Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2016, 17:26   #10
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
***

Zniekształcone usta siedzącego obok Thorina Galeba rozciągnęły się znów w szczerym krasnoludzkim uśmiechu, kiedy ten obserwował pojedynek spojrzeń. W podziemiach widział raz taki horror, którego nie widział chyba żaden człowiek… a i jego drużynnicy nie mieli przyjemności. Próby wywierania na innych wrażenia swoją prezencją były dla Galvinsonna ciekawą zabawą… ale to była tylko zabawa.
Tak… ile to krasnoludzkich żyć pochłonęła tamta… nie zrodzona… a stworzona kreatura? Ile ciosów wytrzymała, ile kul, ile uderzeń młotami i toporami, zanim padła bez życia? A ludzie dalej mówili, że skaveny nie istnieją… z resztą. Ludzkość nie wytrzymałaby tej świadomości, że pod ich stopami mieści się podziemne imperium istot równie plugawych co Arcywróg. No chociaż… Tilea ponoć radziła sobie z nimi całkiem dobrze. Tak przynajmniej mawiał Dirk.
- Nors dobrze mówi. Przygotowania to podstawa. - rzekł w końcu - Pytanie tylko czy jedna, czy dwie beczki trunku będą potrzebne na tą wyprawę, har. - zaśmiał się pokaszlująco.
Thorin nie odrywając wzroku od spojrzenia kapłanki, zwyczajnie poszerzył zasięg jego widzenia kosztem ostrości. Mimo że gałki oczne nie zmieniły położenia to jednak obszar obserwacji uległ rozszerzeniu. Nauczył się tej sztuczki dosyć dawno, pozwalało to obserwować większe spectrum kosztem ostrości widzenia. Miał jednak okazję by dzięki temu dostrzegać także otoczenie, zwłaszcza elfa, przynajmniej tak długo jak nie skupiał wzroku na jakimkolwiek innym szczególe. Nawet bawiło go to niespodziewane wyzwanie rzucone przez kobietę, przyzwyczajał się też powoli do niezbyt przyjemnego odczucia niepokoju. Zaczynało ono stanowić jakby krajobraz doznań, stały, niezmienny, nieprzyjemny - ale możliwy do oswojenia. Skąd to znał? Chyba z doświadczenia od poparzeń, z których bólem musiał się zwyczajnie oswoić żeby nie zwariować, w porównaniu do nich, obecne ciarki były błahą niedogodnością, niczym więcej. Zastanawiał się jakież to wizje przywiały tu kapłankę Morra, jakież to cele , jak radziła sobie na co dzień. Rozważając nie przestawał się w nią wpatrywać, choć same oczy kapłanki dawno rozmyły się w rozszerzonym spojrzeniu Thorina. Widział bardziej kształt jej sylwetki niż poszczególne rysy czy szczegóły, choć spojrzenie khazada pozostawało niezmiennie nieruchome. Kamienne wręcz. Jedyne co uległo zmianie to uniesiony nieznacznie kącik ust, “pojedynek” przyjmował z pewną dozą humoru niż śmiertelnie poważnie. Nie obawiał się przegrać , może dlatego przeciąganie spojrzeń w jakiś sposób go bawiło niż napinało.
Kyan spojrzał z rozbawieniem na przyjaciela, który wlepiał wzrok w bladolicą
- Zamiast gwałcić ludzia wzrokiem, to wyruchaj ją kutasem jak chuć ci doskwiera. - parsknął w khazalidzie rechocząc rubasznie, szturchnął lekko Thorina ramieniem - Napić nam się trza! Ot co! - skwitował i pierdolnął kuflem swym w Thorinowe naczynie, biorąc solidny haust.
Zawtórował wojakowi Galeb też stukając się kuflem i pijąc. Uśmiech mu zmalał, ale zamaskował zakłopotanie słowami towarzysza paroma kolejnymi łykami.
- Co ty… jeszcze by na pół przerżnął. - mruknął w mowie krasnoludów do swoich brodatych towarzyszy Galvinsonn
Rzadko dało się słyszeć z jego ust tego typu dowcipy, jednak perspektywa rozbijania orczych czerepów, możliwość przespania się pod dachem, picia i pozostawienia wielkich problemów daleko na południu pozwoliły mu odzyskać humor i dobre samopoczucie.
Nie gadał nic Kyan do człeczyn tym bardziej do elfa, którego obecność z trudem znosił. Od młodości wpajana mu była nieufność i nienawiść do tej rasy, zdradzieckie łajno.
Dziad Gridd mawiał zawsze “ dobry elf to martwy elf i nie daj się Kyanie nigdy zwieść, nie kroczą po świecie inne elfy jak mroczne. Słowo zawsze obrócą tak ze ni tak ni nie odpowiedzą, krętacze i zdrajcy” Mimo że pomsta dokonała się i zapłata została uiszczona w postaci Korony Króla Feniksa, przez nich zakończyła się Złota Era ich rasy.
Na słowa Galeba odrzekł:
- Suszone mięsiwo na czternaście świtów, napitek którego nie zetnie mróz, trochę chruściwa i suchego opału, małe przenośne szałasy, do tego Thorin lepiej by uzupełnił zapasy, może znajdzie też coś na odmrożenia. Lepiej gotów być niespodziewanego…
- pierwsze jego słowa dzisiejsze które spłynęły z jego ust we wspólnej mowie
Thorin parsknął śmiechem, chcąc nie chcąc zwracając wzrok na kompanów, z nieukrywaną radością podniósł kufel przybijając nim kufle kamratów
- Trzech na jednego? - zapytał w reispiklu czyniąc wyrzut kamratom , choć niespecjalnie dało się w nim poczuć rzeczywisty zarzut. Po chwili i po kilku głębszych , nieco spoważniał przyznając Kyanowi rację. - Najlepsza byłaby maść na bazie tłuszczu. - stwierdził nawiązując do specyfików na odmrożenia , Faktycznie dawno już nie odświeżałem apteczki, jednak po prawdzie nie stać mnie na zakup specyfików, prędzej już sam coś wytworzę - stwierdził , wiedząc dobrze że z pierwszej lepszej upolowanej zwierzyny da się oddzielić tłuszcz stanowiący dobra bazę do wszelkich maści.
Kiedy Thorin spuścił wzrok, Elsa westchnęła zawiedziona i spojrzała gdzieś w bok, na tłumy przeróżnych ras podróżników. Już widziała, że dalsza część tej posiadówki będzie nadzwyczaj nudna i khazadzi nie zaskoczą jej niczym interesującym. Jej krzesło ze zgrzytem odsunęło się niespiesznie w tył, kiedy ta powstała z siedzenie swoimi mozolnymi ruchami, a jej wzrok powędrował na ogół zebranego towarzystwa.
- Jutro rano widzimy się tutaj, podróż w grupie jest zdecydowanie bardziej bezpieczna jak i rozsądna. Proszę się nie spóźniać. Ja i Bjorn póki co musimy was opuścić, może uda się zebrać jakiś zapas przed podróżą już dzisiaj. Do zobaczenia o świcie, Panowie. - skinęła głową i zerknęła kątem oka na powstającego Norsmena, który był naprawdę wysoki i potężny, co najmniej około trzydzieści centymetrów wyższy od kapłanki. Mara chwyciła swój plecak i zarzuciła czarny kaptur na głowę, po czym udała się w stronę wyjścia i opuściła to miejsce, a za nią ruszył Bjorn.
Kiwając głową na te słowa Galeb również spoważniał.
- Żebyśmy nie skończyli jak wtedy pod Azul. Jedyne w czym ten mróz na zewnątrz jest gorszy od naszych górskich mrozów to to że tutaj wilgoci jest aż nad to… i pizga z północy złem… dosłownie i w przenośni. - bezbrody podrapał się pod nosem - Pytanie czy chcemy teraz iść robić zapasy, czy jutro z rana. Jeszcze trochę grosza mam, ale jak ruszamy za robotą to nie ma co żyłować na przygotowania. Dobrze, że chociaż mamy ciepłe ubrania… prawdziwy luksus - uśmiechnął się krzywo.
- Ano wtedy byliśmy przygotowani jak prawiczek na noc poślubną. - Stwierdził choć bez cienia żartu w głosie - Któż mógł przewidzieć że ten chędożony przewodnik zostawi nas w tunelach na pewną śmierć. I tak cudem żeśmy wyleźli z tych jaskiń i nikt nie był przygotowany na zimę która nas przywitała - mimo iż z początku rozmowy chciał zachować się kulturalnie i mówić we wspólnym , to jednak gdy przyszło rozmawiać o sprawach Azul, o życiowych sprawach dla Czarnej Kompanii , język naturalnie zszedł na khazalid. Nie czuł się z tego powodu najmniej nawet zażenowany. Pewne sprawy należały wyłącznie do trójki khazadów z czarnymi opaskami, zwłaszcza gdy w pobliżu siedział długouchy.
Galeb odparł Thorinowi machnięciem ręki.
- Było minęło.. skupmy się na tym co teraz. Lepsze będą okazje do wspominek. - odparł w khazadzkiej mowie - No… człeki już poszli po zapasy… dopijmy co zostało do wypicia i pójdźmy w ich ślady.
To powiedziawszy łyknął na raz co miał w kuflu, strzepnął ostatnie krople na podłogę, jak daninę dla Przodków i przypiął łańcuchem naczynie z powrotem do pasa. Poprawił bandaż na twarzy. Odrzucony do tyłu skórzany czepiec nałożył na głowę, a na to pełny hełm z osłoną twarzy. Zielone oczy zniknęły w cieniu pancernych brwi. Galeb zlazł z krzesła i wyciągnął spod stołu swój plecak. Ktoś mógłby powiedzieć, że niepotrzebny trud nosić wszystko ze sobą, ale on wiedział, że zostawiać cokolwiek tutaj zwyczajnie prosić się o “troskę gospodarza”. A niestety z towarzyszy chyba miał najwięcej do stracenia.
Więcej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Przypominał mu to widok futerału z narzędziami. Przypominał o tym młot przy pasie. Ciężar dłut w bandolierze skrytym pod wełną i futrem. Obijająca się o nogę okuta księga.
Czas na pogaduchy i picie w karczmie właśnie się skończył. Nadszedł czas brać się do roboty. Galeb odetchnął ochryple i zarzucił wypchany po brzegi plecak na grzbiet. Niewygodnie było z całym tym zimowym odzieniem, więc musiał potrząsnąć ramionami, aby bagaż się odpowiednio ułożył. Odezwał się, acz głos miał już poważny… wręcz ponury.
- Mam zapas spirytusu i racji wojskowych. Solona, zasuszona wołowina. Brak wody nie będzie problemem, bo mamy ognia pod dostatkiem, trzeba więc będzie doposażyć się w jakiś stalowy gar do gotowania i topienia śniegu. - rzekł do Kyana i Thorina w khazalidzie - Trzeba zaopatrzyć się żywność, zioła, tłuszcz i co tylko będzie potrzebował Thorin. Wieczór spędzimy na konserwacji broni i wyrobie maści. - na chwilę Galeb zamilkł myśląc czy jeszcze coś powiedzieć, w końcu jednak zmilkł i ruszył do wyjścia.
 
Stalowy jest offline