Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2016, 18:28   #4
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Zima która odcinała ich od reszty świata dla jednych była przekleństwem - gdyż nie mogli oni udać się do Imperium, dla innych zaś była błogosławieństwem gdyż oznaczało to że i nikt i Imperium nie przybędzie do Norski.

Troje krasnoludów , pozostałość Czarnej Komapni miało swoje powody by się z tego cieszyć. Bonarges, agenci z Karak Azul, Klany ,Żelazny Fundusz - wiele osób było żywotnie zainteresowanych członkami Czarnego Sztandaru z powodu ich wiedzy czy działalności, niektórzy chcieli ich widzieć martwymi, inni chcieli wydusić z nich informacje, jeszcze inni ... nawet nie wiadomo czego chcieli, jednak nikt z "Czarnych" nie pozostał na miejscu by się o tym przekonać. Doświadczenie uczyło, że cokolwiek by inni nie chcieli od Czarnego Sztandaru nie było to nic miłego. Robieni w konia w zasadzie od samego początku, najemnicy zaprawili się w sztuczkach i politycznych zagrywkach do tego stopnia, że mieli już tego wszystkiego po dziurki w nosie. Norska oferowała wyzwolenie od tego wszystkiego i nawet jeśli miało być one okupione mroźnym klimatem i zbierającymi się do walki zielonymi , wyprawa tu była tego warta. Tak przynajmniej myślał Thorin Alrikson , medyk i kronikarz kompanii , ochroniarz Galeba Galvinsona - kowala run, którym i Thorin miał nadzieje zostać kiedyś w przyszłości.

Ostatnie czasy zupełnie odmieniły młokosa który wyruszył z rodzinnego Karak Azgal. Kiedy opuszczał rodzinną twierdzę jako świeżo upieczony cyrulik i początkujący kronikarz, głowę miał przepełnioną ideałami, szlachetnymi opowieściami , bohaterskimi dokonaniami i niczym nie splamionym krasnoludzkim honorem. Rzeczywistość okazała się dużo brutalniejsza od tego co można było przeczytać na łamach krasnoludzkich kronik. Sam też jako kronikarz szybko załapał, że nie wszystko da się wprost opowiedzieć czy opisać, niektóre rzeczy należało pominąć dla dobra ogółu. Jeśli robili tak i inni kronikarze - a był pewny że robili, nic dziwnego że szlachetne opowieści niewiele miały wspólnego z rzeczywistością, a jeśli już nawet miały to stanowiły raczej ułamek historii krasnoludów niż jej całościowy obraz.

Pomimo że khazad nabrał nieco krzepy w podróży i wojennych zmaganiach, to jednak nie dorównywał on siłą ni muskulaturą innym weteranom spod znaku Czarnych Sztandarów. Ułomkiem wszak tez nie był, na co mógł wskazywać dość pokaźna ilość pakunków jakie nosił ze sobą. Wypchany po brzegi plecak, solidna okuta metalem tarcza, sporawa torba czy jednoręczny topór. Broń może nie rzucała się w oczy , nie tryskała runami czy zdobieniami, nie było w niej cienia przepychu, jednym słowem nie kusiła złodziei, była jednak morderczo skuteczna o czym wiedział Thorin i jej twórca mistrz zbrojmistrzostwa Korva, syna Ginara z Karak Azul. Topór , jak przystało na najlepszy oręż nosił też swe imię jakie nadał mu , czy też raczej nadał "jej" Thorin. Yassa - na pamiątkę po zabitej skrytobójczo krasnoludzkiej wojowniczce z kompanii Czarnych Sztandarów. Do dziś pamiętał sprawcę owego morderstwa , elfkę Tilyel Ni'tessine , której imienia nie mógł wypowiedzieć inaczej niż wraz z przekleństwem. Której okazał współczucie i odrobinę zaufania, której pomógł , a która odwdzięczyła się mordując jego przyjaciółkę i uciekając z krasnoludzkiej twierdzy... Z tego powodu, ten poznaczony bliznami krasnolud pilnie obserwował siedzącego przy nich elfa. Kiedy nie pił piwa, zasłaniał kubek dłonią, spodziewając się po elfie, że zamierza wlać doń truciznę, gdy tylko krasnal pozwoli sobie na chwilę nieuwagi.

Blizny... Pamiątka po własnoręcznym podpaleniu prochowni ogrów. Wyczyn który nadawał się co najmniej na dobra opowieść, jeśli nie sagę. Samobójcza wręcz misja, zwłaszcza od momentu w którym ogry zauważyły Thorina w ich polowej składowni prochu i armat. Było ich dziesięciokrotnie więcej , wiedział że nie ma z nimi szans, jedyne co mógł to odejść z tego świata nie ginąć na marne, lecz zabierając możliwie wielką ich cześć z sobą. I zabrał, dziewięć ogrów które zginęły bezpośrednio od wybuchu i kilka kolejnych uśmiercone w jego następstwie. Sam krasnolud dzięki łasce bogów jakoś przeżył ten wybuch choć nie bez szwanku. Straszliwie popalona połowa twarzy , zniszczona broda z której ostały się jedynie strzępki, niemal utrata wzroku i długa bolesna rekonwalestencja.

Gdy zdejmował hełm zasłaniający w zasadzie całą twarz, u nie jednego człowieka czy elfa jego wygląd budził grozę. Blizny trwale przeorały połowę jego twarzy, byłoby zapewne gorzej gdyby nie maści i leki jakie stosował w czasie gojenia się rany.

Odziany w solidny zestaw kolczy, śmiało łypał spod hełmu , na biesiadników karczmy wzrokiem w którym na próżno było szukać lęku. Jedyne czego mu tak naprawdę brakowało to solidnej księgi, kroniki, którą dotychczas z sobą nosił a którą musiał i chciał zostawić w rodzinnej twierdzy. Brakowało mu tej obitej futrem z Wendigo i zdobionej złotem i pamiątkami z Izor Khazid księgi, w której oprawę wplecione zostały ogrze kły i skaveńskie siekacze. Obszerna stanowiąca żywy dowód przeszłości i dokonań, musiała zostać tam gdzie była bezpieczna. Thorin nie wyzbył się jednak powołania, dwie tuby z kartkami i nowy czysty notes miały wkrótce zostać zapisane nowymi wydarzeniami z których w przyszłości miała powstać kolejna kronika Thorina Alriksona.

Gdy do karczmy wkroczyli posłańcy , Thorin ucieszył się w duchu z wieści jakie przynieśli. Możliwość tłuczenia znienawidzonych goblinów i to jeszcze za opłatą? To było jak podwójna wygrana. Zgodził się w całości z Galebem , trza im było dostać się do Morkestaad i podjąć wyzwanie. W pamięci notował wszelkie nazwiska i nazwy, a jako kronikarz miał do tego wyćwiczoną pamięć, by wieczorem zacząć spisywać je na czystych kartach pergaminu. Nie tracił tez żadnej okazji by wychwytywać każde słówko w języku Norskim i uczyć się go. "Bögn , þögn , þögn ... "

Gdy znał jakieś znaczenie wyrazu powtarzał go tak długo aż zapamiętał . Kto wie, może przy okazji tej wyprawy będzie miał okazję nauczyć się Norskiego porządnie. Czas pokaże... Tymczasem spoglądał na siedzących przy stole Norsmenów najwyraźniej jak Galeb oczekując odpowiedzi na postawione przez niego pytanie. Nie zapominał wszak o elfie. Doświadczenie uczyło go by o zdradzieckich elfach nie zapominać i by na nich uważać, spodziewając się wszystkiego co najgorsze.
 
Eliasz jest offline