Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2016, 09:45   #1
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
[Warhammer 2ed.] W objęciach mrozu


11 Ýlir 2294,
gdzieś w północnej Norsce.


Północny, przenikliwie zimny wiatr zacinał z taką intensywnością, że ledwo udało im się rozstawić szałas. Śnieg, ciskany z ogromną prędkością przez szalejącą wichurę ranił twarz, zapierał dech i skutecznie ograniczał widoczność. Opatuleni szczelnie dwoma warstwami ciepłych ubrań i tak czuli zimno wgryzające się w ciało. Hamrén z ledwością wszedł do szałasu i pomógł chwiejącemu się na wietrze Valgarðowi zrobić to samo. Choć obaj byli młodymi, zahartowanymi w ciężkich warunkach Norsami, ta nagła zmiana pogody sprawiła, że gdzieś na dnie duszy poczuli niepokój. Nachodziła paskudna burza śnieżna, zupełnie inna niż te, które do tej pory przeżyli. Valgarð zapiął klapy szałasu, podczas gdy Hamrén jedną ręką asekurował materiał ich schronienia, by nie zerwał się pod wpływem wiatru, a drugą wygrzebał z plecaka bukłak i dwa miedziane kubki.
- Skoro pogoda zmusiła nas, żeby tu przenocować, trzeba się odpowiednio rozgrzać. - Zarechotał starszy z braci i rozlał do kubków przezroczysty płyn.
Stuknęli się naczynkami, po czym duszkiem je opróżnili, nawet się nie krzywiąc. Valgarð przetarł rude wąsy i spojrzał na Hamréna.
- Myślisz, że to to?
- Co "to"?
- No to, o czym babka zawsze rozprawiała, jak już mróz przyłapał?

Hamrén uniósł brew, a potem roześmiał się rubasznie.
- No nie mów, braciszku, że wierzysz w opowieści starej Bärbel? Te jej bajeczki są dobre, żeby straszyć dzieci, a nie mężczyzn, którzy niejedno już tutaj widzieli i przeżyli.
- Skoro tak mówisz... - Valgarð nie ciągnął tematu. Wiedział, że brat potrafi być uparty jak osioł i za chwilę gotów się jeszcze z niego wyśmiewać. Rudobrody wsłuchał się w zadymkę na zewnątrz. - Myślisz, że do rana przejdzie?
- Musi - odparł pewnie Hamrén, polewając do kubków.
Bracia pili wódkę, a zamieć rozszalała się z pełną siłą. I pomimo upływu wielu godzin, nie przechodziła. W pewnym momencie zrobiło im się tak zimno, że musieli ogrzewać się wzajemnie, wtulając w siebie. Nie wiadomo, czy to wypity wcześniej alkohol, zmęczenie, czy mróz dający się we znaki sprawił, że zasnęli. Prawdopodobnie wszystko naraz.


Valgarð otworzył nagle oczy i z przerażeniem stwierdził, że nie czuje swojego ciała. Dopiero po dłuższej chwili, gdy spróbował się nieco rozruszać, odetchnął z ulgą. Prawie, bo mimo wszystko palce u stóp piekły i drętwiały, co nie zwiastowało niczego dobrego. Burza śnieżna wciąż szalała na zewnątrz, a poły szałasu raz po raz targał porywisty wiatr. Nors z trudem odwrócił głowę i zobaczył śpiącego na boku brata. Szarpnął go za ramię. Nic. Powtórzył czynność. To samo. Zaniepokojony, odwrócił szybko Hamréna na plecy i ujrzał jego blado-błękitną twarz, wykrzywioną w grymasie oskarżenia. Szeroko otwarte oczy Norsa wpatrywały się gdzieś poza przestrzeń, a pajęczynka cienkich, fioletowych żyłek znaczyła jego czoło, policzki i podbródek, jakby ktoś wyssał z niego całą energię życiową. Valgarð zacisnął zęby, próbując zdusić w sobie ból, jaki nagle wlał się do jego serca. Wojownik wiedział, że Hamrén nie odszedł z tego świata przez wyziębienie, tylko przez coś o wiele gorszego. Coś, co musiało czaić się tam, na zewnątrz.

Nie zamierzał jednak skończyć jak on. Nawet, jeśli padnie gdzieś po drodze, to przynajmniej ze świadomością, że zrobił wszystko, co mógł, by dotrzeć do wioski. By uwolnić się z tego koszmaru. Zgarnął swoje rzeczy, pożegnał się z martwym bratem i wyszedł z szałasu. Podmuch wiatru był tak silny, że niemal wepchnął go z powrotem do środka. Valgarð zaparł się jednak w ostatniej chwili i ruszył przed siebie, gdyż ściana wirującego śniegu nie pozwalała nawet na chwilę określić kierunku. Szedł, otulając się jak mógł, jednak to były daremne próby - wiatr i śnieg pokazywały mu, kto tutaj rządzi i kto jest na czyjej łasce. Stopy paliły go bólem przy każdym kolejnym kroku, jakby ktoś wbijał mu niewidzialne szpileczki w każdy palec i podeszwy. Nie przeszedł nawet pół kilometra, gdy w zawierusze, po jego prawej stronie coś zaczęło się kształtować. Musiał osłaniać dłonią oczy, by choć na moment zawiesić tam wzrok.

Jakaś nieruchoma, odziana w biel postać stała kilkadziesiąt metrów dalej, jednak przez kurtynę sypiącego śniegu Valgarð nie był w stanie określić jej płci, ani dokładnego wyglądu. Twarz osobnika rozmywała się za każdym razem, gdy Nors skierował na nią swój wzrok, przez co nie mógł uchwycić jego oblicza. Gapił się na niego, niezdolny wydać z siebie choćby dźwięku, niezdolny wykonać najmniejszego ruchu. Dopiero po chwili, gdy tajemnicza istota skryta za zasłoną śniegu skinęła na niego dłonią, poczuł, że może się znów ruszać. Jednak coś się zmieniło. Czuł się dziwnie, jakby nagle zapragnął podążać za nieznajomym, jak za przewodnikiem, który miał go wyprowadzić z tej zadymy. W moment zapomniał o martwym bracie i wiosce, do której zmierzał, jakby to już nie było ważne. Niczym zahipnotyzowany, ruszył w kierunku postaci w bieli przez śnieżne zaspy, aż sypiący gęsto opad zupełnie nie rozmył jego konturów i zlał wszystko w jednolitą całość.

 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline