Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2016, 16:59   #9
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Ostatni rok, chociaż w sumie nie był nawet do końca pewny czy tylko rok, minął jak jakiś cholerny sen na jawie wypełniony aż zbyt wielkim spokojem. Życie Bjorna usłane było dość dużymi "zwrotami akcji", bo trudno inaczej nazwać powrót do Norski w towarzystwie kapłanki pana śmierci i snów po przebywaniu przynajmniej jednej dekady w Imperium. Dopiero od czasu odczucia ostrego mrozu potęgowanego silnym wiatrem, tchnęło odrobinę życia w jego pogrążone w smutku po śmierci żony serce, chociaż na jego twarzy nie było żadnych widocznych oznak. Może w jakiś sposób południowcy mieli rację mówiąc, że imperialne ziemie to nie miejsce dla Norsów.
Czasami zastanawiał się czym by się teraz zajmował, gdyby nie Elsa. Zwolniony z Imperialnej służby długi czas temu, przez mgłę potrafił określić kiedy znalazł ukojenie dzięki obecności i rozmowach z "Marą", jak to na nią mówiono, chociaż wcale mu się to nie podobało.
Poniekąd wciąż nie mógł się nadziwić temu, że powrócił na rodzimą ziemię w jej towarzystwie. Spodziewał się, że będą o nim mówić źle, ale był w stanie znieść wiele obelg pod swym adresem, choć zdecydowanie gorzej było z tymi kierowanymi pod adresem kapłanki. Jego cierpliwość została przeszkolona już w trakcie służby w Imperialnym korpusie zwiadowców, kiedy to czasami trzeba było siedzieć w jednym miejscu kilka dni aż do zdrętwienia dupska i obserwować byle co tylko po to, by zdać raport jakiemuś człowiekowi na górze. Zawsze ubolewał nad tym, że tak długo był poza domem, w którym czekała jego rodzina, więc starał się to zrekompensować przywożonymi do domu pieniędzmi. Ich ilość zawsze była duża, co pozwalało na długi czas życia w dogodnych warunkach, ale czym jest dom, kiedy rodzina nie jest w komplecie?
Pomagał Elsie zawsze kiedy tylko mógł. Zastanawiał się co by było, gdyby ta drobna kobieta ruszyła sama w niegościnne norskie strony, ale za każdym razem, kiedy przeanalizował jej zdolności radzenia sobie w dziczy dochodził do paskudnych wniosków. Odrzucał szybko te myśli i robił dalej to, co musiał.

Bjorn fizycznie nie wyróżniał się za bardzo od innych Norsów, czego zdecydowanie nie należało podważać. Długie, zaniedbane włosy o kolorze blond opadały luźno na klatkę piersiową, ale o swą regularnie strzyżoną brodę dbał zdecydowanie bardziej. Jego wysmagana wiatrem twarz nosiła pamiątki po sporej ilości walk bezpośrednich, co podkreślała idąca od ucha aż co ust blizna. Uważny obserwator dostrzegłby, iż jego wiecznie czujne oczy nosiły też czasami oznaki pewnego znużenia. Był wysoki, umięśniony i barczysty, co ewidentnie świadczyło o tym, że jest całkiem uzdolnionym wojownikiem, choć sam polecał bardziej na sile swojego łuku.
Ubrany w zimowe ubrania składającego się z futer, grubej kurty, wysokich, wodoszczelnych butów oraz wyściełanych od wewnątrz futrem spodni był przygotowany na wszelkie ewentualności, jakimi może zaskoczyć go zimowa, norska aura. Pod szyją nosił chroniącą szyję od mrozów szkarłatną chustę zlewającą się z brązowym ubarwieniem jego ubrań. Na to wszystko narzucony miał kaftan kolczy oraz skórzaną kurtę. Przy sobie często miał niewielki arsenał broni składający się z długiego łuku i kołczanu na plecach, toporka i sztyletu przy pasie oraz tarczy. Na szyi zawieszony miał podarowany mu przez Elsę wisior z symbolem Morra.
Czarnym krukiem.

***

Nors mierzył spojrzeniem znad swego kufla każdego, kogo tylko się dało, jednak największą uwagę zwracał na siedzącą przy jednym stole grupę... wszelkiej maści istot, bowiem brakowało tutaj jeszcze jakiegoś cholernego niziołka. Trzech krasnoludów wyglądających tak, jakby się znali od bardzo dawna, inny człowiek z Norski łypiący na niego wzrokiem tak, jakby chciał go porazić oraz... czerwonowłosy elf. Do żadnego z nich nie czuł niechęci, po prostu sobie siedzieli w karczmie chroniąc się przed mrozem.
Nie odezwał się na słowa kapłanki, kiedy poprawiła jego wisior. Raz, że nawet nie było trzeba, dwa - nie czuł takiej potrzeby.

Widok wchodzącego do środka posłańca nie wywarł na Norsie żadnego szczególnego wrażenia, chociaż zainteresowanie Elsy wyprawą zaniepokoiło Bjorna, więc pierwszy raz od bardzo dawna postanowił skomentować jej decyzję.
- Norskie pola bitewne to nie miejsce dla ciebie - rzekł jej zwiadowca - Są one wyjątkowo okrutne... - chciał coś jeszcze dodać, ale ugryzł się w język. Ciągle zapominał, że ona jest kapłanką Morra.
- Okrutnym jest patrzeć, jak Twoi polegli bliscy powstają, mimo iż duszy już dawno tam nie ma - odparła ospale, nie interesując się dłuższą wymianą zdań.
Bjorn znał już ten ton jej głosu. Natychmiast zrozumiał i dał sobie spokój z dalszą konwersacją.
Upił kolejny łyk ze swojego kufla i z niesmakiem dostrzegł, iż prześwituje w nim już dno. Ze znużeniem podniósł wzrok w poszukiwaniu kogoś, kto przypadkiem roznosi więcej alkoholu. Owszem, dostrzegł "kogoś", lecz ta osoba była daleko. Drzeć się przez całą salę nie zamierzał jak to w zwyczaju miało większość jego rodaków, więc po prostu postanowił poczekać. Skupił wreszcie swój wzrok na pewnym krasnoludzie siedzącym przy tym samym stole mając zamiar odpowiedzieć mu na pytanie, które zostało przez niego rzucone.
- Kilka dni drogi na północny-zachód jeśli dobrze pamiętam. Zalecam wziąć ciepłe ubrania, rakiety śnieżne, alkohol, trochę jedzenia oraz ostrą broń - beznamiętnym tonem specjalisty rzekł do Khazada tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Och, darmowe porady - uśmiechnęła się słabo pod nosem - A mnie ich nie użyczył - zażartowała sobie, choć biorąc pod uwagę jej wygląd i ospały styl wypowiadania się, brzmiało to jak wyrzut. Jedynie lekkie wygięcie kącików ust ku górze dało mu znak, że wcale tak nie było.
- Hmmm… rakiety powiadasz - znaczy dużo chodzenia na dziko. U nas w Górach Krańca Świata podobnie zimą… choć mniejsze natężenie trolli i olbrzymów... wnioskując z opowieści. - odparł zabandażowany khazad.
Pogładził przez moment przestrzeń wokół ust, jakby gładził wąsy, ale zaraz przestał. Pewnych ruchów nie dało się krasnoluda oduczyć, choćby i minęło wiele dziesiątków lat.
- Kruk… słudzy Pana Ogrodu, prawda? - zapytał w końcu Khazad patrząc to na Norsa to na kobietę siedzącą obok niego.
- Owszem - odparła i powstała z siedzenia - Elsa Mars, zwana Marą, ze względu na wizje i tajemnicze sny zsyłane od Pana, których uświadczam od jakiegoś czasu - skinęła głową, a wszystkie jej ruchy były bardzo powolne i subtelne. Kobieta położyła dłoń na ramieniu swojego norskiego towarzysza.
- Przedstaw się mój drogi, bo będziemy razem podróżować. - stwierdziła stanowczo jakby było to już ustalone z góry.
Nors westchnął głośno, bo kobieta, z którą podróżował, znowu zrobiła to samo. Pokręcił głową. Już jakiś czas temu zauważył, iż sprzeciwianie się jej nie było zbyt wskazane, choć nie omieszkał czasami rzucić komentarzem. Tym razem jednak tego nie zrobił. Jego wrodzona natura Norsa kazała się popatrzeć z kpiną na kapłankę, ale szybko wytłumił to uczucie. Zamiast tego po jej słowach podniósł się ciężko z ławy opierając swe dłonie o blat i wyprostował się. Był naprawdę wysoki.
- Mnie zwą Bjorn, dawniej mówiono na mnie Sokół - I na tym skończył uznając, iż tyle wystarczy. Nauczony już doświadczeniem - nie miał zamiaru wyciągnąć ręki pierwszy.
- A ja jestem Galeb, syn Galvina, a to moi towarzysze: Kyan, syn Thravara i Thorin, syn Alrika. - krasnolud przedstawił swoich towarzyszy i też wstał z przyczyn praktycznych, aby wyciągnąć przez stół do ludzi dłoń, którą wcześniej odzywający się Nors uścisnął - Nam również… druhem Przewodnik, choć inny niż wasz. Z Gazulem… mieliśmy przyjemność… nie raz. - rzekł, a usta wykrzywiły się w czymś co wyglądało na uśmiech - Jak kobieta coś postanowi… to już tego nie odkręcisz. - dodał i ni to się roześmiał ni to zakasłał.
- Bardzo mądre słowa, Galebie - stwierdziła jedynie i zerknęła na Bjorna. Jej czarne tęczówki przez chwilę świdrowały jego mimikę, by w ostateczności odpuścić. Po uściśnięciu dłoni, ponownie zajęła swoje siedzące miejsce.
Słysząc te wzajemne, sztucznie brzmiące powitania, mimowolnie się uśmiechnął, ale tak silnie nasiąknął ludzkimi zwyczajami, że chwilowo i on poczuł się częścią tej zbiorowości. Przerwał rozmyślania nad medalionem i powiedział:
- Zwę się Weddien a" Muirehen... w reikspielu to znaczy "dziecię morza" - skinął głową, patrząc w stronę kapłanki i Norsa, ale grymas obojętności nie opuszczał kobiety. - Moja droga też wiedzie do Morkestaad...
I podobnie jak ty miewam niewytłumaczalne sny - pomyślał.
Kapłanka skinęła jedynie głową, w geście powitania.
Thorin skinął głową w geście przywitania gdy Galeb wymieniał jego imię. Na elfa spoglądał z dotychczasową nieufnością. Miał chyba zamiar coś powiedzieć, jednak najwyraźniej ugryzł się w język i jedynie westchnął przeciągle słysząc słowa Weddiena. Ignorując chwilowo elfa zwrócił się do kapłanki
- Jakież to sny sprowadzają ciebie, Maro, w tak mroźne zakątki świata ? - zapytał z pewnym zaciekawieniem. Po wyglądzie i słowach kobiety odnośnie nekromancji domyślał się że ma do czynienia z kapłanką Morra.
- To nie sny, a siła wyższa - odparła ospale, a każde wypowiedziane przez nią słowo, było starannie akcentowane. Senne oczy przyglądały się osobie, która zadała pytanie, jakby z zaciekawieniem, a rozmówca mógł poczuć przez ten fakt lekki niepokój, jaki wzbudzała kobieta swoim wyglądem. W tym miejscu jednak znalazła się, bo tak postanowiono, a nie ze względu na wizje. Nie lubiła o nich rozmawiać, było to dla niej zbyt intymne, jak miłosne listy od kochanka, które chowa się pod materacem pryczy.
Podobnie jak Thorin Galeb skierował spojrzenie na elfa, jednak w oczach nie było nic, jakby spiczastouchy stanowił tylko wystrój wnętrza. Nie trwało to długo. Galvinson zwrócił się z powrotem do kapłanki i towarzyszącego jej Norsa.
- Siła wyższa… - pokiwał głową jak osoba, która miała już okazję czegoś podobnego doświadczyć - Działa na każdego… nawet jeżeli nie wierzy… w jej interwencję… w jej zainteresowanie.
Thorin miał przez chwilę ochotę zdjęcia hełmu, by odwdzięczyć się kapłance tym dziwnym uczuciem jaki go opanował gdy mu się przypatrywała. Czymś co nie wzbudziło w nim ani dziewięć ogrów które go otoczyły, ani bestie Wendigo z zapomnianej twierdzy Skaz, ani nawet armia skavenów która osaczyła ich ekipę w tunelach pod twierdzą. Nieznany i dziwny dreszcz , ciarki które przebiegły po jego plecach. Miał chęć odpowiedzieć jej tym samym. Wystarczły zdjąć hełm… Widział już nie jedną reakcję strachu jaki wywoływał wśród ludzi gdy pokazywał swe zniszczone ogniem oblicze. Nie chodziło o zwykłe blizny które czasem pokrywały wojowników, ale o takie znamiona na ciele które wymuszały na patrzącym pytanie “jak ów krasnal to przeżył”? Były też dogłębnie niepokojące. Zdejmowanie jednak w tym momencie hełmu, świadczyłoby o słabości Thorina, o próbie odegrania się na kapłance… był ponad to. Popił piwa nie odrywając od niej wzroku, pomimo dreszczy, pomimo ciarek, musiał zmierzyć się ze swym strachem a nie przed nim uciekać.
Reakcja khazada wywołała w niej jeszcze większe zaciekawienie. Uwielbiała, kiedy ktoś starał się mierzyć z nią wzrokiem i jedynie jakaś bardzo nudna czynność wykonana przez obserwatora mogła sprawić, by ta ustąpiła. Właściwie, to cała ta gromadka krasnoludów ją ciekawiła i zastanawiała się, kiedy owe uczucie przeminie.
- Jutro powinniśmy ruszyć, z rana. Prawda, Bjorn? - spytała Norsmena, mimo iż wciąż patrzyła na tę samą osobę, co wcześniej.
- Widzę że się uparłaś na wyprawę w tamto miejsce - skomentował w odpowiedzi trochę żywszym tonem niż wcześniej. Dopiwszy resztę miodu z kufla odstawił go na stół i popatrzył się na Elsę z ciekawością. W ogóle nie wyglądała na gotową na wyprawę tego typu. Ba, miał wrażenie, że ilość śmierci u nowo obranego celu nawet ją może przerosnąć.
- Wcześniej zrobimy odpowiednie zapasy - obejrzał starannie dno naczynia mówiąc te słowa - A następnie ruszymy.

I po tych słowach krasnoludy zaczęły prowadzić rozmowę między sobą w swoim języku przypominającym kucie w kamieniu. Bjorn pozostał całkowicie obojętny na ich dysputę i skupił się na dalszej obserwacji, kiedy to oznajmiła, że sobie idą. No dobra.

***

Po zakupach okupionych smutnym przymusem sprzedaży wierzchowca, Elsa i Bjorn powrócili do zapyziałej dziury, w której za resztki monet mieli wynajęte lokum. Spróchniałe drzwi ze skrzypem ustąpiły pod pozbawionym siły pchnięciem kobiety, która już od progu westchnęła głośno. W pomieszczeniu było ciemno, nawet przebłyski księżyca nie przedostawały się przez nieszczelne okno, za sprawą którego było tutaj …
- Zimno jak w grobie - stwierdziła i nawet zaśmiała się krótko. W sumie przez jej myśl przemknęła opinia, że był to słaby żart, ale w sumie dosyć udany. Nie miała zamiaru zdejmować z siebie futra, gdyż zamarzłaby tutaj doszczętnie. Usiadła więc jedynie na swojej pryczy, która zaskrzypiała pod jej chudym tyłkiem, a skoro pod takim chuchrem skrzypi, to czy pod ciężarem Bjorna złamią się deski? Zaczęła z zainteresowaniem obserwować jego łoże, w skupieniu i oczekiwaniu.
- Bywało gorzej - mruknął pod nosem Nors wchodząc do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
Jego oczy szybko przyzwyczajały się do panującego w środku mroku. Rzucił pancerz na swoje rzeczy wcześniej pozostawione w pomieszczeniu, a topór ułożył przy plecaku. Ciągle go gryzła sprzedaż wierzchowca, z którym nie rozstawał się przez bardzo długi czas, pamiętał on bowiem jeszcze czasy, w których służył w regimencie zwiadowców imperialnych.
Przecierając twarz ze zmęczenia usiadł na pryczy, która wydała głośny dźwięk protestu. Gdyby miał lepszy humor, to pewnie ten dźwięk by go rozbawił, w terenie nawet takie warunki potrafią być luksusowe.
- Norska w całej swej okazałości. Czuję się jak młokos. Nic się nie zmieniło - powiedział jej po krótkiej ciszy przerywanej stłumionym gwarem niosącym się z sali biesiadnej.
Kobieta poczuła zawód, kiedy liche łoże nie runęło pod ciężarem Bjorna. Niby fajna kraina, a nudna i mało zaskakująca, wszystko było tutaj tak bardzo zwyczajne i do przewidzenia. Nawet głupia prycza.
- Pamiętasz ciało pana Trronera, które pewnej zimy znaleźliśmy na obrzeżach cmentarza? - zagaiła jakże przyjemnym tematem, a kącik jej ust ugiął się ku górze w tajemniczym uśmieszku.
- Tak, pamiętam - uniósł brew do góry w zdziwieniu. Nie miał pojęcia do czego dążyła i nie wiedział, czy już się ma zacząć bać, czy później. W dodatku ten uśmiech... jednocześnie niepokojący, jak i urzekający, a oba uczucia spowodowane były tym, iż mogło by się wydawać, że jej twarzy obca jest mimika. Dziwny temat, doprawdy.
Zadowolona z odpowiedzi wysiliła mięśnie twarzy i sprawiła, że jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. To takie miłe, gdy ktoś pamięta ważne chwile w Twoim życiu, niemal by się wzruszyła, ale nie czas i miejsce.
Zaskoczyła go tym, że niespodziewanie podniosła się z łóżka i energicznym ruchem podeszła do mężczyzny. Dawno nie widział, by miała w sobie tyle życia i choć jej oczy wciąż wyglądały sennie, to szybkość poruszania się była… Zadziwiająca. Usiadła gwałtownie obok na jego łóżku i przyłożyła zimną jak lód dłoń do jego policzka, który mimo iż był wychłodzony, wyraźnie mógł poczuć różnicę temperatury
- Mam wrażenie, że zaczynam go przypominać - wyjaśniła nagle, patrząc na Bjorna ze zmrużonymi oczami i… zaciekawieniem.
Bjorn dotknął swoją szorstką, nawykłą do pracy i walki dłonią ręki Elsy, a drugą do jej policzka. Były lodowate. Wiedział, że ona ma bardzo ciepłe ubrania na wyprawy w te tereny. Popatrzył w jej oczy troszkę przejęty. Wiedział, że na chłód najlepsze są odpowiednie napary.
- Mam zejść na dół i wziąć ci coś ciepłego, byś się rozgrzała? - zapytał wciąż trzymająć jej wręcz nienaturalnie chłodną dłoń wcześniej dotykającą jego policzka, bo wciąż nie mógł uwierzyć, że miała tak wychłodzony organizm.
- Nie chcę nie chcę - zaprotestowała szybko, a ten dziwaczny uśmiech nie znikał z jej twarzy. - Przecież to ciekawe - sprostowała i zabrała swoją dłoń, nieco zawiedziona tym, że nie zareagował inaczej. Jakieś krzyki i tańce rozpaczy byłyby miłą odmianą, choć nie mogła rzec, że jego troska nie była sama w sobie przyjemną odmianą. Żadna wichura i kłujący mróz nie martwił się o jej stan, tylko żywa osoba.
- Może jutro będę miała twarz jak pan Trroner - zamyśliła się i potrząsnęła głową
- O nie, lepiej nie. Strasznie mu wtedy ta śmierć wykrzywiła wyraz twarzy - kontemplowała dalej i wykrzywiła sine usta. Przetarła zmęczone oko i znowu zerknęła na mężczyznę.
- A Tobie ciepło? Dobrze grzejesz? - znowu w jej głosie dało się słyszeć zaciekawienie.
- Cóż... Powoli na nowo przyzwyczajam się do mrozów, więc znów zabieram ciepła - odpowiedział jej nie odrywając od niej wzroku.
Spojrzał na jej twarz i podstawił za nią tą należącą do pana Trronera. Zamrugał dwa razy oczami odpędzając od siebie tą wizję. Nie miał zamiaru do czegoś takiego dopuścić. Powoli zaczął się domyślać do czego Elsa dąży, ale jak daleko to zajdzie?
- Bo widzisz - zaczęła ze spokojem - Obawiam się, że o poranku mogłabym już z Morrem tańcować, gdybym miała na tym… Czymś - rzekła wskazując na swoje łóżko - spać, więc stwierdzam, że użyczenie ludzkiego ciepła byłoby miłym gestem. - ponownie jej usta wygięły się w ku górze w kształcie podkówki. Bez wątpienia miała coś z głową, chyba za dużo czasu ze zwłokami, a za mało z gadającymi istotami.
- Wąska jestem, zmieścimy się - przez środek pokoju przebiegł szczur, którego to Elsa odprowadziła wzrokiem - Hm, on w sumie też by się zmieścił - zastanowiła się przez moment, ale szybko odrzuciła tę myśl. Miała brzydki nawyk, wypowiadania swoich przemyśleń na głos, prawdopodobnie dlatego, że przy zwłokach nie musiała się obawiać, że ją usłyszą i po prostu sobie gadała.
- No dobrze. Skoro już ustalone, to pościel mi tutaj obok siebie - w przyjemny, kobiecy ton głosu znowu wplotła swoje despotyczne pobudki, podnosząc leniwie ciało z pryczy i podchodząc do swojej, aby zabrać stamtąd pościel. Miała zamiar spać pod dwoma kołdrami, dwoma kocami i przykleić swój płaski tors do pleców norsa… Podobnie miała zamiar zrobić z lodowatymi stopami, których nie omieszka grzać kosztem jego dreszczy.
Unosząc brew Bjorn powiódł swym wzrokiem za przemykającym szczurem chyba tylko siłą woli powstrzymując się, by wziąć topór w próbie rozpłatania go na dwie równe połówki. Nie skomentował wypowiedzi kapłanki, zdołał się już do nich przyzwyczaić. Też wcale mu one nie przeszkadzały, a wręcz przypominały z kim podróżuje.
Sam podniósł się z pryczy i zaczął spełniać zachciankę kobiety, z którą spędził już tak wiele czasu. Nie chciał jej dać przecież zamarznąć w tym miejscu, a pokój wcale nie był szczelny. Pomógł wziąć jej rzeczy na swoją pryczę i ułożył je w funkcjonalny, acz niezbyt estetyczny sposób. Na jego poznaczonej bliznami twarzy widniała obojętność, jednak umysł pracował intensywnie. Czuł się dziwnie z powodu prośby Elsy, ale kierowała tym pewna konieczność, co rozumiał. Ale uczucie było wciąż dziwne. Dość sporo czasu minęło od kiedy dzielił łoże z jakąś kobietą. Ostatnia była jego żona kilka lat temu, nim wyruszył na zwiad. Od czasu jej śmierci nie wiązał się z żadną inną. Długo dusił w swym sercu żałobę, a teraz nie miał siły nawet za wiele myśleć o tym wszystkim.
Kapłanka zaś była z siebie dumna, a jej głowy nie zaprzątały myśli o relacjach damsko męskich. Według niej takie coś nie było w ogóle istotne. Naturalnie z przyjemnością patrzyła na udane małżeństwa i było jej szkoda, jeśli jedno z małżonków poniosło straty. Tak właśnie było w przypadku Bjorna. Początkowo rozmawiała z nim, bo mu współczuła, był po prostu zbyt dobry na to, ale wola Pana była ważniejsza. Być może właśnie tego chciał, aby zbliżyć norsmana do swoich sług na ziemi i tak właśnie się stało. Teraz każde ich wspólne działanie cieszyło Morra, który splatał wiele ich wątków.
- Niecierpliwi mnie już ten sen - zagaiła podczas poprawiania brzydko rozłożonej pościeli. Wygięty róg koca, skandal - Ciągle widzę jak przemierzasz ogród pełen czarnych róż, wszędzie jest biało i zimno, kaleczysz ręce o kolce kwiatów, które próbujesz odgarnąć na boki, aby swobodnie przejść. Szkarłat krwi Twojego ciała brudzi nienaganną biel skrzypiącego pod stopami śniegu, dochodzisz do bramy. Wyciągasz rękę w jej kierunku i wtedy się budzę - westchnęła, a podczas opowieści jej głos był na tyle ospały, że ciężko było jej słuchać. Jedynie tematyka wzbudzała zainteresowanie - Nie wiem jak długo można otwierać jedną bramę, już pół roku próbujesz - oburzyła się, zupełnie jakby to była jego wina i próbowała go skarcić. Przesunęła dłońmi po pościeli, wygładzając zgniecenia - Gotowe - oznajmiła prostując się i podchodząc do mężczyzny, stanęła na wprost niego, ponownie kładąc dłoń na jego policzku - Pomodlisz się ze mną? - spytała czule bez cienia uśmiechu. Znów powróciła jej dawna, znużona mimika.
Nors słuchał z uwagą słów Elsy na temat jej snu, choć nie rozumiał za wiele. Mistyczna natura osób, które oddają się bogom oraz wszelkie tego oznaki były dla niego trudne do pojęcia, ale nie chciał się zgłębiać. Mówił sobie, iż takie rzeczy powinny po prostu zostać wśród kapłanów.
W międzyczasie przyglądał się jak wyrównywała pościel. Do tego też się przyzwyczaił. Jej pedantyczny zmysł estetyczny mógł być niesamowicie denerwujący dla przeciętnego człowieka, ale nie dla niego, chociaż sam zawsze dbał o to, by coś najpierw było funkcjonalne, a później wyglądało. Tak się nauczył w trakcie pobytu w wojsku.
- Naturalnie - skinął głową odpowiadając jej na pytanie o modlitwę. Czekał tylko aż kapłanka wypowie pierwsze słowa.
Elsa miała ochotę rozpalić świece i kadzidełka, niestety, te skończyły jej się już jakiś czas temu. Codzienne modlitwy wystarczająco ogołociły ją z tego, co najpiękniejsze i tylko jej skromna osoba pozostała wciąż obecna. Na szczęście to wystarczyło.
Z podziękowaniem w oczach spuściła wzrok i podeszła do łóżka, na którym to usiadła po turecku. Nie zwykła klęczeć, choć każdy zakonnik patrzył na nią z ukosa, ale ona tłumaczyła, że tak siebie widziała w wizjach i uważa, że to znak od Pana, aby właśnie w takiej pozycji się modliła.
Przymknęła oczy biorąc głęboki wdech i rozpoczynając modlitwę słowami podziękowania za opiekę nad duszą i zapewnieniem, że o ciała zadba ona.
Gdy skończyli powstała z miejsca i zrzuciła z siebie futro. Przerażony szczur z piskiem uciekł za komodę, a ona rozbierała się dalej. Tylko szybko. Zdjęła kapłańskie szaty, a spod nich skórzaną kurtę, jaką miała dla ochrony. Po tym procederze z powrotem opatuliła się futrem i wgramoliła pod stos pościeli, przesuwając się pod ścianę i robiąc miejsce norsmanowi.
- Mam nadzieję, że szybko zaczynasz grzać. Bliżej boga chyba jeszcze nigdy nie byłam, niż teraz - ospałemu głosowi zawtórowało pociągnięcie nosem.
Po modlitwie mężczyzna ściągnął z siebie zimowe ubrania oraz koszulę, która znajdowała się pod spodem. Ostatecznie został w samych spodniach. Kiedy był w karczmie, to nienawidził spać w większej ilości ubrań niż trzeba. Wszystko rzucił na stos swoich rzeczy wcześniej już spiętrzony o opancerzenie i broń.
Zajął większość miejsca na pryczy, która kolejny raz zaskrzypiała z głośnym protestem pod jego ciężarem. Ich legowisko wcale do najwygodniejszych nie należało, ale nie należało narzekać.
- Chyba powinno być w porządku, bo wystarczająco się nasiedzieliśmy tam na dole - odpowiedział jej i westchnął głośno - Mam nadzieję, że szczur się nie będzie naprzykrzał.
- Hm, jak widać mi to nic nie dało - rzuciła w odpowiedzi dotykając lodowatą dłonią jego pleców. Poczuła jak drgnął przy dotyku i usłyszała świst wciąganego powietrza. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie mam nic przeciwko szczurom - dodała kierując zimną stopę do jego nóg.
Mruknięcie w odpowiedzi było jego standardową kwestią, kiedy nie do końca wiedział jak dalej ciągnąć temat lub chciał coś przemilczeć. Zapanowała krótka cisza przerwana tym razem słowami Bjorna.
- Jesteś pewna, że chcesz tam płynąć?
- Płynąć? - dopytała ze zdziwieniem - A to morze nie jest lodowate… Jak ja na przykład? - zdziwiła się grzejąc swoje kończyny o jego ciało.
- Bez względu na trasę, to mój obowiązek, nawet jeśli miałabym wyzionąć ducha w trakcie podróży, przecież wiesz, że bliskość z Morrem nie jest mi straszna. To byłaby swego rodzaju… Ulga, myślę - odparła zmysłowo, gdyż zawsze podczas myślenia o jej bogu, narastało w niej podniecenie. No, z tym też wiele innych uczuć, ale najważniejsze to, że nabierała emocji.
- A Ty nie chcesz? - szepnęła smutno, gdyż zdawało jej się, że naruszanie ciszy w pokoju to grzech - Możesz zostać, pójdę z tymi małymi serdelkami, całkiem uroczymi. - dokończyła szukając dłońmi nowych, ciepłych miejsc na jego plecach i karku.
- Nasze morze jest zimne, lecz nie zamarza - odpowiedział jej na pierwsze pytanie tak jakby to była naturalna rzecz - A przynajmniej póki nie chwyci wielki mróz - dodał po chwili nie do końca znajdując odpowiednie słowa w reikspielu.
Odwrócił się w jej stronę, gdyż to, co zamierzał jej powiedzieć, tego wymagało. Spojrzał w jej oczy w ciemności kojarzące się z czernią. Za każdym razem jak to robił miał wrażenie, iż patrzy w oczy samej wybranki Morra.
- Pójdę z tobą. To nie tylko mój obowiązek, ale i chęć. Będę twym zbrojnym ramieniem - również zaczął szeptać, pierwszym powodem było wyszkolenie mówiące, że jak ktoś zacznie mówić szeptem, to inni też muszą, a drugim - dziwnie by się poczuł, gdyby zaczął mówić normalnie odpowiadając na szept.
Kiwnęła głową odsuwając ją jednocześnie. Był zbyt blisko i musiała aż przywalić potylicą w ścianę. Z przymusu ręce jej znalazły się na jego klatce piersiowej, ale to akurat wywołało mały uśmiech na jej twarzy; była cieplejsza niż plecy.
- Cieszę się więc. Co więcej, jestem pewna, że i Morr tego by pragnął. Mój sen nie może być kaprysem. - odparła cicho i spokojnie. Chciała jeszcze trochę odsunąć twarz, ale nie miała już miejsca.
Głuche uderzenie sprawiło, że Bjorn szybko wrócił do swojej poprzedniej pozycji i zmełł przekleństwo w ustach.
- Wybacz. Nic ci się nie stało? - zapytał się jej trochę głósniej niż zamierzał.
- Nie - odrzekła oschle - nie jestem z porcelany - dodała podsumowując całe to zdarzenie i ponownie nękając go lodowatością swojego ciała - Rzekłabym, że wbrew wszelkim urazom, na pewno jest mi cieplej i zasnę chętnie. Mam nadzieję, że jednak kłujący mróz Twojej rodzimej krainy, nie zapędzi nas do grobów. Któż to wie, co znajduje się za tymi wrotami, które próbujesz otworzyć od pół roku - westchnęła zmęczonym głosem, a jej dłonie, wciąż zimne acz już lekko ogrzane niż wcześniej, sunęły po jego barkach i rękach, aby znaleźć się na klatce piersiowej, zaś torsem przylgnęła do pleców norsa.
- Mhmm, jak ciepło. W końcu - mruknęła sennie zamykając oczy, a jej chłodny policzek wtulił się w łopatkę mężczyzny - Śpij dobrze i obyś jutro obudził się żywy.
- Jeśli Morr tak zechce, to tak będzie. Dobranoc Elso - nie odpowiadając już nic na poprzednie słowa zamknął oczy.
Czekała przed nimi długa podróż i oboje muszą być wyspani na następny dzień.
 
Flamedancer jest offline