Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2016, 10:28   #8
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Pub Przejście, Śródmieście, pl. Na Rozdrożu, wieczór
Dawne przejście podziemne pod aleją Szucha zaadaptowane zostało w pub do którego wejścia prowadziły od placu na Rozdrożu i deptaka dla pierwszych prowadzącego wzdłuż trasy Łazienkowskiej w kierunku Marszałkowskiej. Pub jak pub, nawet bardzo sympatyczny i z ciekawym klimatem, dart, piłkarzyki, telewizory dla tych co chcieli obejrzeć mecz, a weekendy można było tu nawet potańczyć. Pseudoparkiet na sali pubowej czasami osiągał stan odróżniający go od klubów tylko powierzchnią. Karaoke? Proszę bardzo, czasem nawet jakiś niewielki koncercik. Prócz wielu zalet "Przejście" było pubem z kategorii kibol-friendly, a w centralnym miejscu sali dumnie rozwijał się herb warszawskiej Legii. Co prawda najbardziej "kumaci", osoby decyzyjne, a także członkowie bojówek i ultrasi zwykle zbierali się w "Źródełku" na niedalekiej Myśliwieckiej... ale Przejście było jednym z tych Pubów na mapie Warszawy gdzie jak się klimatów kibolskich nie lubiło, to się nie szło na wieczór gdzie Legia grała mecz wyjazdowy. Dziś żadnego meczu nie było, jednak jutrzejszy marsz rozbudzał zmysły osób jakie co roku uważały, że najlepszym stylem na celebrowanie narodowego święta jest napierdalanie kamieniami w policję. Gromadzili się w różnych miejscach warszawy obgadując plany na jutrzejszy marsz. Między innymi... tutaj.



Michał zrozumiał to gdy z zaciągniętym kapturem przeszedł obok pubu zerkając dyskretnie w dół schodów, gdzie stało kilku "łebków" kopcąc szlugi. Epatowali oni dość mocno dzisiejszym profilem klienteli knajpy. To tutaj zniknął Fred z kumplem po skończeniu 'startera' wieczoru w grochowskim parku.
Minął zejście i poszedł dalej wyjmując telefon i wybierając numer Cyrusa.
Po chwili usłyszał głos kumpla.
- Halo?
- No ta ja. Gdzie jesteś? - Michał zapytał.
- Nie mam cholera pojęcia! - Znajomość miasta przez Amerykanina była tragiczna. Puszczony samopas po wysadzeniu Mieczkowskiego mógł na Rondzie Jazdy Polskiej albo wykręcić na Waryńskiego czy w kierunku pl. Konstytucji, albo i radośnie pruć już koło GUS-u w kierunku Ochoty. - Jadę właśnie… No ja pierdole!...
- Co jest? co się stało? - Lekko spiął się Polak.
- Radiowóz. Kolo mi daje znać by zjechać. Co jest cholera? Prędkości nie przekroczyłem.
- W Polsce nie można za kółkiem gadać. Wykpij się tym, że nie wiedziałeś i oddzwoń. - Michał się rozłączył. Teraz nie wiedział gdzie jest transport. Obstawić wyjścia z przejścia samemu było by ciężko ale co miał zrobić w tej sytuacji? Do pubu nie wejdzie bo pewnie mnóstwo kumpli Freda tam siedzi a jego zdjęcie już wszyscy na świeżo znają. Musiał czekać, aż Fred będzie wracał z tego przeklętego miejsca i go zgarnąć. Teraz musi znaleźć dobre miejsce na obserwację tak by nowi goście go nie rozpoznali o wychodzących nie wspominając. Ale może choć lekko zajrzeć?

Przeszedł na drugą stronę alei Szucha by ogarnąć drugie wejście do knajpki, gdzie akurat przy stoliku ustawionym dla palaczy siedział tylko jakiś typek z dziewczyną zupełnie nie zwracając uwagi na to co dzieje się wokół. Michał zszedł po schodkach ciekawie zerkając do środka. Pub był definitywnie tym ze zdjęć. Nie było ścisku choć było tam już sporo ludzi, a sporą ich część stanowili młodzi mężczyźni zachowujący się głośno i agresywnie. Od tej strony grupka cięła w piłkarzyki. Kilka plakatów i innych szczegółów wystroju wnętrza potwierdzało wrażenie jakby właściciel był zadeklarowanym kibicem jednego z piłkarskich klubów. I to bynajmniej nie tego z Nowego Miasta/Muranowa. Zawahawszy się w drzwiach i patrząc na zgromadzonych gości w lokalu, Michał nie mógł nacelować Freda wzrokiem.
Odpuścił, nie wchodził.

Zaczął ogarniać sobie miejscówkę do obserwacji obu wyjść, choć było to dość trudne.




Okolice Skry, Śródmieście, ul Wawelska, wieczór.
Policja nakierowała Cyrusa na mały parking przed Liceum im. Słowackiego, a Amerykanin spiął się widząc wysiadajacego gliniarza. Zastanawiał się po kiego diabła Mieczkowski brał kałasznikowa na rekonesans w parkach. Broń leżała sobie grzecznie w bagarzniku co mogło stanowić niewielki problem. Ok. Może nie niewielki, nawet dość spory.
Otworzył okno.
- Pana to zakaz rozmów przez komórkę w samochodzie nie obowiązuje, a? - rzekł mundurowy patrząc kpiąco. - Prawo jazdy, dowód rejestracyjny...
- N'rsumiec. I don't understand. - Cyrus rozłożył ręce. - Do You speak english?
Policjant spojrzał na niego jakby oceniał czy nie jest robiony w konia.
- Dokumenty - warknął. - Paszport, dowód? Ten, no ajdi card? Prawo... divera licencję? I samochodu ajdi też. car papiery. Znaczy car ajdi pejpers. - Orłem z angielskiego to ten człowiek nie był, tyle co na filmach się osłuchał.
Cyrus posłusznie wyjął Paszport i prawo jazdy, przez chwilę panicznie kombinował nad dowodem rejestracyjnym wozu i wybrał sprawdzenie schowka, gdzie indziej Michał mógł to wozić? Na szczęście papiery tam były.
Policjant był rozczarowany. Myślał, że robi się go w konia starając się wziąć go "na cudzoziemca" aby machnął ręką, pouczył i puścił. Już kombinował jak przeczołga spryciarza gdy ten poproszony o dokumenty będzie zmuszony do odkrycia szwindlu legitymując się polskim dowodem osobistym
A tu niespodzianka, a on ni w ząb angielskiego.
- Heniek weź no pozwól tu na chwilę...
Drugi z policjantów wyszedł z radiowozu zbliżając się do kolegi.
- No?
- Ty po angielsku średnio ablasz nie? - pierwszy z mundurowych pokazał mu paszport i amerykańskie prawko.
- No średnio...

Cyrus nie komentował, siedział grzecznie modląc się by nie robili rewizji samochodu.
- Może go puścić, co tam że przez komórkę rozmawiał.
- No tak, ale patrz, prawko ma jankeskie bez wyrobienia jego ważności w Polsce. Drugi mandat na pięć stów jak w ryj strzelił. Pasów to nawet nie dotknął, kolejny mandacik, a szef i tak ciśnie byśmy okładali mandatami hurtem by plan wyrobić. I te papiery samochodu...
- No chyba cię lochło, przyleciał ze stanów by kraść ten złom? Weź ty się jebnij w czoło Mirek, dobra?
- Mieczkowski, hu for ju? - spytał "Mirek" błyszcząc angielskim jak latarnia morska.
- Friend, he give me car because he drunk three beers. I'm going to...
- Ciii, dobra. - "Heniek" go uciszył, akcent Cyrusa dołożył swoje do nieznajomości języka.
- Bierzemy go na Politechnikę? - Mirek spojrzał na kolegę mówiąc o niewielkiej komendzie w stacji metra. - Jadzia po angielsku śmiga.
- A o to ci chodzi... - mruknął Heniek. - Koniec służby przy herbatce tam spędzić i małą odwiedzić, co? A on to pretekst? - roześmiał się.
- Do wyrobienia planu mandaciki wpadną, z godzinkę przed fajrantem posiedzisz na Poli, a się Jankesowi nosa przytrze. Za często nasze chłopaki machają rękami na drobne wykroczenia jak paszport widzą.
- A dobra, zawijaj go i jedziemy.
- Może mu auto przewiskać?
- Mirek kurwa, weź ty się oganij do kurwy nędzy. Może za ta komórkę i brak potwierdzenia prawka jeszcze gumowe rękawiczki założysz i...
- Dobra już dobra... - Pierwszy z gliniarzy prawie się obraził na kolegę i zwrócił się do Cyrusa, jaki z napięciem przysłuchiwał się dyskusji choć nic z niej nie rozumiał.
- Ju goł łit my, z nami. As, łit as Ty goł. - Zachęcił Amerykanina do wyjścia z wozu pomagając sobie przy tym gestami.
Cyrusa ogarneła panika, szczególnie gdy widział jak drugi z policjantów otwiera tylne drzwi radiowozu. Zrobił błyskawiczny rachunek sumienia. Mogli go rozpoznać na komendzie za akcję na Chruściela, choć szanse małe. Kanonada i strefa wojny na Olszynce? Tu chyba bez szans. Nic więcej za uszami nie miał. A jakby zaczął się stawiać, mogli zacząć wiskać samochód.
Kiwnął głową i korzystając, że zadowolony z udanej komunikacji policjant odwrócił się na moment, szybko wrzucił pistolet pod siedzenia. Podkręcił w górę szybę, otworzył drzwi, wysiadł i zamknął auto Mieczkowskiego.
W chwilę później siedział w radiowozie jadąc na komisariat.





Posterunek Policji, Śródmieście, stacja Metro Politechnika, wieczór.
Na miejscu okazało się, że jest lekki tłok, a Jadzia, urocza blondynka obsobaczyła obu krawężników za dokładanie pracy. Ale już w czasie jazdy Mirek zaczął wypełniać mandaty aby poszły na ich konto tedy ot tak puścić amerykańca nie szło. Przed Cyrusem było dwóch typów jacy pobili się na stacji, oraz typek co pił piwo na Polu Mokotowskim a był bez dokumentów i trzeba było potwierdzić dane. Wszystko wskazywało na to, że Cyrus posiedzi tu dłużej.
Zdecydował się wysłać sms Michałowi:


Cytat:
Do Mieczkowski [SMS]Policja zgarnęła mnie na komisariat. Nie wiem o co im chodzi ale nie sprawiają wrażenia jakby coś mocnego. Kolejka tu i jakiś burdel, nie wiem ile będę tu siedział.


Pub Przejście, Śródmieście, pl. Na Rozdrożu, wieczór
Michał odebrał sms i zaklął w duchu. Choć z wiadomości wyglądało na to, że ani kałacha policja nie odkryła, ani nie wiązali Amerykanina z czymś grubszym. Ale wsparcie odpadało, znał biurokrację i to ile takie rzeczy mogły trwać, gdy na komisariacie był "burdel". Stał tam i obserwował oba wejścia nerwowo patrząc na komórkę. Śledził czas i miał nadzieję na telefon od Cyrusa.
Minęła godzina, wciaż nic.
Półtorej, zaczął już się mocno irytować sytuacją...

... gdy zobaczył Freda z tym samym kumplem z którym typek przyjechał tu z Grochowa. Obaj wyszli schodkami od strony placu. Kierowali się ku zejściu na przystanek autobusowy w kierunku Pragi-Południe.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 22-02-2016 o 10:35.
Leoncoeur jest offline