-Nie jestem pewien czy panów stać by podróżować pod moją eskortą... - zażartował Yrseldain. Jednakże w tym żarcie kryło się subtelne ostrzeżenie, mimo że było ich dwóch, to on wciąż miał przewagę. Na wypadek gdyby chcieli coś kombinować... Niby jego rozmówca wyglądał poczciwie, ale ilu już poczciwie wyglądających zwyrodnialców wysłał na drugą stronę? Dawno przestał liczyć... - Z drugiej strony, dla stróżów porządku mogę zrobić wyjątek i nie policzyć wam ani grosza, niech stracę. - dokończył i zaśmiał się z własnego żartu.
-Czyżbym coś przeskrobał, że członkowie Reiksguard się mną zainteresowali? - zwrócił się z pytaniem do tego, który wyglądał na wyższego stopniem. W jego głosie nadal przebrzmiewał ten żartobliwy ton, zupełnie nie pasujący do legendy bezwzględnego zabójcy, jaką obrósł. Ale co poradzić... był wyznawcą Tańczącego Boga, wesołość i poczucie humoru były częścią jego natury.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |