Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2016, 12:41   #81
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Yorrdah! - wykrzyknęła Kathil zbliżając się i za plecami maga dając znać pannom cioteczki, by pozostawiły ich same. - Jak się dzisiaj miewasz, moj drogi? - cmoknęła nekromantę w gładko ogolony policzek.
- Jak to co… kuruję się po bohaterskiej obronie twego domu, w której to przelałem krew.- rzekł dramatycznym tonem nekromanta.
- I byłeś taki dzielny! Ułożę o tym wydarzeniu pieśń - usiadła wygodnie i kiwnęła na służbę by wniosła tomiszcza nakryte suknem. - Mam do ciebie prośbę mój drogi. Otóż zamierzam sprzedać znaleźne na wujach i ich świtach i mam tutaj takie dwa tomy, które chciałabym abyś pomógł mi wycenić…. - zawiesiła głos i wpatrzyła się w maga czułym spojrzeniem - Twej ekspertyzie wszak mogę zawierzyć, by inni magowie mnie nie oszukali, prawda?-
- Oczywiście moja droga.- rzekł z pełnym przekonaniem czarodziej i nie brzmiało to Wesalt fałszywie.
- Oczywiście będziesz mieć pierwszeństwo zakupu, mój drogi ale liczę, że tomiszcza tego wieku, tak pełne zapisów… będą kosztować niemało. - ujęła pierwszy osłonięty tom w ręce. - Zobacz jaki przyjemnie ciężki. - obserwowała maga.
-Wiesz… różnie z tym bywa… jakość nie zawsze przechodzi w ilość. - stwierdził czarodziej pokrętnie i zabrał się za przeglądanie tomu, strona po stronie.
- Dobrze, dobrze. Zaraz wyczytasz wszystkie zaklęcia. - zamarudziła Kathil - i powiesz mi, że nic to nie warte. Już ja cię znam. - mruknęła.
Na jego twarzy pojawiło się święte oburzenie. Jak Wesalt mogła go posądzać o coś takiego!
Ale bardka jakoś nie wierzyła w tą maskę świętoszka. Więc nekromanta spotulniał i stwierdził ugodowo.- Myślę, że należy mi się jedna księga za krew, którą przelałem w obronie twego domu.-
- Dlatego proponuję Ci pierwszeństwo pierwokupu. Takie księgi będą kosztować koło 15 000 - 20 000 szlachciów. Jedną mogę opuścić nieco z ceny. Tyle ile płaciłam Sharazad za wyprawę przeciwko Bertoldowi.
Jakoś mina czarownika zrzedła i wzruszył ramionami.- Nie sypiam na workach pieniędzy. Zwłaszcza że cóż… ty mi akurat nie płacisz za pomoc.-
- No wyceń obie, Yorrdach. - rzuciła ugodowo Kathil.
- Dozorczyni niewolników.- wymruczał pod nosem Yorrdach i westchnął przerzucajac kartki.- Zajmie mi to co najmniej osiem godzin, ale już widać że są sporo warte, acz nie 20 000 szlachciców.
- Osiem godzin? Na wycenę? - zdziwiła się bardka.
- To są grube tomy zapisanego tekstu… to nie to samo co pierścień czy magiczna różdżka.- przypomniał Yorrdach.- I w dodatku są dwie.
- No dobrze. To mi przypomina, że mam też parę pierścieni i innych rzeczy. Chcesz je wszystkie oglądnąć? - spytała spolegliwie.
- Ktoś je musi zidentyfikować.- westchnął rozdzierającym tonem nekromanta, spoglądając na Wesalt. Jego oczy mówiły: “Wykorzystujesz mnie.”
- Może znajdziesz coś ciekawszego niż księga co cię zainteresuje. A na wieczór zrobię ci masaż. Dobrze?
- No dobrze.- zgodził się Yorrdach, acz po chwili dopiero rozmyślania nad jej propozycją.
- Jesteś cudowny - Kathil cmoknęła go ponownie w policzek. - Każę służbie przynieść resztę rzeczy. Czy coś ci podać?
I tu nastąpiła cała litania życzeń i kaprysów. Yorrdach uwielbiał być rozpieszczany.
Kathil spełniła prawie wszystkie. Na ostatnie życzenie niestety nie była właściwej płci. Dała mu wszystko inne, sporządzając notatkę w głowie, by mieć argument na następny raz. Że spełnia wszystkie jego zachcianki i życzenia.


Po tym jak zostawiła rozanielonego maga, poszła poszukać Jaegere. Miała wrażenie, że z nim rozmowa będzie nieco trudniejsza. Znalazła go przy …. klawesynie, będącym w szoku, że ktoś go używa. I to w dodatku z taką wprawą.
Przysiadła na fotelu na przeciwko półelfa i z uśmiechem przyglądała się mu, pogrążonego w wygrywaniu cudnej melodii.
- Nie wiedziałam, że grywasz - zaklaskała cicho, gdy skończył.
- Trochę… nie uważam się za jakiegoś mistrza.- odparł z uśmiechem Jaegere przyglądając Wesalt i jej kreacji z lubieżnymi błyskami w oczach.- Wyglądasz czarująco.
- Tak? - lekko wygięła się w fotelu - Na tyle czarująco, że dasz się namówić na krótką rozmowę o interesach?
- Oczywiście… w końcu zostałem w tym ślicznym dworku na twoją prośbę. Jestem cały twój.- odparł półelf zaczynając znów grać cichą i leniwą melodię.
- Myślałam o kwestii Bragstone, wiesz? - Kathil usiadła obok Jaegere na stołeczku - Trzeba będzie wyprowadzić je z obecnego stanu…. - przerwała.
-Niewątpliwie.- zgodził się z nią Jaegere i spojrzał z uśmiechem dodając.- Nie krąż wokół tematu moja droga.
Kathil roześmiała się i położyła głowę na ramieniu półelfa:
- Ehhh… zaczynam być przewidywalna! - fuknęła z udawaną złością. - Twoi przełożeni byliby skłonni wesprzeć prace naprawcze?
- To znaczy, przeznaczyć fundusze na remont miasta?- zapytał w zamyśleniu Jaegere nadal grając.- Jest aż tak źle? Jest zniszczone?-
- Jest źle, nie będę owijać w bawełnę. Było przejmowane między braćmi, ich najemników, tam trzeba silnej ręki, dobrej organizacji i pieniędzy. Ale …. to nie jest studnia bez dna. Można miasteczko rozwinąć: tam kiedyś kwitł handel, rękodzielnictwo. Widać to wszystko po samym miasteczku. Pieniądze się zwrócą, tylko będzie rozciągnięte to w czasie. Ale skoro ludzie organizacji mają tam mieć siedzibę, lepiej by miasteczko żyło, prawda? Łatwiej ukryć różny typ działalności jeśli miasteczko nie będzie ruiną.
- Cóóóóż… to dość…- zamyślił się Jaegere grając.- Nie mogę nic obiecać. Wyślę mojego skarbnika do Bragstone. Na miejscu oceni sytuację. Bierz też pod uwagę, że jeśli wujowie nie mieli innych krewnych tooo… prawnie twój mąż dziedziczy ich ziemie. To spory majątek, którego część można spieniężyć… zamiast męczyć z jego zarządzaniem.
- O to na pewno. Nie zamierzam użerać się z całością. Ale miasteczko przynależy do zamku, a tego raczej Ortus nie będzie chciał się pozbywać.
- Jak wspomniałem… poślę mojego skarbnika. Nie mogę sam decydować, ale pozytywnie zaopiniuję twój pomysł. Podoba mi się twoja inicjatywa.- mruknął półelf grając.- Może być?
- Może - Kathil pokiwała głową z uśmiechem - Przecież wiesz, że nie oczekuję odpowiedzi od Ciebie od razu. Wiem, że to spora decyzja. - puknęła w byle jaki klawisz palcem zaburzając rytm.
Jaegere położył swą dłoń na jej dłoni pieszczotliwie przytrzymując ją na klawiszach. Nachylił się i cmoknął jej policzek delikatnie.- I nie moja decyzja… ja ją jedynie mogę posłać dalej.
- Wiem, mój drogi, wiem - bardka nadstawiła buzię do pocałunku - A co z tymi niewolnicami?
- Płyną już na statku, a wkrótce przyjadą do ciebie i zrobisz z nimi co zechcesz.- stwierdził półelf wodząc palcami po złapanej dłoni i nachylił się by pocałować delikatnie i czule jej usta.
Oddała czuły pocałunek i uśmiechnęła gdy w końcu się oderwali od siebie.
- Zaczyna to przypominać - wskazała dłonią pokój i ich siedzących na stołeczku - czystą sielankę. Zupełnie dziwny obrazek dla nas - uśmiechnęła się do półelfa.
- Zawsze możesz usiąść na klawesynie i pozwolić moim dłoniom zagrać na tobie.- zaśmiał się cicho Jaegere, po czym znów pocałował jej usta.- Zakładam, że dzisiejszej nocy, też planujesz mnie przyjąć w sypialni… czy może… ta twoja półelfka planuje odebrać wygrany zakład?
- Nie, ją planuję zostawić. Niech poczeka na odbiór. - nie protestowała przed pocałunkami. - Wiesz… wiesz, że będziesz tęsknił jak szalony gdy wrócisz do siebie? - wsunęła dłoń we włosy mężczyzny pieszcząc delikatnie skórę głowy.
- Cóż… Uważam nieskromnie, że ty też będziesz za mną tęskniła.- odparł dumnie półelf, pieszczotliwe wodząc po jej skórze dłoni.
- Ja się wcale tego nie wypieram - roześmiała się Kathil - Nie musisz się obruszać. To chyba nic złego? - zaglądnęła mu czule w oczy.
- Nie. Dlaczego miałbym?- wymruczał nachylając się ku niej i muskając czubkiem języka jej wargi zaczepnie.
- Obruszać? Zupełnie nie wiem - złapała jego język zębami i lekko ukąsiła - Aaaaa z innej beczki… czemu Ty się nie ożenisz? - wyszeptała w ucho muskając je wargami.
- Ożenić? Z kim?- zaśmiał się Jaegere spoglądając.- Jaka żona pozwoliłaby mi na to co zrobiliśmy tej nocy? Jaka żona byłaby odpowiednia przy mojej… roli?
- Po prostu się spóźniłeś. - mruknęła chichocząc cicho - A na poważnie, nie może być aż tak źle. No i komuś trzeba zostawić dorobek życia.
- Jestem za młody, by się ustatkować.- zaśmiał się Jaegere.- I za przystojny by dać się przykuć obręczą.
Kathil roześmiała się tym razem w głos.
- Pomyśl o tych rozkosznych ślicznych dzieciątkach, wołających do ciebie: tatusiu
- Myślę o dwóch słodkich dzieciątkach, które błagają by uwolnić się z twej koszuli.- odparł ze śmiechem Jaegere i cmoknął policzek Wesalt.
- No one akurat nie wołają “tatusiu” do ciebie. - stwierdziła roześmiana wtulając się w Jaegere - A ty słyszysz takie wołanie?
- Nie jestem materiałem na ojca… ale słyszę.. wyraźnie, że chcą być odsłonięte.- mruknął ciepło półelf.- Skąd właściwie ten pomysł, żebym się ustatkował?
- Och po prostu kwestia chwili. Żaden przymus, Jaegere. Byłam ciekawa.
- Nie planuję się ustatkować… na razie moje plany dotyczą twojej sypialni wieczorem. Mam się wkraść sam, czy wolisz… bym przybył w towarzystwie?- zapytał z uśmiechem Idol.
- Towarzystwie? - spojrzała zdziwiona. - Kim znowu chcesz urozmaicać, hm?
- To zależy od twego kaprysu.- zaśmiał się Jaegere.- Na co masz ochotę?
- A na co ty masz ochotę? Ciągle mówimy o moich kaprysach. Ty nie masz żadnych? - Kathil uniosła jedną brew.
- Toooo.. głupie…- zaśmiał Jaegere i westchnął speszony.- Zabawnie byłoby zobaczyć cię… w akcji. I podniecająco. Jak kogoś uwodzisz i zaciągasz do sypialni. Wasze figle. Być ukrytym widzem takiego przedstawienia… gdzie jedna osoba nie wie że jest aktorem. Mówiłem, że to głupie.
- Fantazje nie są głupie. Ale z obecnych w pałacyku niewiele jest osób, które nie nabrałyby nagłych podejrzeń co do uwodzenia - Kathil zaśmiała się ciepło. - Może na przyjęciu w mej nowej kamieniczce?
-No to jesteśmy umówieni.- cmoknął ją w policzek delikatnie.
Kathil spędziła sporą część przedpołudnia z Jaegere w ogrodach, rozkoszując się piknikiem, owocami, rozmową i ogólnym relaksem.


Po którym jednak niestety przyszedł czas pracy. Wyprawa do Ordulinu by nająć ludzi do remontu kamieniczki, znalezienia dobre i zaufanego majstra i cały ten kram, który najchętniej oddałaby do zrobienia Bartolomei. Z resztą zabrała ze sobą też ochmistrzynię by ta wyznaczyła co i jak chciałaby mieć zrobione w ramach kuchni oraz części dla służby. Rozwieściła również, że poszukuje służby. Trzech osób. Mężczyzn i kobiet. To również zleciła pani Percy. Ona najlepiej wiedziała ile płacić i co wymagać od przyszłych pracowników. Kathil szepnęła jej do uszka, by nie brała najbrzydszych… lecz dyskrecja i pracowitość były cechami nadrzędnymi. Percy natomiast okazywała się bardzo zaradną i bardzo sprytną kobietą, więc z pewnością zadba o to by nowa służba spełniała wymagania jej i Kathil.
Zatem bardka zostawiła wszystko pod opieką pani Bartolomei i wybrała się w odwiedziny - co prawda niezapowiedziane - do Sharess.
Zaczekała aż nadęta i nieprzyjemna służba zaanonsuje ją swej pani. Gdy w końcu zostały same uśmiechnęła się:
- Kto wybierał Ci służbę?
- Mąż… a właściwie teściowa, a on zatwierdził. Uroczo z jej strony, prawda?- odparła z ironią gospodyni.
- Bardzo Cię lubi, hm?
- Zmarła jakieś dwa lata temu, ale mąż zachował służbę. Jest sentymentalny.- stwierdziła z uśmiechem “Sharess”.- A biedacy nie mają już komu donosić na mnie.
- Męża nie obchodzą twoje ciemne matactwa? - Kathil uśmiechnęła się ciepło.
- Och… Nie wie. Albo nie chce wiedzieć. Lubi żyć w swojej małej iluzji, że całkowicie porzuciłam awanturnicze życie.- wzruszyła ramionami Lisandra z uśmiechem.- I stanowczo ignoruje wszystko co mogłoby mu zburzyć idealny obraz jaki wykreował w swej wyobraźni.
- No to faktycznie… może to i lepiej. Lisandro, musimy omówić zlecenie. - Kathil w końcu usiadła w fotelu. - Zlecenie okazuje się nieco bardziej skomplikowane niż myślałaś.
- Och? Doprawdy?- Lisandra nie wykazała zdziwienia.- Cóż… To było do przewidzenia chyba. Sądząc po plotkach jakie krążyły co do posiadłości. I niewielu faktach.
- Fakty są takie, że rodzinka najęła dość potężnego szamana do strzeżenia nie tyle samej posiadłości ale okolicznych mieszkańców PRZED tym co może wyleźć z posiadłości. Ktoś z rodziny bawił się magią i to wypaliło w twarz. Problem w tym, że ja na magii się nie znam. Mogę poszukać kogoś kto się zna. Ale to oznacza wyższy koszt dla Ciebie. Dużo wyższy jeśli wliczyć moje pośrednictwo. - Kathil rozłożyła ręce. - A kwota standardowa ledwie pokryje moje koszty spotkania z szamanem.
- Nie dla mnie… ja tu jestem pośredniczką.- przypomniała Lisandra z uśmiechem.- Obawiam się, że gdybym to ja cię wynajęła to do bardziej kameralnych i egoistycznych celów. Niemniej, pewnie doszły do ciebie ostatnie plotki?
Kathil machnęła dłonią:
- Tak, tak, używam skrótów myślowych, wybacz. Zatem przekaż zleceniodawcy informacje jak również i to, że czekam na informację co dalej oraz… zapłatę - bardka uśmiechnęła się.
- Co do plotek to owszem. Wiesz coś więcej?-
- Wiem… o ich konsekwencjach. Wśród Selkirków rozpoczęły się boje o majątek. Miklos nie ma już takich możliwości wydawania majątku rodziny jak miał niedawno.- odparła gospodyni odkładając łuk na bok.- Co jednak nie znaczy, że nie wysupła na tą misję jakichś zasobów. Ludzkich raczej niż finansowych.
- Mhm… Ma jakichś dobrych magów na stanie w szafie? - uśmiechnęła się Wesalt - Swoją drogą. Kojarzysz Owenę Goldswern?
- Wdowa. Wesoła wdówka jak niektórzy powiadają.- przypomniała sobie Lisandra po namyśle.- Krążą plotki… ach… no tak, jak mogłam zapomnieć. Ponoć dwie harpie jakiegoś ambitnego kupca zmanipulowały i złamały mu romans i karierę. Goldswern miała być jedną z nich Vandyeck... drugą.
- No tak… też słyszałam te plotki. Na moich zaręczynach puścił w trąbę swą narzeczoną z Oweną - Kathil zrobiła oburzoną minkę - i po tym wszystkim robił awantury. Phi!
- Pewnie miewa miękką fujarkę, bo jajek to chyba nie ma.- zaśmiała Lisandra.- Robić tyle hałasu z własnej porażki. Trzeba mieć jakąś dumę w sobie.
- Pomyślałam, że chciałabyś ją bliżej poznać. - Kathil wróciła do tematu - Jeśli nie miałaś jeszcze okazji. - uśmiechnęła się przy tym niewinnie.
- Niby czemu? Przecież ona słynie raczej z romansów z mężczyznami. A ja z kolei… w ogóle nie romansuję.- zdziwiła się wyraźnie Lisandra.- Z pewnością jest przemiłą osobą, ale… nie szukam koleżanek do plotek. Żony interesantów mego męża wystarczają mi w nadmiarze.
- Mhm… no cóż...nie tylko mężczyzn i wydaje się być całkiem wprawiona w kwestii kobiet. Lubisz jednorazowe przygody, pomyślałam, że może by cię interesowało. Ale skoro nie, to wybacz. Wracając do Selkirków… czyżby połączyli siły?
- Nie jestem aż tak zaznajomiona w niuansach tej rodziny.- stwierdziła z przepraszającym uśmiechem Lisandra, po czym wzruszyła ramionami.- Poza tym nie jestem uwodzicielska. Ciebie nie uwiodłam, a opłaciłam. Nigdy… nie miałam romansu z kobietą. Owszem pozwalam sobie dla odprężenia wynająć kochankę od czasu do czasu, ale Oweny przecież nie opłacę.
- Lisandro, to twoja decyzja. Ja nie będę rajfurzyć na siłę - uśmiechnęła się bardka - A z innej beczki. Przybędziesz na me przyjęcie inaugurujące mą nową kamieniczkę? Dokładny termin podam oczywiście w zaproszeniu.
- Oczywiście… przybędę z przyjemnością.- rzekła z ciepłym uśmiechem “Sharess”.- I nie martw się o moje pożycie pozamałżeńskie. Mea o nie dba... za odpowiednią cenę.
- Och, nie martwię się o ciebie, tu nie mam powodów. Martwię o Meę - zaśmiała się Kathil - A zatem będę oczekiwać informacji od ciebie co dalej postanowi Kruk?
- Hmm… Gdzie cię będzie można złapać?- zapytała gospodyni z łobuzerskim wyrazem twarzy.- Może…. umówisz się ze mną na “randkę”, jutro? Wtedy powinnam mieć odpowiedź.
- Może… a gdzie i kiedy?
- Jest taka restauracja. “Złocisty kwiat Shaar”. Uwielbiam tam jadać podwieczorki, czuj się zaproszona z mej strony.- zaproponowała Lisandra.
- Mmmm brzmi rozkosznie… - Kathil pokiwała głową - … dobrze, stawię się - podnosiła się wolno z fotela i przy okazji dygnęła.
- Cieszy mnie to…- nagle zamarła spoglądając na stolik i zachichotała również wstając.- Ach… widzisz sama. Nie zaproponowałam nic do picia. Kiepska ze mnie uwodzicielka… No cóż i tak miło było pomówić.
- Będę pamiętać w Złocistym kwiecie… nadrobię tę zaległość. - bardka zawtórowała w śmiechu. - Do zobaczenia jutro zatem.
- Do jutra.- Lisandra nachyliła się ku twarzy Kathil i pocałowała ją… grzecznie dziubkiem w policzek.
Odcmokawszy Lisandrę, Kathil ruszyła do swego ulubionego notariusza. Kwestia Bragstone wciąż nie dawała jej spokoju. Zaanonsowała się sekretarce Krantza.
- Witam. Baronessa Vandyeck do pana Krantza. Czy jest możliwość szybkiej wizyty?
Ta z uśmiechem wstała i poprosiwszy o poczekanie udała się do Wiligiana. Po czym wróciła dodając.- Pan Krantz przyjmie panią już teraz.-
- Dziękuję - odrzekła dziewczyna krocząc do gabinetu.
- Wiligianie! Mój drogi! - uradowana spotkaniem nadstawiła dłonie do pocałunków. - Dziękuję za przyjęcie mnie tak znienacka.
- Drobiazg moja droga.- stwierdził notariusz i cmoknął szarmancko dłonie dziewczyny.- Akurat twoja wizyta jest miłą odmianą od tych wszystkich dokumentów, zwojów i pergaminów.-
- Cieszy mnie to zatem. Wiligianie mam kilka pytań i bardzo liczę na twą pomoc. - zaczęła siadając w fotelu - chodzi o majątek mego męża. Kwestia dziedziczenia. Czy jesteś w stanie sprawdzić jak to wygląda? Czy prócz Ortusa, ktoś jeszcze może się ubiegać o jakiś majątek?
- Chodzi o majątek po rodzicach? To on ma pierwszeństwo, ale to przecież jest oczywiste?- zapytał zdziwiony jej słowami Krantz.
- Chodzi mi o majątek po wujach…. - Kathil spojrzała poważnie na notariusza.
- A coś im się stało?- zdziwił się Wiligian wyraźnie się zamyślając.
- Zmarło im się… - Kathil nie sprecyzowała jak.
- Anemiczny ród.- skomentował Krantz i sięgnął po czysty pergamin, po czym zaczął coś pisać.
- Taak… muszę zadbać o męża. - skomentowała Wesalt.
- Z tego co wiem… Ortus powinien być jedynym spadkobiercą, słyszałem o dalszej rodzinie, ale… szczegółów nie znam. Więc pewnie nie mają prawa do majątku, aczkolwiek…- zakończył pisanie i dzwoneczkiem przywołał sekretarkę.- Nelly rusz z tym do miejskiego archiwum ewidencji ziem. Niech ci wydadzą odpowiednie dokumenty… kopie wystarczą.-
Sekretarka w milczeniu przejęła dokument i wyszła.
- Aczkolwiek jest jeszcze kwestia bękartów. Nie wiem czy jakichś nie usynowili.-stwierdził Wiligian.- No i testamentów.
- A jak wygląda kwestia części majątku przez Ortusa? Możesz się tym zająć?
- Z tym nie będzie problemu. Zgodnie z prawem dziedziczy po rodzicach.- stwierdził z uśmiechem Krantz.- Oczywiście… nie każdy szanuje literę prawa.
Kathil pokiwała głową z ubolewającą minką.
- Nawet nie wiesz jakie to dzikie zwierzęta były. - westchnęła - I ile strat poniosłam podczas ich wizyty- dodała ze smętną buźką. - Mało co ja i Owena nie zginęłyśmy, bo zachciało im się na dziki polować…-
- Więc nie prawo tu będzie problemem, a siła perswazji… z naciskiem na siłę.- zamyślił się notariusz.
- Siła perswazji gdzie? W sądzie?
- Och… nie nie… nie o to chodziło.- speszył się notariusz.- Obaj byli ponoć jakby... hersztami band, te bandy istnieją nadal. I po stracie swoich przywódców pewnie wybiorą nowych. A takie bandy mogą nie respektować prawa i wyroków sądu.
- A to… cóż… jestem dobrej myśli - stwierdziła optymistycznie Kathil. - Czego ci potrzeba w takim razie, by załatwić formalności? Szczególnie kwestie sprawdzenia testamentów.-
- Nelly to załatwi. Nie martw się tym…- odparł uprzejmie Krantz.- Wszelkie formalności załatwię sam. Jedyny problem może być w przypadku testamentów, tyle że nie jest w twoim interesie ujawniać ich ewentualną treść. Wątpię by wujowie pomyśleli w nich o bratanku.
- No raczej nie, skoro planowali go zabić. Raczej chodziłoby mi o upewnienie się, że nie ma w nich jakichś niespodzianek. A jak wygląda kwestia wyceny majątku? Też się tym zajmiesz?
- Nie osobiście. Od tego mam zaprzyjaźnionych kupców, którzy robią to odpłatnie dla mnie.- wyjaśnił Wiligian.
- Dobrze, kiedy można coś takiego zaaranżować?
- Hmm… jak tylko zapewnisz mu bezpieczeństwo na swoich… na męża ziemiach, to będę mógł go tam posłać.- wyjaśnił Wiligian.
- Jest tam obecnie Condrad. Czekam na wieści od niego. Jak tylko uzyskam informacje, dam Ci znać. Może tak być?
-Tak.- potwierdził Krantz.
- Doskonale. I na ostatek jedno pytanko: czy zaszczycisz mnie obecnością na celebracji nowej kamieniczki? Przyślę zaproszenie.
- Nie uważam się za duszę towarzystwa, ale z pewnością skorzystam z zaproszenia.- rzekł w odpowiedzi Wiligian uprzejmym tonem.
- Doskonale. A zatem do szybkiego zobaczenia, mój drogi. - Kathil podniosła się do wyjścia.
- Do rychłego.- Krantz również się ruszył by szarmancko otworzyć przed nią drzwi swego gabinetu, gdy wychodziła.
 
corax jest offline