Pośród siedzącej prze stole zbieraniny zasiadało trzech krasnoludów. Ot brodate towarzystwo, jednak jeden z khazadów nie posiadał zarostu. Jego twarz zakrywały materiałowe bandaże. Podobnie było z dłońmi, chociaż palce pozostawały osłonięte, ukazując paskudne blizny oparzeniowe. Pomimo tego ciężko było pomylić tego osobnika z człowiekiem - niewysoki wzrost, masywna budowa ciała i szeroka czaszka. Wszystko wskazywało na to że był to po prostu strasznie okaleczony
dawi.
Od dobrych kilku minut siedział bez ruchu wpatrując się w ogień płonący w jednym z koszy podwieszonych pod sufitem. Dłonie złożył na swoim drewnianym, okutym kuflu i na nich oparł brodę. W jego zielonych oczach odbijały się ogniki i wyglądało na to, że nic nie jest w stanie przykuć jego uwagi. Nawet wtargnięcie wojów Jarla Wulfrika, którzy donośnie rozgłosili co ich przywódca miał do powiedzenia. Dopiero kiedy Norsmeni wyszli krasnolud podniósł się i przeciągnął, aż mu kości zatrzeszczały wraz z kółkami kolczugi osłaniającej jego pierś. Nie był przyzwyczajony do mrozów Północy. Co prawda podobnie było w Górach Krańca Świata zimą, ale nie zdołał się jeszcze przyzwyczaić. Ciało przed zimnem broniło wełniane ponczo oraz płaszcz z niedźwiedziego futra.
Dawi sięgnął po dzban z miodem i nalał sobie do kufla, po czym zluzował bandaże na ustach, odsłaniając zniekształcone wargi. Wypił łyk i rzekł spokojnym, dudniącym głosem.
- Grobi... są zarazą całego świata. Nie zdziwiłbym się gdybym spotkał ich nawet w Lustrii, Nipponie czy Arabii. Pięć sceattas za dzień... plus wikt i opierunek. - krasnolud wypił jeszcze jeden łyk trunku i dodał -
To... niezła perspektywa... na pewno ciekawsza niż siedzenie na dupie przez całą zimę. Szczególnie... że... jest kilka... spraw, które wypadałoby z grobi wyjaśnić... przy pomocy młota i topora. Trzeba tylko... dotrzeć do Morkestaad. - przeniósł wzrok na siedzących przy stole Norsów
- Jakie są możliwości, żeby się tam wyprawić?