Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2016, 01:22   #106
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Obóz... Pieprzony obóz... - podsumowała pod nosem z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
Reagowanie dziwną radością na tak mocny stres było czymś, czego Arisa na prawdę się nie spodziewała po sobie. Nie wiedziała czemu tak się działo. Wyczuwała jakąś głęboką ironię sytuacji? Bezsensowną naiwność i wiarę, że "wszystko będzie dobrze"? Nie mogła do tego dojść. Nie mogła też nad tym zapanować. Tak samo jak nie mogła zapanować nad drżeniem rąk. Palce widocznie trzęsły się, gdy z całych sił próbowała ich nie ruszać.

Bębny. Cienisty potwór ich nie potrzebował. To były bębny Indian. Coś tu robili a ona sama słyszała jakieś "echo" pozostałe po nich. Sądząc po ilości łapaczy snów... Musiało to mieć rangę jakiegoś na prawdę istotnego rytuału.
- A więc to tutaj wszystko się zaczęło... - rzuciła w eter a wymuszony uśmiech przekształcił się nerwowy śmiech.

Po paru dłuższych chwilach uspokoiła się a radość rozpaczy usunęła się na rzecz skręcających nerwów. Na czym stali? Co mogli zrobić? Co wiedzieli? Nie wiedzieli nic. Nic nie kleiło się w logiczną całość. Nawet nie mieli co sklejać, nie było żadnych skrawków. Gówno, gówno, gówno.

Wrócili do kajaków, na których widniała jej wiadomość. Należało dodać kolejną informację. Pozostawić okruszek po sobie, by szukające ich ekipy miały jakikolwiek trop, co z nimi się stało. Musiała po sobie coś zostawić... By ktoś się o czymś dowiedział...

- Kur*a... Beeeaaar! - uniosła głos, gdy skleiła fakty znaleziska gaduły. Bruce nie zajął się tym tematem i całość rozeszła się po kościach. - Co znalazłeś w lesie? - zapytała zbliżając się do myśliwego. - Aparat? Znalazłeś w lesie aparat...? Człowieku! Powinieneś o tym trąbić po całej okolicy. Połącz fakty. Nikt przypadkiem nie gubi w lesie paru tysięcy dolarów. Taki aparat jest za ciężki, żeby wypadł niezauważony. Bateria padła? - Arisa sięgnęła po urządzenie odbierając je Bearowi z rąk. Sama poprawiła czołówkę i zabrała się za otwieranie jego wodoodpornej obudowy. - Wiesz, co to znaczy dla takiego aparatu? To znaczy, że jego właściciel naładował go do pełna a on rozładował się sam. To trwa. Długo. Nie potrzebujemy baterii, potrzebujemy jego karty pamięci - podsumowała dobierając się do slotu, w którym element ten powinien być.

Aparat mógł rozładowywać się przez rok. Mógł być porzucony celowo. Mógł być własnością Barta Calgarego. Bear był geniuszem, że odtworzył proces decyzyjny tak zaprawionego w surwiwalu zawodnika obierając tę samą trasę. Był sokolim okiem, że wypatrzył w ciemnicy taki przedmiot. Niestety równie dobrze mógł być farciarzem, wpadając na niego przez przypadek i całkowitą ofiarą losu ignorując szersze dzielenie się znaleziskiem.

Japonka miała do dyspozycji sporo urządzeń, na których mogła dostać się do danych zawartych na takowej karcie. Telefon, GPS, tablet Ange, sprzęt fotograficzny nadzianego Nickolasa. Jeśli nawet transpaltacja danych zawiodłaby - mnogość elektroniki pozwoliłaby na zmontowanie zasilania do jedynego urządzenia odczytującego felerny typ karty.

Mógłby to być pierwszy krok do dowiedzenia się czegokolwiek.
 
Proxy jest offline