Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2016, 23:05   #7
PanDwarf
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Podkład muzyczny:
https://www.youtube.com/watch?v=k2Qq_tBhDsQ





14 dzień Mörsugur , poranek
Anno Sigmari 2340,
Frossborg, północna Norska,

Poranne promienie słońca wdzierały się przez starą okiennice, padając wprost na pysk skacowanego krasnoluda, zmuszając go do zmrużenia powiek, a następnie przekręcenia dupy na sienniku.
„Przeklęte słońce…” Dochodzący odgłos kroków i tłukących się buciorów o skrzypiące deski na korytarzu oznajmiał mu, iż przespał świt. Miał prawo... noc była intensywna, podczas gdy księżyc wesoło szalał w zenicie on obskoczył chyba większość ruder, jakie miała w dyspozycji ta mieścina, ograł w kości sporą ilość człeków wygrywając nie małą sumkę, którą tej samej nocy przepił. Cóż... łatwo przyszło, łatwo poszło. Niestety nikt nie chciał rywalizować z nim w zawodach stukania się głowami, co skwitował jedynym możliwym określeniem… mięczaki. Zmusiło go to by doświadczyć ciężko paru co bardziej krewkich osobników, wzbogacając okoliczny śnieg spoczywający przed wejściem o kilku nieprzytomnych norsów.

Kyan z pomrukiem irytacji odwinął koc i podźwignął się, siadając na skraju siennika, pochylił głowę sapiąc ciężko. Dał sobie chwilę na dojście do siebie, w końcu zebrawszy się w sobie wstał, a brązowe oczy zlustrowały otoczenie, jednak nic go nie zaskoczyło, ciągle ta sama obskurna dziura.


Podszedł do wiadra z wodą stojącego na blacie stolika rozsupłał koszulę i ściągnął ją rzucając na krzesło, co ukazało go w pełnej krasie...
Permanentny stan zagrożenia, pościgu i kolejnych potyczek utwardził go od czasu, gdy patrolował podziemne labirynty tuneli pod Karak Azul w Zaciężnych Oddziałach pod dowództwem Talina Torrunssona. Przysadzista sylwetka znacznie się poszerzyła, plecy stały się grubsze i szersze, ramiona już nie tak użylone stały się masywne i nabite, nogi także poszerzyły swój obwód to wszystko powodowało, iż zaokrąglony brzuszek nie dominował już aż tak bardzo w całej sylwetce, a on sam zaczynał przypominać toczący się po chodnikach krasnoludzkich kopalń wóz z węglem. Do tego szerokie stopy i wielkie jak bochny chleba łapy uwydatniały zalety jego rasy, która była stworzona do ciężkiej roboty. Kopali tunele bez wytchnienia od świtu do zmierzchu, przy czym zmuszeni byli targać urobek często znacznie przekraczający ich własną wagę. Krasnolud jak brał się za robotę to zapierdalał jak dyliżans bez ustanku i wytchnienia aż plan nie został wykonany. Gruba skóra, jaką posiadali umożliwiała im życie w mroźnych Górach Krańca Świata, gdzie zima była sroga,a burze śnieżne czymś naturalnym. Nie raz przyszło łamać brodę na graniczących z szaleństwem mrozach. Musieli tacy być… by przetrwać, życie krasnoluda to nie hasanie po łąkach, sranie pod krzaczek i podcieranie się pachnącymi listkami jednak to żadne akurat nowum.

Droga wojownika i walka najczęściej z przeważającą siłą wroga szybko hartowała ducha i ciało, a czasem nawet i to nie było wystarczające by uchronić od przedwczesnych odwiedzin Gazula.
Wielu tęgich wojów, jako żywo machało teraz wesoło kuflami piwska w Salach Przodków opowiadając o swych dokonaniach. On sam nie raz nie dwa spoglądał w oczy śmierci, o czym świadczyło jego ciało pokryte plagą blizn. Prawy Bok zdobiła blizna po przygodzie z pułapką, zaostrzony pień przeszedł na wylot, pamiątkę pozostawiwszy po sobie do końca jego dni. Troszkę wyżej na tym samym boku w połowie żeber ciągnęła się gruba na dwa palce poszarpana blizna po otrzymanym ciosie toporem od Orczego Czempiona, pamiętał to bardzo dobrze z żeber po otrzymaniu tego ciosu mógł sobie układać domino. Jednak to było nic… Lewy bok od biodra do pachy był jedną wielką siecią pomarszczonej tkanki bliznowatej, to zacz pamiątką była po podstępnym i skrytym ataku Thaggoraków z klanu Eshin w tunelach przy górskiej rzece. Przedziwny niby szklany zatruty sztylet, który po wbiciu i przeciągnięciu nim, rozprysł się orając cały bok na mięsistą krwawą miazgę. Tylko dzięki Thorinowi i specyfikom Dirka wylizał się z tego. Prawą stronę szczęki jego zdobiła gruba na palec blizna ciągnąca się od ust do ucha, z tej strony brak było trzech zębów tylko hełm płytowy wtedy uratował go przed o wiele gorszym losem. Jego broda po tej stronie nie miała być już nigdy pełna, co bolało go bardziej niż mrugający ochoczo Gazul zapraszający do wspólnej drogi…Ot! Taka była cena…


Zanurzył łeb w lodowatej wodzie i pozostał w takiej pozycji nie mając wcale ochoty się wynurzać, gdy w końcu wyrwał głowę z wiadra potrzepał głową niczym pies, rozbryzgując strumienie wody po całej norze pokojem w tych stronach zwanej. Strumienie wody swobodnie ściekały po nagim torsie i plecach, przetarł brodę, zaczesał paluchami bujną gęstwinę włosów do tyłu i warknął ożywczo wyganiając tym resztki snu z głowy. Chwycił wczorajszy kufel z piwem z małego stolika i osuszył go jednym haustem, co wyleczyło go nader szybko z upierdliwego kaca, następnie odrzucił go za siebie energicznie zapominając o jego istnieniu nim ten zdążył wylądować na dobre w kącie. Nie lubił pustych naczyń.
Osuszył się, przyodział nie planując śniadać w pełni uzbrojony, korzystał z tych rzadkich chwil w pełni, gdy mógł odpocząć od pełnego opancerzenia…. Skierował się do sali głównej zamykając za sobą drzwi na klucz.




14 dzień Mörsugur , popołudnie
Anno Sigmari 2340,
Frossborg, północna Norska,


Tawerna pękała w szwach, gwar niósł się po sali, tym razem Kyan już w pełni opancerzony nie wliczając spoczywającego obok czepca i hełmu siedział ze skwaszoną miną przy ławie z Thorinem, Galebem i … elfem… Tfu! Ojciec ojca mego ojca pradziadem zwany dalej o imieniu Warik pewnikiem właśnie spada z krzesła w salach przodków widząc, z kim przyszło biesiadować jego potomkowi w linii prostej. Resztę miejsc przy stoliku wypełniało dwóch norsów i jakaś niedożywiona bladolica kobieta.

Kyan ze skrzywioną miną popijał piwo, które tego dnia nie smakowało jak zawsze, pierwszy raz w swym życiu widział elfa, jako żywo, nie omieszkał swoimi spostrzeżeniami podzielić się kręcąc głową z niedowierzaniem
– W suchą psitę! Te elfy to brzydkie jak kupa po jagodach, aż mi piwo skwaśniało! – szorstkie słowa khazalidu wypełniły uszy braci broni – Ty… to on? Czy ona? – mierzył chwilę skonfundowany wzrokiem elfiątko, szturchając bezceremonialnie Thorina.
Jednak odpowiedź zagłuszona została hukiem drzwi i wyciem silnego wiatru z zewnątrz, który wdzierał się do środka niczym nieproszony gość wraz kilkoma człeczynami. Zaczęli piłować japy stojąc u progu, krasnolud stracił nimi już praktycznie zainteresowanie, gdy przeszli na staroświatowy i w końcu zrozumiał, w czym rzecz,a jego oczy zabłysły nutą zainteresowania.
Płacą?
Za patroszenie zielońców?
Nie ma to jak łączyć przyjemne z pożytecznym, monet ubywało z ich mieszków w znacznej ilości z każdym kolejnym dniem, a nie wiadomo jak długo bogowie każą im gnić na tym zapiździałym wygwizdówku, gdzie piwem szczyny zwali, a prosięta kobietami. Wtem jadło na stół zostało dostarczone i z nowymi faktami w głowie licząc powoli góry złota zarobione począł dawi wesoło pałaszować posiłek popijając obficie, bekając radośnie, co czas jakiś, siorbiąc i mlaskając, co jednak tonęło w ogólnym gwarze przybytku.
 
__________________
# Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock
# Thravar Griddsson R.I.P. - #Żądza Zemsty by Warlock
PanDwarf jest offline