Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2016, 21:33   #26
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nic nie brało, ale samo moczenie kija w wodzie miało swój urok.
Uroku natomiast nie miały sny. Mroczne i zimne, oślizgłe, nieprzyjemne… koszmary. Bobby obudził się nagle i spocony jak szczur. Obudził się nad ranem i w samych gatkach poszedł się opłukać twarz nad rzeką i ciało.
Nie wiedział co mu się śniło, ale nieprzyjemne uczucie przylgnęło do niego niczym pijawka przez cały poranek. Jedzenie wydawało się pozbawioną smaku breją, ale i tak ją zjadł. Czekała ich ciężka przeprawa ma którą potrzebował sił.
Uśmiechnął się zresztą parę razy do Ange by dodać jej otuchy. Był w ich tandemie dominujący, więc nie powinna się martwić, że z samego rana wyglądał jak upiór. Na szczęście nie miała okazji go zobaczyć tuż po wstaniu, a przed nimi była rzeka.
Dziki i niebezpieczny nurt mający być wyzwaniem dla ich sił i umiejętności.


Dziki nurt.Bestia z którą przyszło im się zmierzyć.

[MEDIA]http://dnr.wi.gov/topic/Lands/WildRivers/images/BullFalls3_700x288.jpg[/MEDIA]

Ona sprawiła że Bobby zapomniał o koszmarach. Zacisnął dłoń na pagai i rzekł głośno do Ange.- Zzza.. czyczy.. na się.-
Nic więcej nie powiedział. Nie miał na to czasu. Nie było potrzeby. Rozpoczęła się wspólna walka z nurtem i grawitacją, ciągnącą ich w dół. Ale tym razem rzeka trafiła na doświadczonego przeciwnika i silnego. Bobby musiał walczyć z rzeką i z brakiem doświadczenia u swej partnerki. Na szczęście z Ange była twarda sztuka i nie była dużym obciążeniem. Huk wody, silny prąd próbujący miotać kajakiem jak papierową łódeczką, oślepiająca czasem piana. Oddech się rwał, adrenalina wypełniała żyły, a ciało rozgrzane wysiłku parło naprzód pchając kajak przez spienione wody.
Udało się… przeszli. A raczej przepłynęli.
Dla Bobby’ego nie liczyło się jednak samo wyzwanie i pokonane wodospady. On, po prostu lubił pływać kajakiem. Ale i on musiał przyznać że widok był imponujący.


Tak jak niepokojące były te Łapacze Snów. A potem ta… cokolwiek to było. Czaszka wyglądała na jakiegoś drapieżnika. Może wilka, może rosomaka. I te rogi… muflon to to nie był, ani renifer, ani jeleń, choć kto wie? Jakiś dziwny jeleń?
Nie znał się na indiańskich wierzeniach, ale wyraził swoje zdanie słysząc słowa Mayfielda.- Tto nie wygglą..da jak łaaapppacz.. ssnóóów. Bardzieej jaak te ttotemy...z filmóów o indianaach.. te przy iich, no.. cm.. cment-tttt.. groobbach, na na pppalach.
Nie podobało mu się to, nawet jeśli w okolicach nie widział żadnych indiańskich grobów. Z drugiej strony… te kojarzył jedynie ze spaghetti westernów oraz niemieckich produkcji o Winnetou.
Kucnął i dłonią zaczął przeszukiwać trawę w poszukiwaniu tropów i śladów… małe zwierzaki, tych było niewiele. Żadnych dużych drapieżników, żadnych przeżuwaczy...hmmm.. jest.
Trop. Obuwie… czas zatarł niestety ślady, jakiego rodzaju obuwie. Szlag. Oczywiście zwyczajne obuwie nie wykluczało Indianina, ale ci raczej nosili tradycyjne mokasyny.
Wodząc nosem po śladach i badając je dłonią Bobby kluczył między drzewami. Trop się rwał.. stary i zatarty już przez naturę. Prowadziły jednak od tego zbiorowiska dzieł miejscowej kultury do ich obozowiska i do śladów starej łodzi.
To było trochę uspokajające. Potem zajął się zbieraniem drewna na opał i rozstawianiem namiotów. To miejsce trochę go niepokoiło, ale starał się tego nie okazywać.
- Pppomóc w ggotowwwfaniu Aaange? DDobrze kroję i oppra..fff.. Zosstańmy.. przzy krojejeniu.- zaśmiał się cicho Bobby.- Wwwoddę moggę przyppalić i leppiej jak nieee przyprawwiam. Allle jesttem na ttwe ussługi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline