyć miała, zajęła się gromadzeniem gałązek na rozpalenie ogniska.

Ognisko płonęło, a wnyki były puste. Katarinie aż zaburczało w brzuchu. Chyba tym razem będę musiała obejść się smakiem. - stwierdziła pod nosem wracając do obozu. Spędziła trochę czasu na zabawie z Gromem i narzekaniu na jesienne ciepło. W lesie miała wrażenie, że się dosłownie rozpuści jak ten lód w trakcie roztopów, ale nie było się czemu dziwić - przecież pochodzi z krainy, gdzie przez długi czas jest zimno. Gdy powoli nadchodził zmierzch, rzuciła ubrania w kąt i wzięła kąpiel. Nie lubiła siedzieć ubrudzona.


Niecały kwadrans później siedziała na trawie w pobliżu ogniska i czesała swe włosy grzebieniem. Jej pani miała w zwyczaju mawiać "dbaj o swój wygląd i zapach swego ciała, bo kiedyś na pewno ci się to przyda, a jak jakiś mężczyzna będzie się naprzykrzać, to masz odpowiednią broń". Katarina sama w sobie była dosyć średniego wzrostu, bowiem liczyła sobie bardzo niewiele ponad pięć i ćwierć stopy, a ważyła również tylko trochę ponad pięćdziesiąt kilogramów. Lekka niedowaga jednak nie przeszkadzała jej być całkiem atrakcyjną kobietą, chociaż delikwentów z wioski Krausnick, którzy za bardzo się zbliżyli, zdzieliła już po głowie kijem. Była pewna, że ich to bolało. Wcale się tym nie przejmowała. Może godzinę przez snem zjadła ćwierć bochenka chleba i przepiła Kvasem. Prawie jak w rodzinnych stronach. - aż się zaśmiała z własnego dowcipu, a Grom pytająco podniósł łeb.

Noc przyszła chłodna. Dziewczyna dziękowała w duchu za pasujący do jej bladej cery biały wełniany szalik, którym owinęła szyję oraz za dopasowane ciepłe spodnie - odrobinę cieplejsze od tych noszonych na codzień. Złe przeczucia jedynie się nasiliły przez tą noc, przez co nie mogła zmrużyć oka. Miała wrażenie, jakby po jej plecach pod luźną koszulą chodziło całe stado mrówek. Gdy zasnęła dosłownie na moment, śniła się jej jakaś masakra - jak przez mgłę. Gdy na ziemię spadł deszcz, miała dość. Zebrała wnyki, w których wciaż nic nie było, swój plecak oraz torbę na ramię i odezwała się do Groma.
- Grom, zbieramy się. Wracamy do domu. - nie odpowiedziała jej ta sama psia radość, co zwykle. Jej przyjaciel tylko milcząco poszedł za nią.
Była zmęczona, lecz jej liczące zaledwie siedemnaście wiosen ciało w jakiś sposób było w stanie wykrzesać energię na długi powrotny marsz.


Gdy świt zdominował noc, a pierwsze promienie słońca padły na ziemię, Katarina dotatła do osady, a widok, który ją przywitał, prawie sprowadził ją na kolana. Wszędzie było tyle krwi i trupów... Wszyscy nie żyją? - ledwo była w stanie zadać sobie to pytanie. Grom za to podszedł do jednego z ciał, obwąchał je i usiadł zrezygnowany wlepiając pytający, smutny wzrok w swą panią. Wtedy to oboje usłyszeli najpierw okrzyk rozpaczy, a później krzyk gniewu. Ktoś żyje! To znaczy, że pani Natalia tu gdzieś jest! I pobiegła prawie potykając się o ciało jakiegoś nieszczęśliwca, a tam w miejscu, gdzie powinna być jej pani oraz kilku ocalałych, był jedynie Albert Schulz. Tu i ówdzie również byli porozrzuceni pojedynczy ocalali. Pewność siebie Katariny została zachwiana już w nocy przez te wszystkie niepokojące znaki, lecz teraz została całkowicie złamana. Zaczęła chodzić dookoła niczym zbłąkana owca szukając pani Natalyi. I tak było do momentu, póki Schulz nie zebrał wszystkich na placu.

Po mowie Alberta Katarina nawet nic nie powiedziała, tylko ruszyła w stronę swego domu. Grom w milczeniu podążał za nią węsząc wszystko dookoła, jakby wiedzać kogo poszukuje jego właścicielka. Dziewczyna chciała uciekać. Jak najprędzej. Jak najdalej. Gdziekolwiek, by nie być akurat tutaj. Już postanowiła w stronę północnego-wschodu, gdy nagle zdała sobie sprawę z tego, że sama nie jest w stanie uciec do ojczyzny. Raz, że nie miała wystarczająco ciepłych ubrań, to jej obowiązkiem było odnaleźć panią Natalyę. Tego wszystkiego już było dla niej za dużo. Wzięła dwa duże łyki Kvasu, po czym schowała twarz w dłoniach. Upiję się na sam początek dnia. Gratuluję Katarino Zekarovo. - zgryźliwie sobie rzekła pod nosem i poszła dalej w stronę chatki, w której mieszkała. A raczej w stronę tego, co z niej zostało. Dziewczyna czuła wszechogarniającą ją rozpacz.

Zrobiła może trzy kroki i znów się potknęła. Normalnie to by pewnie syknęła ze złością, jednak to nie była normalna sytuacja. Odwróciła się, by zobaczyć co stanęło jej na drodze... I znowu prawie ugięły się pod nią kolana.
Potknęła się o ciało dziewczyny, która na upartego starała się z nią zaprzyjaźnić, a właściwie to, co z ciała zostało. Klatka piersiowa to była jedna wielka miazga - bezładna kupa mięsa i flaków wdeptanych w ziemię. Poznała ją jedynie po twarzy i trzymanym w ręce amulecie stworzonym i podarowanym jej przez Katarinę w jednym z bardzo niewielu przyjacielkich gestów, gdyż nie znosiła upartych osób. Ledwo powstrzymała odruch wymiotny. Zamknęła jej oczy ze słowami - Dobranoc Klaro.
Nawet nie zauważyła, że jej biały szalik splamił się krwią.

Chwiejnym krokiem wreszcie dotarła do swego celu, lecz od razu widziała, że nie ma tam czego szukać. Poza tylnią ścianą - wszystko spłonęło. Podpierając się niepewnie na kiju poszła na tył domu i usiadła pod ścianą podsuwajac kolana pod podbródek. Pies przysiadł obok niej. Popatrzyła na niego żałośnie ze łzami w oczach.
- Nikt nie patrzy... Prawda? Nawet mnie moja pani nie jest w stanie zganić... No to pozwól, że się wypłaczę. - rzekła słabym głosem i schowała twarz w kolanach, a dłonie splotła na kostkach.
Rzewne łzy spłynęły po jej policzkach, choć większość po prostu pochłonęły spodnie. Zastanawiała się ile czasu minęło, od kiedy ostatni raz pozwoliła sobie upuścić odrobinę łez... Ponad dziesięć lat. Tyle była pewna. Zdała sobie sprawę ze swej własnej bezsilności. W tym momencie była sama w jakimś cholernym Imperium, którego nie znała. Dookoła było pełno ludzi, z którymi większego kontaktu nie miała. Dotknęła zawieszonego na swej szyi amuletu, który dla siebie zrobiła. Był identyczny jak ten posiadany przez Klarę.Zrobiła je z małych kamyków, sznurków i piór czasami przez nią znajdowanych. Miał odpędzać zło. Dobre sobie... Przynajmniej stanowiły ładną ozdobę. W trakcie tych przemyśleń przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl - a co jeśli pani Natalya o wszystkim wiedziała i wysyłając ją w las uchroniła ją od niewątpliwej śmierci? Popatrzyła na Groma.
- Tylko ty mi zostałeś. Nie opuszczaj mnie, co?


Uspokoiła się dopiero po dłuższej chwili. Wstała ocierając łzy. Pora zrobić coś dla tych mieszkańców, lecz najpierw zobaczę co się tu stało.
Zamknęła oczy tylko po to, by je po chwili otworzyć. Katarina aż się zachwiała. Jej błyskające inteligencją niebieskie niczym szafiry oczy z przerażeniem obiegły okolicę. Na bogów... Do czego tu doszło?
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 27-01-2016 o 22:38. Powód: Na końcu wstawiony fragment o oczach.
Flamedancer jest offline