Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2016, 22:10   #7
Hakon
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Michała. Ul. Dobra. Powiśle. Południe.

Kiedy Lulu wyszła, Michał zamknął drzwi na zasuwę. Wrócił do pokoju gdzie siedział rozanielony Cyrus. Wyszedł na balkon by posprzątać kiepy po dziewczynie. Wyjżał przez balkon szukając różowowłosej i jej motocykla. Zatrzymała motor pod samą klatką. Chwilę czekał i zobaczył jak Lulu wychodzi z klatki zakłada kask i wsiada na motor. Chwilę później już skręcała z Dobrej w Tamkę w kierunku mostu Świętokrzyskiemu. Zabrał śmiecie i wywalił z popielniczki wszystko do kibla i spuścił wodę. Kiedy wrócił Amerykanin nadal był w obłokach. Michał usiadł przed swoim kompem i dalej porządkował dane i ukrywał co się dało na necie.

Po mniej więcej godzinie chyba wprowadził większość środków ostrożności sugerowanych mu przez hakerkę. Cyrusa nosiło strasznie i nie wiedział co ze sobą zrobić.
Na szczęście urocza różowowłosa dość szybko uporała się z uploadem zdjęć, Michał odebrał maila

Cytat:
Od Lulu [E-mail]
Temat: Focie
Treść: Na tej stronie: https://www.flickr.com/
Login: ciagnijfreda
Hasło: Lululula123
Gdy wszedł na tę stronę i zalogował się zobaczył zdjęcia z laptopa Krzysztofa Steca, choć bajzel w nich był wciąż ten sam… Co najciekawsze - przybywało ich. Widocznie różowowłosa uploadowała je aktualnie. Mogło to potrwać, bo było ich przecież naprawdę sporo. Ale można było przeglądać już te jakie Lulu zdążyła zamieszczać w serwisie. Z każdą minutą coraz więcej. Michał zawołał Cyrysa i usiedli obaj przed kompem i zaczęli przeglądać zdjęcia. Szukali Freda z dziewczyną, która mogła być partnerką jego. Szukali także jakiś miejsc i ludzi, którzy mogli wskazywać, że to ruskie/mafia lub miejsce spotkań takowych.
Zaczęli od najnowszych. Zdjęcia ze stadionu Legii na pierwszy plan przeglądania poszły. Michał nie był fanem piłkarskich rozgrywek, a przynajmniej na etapie ligowym. Jeśli już coś oglądał to rozgrywki kadry narodowej i mecze finałów Europy czy Świata. Rozpoznał, że trybuny to “żyleta”, Gdzie najwięcej popaprańców siadywało. Ludzie z którymi przebywał raczej ci sami, ale nie wybijający się poza innych bywalców “Żylety”. Michał po każdym zdjęciu katalogował w odpowiednio stworzonym na bieżąco folderze. Michał liczył, że szybciej coś da się znaleźć, ale nie było łatwo. W końcu ku uldze Cyrusa tymczasowo załączyły się zdjęcia ze stadionu. Trafili wreszcie ku uciesze Amerykanina na szereg zdjęć Fredowej laski. Nie trzeba było specjalnie znać się na ludziach by stwierdzić, że blachara do potęgi.
-Ale bym z taką szmatą potańczył- Urwało się Cyrusowi.
-Proszę. Jak chcesz ja pójdę się odlać więc masz chwilkę.-Odpowiedział uszczypliwie Michał i się wrednie uśmiechnął.
-Nie dzięki.- Zniesmaczony żartem kolegi Cyrus prychnął.
Oglądając zdjęcia dalej uznali, że nic konkretnego nie ustalą po nich. Jedynie, że sporo zdjęć było w jakimś pubie, który się przewijał dość często.
-No w mordę. Ile jeszcze tego gówna!- Warknął Amerykanin widząc znowu zdjęcia z Warszawskiej Legii.
-Ty to oglądaj. Jak będziesz miał następne zawołaj.- Cyrus wyszedł do kibla.
Michał odprowadził go wzrokiem po czym wrócił do zdjęć. Na tych Też nic ciekawego. Tylko Kolesie z szalikami, flary itp. Kiedy byli znowu we dwóch przy kompie zabrali się za następną partię zdjęć. Tu wraz z blokersami podobnymi co widział pod blokiem na Grochowskiej i późnej idących po niego na Chłopickiego, odpalali piwka i dobrze się bawili w jakimś parku. Zdjęcia były z różnych pór roku jak się okazało po paru godzinach, ale miejsce zazwyczaj degustacji pozostawało nie zmienne. Były też inne zdjęcia, ale w końcu jedne zwróciły Michała uwagę. Wszystkie z 11 listopada, ale z różnym rocznikiem. Marsze Niepodległościowe. Widać było, że był stałym uczestnikiem tychże marszy. Zazwyczaj selfie robił w szaliku czy w komine.
-Który dziś?- Rzucił nagle Michał i nie czekając na odpowiedź sprawdził datę na kompie.
-10 Listopada dziś mamy.- Wyprostował się i zwrócił do Cyrusa.
-No i co z tego?- Skrzywił się.
-Jutro jest Marsz. Fred nie odpuści go. Będzie na nim. Można to wykorzystać.- Popatrzył wyczekująco w Cyrusa.
-Niby jak? Chcesz go dorwać jak będzie obstawiony setkami jemu podobnych?-
-Dlatego trzeba coś wymyślić. Sprawdzę którędy będzie przebiegał ten marsz.- Michał zabrał się za szukanie po necie informacji o marszu.
-Idź zrób coś do żarcia i usiądziemy obmyślimy plan.- Powiedział do towarzysz. Ten wstał z niechceniem i poszedł do kuchni. Mieczkowski w googlach znalazł plan na tegoroczny marsz. W google maps przejrzał całą trasę szukając miejsc gdzie można by było się zasadzić. Ale to nie jedna osoba ale dziesiątki tysięcy maszerujących. Co wymyślić.
Po chwili wszedł z dwoma talerzami ze spaghetti Cyrus.
Obydwaj usiedli i zjedli w milczeniu. Polak cały czas analizował co się dowiedział. Kiedy zjedli przyjrzeli się planom i danym o marszu. Michał musiał tłumaczyć na bieżąco koledze na angielski.
- Czyli mamy pub, który nie wiemy gdzie jest. Park, który nie wiemy gdzie jest. Jakąś blacharę, co nie wiemy gdzie mieszka. Trybunę na meczach gdzie przychodzi po 5 tysięcy ludzi i jakis wasz marszyk, gdzie rok w rok lata kilkadziesiąt tysięcy. FUUUCK! - Cyrus dał wyraz frustracji.
-Ten marszyk to marsz niepodległości. Trochę szacunku dla mnie i mojego kraju. Ja o Amerykańskim dniu niepodległości źle się nie wyrażam.- Skarcił Cyrusa słowem.
-Marsz jest jutro. Podczas niego łatwo między nimi będzie się ukryć. No przynajmniej mni,e bo polsku gadam. Kominiarka itd. Jak go namierzyć? Może Lulu pomoże określić położenie telefonu jego lub coś. Nie wiem. Jego w kominiarce raczej nie rozpoznam.- Zamyślił się Polak.
-Park i wysoki budynek na Grochowie musi zapewne być. A wysoki budynek jakoś znajdziemy jeśli tym tropem pójdziemy. W sumie może tam się spotkać z kompanami przed marszem. I będzie ich mniej.- Rozmyślał Michał.
-Chyba poszukajmy parków jakie na Pradze są.- Zakończył rozmyślania Michał i przygotował sobie czarny napój gazowany sprowadzony z US. Usiadł przed kompem i w googlach wpisał “park praga południe”. Wyskoczyło nawet sporo miejsc. Pierwszy na liście był Park Skaryszewski. Zaczął przeglądać przez google maps ale stwierdził, że za wielki więc trzeba chyba osobiście się przejść po nim. Zresztą Fredzio mógł balować właśnie z kolegami więc może się uda dziś go złapać. Spisał w pamięć mapy kilka innych parków jak Armii Krajowej czy Polińskiego.
-Chcesz iść na spacer?- Rzucił do krzątającego się Amerykanina.
-Przeszukalibyśmy praskie parki i ustalili, który to z nich.-
-No z chęcią się przejdę. Już mam dość siedzenia w chacie.-

-Ok. To zbieraj się.- Michał wyłączył kompa sprawdził czy aby Cyrus gaz zakręcił i przyszykował się do drogi. Założył szelki z kaburami na VIST-a i Nóż. Na to założył Granatową bluzę z kapturem a na to kurtkę skórzaną, bojówki oraz trepy. Był gotowy jak i Cyrus. Kiedy wychodzili wziął jeszcze torbę wojskową by kałacha schować jakby trzeba było go przenieść. Po tych przygotowaniach zamknął drzwi na Gerde i ruszyli windą na parter i do Astry. Ruszyli przez most Świętokrzyski.

Park Skaryszewski. Praga Południe. Ul. Lubelska. Popołudnie.

Przejechali obok Stadiony Narodowego i wjechali w Grochowską skręcając za Wedlem w prawo w Lubelską. O tej porze dnia jeszcze sporo było miejsca na zaparkowanie auta. Wyszli i ruszyli ku parkowi. Teren, który mieli obejść był znaczny i czasochłonny do przejścia. Obeszli jeziorko idąc aleją Wedla oglądając bloki po lewej. Mijali ludzi z psami, parki zakochanych, czy jogingujących amatorów. Kiedy doszli do Międzynarodowej, która przedzielała park na dwie części rozdzielili się.
-Ja obejdę tą cześć idąc Międzynarodową do Waszyngtona a Ty Cyrus idź do Kinowej i obejdź park tamtędy. Spotkamy się tu. Chyba, że któryś coś wypatrzy.- Michał zwrócił się do przyjaciela. Amerykanin tylko kiwnął głową i ruszył dalej.
Michał rozejrzał się po okolicy. Nic nie zauważył godnego uwagi tylko budynki klubu “Drukarza”. Ruszył Międzynarodową. Tu nie było co szukać budynków więc się skupił na mijanych ludziach. *Może Blachare lub Freda rozpoznam* Pomyślał. Szedł spokojnym krokiem już po kilku metrach zaciągnął kaptur przezornie i zarazem dla ciepła. Widział ja kręcą się młode chłopaczki idące na trening na “Drukarza” w koszulkach swoich idoli jak Messi, Lewandowski czy Neymar. Kiedy przechodził koło zaparkowanych aut przyglądał się im czy aby wśród nich nie ma BMW, którym zwiał Fred. Doszedł do Waszyngtona i rozejrzawszy się skręcił w prawo. Szedł wzdłuż torów tramwajowych. Niestety ni budynki ni to ludzie nie pasowali do poszukiwanych. Przy Saskiej zauważył grupkę blokersów więc zwolnił tempa by z nimi nie skrzyżować drogi. Przyglądał się dyskretnie nim, ale okazali się za młodzi. Nie rozpoznał wśród nich nikogo. *Może pośledzić ich?*pomyślał, ale zdał sobie sprawę, że nie wszyscy są od Freda i poszedł w dalszą drogę. Kiedy doszedł do ronda zadzwonił do Cyrusa.
-No co tam? Masz coś?- Spytał jak tylko usłyszał głos kumpla.
-Nie nic. Ale właśnie dochodzę do jakiś ogródków więc na tej ulicy z tramwajami nic nie ma.- Odparł Amerykanin.
-Dobra. U mnie też lipa. Stadion po jednej a po drugiej park. Spotykamy się przy aucie.-
-OK.-
Rozłączyli się.
Mieczkowski ruszył ku Lubelskiej idąc przez park. Rozglądał się za blokersami i laskami na spacerze. Nagle zauważył siedzącą dziewczynę zamyśloną nad czymś.


*Może podejść?* pomyślał. Dziewczyna była ładna i z miłą aparycją, już chciał podejść i zagaić rozmową gdy przypomniał sobie po co tu właściwie jest. Westchną i ruszył dalej. Mijał ludzi z psami i rodziny z dziećmi. Kiedy doszedł do końca parku zobaczył idącego Cyrusa w oddali. Poczekał i ruszyli do wozu.

Park Obwodu Praga Armii Krajowej. Ul. Podskarbińska. Popołudnie.

Kiedy dojechali do następnego parku zaparkowali na Podskarbińskiej. Wyszli i przechodząc przez bramę szli według wskazówek zegara. Ten park był o niebo mniejszy i ludzi oraz miejsc znacznie mniej. Tu głównie psiarze ze swoimi pupilami się kręcili. Rozglądali się wokół za budynkiem ze zdjęcia. Niestety i w tym parku nie było im dane znaleźć celu poszukiwań więc udali się z powrotem do Opla.

Park J. Polińskiego. Ul. Szaserów. Popołudnie.

-Następny jest park przy szpitalu wojskowym- oznajmił Michał skręcając w Dwernickiego.
-Na szczęście on też mały więc szybko pójdzie.- Zwrócił się do pasażera.
-Mam nadzieję, że ten bo już mi się z tą łapą nie chce łazić.- Cyrus się poskarżył.
Michał tylko uśmiechnął się pod nosem. W Iraku marines potrafił iść w ciężkim słońcu po pustyni, tutaj w listopadowej aurze 3 park już był na nie. No ale ręka faktycznie mogła go rwać. Mieczkowski sam czuł bóle głowy i pulsowanie pod opatrunkiem na skroni, a lekkie draśnięcia w udo i ramię też sytuację kreowały jako daleką od komfortu.
Z Dwernickiego skręcił w Wiatraczną, odruchowo, za przystankiem na Szaserów stał radiowóz, jeden gliniarz spisywał jakiegoś pechowca co ciął na przejściu podczas “czerwonego sygnału świetlnego” jak miało się znaleźć na mandacie. Drugi w wozie ze znudzoną miną rozglądał się po okolicy. Michał wolał dmuchać na zimne.
Pod park zajechali od Prochowej, przy kościele było sporo miejsca by zaparkować.
Wyszli z auta rozglądając się po okolicy, szarówka powoli przechodziła w początek zmroku, a w parku nie było dużo ludzi.

Ruszyli asfaltową ścieżką przecinającą zieleniec ‘na skos’ dochodząc prawie do skrzyżowania Szaserów i Garwolińskiej, ale wciąż nie widzieli nic co określałoby Park im. Polińskiego jako ten ze zdjęć z laptopa Freda, przeszli w inną alejkę wzdłuż orlika składającego się z boisk do ‘nogi’ i do ‘kosza’. Mimo początku listopada oba były zajęte, dzieciaki i młodzież są niezmordowane gdy dać im możliwości, a tu sztuczne oświetlenie i w miarę nowiutkie zaplecze do gier takie możliwości dawało. Szli jeszcze jakiś czas, gdy Michał zauważył pierwszy.
Spomiędzy drzew wyłoniła się majestatyczna i wielka (choć nie bardzo wysoka) sylwetka Szpitala Wojskowego, po drugiej stronie szaserów. Jeśli to nie był ten budynek jaki majaczył w tle zdjęć z piwnych, parkowych party blokersów na zdjęciach, to Michał był skłonny zjeść własne ucho.
-Chyba znaleźliśmy właściwy park.- Rzucił do Cyrusa.
-Teraz tylko musimy liczyć na łut szczęścia, że się pojawi Fred przed marszem.- Dodał po chwili. Amerykanin potwierdził kiwnięciem głowy.
-No i musimy być na baczność. Fred mówił, że mają moje foto więc lepiej twarzą w twarz nie stanąć z blokersami zbyt wcześnie.- Mówiąc to rozejrzał się za omawianymi typami.

Pogoda była bardzo ładna, choć było trochę chłodno. Dawało to jednak pewne szanse, że Fred może wyskoczy dziś na piwko z kumplami. Ale jak duże? Łut szczęścia mógł nie wystarczyć. A nawet gdyby sukinsyn wybrał się tu z kilkoma ‘mordeczkami’, to nie można było przewidzieć czy za godzinę czy za osiem godzin.
-Jak myślisz. A gdyby go zgarnąć jak będzie szedł tu na spotkanie? Jego chata jest na końcu tej ulicy.- Wskazał Garwolińską. -Wsadzilibyśmy go do wozu i wywieźli.-
-Jeśli nie boisz się, że spalisz tym swój samochód to czemu nie? Tu ludzie są a po rejestracji o ile jej nie zmienisz namierzą Ciebie.- Odparł pochmurnie towarzysz Michała.
-To zaparkujmy tu.- Wskazał dogodne miejsce do obserwacji. -Poobserwujemy i jak się pojawi zadziałamy. Co jakiś czas zrobimy spacer czy aby nie przyszli z innej strony. Może się uda.- Podsumował Mieczkowski i ruszył ku Astrze.
Czas mijał ale nic się nie działo, młodzież pokrzykiwała w czasie gry w piłkę, gdzieniegdzie przemykały pojedyncze sylwetki. To ktoś skracał sobie drogę przez park, to znów ktoś wyprowadzał psa. Ogródek dla dzieci z huśtawkami był pusty już o tej porze.
Sterczeli tak godzinę, dwie… w końcu wychwycili jak dwóch typków w bluzach z kapturami chyba (ciężko było stwierdzić po ciemku) odpala piwo na ławce.
-Widzisz tych gości na ławeczce?- Zwrócił się do kolegi.
-Trzeba sprawdzić czy to nie nasz Fred. Ty idź sprawdź a ja przypilnuję czy aby nikt się nie dołącza do nich. Ustawmy telefony na wibrację. Jak coś będzie nie tak puszczajmy znaka. By odstąpić.- Cyrus pokiwał głową i ustawili tylko wibracje w telefonach po czym wyszli. Cyrus ku ławeczce ale tak by nie wzbudzić niepokoju a Michał w kapturze stanął w ukrytym miejscu przy drzewie tak by móc obserwować okolice.
Amerykanin przeszedł się dla niepoznaki udając, że gada przez komórkę i po minięciu dwóch typków zawracając. Mówił coś podniesionym głosem. Wyglądało to dość naturalnie jakby szedł i po drodze dowiedział się od rozmówcy, że spotkanie odwołane? Zobaczą się w innym miejscu? Dwaj blokersi spojrzeli na niego ale chyba nie wzbudził w nich czujności, raczej zaciekawienie, wszak obcokrajowiec.
- Nie rozpoznałem w żadnym Freda. Ciemno trochę, kaptury na łbach, ale wątpię. Prawie pewny jestem, że żaden z nich to ta menda.
-Eh.- Westchnął do słuchawki Michał.
-Może jak oni są to i Fred niebawem przyjdzie.- Pomyślał na głos Mieczkowski. Rozejrzał się po okolicy czy może ktoś nie nadchodzi i udał się do wozu by dalej obserwować.
Czas mijał, do dwóch siedzących dołączyli dwaj kolejni. Szli od strony wiatracznej i mijali samochód Michała, który odruchowo przypatrzył się im. Wydawało mu się, że jeden z nich był wczoraj… na Olszynce.
-Ptaszyny się zbierają.- Michał powiedział po odejściu na bezpieczną odległość.
-Jednego widziałem na Olszynce wczoraj.- Zasępił się Michał.
-Zaczyna być tłoczno. Chyba zaryzykuję i wyjdę na przeciw Freda.- Stwierdził.
-Jak dam znać podjedź po nas i wywieziemy go z dala od tych blokersów.- Powiedziawszy to Mieczkowski wyszedł z auta i ruszył z kapturem na głowie Garwolińską ku Grochowskiej. Przygotował wcześniej VIST-a w kieszeni. Idąc starał się wybierać tak drogę by móc skręcić w lewo bądź w prawo.

Doszedł do skrzyżowania z Kobielską przypatrując się przechodniom, jednak Freda nie zobaczył. Zaczął wędrować w okolicy Kobielskiej i Garwolińskiej. *Nie ma nawet pieprzonego miejsca gdzie się przyczaić* powoli wściekał się Polak. Michał wrócił do auta i postanowił.
-Cyrus. Muszę rejestracje jakieś założyć inne. Ty tu pilnuj i daj znać jak coś ja idę zdobyć jakieś.-Amerykanin przytaknął a Michał ruszył na poszukiwania. Szukał ciemnego miejsca gdzie stał jakiś samochód by mieć możliwość zdjęcia jego blach. Jednak nie znalazł takiego. Samochody stały przy ulicach, wokół kręcili się wciąż jacyś przechodnie.
*Qrwa* Przeklął pod nosem, chociaż to była rzadkość kiedy używał takiego słownictwa.
Wrócił do Astry i dowiedziawszy się, że nikt do zgromadzenia biesiadników nie doszedł do auta usiadł i czekał dalej na Freda. Był już mocno wkurzony.
Siedzieli tak dostając już grubego pierdolca, w międzyczasie Cyrus wyszedł się przejść w kierunku kościoła z dala od wzroku “chłopaków z Grochowa” rezydujących przy ławeczce. Nie chciał drugi raz wchodzić im w oczy, bo to mogłoby już wydać się im dziwne. Wrócił po jakimś czasie z paczką chipsów, dzięki którym zajmował czymś ręce. Obaj na Bliskim Wschodzie czasem czekali po parę godzin w zasadzkach, lub po prostu długo obserwowali teren - wszak pójść gdzieś tam bez rozpoznania było proszeniem się o kulkę ze strony irackich rebeliantów. Chyba tylko dlatego wytrzymywali piekielne męki bezczynności. Ale byli zdeterminowani. Całkiem ładna pogodna, wieczór, następnego dnia ta banda w szalikach pół zakrywających im twarze miała pewnie maszerować z racami i achtungami w rekach. Michał nie wyobrażał sobie lepszego czasu na obgadanie jutrzejszego dnia w pochodzie kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Oczywiście gdyby był na miejscu Freda. I oczywiście jeżeli Fred nie siedział akurat ze znajomkami w pubie. Drugim z tropów-miejsc gdzie sukinsyn dość często rezydował.
W końcu Cyrus coś wskazał, Jakby nie był pewny. Do czwórki typków doszedł ktoś nowy ale z tej odległości i przy tym oświetleniu nie dało się wypatrzeć twarzy by uznać czy to Fred, czy nie.
-Trzeba gościa sprawdzić. Ty już spalony a ja tym bardziej.- Podsumował Michał.
-Mam pomysł. Zadzwonię do niego a Ty patrz czy ten nowy odbiera telefon.-
Mieczkowski wyjął komórkę, zastrzegł swój nr. i kucnął w aucie by nie było go widać ze świecącym aparatem przy gębie. Zadzwonił.
-Jak to on daj znać a się rozłączę.- Dodał w chwili połączenia.
- Halo? - odebrał znajomy głos. Cyrus kiwnął głową, “nowy” uniósł komórkę do ucha.
Mieczkowski rozłączył się momentalnie.
-No to chyba mamy Freda.- Wyprostował się chowając telefon do kieszeni.
-Masz pomysł jakiś jak go ściągnąć? Czy na pałę na nich czy czekamy aż się rozdzielą?- Zapytał Cyrusa. Amerykanin miał nietęgą minę. Widać, że planowanie nie było jego mocną stroną, nie wspominając o kreatywności.
- Nie mam pojęcia. Ale jak na pałę to nie wiem jak z bronią. - Amerykanin zerknął po okolicy. Ludzi w parku wciąż nie było przesadnie mało, wciąż kilka osób kręciło się w zasięgu wzroku. Młodzież wciąż okupowała orlika, choć raczej już niedobitki, jakie zmieniły poprzedników zmęczonych już kopaniem w gałę. Dookoła parku budynki. Mógł (choć nie musiał) być tu gdzieś monitoring.
Do tego ten teren był zapewne częściej w zasięgu radiowozów, a naprzeciwko parku… szpital wojskowy.
Cyrus miał chyba rację. Mordobicia po tej stronie Wisły odchodziły podobno (wedle standardowej wiedzy Michała-Warszawiaka o Pradze) całkiem często, ale machanie bronią lub co gorsza strzały?
-Poczekamy aż się rozejdą. Może będzie też ich mniej. Podjedziemy do niego i grożąc bronią każemy wsiąść. A jak będzie z kumplami no to na bieżąco co wymyślimy.- Posumował Michał. Niestety znowu musieli czekać i tracić czas. Ale już spokojniejsi. Cel był widoczny.
Czekali już mniej zdenerwowani, wszak gnojek był przed ich oczyma.
Po jakimś czasie faktycznie rozdzielili się. Dwóch typków ruszyło w kierunku kościoła i przejścia na Kobielską, a dwóch z Fredem w kierunku Garwolińskiej.
-No to się zaczyna. Poczekamy aż się rozdzielą te dwie grupki i jedziemy za Fredem. Michał uważał czy aby do domu babci się nie udaje. Michał ruszył z buta śledząc Freda a Cyrus wykręcał samochód. Kiedy wyszli z parku Fred z kumplami władowali się do zaparkowanego tam auta. Michał poczekał, aż Amerykanin podjedzie i wsiadł do Astry.
-Jedziemy za nimi.- Wskazał na samochód do którego uprzednio władowała się trójca.
- Ok - Cyrus nie dawał sobie tego dwa razy powtarzać.

Jechali za błękitnym Lanosem wyjeżdżającym w kierunku Grochowskiej. Cyrus musiał zrobić szybką zawijkę by nie zgubić samochodu z Fredem na pokładzie, bo skręcając z Kobielskiej w Garwolińską klasycznie minął się z Lanosem. Ale musiał przecież zabrać Michała podążającego ku niemu od strony parku. Wyjechali w Grochowską widząc ścigany samochód głęboko z przodu i puścili się za nim ku rondu na Wiatracznej, wkrótce pędzili za celem Aleją Stanów Zjednoczonych i Trasą Łazienkowską. O tej porze korki były raczej w drugą stronę, od centrum w kierunku Pragi, więc ruch nie był dla nich problemem. Minęli most, Torwar i zobaczyli jak Lanos przystaje na przystanku autobusowym “Plac na Rozdrożu”. Fred z jednym kumplem wysiedli kierując się schodami na górę, na wysokość alei Ujazdowskich, a samochód popruł dalej ku Polu Mokotowskiemu.
-Zatrzymaj się na przystanku. Wysiądę i dam przez komórkę znać gdzie jestem.- Powiedział Mieczkowski do kierowcy. Cyrus zatrzymał się z wolna na przystanku tak by Fred zdążył już przejść jakąś odległość.
Michał wysiadł założył kaptur i udał się za dwójką śledzonych. Będąc już na wiadukcie zobaczył jak Fred z kumplem przez pasy kierują się w kierunku al. Szucha. Tam zeszli w dół po schodach. Mieczkowski ruszył za nimi i ledwo zdążył na zielone światło się załapać. Kiedy ruszył schodami zauważył ja śledzeni wchodzą do “Pubu Przejście”.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 23-02-2016 o 00:35.
Hakon jest offline