Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2016, 17:48   #39
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Gdy Desire otworzyła oczy, promienie słoneczne szerokimi strumieniami wpadały do jej komnaty. Był ranek, a raczej wczesne przedpołudnie. Pozwoliła sobie jeszcze na kilka chwil lenistwa nim zmieniła pozycję, na nieco mniej horyzontalną. Przeciągnięcie się pozwoliło obudzić te mięśnie, które nie nadążały za resztą. Szarość jak zwykle przywitała ją delikatnym muśnięciem, zabierając ze sobą resztki snu, który spowijał myśli dziewczyny. Dziś mieli wyjechać, więc dłuższe wylegiwanie się w łóżku nie wchodziło w grę. Musiała jednak przyznać, że zaczęło się jej podobać. Było to wyjątkowo niekorzystne spostrzeżenie. Przywołało jednak uśmiech na jej twarz. Zdecydowanie czuła się lepiej i nie chodziło tylko o ciało. Co prawda pewien głód nadal tkwił w podświadomości, jednak nie był on aż tak dokuczliwy jak sadziła, że będzie. Wkrótce nadarzy się okazja do pozbawienia życia jakiegoś nieszczęśnika, takie zawsze prędzej czy później się pojawiały, a wtedy odbije sobie ów post. Do tego czasu postanowiła, że odzyska siły stracone przez pobyt w Paryżu i jego konsekwencje.
Skoro zaś o siłach była mowa, czas był najwyższy by wstać, co też zaraz uczyniła.
Jej bagaże były gotowe do drogi, dzięki pomocy Lisy. Korzystanie ze służby by załatwić tak drobną sprawę jak wypełnienie sakr podróżnych, było dla Desire nowością, jednak Raul nalegał by dalej odpoczywała, a ona nie zamierzała się sprzeciwiać. Tak więc praca ta została złożona na barki pokojówki. Jedynymi rzeczami, którymi Dess zajęła się sama, była jej suknia do specjalnych wyjść i kuferek z ziołami i ostrzami. Obie te rzeczy oczywiście zabierała ze sobą, bez względu na to, co jej pan miał na ten temat do powiedzenia. Był to z jej strony bez wątpienia okaz buntu i nieposłuszeństwa, jednak nie zamierzała poddawać się we wszystkim. Czas spędzony w łóżku dał jej okazję do przemyślenia wszystkiego i ułożenia planu dalszego działania. Oczywiście, nadal miała stać u boku Raula, jako jego służka. Nie była jednak zdolna nadal funkcjonować jako posłuszna we wszystkim niewolnica. To, że sama wcześniej narzuciła sobie tą rolę, odbiło się niekorzystnie w zderzeniu z nadmiarem bodźców, którymi została zaatakowana w Paryżu. Niezdolna się obronić, poległa z kretesem i gdyby nie czujność jej pana, z pewnością zatraciłaby się w pełni i zmieniła w wierny cień, podążający za nim i mordujący wszystko co chociażby w najmniejszym stopniu mu zagrażało. Należało z tym skończyć. Musiała być w stanie sama o sobie decydować. Musiała nauczyć się jak rozpoznawać zagrożenia i reagować na nie w nowy, niekoniecznie destrukcyjny sposób. Hrabia nie był dzieckiem, potrafił się bronić. Nie mogła wciąż powstrzymywać każdego ryzyka, które mogło zakończyć się raną czy poważnym urazem. W ten sposób krzywdziła zarówno siebie jak i jego. Nadmiar obowiązków pozbawiał ją czasu, który wymagała pełna regeneracja po dniu spędzonym na służbie. Niekiedy nie chodziło nawet o dzień. Pełna doba, za nią kolejna i kolejna… Wszystko po to by nawet włos nie spadł z jego głowy. Jakież to naiwne jej się teraz wydawało.
Uniosła dłoń do oczu. Nie trzęsła się już, nawet bez pomocy Szarości. Była wychudzona, wątła i wciąż w walce czy codziennych czynnościach musiała korzystać z pomocy swej opiekunki, jednak z każdą chwilą radziła sobie lepiej. Odetchnięcie pełną piersią sprawiało przyjemność, a nie ścisk w piersi i poczucie winy, że marnuje czas na rozkoszowanie się czymś tak nieistotnym w danej chwili. Cichy, nieco pobłażliwy śmiech Szarości sprawił, że sama się roześmiała, nagle czując jak mała dziewczynka, która wyszła cało z naprawdę poważnej psoty.
Z nową energią opuściła łóżko i ponownie przeciągnęła. Nie bacząc na swój niezbyt odpowiedni strój, ruszyła w stronę okna by otworzyć je na oścież. Zapowiadał się piękny dzień, w sam raz na podróż. Jej cel zgasił nieco jej radość, jednak nie na tyle by całkiem poddać się ponurym przewidywaniom. Co miało nadejść, to nadejdzie. Była gotowa stawić czoła wszelkim planom jakie miał Mazarin. To, czy była gotowa na wszystkie te, które miał hrabia, pozostawiało nieco do życzenia. Skoro zaś ku Raulowi jej myśli zawędrowały…
Ubrała się szybko, jednak nie bez zwyczajowej dbałości o to, by wszystkie jej ostrza znalazły się w odpowiednich miejscach. Najnowsza moda była coraz bardziej sprzyjająca w tej kwestii. Odpowiednio wyeksponowane piersi skutecznie odwracały uwagę od tkwiących w gorsecie noży. We włosy wpleść można było nie tylko kwiaty ale i całkiem pokaźną ilość śmiercionośnych igieł. Nie wspominając już nawet o garocie, która udawała naszyjnik i tej mniejszej, służącej tylko do podrzynania gardeł, skrytej w rękawiczce. To zaś była tylko drobna cześć asortymentu, którym dysponowała i z lubością korzystała Dess.
Gotowa, sprawdziła jeszcze czy wszystko leży tak jak powinno i czy jej osoba prezentuje się odpowiednio by służyć za towarzyszkę hrabiemu. Zadowolona skinęła głową i ruszyła w kierunku drzwi, które oddzielały ich pokoje. Jak zwykle nie zapukała, tylko otworzyła je pewnie, wchodząc do komnaty Raula.
- Dzień dobry, hrabio - przywitała się wesoło.
Raul oderwał wzrok od trzymanego w dłoni pisma, po czym uważnym spojrzeniem zlustrował Desire od stóp do głowy i z powrotem.
- Lepiej, ale jeszcze nie całkiem dobrze. Dzień dobry, Dess. Siadaj. Jadłaś już?
- Przyszłam się najpierw przywitać - odparła, nie pozwalając by cokolwiek nadszarpnęło jej dobry nastrój. - Szykuje się wspaniały dzień.
Zamiast posłuchać, ruszyła w stronę okna i także tu otworzyła je na oścież. Dopiero wtedy zrobiła to co jej kazał i zajęła miejsce w fotelu.
Raul spojrzał przez okno, potem westchnął.
- Za dużo papierów - powiedział ze smutkiem.
- Dobrze wyglądasz. Cieszę się. Przynajmniej kawałek tego pięknego dnia spędzimy na powietrzu.
Wstał, podszedł do okna i wyjrzał, całkiem jakby chciał się przekonać, czy pogoda jest naprawdę taka ładna, jak to mówi dziewczyna. Albo jakby sprawdzał, czy ktoś nie podsłuchuje za oknem.
- Cały czas się zastanawiam - odwrócił się do Dess - jak go przekonać, żeby sobie wybił z głowy bzdurny pomysł przejęcia tronu. Wiem, że najprostszym sposobem byłoby pozbawienie go życia. Ale czy najlepszym? To jest problem. Ktoś mądry i sprytny, stojący u boku króla, to skarb. Pod warunkiem, że nie trzyma łopaty i nie podkopuje króla. Gdyby mu zabrać łopatę... może coś by z tego wyszło.
Spojrzał na Desire, całkiem jakby to od niej chciał odpowiedzi.
- Mądrych i sprytnych ale przy tym wiernych koronie nie brakuje - odparła, przyglądając się hrabiemu. - Na jego miejsce pojawi się ktoś inny, zapewne gorszy w knuciu, jednak istnieje szansa na to, że będzie inteligentną osobą i dobro korony postawi na pierwszym miejscu. Nie wiemy także, kim tak właściwie jest Mazarin. Nie spotkaliśmy go, nie mieliśmy z nim kontaktu. Fakt, jego dążenie do pozbawienia cię życia, przemawia wysoce na jego niekorzyść, to jednak wcale nie jest pewne, że informacje które go ku temu skłoniły są prawdziwe. Richelieu z pewnością zadbał o to by Mazarin otrzymywał odpowiednie informacje. Odpowiednie dla niego, niekoniecznie dla samego Mazarina. I chociaż najchętniej zgotowałabym mu los podobny do tego, który spotkał kardynała, to uważam że najpierw powinniśmy się z nim spotkać i dopiero wtedy snuć dalsze plany.
- Wolałbym nikogo nie zabijać - powiedział Raul - bez ważnej przyczyny. Ale też nie chcę się pakować jak idiota w środek pułapki. Wyeliminowanie tych, którzy stanowią jego ochronę, zapewniłoby nam bezpieczeństwo. Ale... czy duże utrudnienie będzie dla ciebie stanowić pozbycie się ich bez wysyłania ich do lepszego świata?
Zamyśliła się. Zabicie oczywiście byłoby najlepszym wedle jej opinii wyjściem, jednak nie była tak ograniczona by dla niej było to wyjście jedyne.
- Minimalnie - odpowiedziała. - Nie będzie to nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić. Pozostaje jedynie kwestia ilości chroniących go osób i ich jakości oraz czasu jaki dostanę na wykonanie tego zadania.
- Mam zaproszenie na rozmowę na jutro, na dziewiątą wieczór. Dojazd do Pussay zająłby nam pół dnia. Trzeba by się zatrzymać gdzieś w okolicy, zobaczyć, co ciekawego dzieje się w Pussay, a na spotkanie zjawić się z pewnym opóźnieniem. Mamy więc całą dobę na zbadanie miejsca spotkania, a potem co najmniej godzinę na wyeliminowanie... przeszkód. Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się o twoim świecie, bo to oznacza tylko i wyłącznie jedno...
- Spotkanie dojdzie do skutku tylko i wyłącznie wtedy, gdy będziemy bezpieczni. W razie czego zorganizujemy sami kolejne spotkanie, w innym miejscu, które sami wybierzemy - dodał.
Dess oczywiście zgadzała się w pełni z tym, że jej świat powinien zostać tajemnicą. Nie zamierzała także pozwolić na to by ktokolwiek, kto miałby dalej wieść swój żywot na tym padole, miał chociażby krótki kontakt ze Strefą.
- Doba wystarczy by wybadać grunt i przygotować wszystko do wyeliminowania ochroniarzy. Nie powinno być z tym żadnych problemów. Kiedy ruszamy?
- Jeśli masz wszystko, co trzeba, to po śniadaniu. Jeśli czegokolwiek ci jeszcze brak, to opóźnimy wyjazd o tyle, ile będzie trzeba. Drugie śniadanie zjemy po drodze, a potem rozejrzymy się za jakimś nie rzucającym się w oczy zajazdem, gdzie zatrzymamy się na noc.
- Jestem gotowa ruszyć w każdej chwili - potwierdziła swoją gotowość, dodatkowo skinąwszy głową. - Pójdę sprawdzić co dzisiaj jest do wyboru. Przynieść śniadanie tutaj? - zapytała, wstając i kierując się w stronę drzwi. Cały czas z jej ust nie znikał uśmiech. Również oczy się śmiały co nie zdarzało się zbyt często ostatnimi dniami.
- Tak, najlepiej będzie, jeśli zjemy tutaj. W tym czasie sprzątnę ten bałagan. - Głową skinął w stronę biurka, którego dobrą połowę zajmowały księgi, papiery i pergaminy. - Jadalnię zostawimy na inną okazję.
Desire skinęła głową i nie zwlekając zniknęła za drzwiami. O śniadanie, oczywiście, problemu nie było. Kucharz jak zwykle stanął na wysokości zadania, a nawet gdyby nie, to Dess była w stanie zadbać o jadło dla siebie i Raula. Spiżarnia była pełna, świeżych owoców nie brakowało, a znalezienie lekkiego wina czy czegoś nawet nieco mocniejszego, nie stanowiło dla niej problemu. Odczekała tyle, ile wymagało przygotowanie jajecznicy dla hrabiego i zestawu chłodnych przekąsek dla niej. Gdy dołączył do nich chleb, dzban mleka i karafka z winem, zabrała tacę i ruszyła w drogę powrotną do komnaty Raula. Rezydencja wydawała się wymarłą. Brak służby sprawiał, że każdy krok dziewczyny brzmiał jakby głośniej. To jednak nie przeszkadzało Dess. Nie musiała zachowywać się cicho więc tego nie robiła. Kolejna, dość miła odmiana.

Do komnaty weszła jak zwykle, bez pukania, drzwi otwierając łokciem.
Biurko, zgodnie z obietnicą Raula, było uprzątnięte, jedynie z brzegu leżał zwinięty rulon pergaminu.
- Postaw, proszę, i siadaj - powiedział Raul. Zamknął drzwi szafki i przekręcił klucz. Co prawda dla chcącego otwarcie takiego zamka nie stanowiło zbytniego problemu, ale otwarta szafka bardziej kusiła ciekawskich.
- Jak tam ochota na pokonanie kilku mil na grzbiecie konia? - spytał.
Desire spełniła polecenie kładąc tacę na biurku i siadając na jednym z foteli stojących przy nim.
- Będzie to miła odmiana - stwierdziła, nalewając wina do kielichów.
Raul skinął głową. Nałożył jedzenie na talerz, po czym podsunął tacę dziewczynie,
- Twoje zdrowie. - Uniósł kielich.
Nie sądziła by taki toast był szczególnie odpowiedni na chwilę przed wyruszeniem w drogę, która mogła zakończyć się ich śmiercią, jednak sprzeciwu swojego nie wypowiedziała.
- Za udaną podróż - zamiast tego wzniosła własny, który jej zdaniem bardziej był na miejscu. Z podsuniętej tacy wybrała po trochu wszystkiego, nakładając jedzenie na drugi talerz. Oczywistym było, że nie wszystko co na nim się znalazło zniknie, jednak przynajmniej spróbuje po trochu każdego z rarytasów jakie tam się znalazły.
Raul wypił kilka łyków wina, a potem dzielił uwagę między swoje jedzenie a posilającą się Desire.
Gdy dziewczyna skończyła jeść, Raul odsunął tacę na bok, po czym rozwinął rulon, który okazał się być mapą Francji.
- Tu jest Pussay, przy trakcie na Tours. A my zatrzymamy się na noc w Angerville. - Raul wskazał kolejny punkt na mapie. - Godzina pieszej wędrówki do Pussay.
- Czy nie lepsze byłoby Gommerville? - zapytała przyglądając się mapie. - Jest nieco mniej oczywistym wyborem. W dodatku ewentualnych szpiegów można by zgubić korzystając z tłoku na trakcie prowadzącym do Chartress.
- Też o tym myślałem... Nieco dłuższa droga, ale pewnie mniej kłopotów nas będzie czekać. Zgoda. W takim razie pojedziemy na Tours, a potem skręcimy na Chartres. Jeśli ktoś przypadkiem będzie nas śledzić, to się znajdzie jak na patelni.
Jego służka skinęła głową na zgodę. Ten plan dawał nieco więcej możliwości ewentualnego zadbania o śledzących ich ludzi jak i ominięcia ewentualnych pułapek po drodze.
- W takim razie zajmę się przygotowaniem koni - oświadczyła wstając.
- Tylko weź dla siebie coś lepszego, niż tamta biedna szkapa, na której przyjechałaś do Paryża - polecił Raul, również podnosząc się z fotela.
- Już wybrałam wierzchowca - odparła, nie wspominając iż stało się to przy okazji likwidowania stajennych.
Raul skinął głową.
- W takim razie za chwilę ruszamy. Wydam tylko kilka poleceń.


Gommerville

Gommerville nie można było nazwać okazałą wioską. Kilkanaście chat, mały kościółek, pamiętający zapewne czasy Filipa Pięknego, i - oczywiście - karczma. Bezimienna karczma. Bo i po co - wszak tutejsi mieszkańcy nie potrzebowali szyldu, by wiedzieć, jak tam trafić.
Wizyty szlachty w tej dziurze zapewne nie należały do zbyt częstych, bowiem na widok wchodzących do środka Desire i Raula karczmarz wybałuszył oczy, by po chwili w głębokich pokłonach ruszyć witać nowo przybyłych.
Desire obrzuciła zebranych w karczmie chłopów uważnym spojrzeniem, szybko oceniając, że zagrożenia z ich strony raczej być nie powinno. Wystrój wnętrza pasował do tego, czym ów przybytek był. Prostym, wieśniackim miejscem zebrań po dniu spędzonym na polu. Jakże odmienny od tego co widywali w Paryżu czy chociażby przy główniejszych drogach. Westchnienie Dess nie wyrażało szczególnego zachwytu. Uśmiechnęła się jednak, mimo iż na dobrą sprawę nie musiała.
- Dobry człowieku czy znajdzie się w tym przybytku stosowny pokój dla dwojga? - Zadała pytanie, uważając by jej głos zabrzmiał miło ale nie był pozbawiony nutki władczości. Co prawda szlachcianką nie była ale i nikt tu o to nie zapyta, a wątpiła by Raul na głos wyraził swą dezaprobatę dla jej zachowania.
- I coś do zjedzenia, zanim będzie kolacja - dodał Raul.
Rozejrzał się dokoła, jakby szukał miejsca godnego jego osoby.
Karczmarz rzucił się do jednego ze stołów, rozpaczliwymi machnięciami ścierki usiłując doprowadzić go do stanu czystości.
- Proszę siadać - powiedział. - Zaraz podam. I pokój też się znajdzie.
Skłonił się Desire.
- Mam nadzieję - powiedział Raul i rzucił na stół dwa liwry. - I niech ktoś się zajmie naszymi końmi - dodał.
- Tak, jaśnie panie, tak, jaśnie pani. - Karczmarz ponownie skłonił się w pół.

Wino było dokładnie takie, jak się Raul spodziewał - idealnie pasowało do miejsca, w którym się znajdowali. Kolacja była znacznie lepsza, w przeciwieństwie do pokoju, który był niewiele lepszy od wiejskiej izby. Nie przyjechali tu jednak na odpoczynek...


Gdy gwar rozmów w karczmie przycichł, a ostatni goście opuścili progi gospody, Desire była gotowa by wyruszyć w drogę. Jej strój podróżny został zastąpiony suknią, którą posiadała na takie właśnie okazje. Co prawda Raul nie życzył sobie kolejnych zabójstw, jednak nie zawsze dostawało się dokładnie to, co się chciało. Nie mówiąc już o tym, że strój ów pozwalał Dess na zaopatrzenie się we wszystko co mogło jej być potrzebne, bez niewskazanej utraty możliwości swobodnego poruszania się. Sprawdziła jeszcze czy wszystkie zabawki znajdują się na swoim miejscu, po czym przeniosła wzrok na hrabiego.
Zastanawiała się co takiego zastaną na miejscu. Wątpiła by pułapka była oczywista. Gdyby to jej dano wybór, rozegrałaby całość po cichu, maskując się napadem. Ewentualnie użyłaby trucizny i zrzuciła śmierć nowego hrabiego na barki rodzinnej dolegliwości. W ten sposób cień podejrzenia nie przyćmiłby świetliście się zapowiadającej kariery Mazarina. Nie wątpiła co prawda w to, że człowiek ów zabezpieczył się na każdą okazję. Nie można jednak było ustrzec się czegoś, czego nie dało się ani przewidzieć, ani zobaczyć, ani zrozumieć. Tym zaś bez wątpienia była młoda służąca hrabiego.
Raul nie zamierzał się afiszować.
Ubranie podróżne czarne nie było, ale w mroku nocy trudno je było zauważyć, do tego rękawice, zakrywające przed wzrokiem ewentualnego obserwatora biel dłoni. Nasunięty na czoło kapelusz nadawał co prawda noszącemu wygląd bandyty, ale tym hrabia nie zamierzał się przejmować.
Szpada, pistolety... Co prawda huk wystrzału gryzł się nieco z niechęcią do ogłaszania swej obecności, ale w krytycznej sytuacji celnie wystrzelona kula mogła rozwiązać niejeden problem.
- Idziemy - powiedział.
Otworzył okno.
Dess na końcu języka miała słowa, które z pewnością przysporzyłyby jej w tej chwili jedynie dodatkowych kłopotów. Ugryzła się jednak w porę by zatrzymać je i w milczeniu skinąć głową. O ile prostszym wyjściem byłoby wymknięcie się pod osłoną Szarości. Bez ryzykowania skręcenia kostki przy nieudanym skoku z okna czy tego, że zostaną zauważeni. Zdawała sobie jednak sprawę, że Raul z pewnością kategorycznie odmówiłby jej propozycji. Szarość w pełni się z nią zgadzała. Zamiast więc zniknąć, rozszerzyła pole swego postrzegania, sprawdzając czy aby na pewno wyjście w tej chwili było bezpieczną opcją.
- Jeszcze nie - wstrzymała Raula, gdy jej zmysły wychwyciły podpitego wieśniaka, który zboczył nieco ze swej drogi by poddać się potrzebie pęcherza, wypełnionego wypitym trunkiem.

Okno nie było na tyle wysoko, by schodzenie mało stanowić jakiekolwiek niebezpieczeństwo. I obyło się bez nieszczęśliwych wypadków.

Podobnie jak i droga do Pussay przebiegła bez przeszkód. Pogrążona we śnie miejscowość sprawiała miłe, sielskie wrażenie. Tu czy tam zaszczekał pies, odezwała się krowa…
Chociaż Pussay od biedy można było nazwać miasteczkiem, to o tej porze mieszkańcy oddawali się urokom pobytu w objęciach Morfeusza, lub własnej małżonki. W paru tylko oknach migotało światło pojedynczej świeczki czy kaganka. Jedynie w położonym na samym skraju dworku życie nie zamarło. A mieszkała tam jakaś bardzo ważna persona, bo nikomu innemu nie przyszłoby nawet do głowy ustawić przed głównym wejściem straży. A jeśli na dodatek owi strażnicy na bordowych tunikach nosili białe krzyże…
Desire uśmiechnęła się. To było niemal zbyt proste by było rzeczywiste. Oczywiście sytuacja ta mogła się w każdej chwili zmienić gdyby Raul zdecydował że i w tym wypadku powinna wstrzymać się przed wykorzystaniem swej opiekunki.
- Chcesz się trochę rozejrzeć? - spytał cicho Raul.
- To byłoby raczej wskazane - stwierdziła. - Możemy także wejść tam od razu. Skoro oczekują twojego przybycia dopiero jutro to ochrona powinna być słabsza o tej porze.
Raul przez moment przyglądał się stojącym przed dworkiem strażnikom.
- Rozmowa teraz, gdy nikt się nas nie spodziewa, mogłaby przynieść ciekawe owoce. Ale może się okazać, że tam są całe tabuny strażników. Na miejscu Mazarina, bez względu na dalsze plany, starałbym się zabezpieczyć.
- Gdybyś była tak uprzejma, i sprawiła, że żaden ze strażników nie obudziłby się do rana, byłbym ci bardzo wdzięczny. I o wiele spokojniejszy co do tego, że nikt nam tej rozmowy nie przerwie.
- Z przyjemnością - odpowiedziała.
Jako, że już wcześniej została poinformowana o jego życzeniu zachowania ewentualnych problemów przy życiu więc była przygotowana odpowiednio by wyeliminować przeciwnika bez pozbawiania go życia. To, że po obudzeniu będzie ledwie do życia się nadawać jakoś specjalnie jej nie przejęło. Dwa sztylety, które zostały wykonane na zlecenie, znalazły się w jej dłoniach, gotowe by wypełnić cel, dla którego zostały powołane do życia. Zawahała się jednak chwilę i spojrzała na Raula. W tej chwili najlepszym rozwiązanie byłoby skryć się przed wzrokiem strażników w objęciach Szarości, jednak nie chciała tego robić bez pozwolenia.
Raul zachwycony Szarością nigdy ne był, ale zdawał sobie aż za dobrze sprawę z tego, że to, co ma wady, ma też i zalety. W tym wypadku zalet było więcej.
- Zrób to najlepiej jak potrafisz - powiedział. - I w najbezpieczniejszy dla siebie sposób - dodał.
Jej uśmiech poszerzył się nieco, a głowa skłoniła. Nic więcej nie potrzebowała, a Szarość czekała by czułymi ramionami objąć jej ciało i wchłonąć do siebie. Będąc w domu była całkowicie bezpieczna i była silna siłą ich obu. Świat stracił swe barwy, które zastąpiła Ona. Desire widziała dokładnie gdzie znajdowały się słabe punkty dwójki strażników. To było takie proste. Podejść do ofiary, wysunąć ukryte ostrze w rękojeści sztyletu i drasnąć lekko szyję mężczyzny. Uniósł dłoń zdziwiony, bo niby skąd ów ból, skąd ta krew która zabarwiła jego rękawicę. Skąd to dziwne uczucie, niby muśniecie skrzydeł motyla lub ust kochanki na jego policzku? Drugi powtórzył gest kompana. Spojrzeli po sobie, a w ich oczach zalśniła iskierka podejrzenia.
Jeden otworzył usta, jakby chciał krzyknąć lub chociażby coś powiedzieć, lecz zgłoski zamarły mu na ustach. U drugiego wystąpiły te same objawy. Dłonie strażników spoczęły na rękojeściach szpad, jednak ruch ten na nic się zdał. W chwilę później osunęli się na ziemię. Desire wyszła z cienia i sprawdziła ich stan. Środek usypiający działał dokładnie tak jak miał zadziałać. Oczywiście wolałaby by była to trucizna, jednak rozkaz był wyraźny. Ponownie zniknęła z oczu i skierowała swe kroki w stronę budynku, rozciągając przy tym zasięg Strefy tak, by objęła maksymalny obszar. Nie chciała problemów przy wykonaniu tego zadania i zamierzała postarać się o to by wszelkie przeszkody zostały wyeliminowane.
Tak jak podejrzewała nie było ich tak wiele. Gwardziści w liczbie sześciu spoczywali w najlepsze w swych łóżkach i pochrapywali wygrywając melodię śpiących snem sprawiedliwych. Dess postarała się, by sen ten nie został zbyt szybko przerwany. Podobnie rzecz się miała z tymi domownikami, którzy wciąż na nogach byli, gotowi by przyjść na wezwanie ich pana. Sam Mazarin wciąż ślęczał w swym gabinecie skupiony w pełni na dokumentach jakie przeglądał. Nie mogła tam wejść nie będąc zauważoną. Nie miało to jednak znaczenia. W dostrzeganiu niebezpieczeństw Szarość była nieoceniona. Nic nie umykało jej uwadze. Ani ukryte pomieszczenie po prawej stronie od wejścia do gabinetu, ani dwie kusze przytwierdzone pod blatem biurka, gotowe by wyeliminować ewentualnego gościa, który zasiądzie na jednym z foteli. Raul będzie musiał zostać poinformowany o tych drobnych szczegółach wystroju wnętrza gabinetu ich przyszłego gospodarza. A skoro mowa była o hrabim, czas był to najwyższy by złożyć mu raport. Nie zwlekając ruszyła w drogę powrotną upewniając się przy tym, że ci, którzy zlegli twardym snem który im podarowała, nie rzucają się zbytnio w oczy. Co prawda wątpiła, by Mazarin postanowił wybrać się na nocny spacer po posiadłości w tym krótkim czasie, który ona poświęci na zapoznanie Raula z jej spostrzeżeniami, to jednak ryzykowanie zostania przyłapanym na tak błahym błędzie byłoby ze strony Desire głupotą.

Raul, wtopiony w cień, czekał cierpliwie na powrót Desire. Nie zauważył go żaden przypadkowy przechodzień, nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą.
Gdy stojący przed wejściem gwardziści miast stać, jak przystało na wyborowych żołnierzy, na baczność, ułożyli się wygodnie niedaleko progu, młody hrabia miał kolejną okazję ujrzeć na własne oczy skuteczność działań jego osobistej służącej. Nie dało się ukryć, że bez jej udziału dotarcie do dworku nie obyło by się bez mniejszych czy większych problemów. Większych, zapewne. I - z pewnością - nie zakończyłoby się wszystko tak, jak chciałby tego Raul.
Teraz, chociaż dostęp do posiadłości Mazarina stanął otworem, Raul stale nie zamierzał ryzykować. Nawet głupiec wziąłby ze sobą większą eskortę, a Mazarin głupcem nie był, chociaż niektóre jego uczynki nie należały do najbardziej rozsądnych. Z punktu widzenia Raula, oczywiście.
Stał więc i czekał, aż Desire wróci i przyniesie wieści,

Czekać nie musiał długo, aczkolwiek z pewnością było to nieco więcej niż kwadrans od chwili, w której strażnicy osunęli się na ziemię. Wyłoniła się tuż przy nim, cicha niczym duch.
- Dworek jest zabezpieczony. Mazarin jest w gabinecie - poinformowała.
- Chodźmy więc złożyć niezapowiedzianą wizytę - odparł Raul.

Drzwi frontowe dworku były uchylone, dokładnie tak, jak je zostawiła wychodząca przed chwilą Desire. Raul zamknął je za sobą, po czym - prowadzony przez dziewczynę - dotarł do gabinetu Mazarina. Padająca przez szparę pod drzwiami smuga światła świadczyła o tym, że gospodarz jeszcze nie poszedł spać.
- Jest sam? - spytał cicho Raul.
- Jest - potwierdziła. - Ma jednak dwie kusze gotowe do strzału, przytwierdzone do spodu blatu więc może lepiej gdybym to ja weszła pierwsza? - zaproponowała, rozszerzając Strefę i przygotowując się na skorzystanie z pomoc Szarości. - Mogę uśpić jego czujność.
- Tylko nie zrób mu krzywdy - poprosił Raul.
Co prawda dobre wychowanie nakazywało najpierw zapukać, lecz w tym przypadku konwenanse można było odłożyć na bok. Tym bardziej, że niezapowiedziana wizyta również nieco się kłóciły z tymi konwenansami.

Drzwi otworzyły się bezszelestnie. Dopiero migotanie płomieni świec poinformowało pochylonego nad pergaminem mężczyznę, że w pokoju coś się zmieniło. Niezadowolenie odmalowało się na jego twarzy, gdy spojrzał w ciemność widocznego za drzwiami korytarza.
- Denis! - W głosie mówiącego również zabrzmiało niezadowolenie. - Denis!
- Blisko, ale nie do końca - wyszeptała mu do ucha Dess, jednocześnie przykładając sztylet do gardła i uważając na dłonie mężczyzny. Co prawda mogła użyć garoty, ale jednak ostrze wygrało. - Postaraj się nie ruszać dłoni z biurka - poleciła, przechylając się nieco i wsuwając drugą dłoń pod blat. Przesunięcie kurzy tak, by celowały w Mazarina nie było trudne. Mechanizm, na którym zostały zamontowane miał wszak za zadanie dać osobie siedzącej za biurkiem pewną swobodę w celowaniu. Było to jednak, jak Mazarin miał właśnie okazję się przekonać, ostrze obusieczne.
Mężczyzna drgnął, ale (na swoje szczęście) nie podskoczył, co mogłoby się skończyć niezbyt fortunnie. Otworzył usta, jakby do krzyku, ale w ostatniej chwili uświadomił sobie, że mógłby to być ostatni krzyk w jego życiu.
- Czego chcesz? - bardziej wysyczał niż powiedział.
- Ja? - zdziwiła się, powracając w pełni za jego plecy, pochylając się jedynie tyle by jej usta znalazły się przy jego uchu. - Ja jedynie twojej śmierci. On jednak chciałby zadać ci parę pytań - wskazała na drzwi. - Teraz, Mazarinie, zaproś uprzejmie swego gościa. Nie wypada by wchodził bez zaproszenia, prawda?
Mazarin wypowiedział kilka słów, których nikt, kto znał włoski, nie uznałby za zaproszenie, po sekundzie jednak opanował się.
- Uprzejmie proszę - powiedział tonem od uprzejmości dalekim.
- To nie było zbyt uprzejme - skarciła, lekko dociskając ostrze do skóry szyi wytaczając tym samym kilka szkarłatnych kropel.
Raul nie czekał na kolejną prośbę, ani tym bardziej na zmianę tonu. Nim Mazarin zdążył ponownie otworzyć usta i spełnić żądanie właścicielki ostrza, Raul wkroczył do gabinetu.
- Dobry wieczór, wasza eminencjo - powiedział.
O tytuł kardynała Mazarin dopiero się ubiegał, ale Raul nie miał zamiaru zwracać uwagi na ten drobiazg.
- Przepraszam, że zjawiłem się trochę przed ustalonym terminem spotkania, ale jak widzę wasza eminencja jeszcze nie śpi.
- D'Arquien... -
W oczach Mazarina pojawił się błysk zrozumienia.
- Do usług. - Raul skłonił się uprzejmie. - Mieliśmy porozmawiać.
Równocześnie dał znać Dess, by schowała sztylet.
Uczyniła to niechętnie, jednak bez zwlekania. Sprawdziła jeszcze czy aby na pewno nie ma nigdzie dodatkowych, ukrytych zagrożeń, które mogła wcześniej przegapić, po czym przeniosła się na brzeg biurka, na którym przysiadła. Nie zamierzała spuszczać Mazarina z oczu ani na moment. Korzystając z Szarości śledziła jednocześnie poczynania Raula by odpowiedzieć na ewentualne polecenia, zanim zdąży je wypowiedzieć. Uśmiechała się będąc w swoim żywiole. Czy był to miły uśmiech… Zależało kogo spytać. Dla Mazarina z pewnością kojarzył się bardziej z grymasem kota spoglądającego na wyjątkowo tłustą mysz.
Wyraz twarzy gospodarza stale był daleki od uprzejmości, która wszak powinna cechować człowieka dobrze wychowanego. Raczej wyglądało na to, że Mazarin najchętniej udusiłby i Raula, i jego pomocnicę. Po chwili jednak zimna krew doszła do głosu.
- Jak się pan tu dostał, panie hrabio? - spytał.
- Strażnicy się pospali - odparł Raul. - Widocznie zmęczenie ich zmogło.
Nie do końca było to zmęczenie, ale coś ich faktycznie zmogło...
Z twarzy jego rozmówcy było widać, co spotka tych strażników, Raula jednak to nie interesowało. Podobnie jak reakcja Mazarina, gdy przez dobrych kilka godzin nie zdoła postawić swej służby na nogi.
- Noc jest już późna, pan, eminencjo, jest zapracowany, nie chciałbym niepotrzebnie przedłużać naszej rozmowy. - Raul nie zamierzał się rozwodzić. - Powiem parę rzeczy, pan, eminencjo, powie tak lub nie, a potem się rozejdziemy. To znaczy ja sobie pójdę, a pan zostanie.
- A czy mam jakiś wybór? - Mazarin wydawał się bardziej zrezygnowany niż zaciekawiony. - Ale miejmy to za sobą. Słucham.
- To nic skomplikowanego - zapewnił go Raul. - Wystarczy, że zrezygnuje pan, eminencjo, z niektórych fragmentów polityki swego poprzednika i przestanie pan przedkładać swoje dobro nad dobro Francji. I króla. Nawet jeśli komuś przyjdzie do głowy myśl, że inny król byłby lepszy. Tudzież myśli "ja byłbym najlepszym królem".
We wzroku Mazarina bynajmniej nie było zaskoczenia. Widocznie obecny pierwszy minister doskonale znał plany swego poprzednika.
- Poza tym - Raul wyciągnął z wyłogów kaftana pergamin - zrezygnuje pan z działań przeciwko tym rodom.
Na liście widniało osiem nazwisk, z d'Arquienami na czele.
- A co ja z tego będę miał? - spytał Mazarin.
- Życie - odparł Raul. - I bardzo szerokie perspektywy z malutkimi, wymienionymi wcześniej ograniczeniami. Sądzę, że to jest dobry interes.
- Grozisz mi?
- Gdzież bym śmiał, wasza eminencjo. -
Na ustach Raula pojawił się nikły uśmiech. - Jestem skromnym poddanym króla Ludwika - zapewnił. - Jak mógłbym grozić pierwszej osobie na królewskim dworze.
Mazarin powstrzymał się przed odpowiedzią, która z pewnością zadałaby kłam słowom Raula.
- Jakie będę miał gwarancje? - spytał.
- Ależ eminencjo... - Raul zdawał się być autentycznie zdziwiony. - Dlaczego miałoby mi zależeć na pana śmierci? Wprost przeciwnie. Zależy mi na tym, by żył pan długo i szczęśliwie, dla dobra Francji, króla i swojego. W takiej kolejności. Poza tym... po pana śmierci przestałby mieć znaczenie glejt, jaki mi pan, eminencjo, wystawi.
- Glejt?
- Tak, podyktuję za chwilę.


Gdyby wzrok mógł zabijać...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline