Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2016, 12:45   #82
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil zaś… ruszyła by załatwić ostatni punkt na swej liście na dzień dzisiejszy.
Maestro Marteolo...
Wesalt wysłuchała przemowy artysty i pokiwała głową:
- Niezwykle słuszna taktyka… sprawdzanie klientów… poprzez listy rekomendacyjne, odmawianie wykonania obrazów, próba obrażania - uśmiechnęła się - przypomina mi to nieco sposób wyszukiwania właściwych ludzi do ….- puknęła się w wargę w zamyśleniu - … czy to był kult… czy …. jakaś religia… nie mogę teraz sobie przypomnieć. Również działali na zasadzie trzech odmów i obserwacji czy kandydat się nadaje. I cóż według ciebie, mistrzu, świadczy o wyjątkowości?
- Wyjątkowość… nie mierzy się jedną miarą. Cóż takiego jest wyjątkowość? To coś co odczytujesz nie tylko oczami, ale całym ciałem.. coś co przyspiesza puls serca, rozlewa umysł radością, coś co… pali żarem lędźwie. To pasja którą pochłania się spojrzeniem.- zaczął gadać jak najęty. Nagle przerwał.- Powiedz mi moja droga… czemu ja? Skąd ten pomysł?
- Mam dwóch kochanków, każdy różny od drugiego. Każdy z nich rozpala we mnie co innego. I budzi we mnie inną stronę mnie. - Kathil uśmiechnęła się leniwie na samą myśl. - Choć w sumie, gdyby pomyśleć… jeden jest młodszą wersją starszego.-
Bardka wstała i zaczęła się przechadzać po gabineciku.
- Młodszy chce portret by coś udowodnić i mnie i sobie. Dla starszego zaś mój porter to niespodzianka… ode mnie. Coś co jak mówiłeś maestro, po jednym spojrzeniu przypomni mu o żarze ciała, pasji dzielonej, o jego pożądaniu do mnie i mym do niego. I…. nie pozwoli mu zmrużyć oka. Widziałam obrazy u mej znajomej. Wydajesz się być, mistrzu, właściwą osobą do ujęcia tego co mam na myśli. Dostrzegasz coś więcej niż zewnętrzna powłoka. I właśnie to chcę uchwycić. I to podarować mym mężczyznom. Zaklęte uczucie jakie wzajemnie dzielimy.
- Pytanie tylko czy jest co dojrzeć…- mruknął gnom i wzruszył ramionami.- Która znajoma?
- Och maestro, jesteś doprawdy słodki … Achmina Timmra. - roześmiała się Kathil. Przypominał jej nieco Yorrdacha w swych gderaniu.
- A ten obraz… ale wiesz, że by go namalować, ona musiała się dotykać na mych oczach, aż do prawie finału, gdy uwięziłem ją w bezruchu. Dość… trudne do wytrzymania dla kobiety.- machnął ręką Mateolo.- Ale to prawda… potrafię wydobyć to co piękne, ale moje metody są … drastyczne. I nie maluję portercików ubranych kobiet… z małymi wyjątkami, prawda jest naga baronesso.
- Jeśli potrafisz sprostać wyzwaniu, a wiem, że jest na to spora szansa, to i mnie sprostać mu przyjdzie, maestro. - Kathil usiadła w fotelu ponownie - Jeden portret jest dla bestii dzikiej i nieokiełznanej, lwa co rządzić mną chce. - uśmiechnęła się. - Myślisz, że uda ci się to wydobyć?
- Nie wiem… najpierw musiałbym pewność, że jest co wydobywać. Z Achminy akurat było, mimo że nie była najbardziej atrakcyjną kobietą. Czy jest z ciebie… nie wiem.- odparł gnom i wskazał dłońmi swoje mniej lub bardziej niedokończone dzieła.- To są moje porażki, albo modele czmychnęły, albo okazało się że prawda jest goła acz mało ciekawa. Musisz mnie chwycić za serce, musisz rozpalić tą pasję. Musisz pokazać tą wyjątkowość. Chcesz aż dwóch portretów? Zwykle maluję jeden… skąd wiem, że pasji starczy na oba?
- Możemy zacząć od jednego - wzruszyła ramionami Kathil - jeśli niepewny jesteś. Porażki innych mnie nie interesują. - machnęła dłonią w stronę niedokończonych dzieł - Czemu miałyby? Ja wiem kim jestem. Może one nie wiedziały?
- Za serce chwytać cię nie chcę, maestro. - stwierdziła po prostu - Nie dlatego, żeś niegodzien… nie. Ale ja tak jak i ty, dziele się pewnymi kwestiami z wybrańcami. Fizyczna pasja, mistrzu to to z czego znamy się z mymi kochankami. I mimo, że napełniająca ciało spełnieniem, to ja chcę czegoś więcej. Chcę pokazać to co jest za śliczną buzią czy kształtną figurą. - spojrzała gnomowi głęboko w oczy - Chcę pokazać kawałek duszy. Mych pragnień, życzeń, ciemnej strony. Rozumiesz? - nie spuszczała wzroku z malarza.
- Nie bardzo… rozumiem… -westchnął gnom.- To nie ty masz mnie chwytać, za serce to… pasja ma mnie chwytać, pragnienie by przenieść na płótno to co niewidoczne i to co widać. Masz to pasję obudzić we mnie… czymś, co trudno zdefiniować.-
Potarł podstawę nosa.- Jesteś strasznie uparta co?-
Wstał i przeszedł się dodając.- No dobra… zobaczmy co tam masz. Rozbierz się do naga, także z biżuterii… pokaż co reprezentuje twe ciało, przejdź się przede mną… naturalnie.
- Włosy zostawić upięte czy rozpuścić? - spytała Kathil powoli zaczynając się rozbierać, zaczęła od bucików.
- Rozpuszczone… pełna naturalność. Ewentualnie potem się upnie do… sceny.- wyjaśnił gnom i uniósł.- I to jeszcze nie oznacza, że się podejmę… to tak dla wyjaśnienia.
Bardka pokiwała głową i rozebrała się zgodnie z życzeniem malarza. Rozpuściła włosy, które opadły kurtyną na jej ciało. Ruszyła lekkim krokiem by przejść się po komnacie nucąc pieśń, myśląc o Condradzie i jego palącym spojrzeniu na jej ciele, o jej reakcji na jego słowa i dotyk i to co w niej rozpalał: złości, przekory ale i poczucia wolności, siły i czegoś jeszcze. Czego jeszcze nie odważyła się nazwać mimo, że uczucie tliło się niewielkim płomyczkiem.
-Hmmmm…- zamyślił się gnom spoglądając na dziewczynę.- Co czujesz teraz? Co chce się przez ciebie uzewnętrznić? Obnażyłaś swe ciało bezwstydnie… nie ma przede mną tajemnic. Czas by to samo zrobić z duszą.
Wesalt pogroziła mu palcem ze śmiechem:
- Przekora, gniew, chęć walki, przeciwstawianie się zachłannemu kochankowi. Ale też i to co on we mnie wywołuje, jego dotyk, głos: siłę, spełnienie nie… nie spełnienie. Poczucie jedności.
- Widzę… co innego.- mruknął gnom mrużąc oczy.- Zachłanność… pragnienie bycia najważniejszą… niewolnicą, ale najważniejszą z niewolnic. Może się mylę?
- Tylko jeśli on będzie w równym stopniu niewolnikiem. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- To niemożliwe… nie może być dwóch niewolników, nie może być dwóch panów. Mogą być albo równi, albo pan i niewolnica… albo na odwrót. Dobra… ubieraj się. Sytuacja robi się już… niepoprawna.- mruknął Marteolo siadając wygodnie z założonymi nogami.
Bardka skwitowała to cichym chichotem.
- Nie sądziłam, że zależy Ci na poprawności. - ubierała się równie powoli co rozbierała. Włosy spięła w luźny węzeł na karku.
- My gnomy… doceniamy piękno i nasze bóstwa pozwoliły nam być… wrażliwym także na urodę wysokich ras.- mruknął pod nosem speszony Marteolo.- Nie maluję ciebie, więc twe krągłości trochę… mija czas, gdy przestaję w nich widzieć tylko obiekty malarskie, a dostrzegam… to co każdy inny mężczyzna. Zresztą w tej chwili nawet cię nie maluję.
- Będę pamiętać zatem by cię nie kusić zbytnio - stwierdziła Kathil zapinając kolczyk - więc jak?
- No nie wiem… nie wiem… muszę to przemyśleć…- zadumał się Marteolo.- Mam dużo pracy… tyle projektów, tyle planów… malowanie kolejnych obrazów… eeech… i jeszcze koncepcja… Nie wiem czy mam ochotę się w to grzebać.
- Och nie drocz się, maestro…. bo rozpalę pasję innymi metodami… - zagroziła mu Kathil żartobliwie.
- Jakby to było takie proste.- rzekł z irytacją gnom.
- A co jeśli - wpadła mu w słowo - zobaczyłbyś nas razem?
- Hmmm… Pary rzadko maluję.- zamyślił się Marteolo splatając dłonie razem w zamyśleniu.- Hmmm… No to… No nie wiem...Przyjdź tu za kilka dni. Powinienem mieć kilka strojów i kilka pozycji do zaproponowania. Lub sugestie kto inny machnie portrecik.
- Kilka dni to ile? Trzy? Cztery?
- Dwa trzy… chyba ci się nie spieszy, co? Prawdziwe dzieło nie maluje się w kilka godzin, lecz w kilka dni… co najmniej.- wyjaśnił gnom.
- Chodzi mi jedynie o nie nachodzenie ciebie oraz zaplanowanie wizyty w Ordulin. Mieszkam poza stolicą. - wyjaśniła Wesalt. - Przyjdę zatem trzeciego dnia, maestro. - Kathil podniosła się i mrugnęła wesoło do gnoma.
- Zgoda…- mruknął Marteolo.- Pozwolisz że cię nie odprowadzę do drzwi. Trafiłaś tu bez problemu, więc nie potrzebujesz mojej asysty.
- Pozwolę - Kathil ruszyła ku wyjściu kręcąc lekko głową na marudnego gnoma.
Ruszyła by odebrać panią Percy i po drodze przejechać przez terytorium Ashki. Była głodna plotek i najświeższych informacji.


Bartolomea Percy oznajmiła że rozpuściła wieści i spodziewa się znaleźć wkrótce pierwszych potencjalnych kandydatów poleconych ich przez znajomych Bartolomei w stolicy.
- Nie będą to pudrowane peruczki znające etykietę…. ale rezolutni i godni zaufania. Niekoniecznie pruderyjni… i pruderyjne.- wyjaśniła ochmistrzyni pakując się do karocy.
- Doskonale, o takich mi chodzi, pani Percy - pokiwała głową Kathil - a co z pani zastępstwem w posiadłości? Coś już pani wie?
- Mam kogoś…- stwierdziła z uśmiechem Percy.- Tylko jest problem z tym że obecny pracodawca jej nie puści. Trzeba będzie jakoś ją wyrwać z jego szponów.
- Co to dokładnie znaczy? - spytała Kathil podejrzliwie.
- Kontrakt niewolniczy. Biedaczka nie może odejść z własnej woli. Musi zostać zwolniona.- prychnęła Percy.
- Hmm a kto jest pracodawcą?
- Lichwiarz imieniem Moldrick Lazarre. Ma w kieszeni sporo takich kontraktów… bogaty sknera.- wyjaśniła Bartolomea.
- Mhm… a jak nazywa się ta biedaczka?
- Elsera Percy, moja… bratanica i uczennica.-wyjaśniła Bartolomea.
Kathil uśmiechnęła się:
- Mhm….a imć Elsera wie co może doprowadzić do zwolnienia? Jakie konkretnie warunki zawiera ten nieszczęsny kontrakt?
- Śmierć lichwiarza? Jeśli będzie się mu stawiać, ma solidny loszek do karania nieposłusznych panienek i… impotencję która go frustruje.- odparła z ironicznym śmiechem Percy, po czym zmarkotniała.- I lubi jak ma za co karać.
- On tu w Ordulin rezyduje?
- Stary pająk… w środku swej pajęczyny.- potwierdziła Percy.
- Elsera pomoże?
- Z pewnością.- odparła Bartolomea.
- Zatem zrobimy rozeznanie. - stwierdziła Kathil rozglądając się przez okno karocy za przyjaciółką.


Ta siedziała w cieniu pod bramą i błysnęła uśmiechem na widok zbliżającej się karocy. I cyckami też coby znudzeni strażnicy uznali ją za ladacznicę szukającą okazji na miłą noc z zarobkiem.
Na stukanie w ściankę karocy, stangret zatrzymał się przed “ladacznicą”, drzwi karocy uchyliły się…
- Nowy gorsecik? - przywitała przyjaciółkę bardka gdy ta wskoczyła do środka. Zastukała ponownie i karoca ruszyła dalej. - Co to za okazja?
- Był ładny, ja go chciałam, a dziewczyna która go nosiła była akurat zajęta figlami.- odparła z uśmiechem Ashka.- Jak poszło goszczenie rodziny?
- Drogo - Kathil rzuciła spojrzeniem na panią Percy. - i krwawo. A co tutaj nowego?
- Pfff…- prychnęła Ashka. - Czuję uniki… Krwawo brzmi jak urocza opowieść. A ty oszczędzasz mi szczegółów.
- Bo nudne są… jeden wuj chciał ubić drugiego. Jeden głupek przekonany o swej potędze, drugi mała lisica. Pierwszy zabity podczas polowania na dzika, drugi podczas hasania po lesie - opowiadała Kathil w ekspresowym skrócie - Jedyny minus to magiczka co to w posiadłości mi pożar rozpętała sprowadzając jakieś demony. Dzięki Yorrdachowi i innej magini udało się powstrzymać większość zniszczeń. A pamiętasz siwowłosego Garreta? Był moim “gościem” i pognał za magiczką. Mam nadzieję, że ją dopadnie - dodała bardka mściwie.
- Popytałam tu i ówdzie i… ci od Shar mają fioła na punkcie tajemnic. Świątynia Shar która jest w mieście, nie jest tą… prawdziwą świątynią.- wyjaśniła Ashka wzruszając ramionami.- Ta… zwana wewnętrzną, jest ukryta gdzieś w mieście i jej lokalizacja jest znana tylko wtajemniczonym kapłanom i najważniejszym członkom kultu. I właśnie w tamtej są ukryte dokumenty, których szukasz.
Bardka westchnęła:
- Oczywiście… nigdy nie może być zbyt prosto - zmarszczyła nosek - czyli trzeba dorwać któregoś z kapłanów, by się dowiedzieć lokacji świątyni wewnętrznej. - Kathil zamyśliła się nieco. - Dasz rady spróbować wyśledzić albo dowiedzieć się czegoś więcej na temat tych kapłanów? Ja też roześlę wici.
- Zrobiłam… jest ich czwórka. W tym jedna ludzka i jedna elfia kobieta, jeden mężczyzna i jeden półork.-zaczęła wyliczać Ashka.- Elfka pełni rolę reprezentacyjną kultu w wyższych sferach, mężczyzna jest obecnym przywódcą kultu, kobieta mistyczką ponoć i jego zastępczynią, a półrok… pilnuje rozwoju kultu na ulicy.
- Mhm… zatem albo uwieść mężczyznę albo zająć się zastępczynią. - mruknęła cicho Kathil. - Wiadomo, gdzie można ich spotkać?
- Z pewnością elfka skusi się na spotkanie z bogatą baronessą. W końcu zajmuje się nawracaniem śmietanki Sembii.- uśmiechnęła się ironicznie Ashka.- Nazywa się Altheana Everiel. Półorka sama mogę w każdej chwili znaleźć, współpracuje z wieloma małymi gangami Ordulinu. Pozostała dwójka jest bardziej nieuchwytna.
- W takim razie, roześlij wici na ulicy o mej przeprowadzce. I nagłym ożenku i nagłym wzbogaceniu się. Tak by połechtać ich ciekawość, by sama Altheana się zgłosiła do mnie. Teraz będę często widywana w Ordulin. - uśmiechnęła się do Ashki - A za niedługo będzie przyjęcie u mnie w kamienicy, więc to powinno być doskonałą okazją dla elfki by próbować się dostać i wykorzystać możliwość rekrutacji.
- Mogłabym… ale nie ma ku temu powodu. Myślisz, że twoje ostatnie działania nie zostały zauważone w Ordulinie? Jesteś na usteczkach wszystkich dobrze urodzonych plotkarek.- zachichotała Ashka splatając dłonie razem.- Co możesz uznać za sukces, zważywszy kłopoty Selkirków… które są równie smakowitym kąskiem.
- Hmmmm…. wieści o wujach już się rozniosły? - spytała nieco zdziwiona Kathil - przecież to ledwo dwa dni temu zakończyła się ich wizyta. - zamyśliła się nieco, chyba nie doceniała prędkości plotek ostatnimi czasy. - A o Ortusie coś mówią?
- Nooo… o wujach jeszcze nic nie wiadomo. O Ortusie… też nic nie wiadomo, więc to niespodzianka.. że taka młoda wdówka tak szybko wychodzi za mąż i to za…-elfka dramatycznie wzruszyła ramionami.- Ortus? A kto to taki? Nikt nie słyszał o młodym Vilgitzu.
- Poszukiwacz skarbów i przygód - Kathil uśmiechnęła się z rozczuleniem na myśl o młodym mężu - A co wiesz na temat Moldricka Lazarre? - spytała zmieniając nagle temat. - Jakieś złe nawyki, które można wykorzystać?
- To ciekawe, że pytasz o niego.- stwierdziła zaskoczona Ashka.- Czyżby Jaegere coś o nim wspominał?
- Mmmm nie… A jakie ma powiązania z Jaegere?
- Och.. żadnych i w tym jest problem. W Odrulinie nie ma potężnej organizacji przestępczej. Tylko lokalne gangi, małe gildie złodziejskie i kupcy działający w szarej strefie. No i różnego rodzaju małe klany zabójców do wynajęcia. Lazarre jest lichwiarzem, ale też i bankierem wielu z nich. Nie jest przestępcą w prawnym pojęciu, ale sponsoruje i czerpie zyski z działalności innych przestępców. Gdybym ja była na miejscu Jaegere i jego pracodawców miałabym w planach podporządkowanie go sobie, albo ubicie.- mruknęła cicho elfka.
- Mhm….. - Kathil przyglądała się Ashce z zastanowieniem - masz informacje, kto jest jego najlepszym klientem?
- Czerwone modliszki. To mały ale potężny klan zabójców. Tak głoszą plotki. Tyle że o samych czerwonych modliszkach nie mogę powiedzieć nic, poza tym że są bardzo skuteczni, mimo że działają bardzo lokalnie.-wyjaśniła cicho elfka.
- Chyba trzeba będzie się z nimi spotkać - mruknęła równie cicho bardka. - Ale to jutro omówimy. Będę w Ordulin popołudniu. Spotkamy się jeszcze, może po podwieczorku? Na kolację?
- To będzie problem… Z modliszkami się nie spotyka. U modliszek zamawia się czyjąś śmierć płacąc zaliczkę, którą zwracają jeśli im się nie uda… i potem płaci po zgonie danej postaci. I tyle. Choć parę razy próbowałam odkryć ich tożsamość, to bez skutku. Nie wiem ilu ich jest jest, nie wiem kim są. Ani poza tym…-westchnęła wyraźnie sfrustrowana elfka.
- Już myślałam, że po raz pierwszy odmówisz darmowej kolacji! - Kathil podroczyła się z przyjaciółką. - Może po prostu nie jesteś właściwą osobą? - mrugnęła ciepło - Omówię to i jutro spotkamy się wieczorem?
- Może…- nadęła policzki obrażona tym, że Kathil podważała jej talenty do zdobywania informacji na ulicy.- Ale może modliszki nie są tym do kogo powinnaś uderzać. Nie lepiej może spróbować z bardziej znanymi twarzami, jak Guntzem Versputte… małym człowieczkiem niedużego przemytniczego imperium?
- To też jest opcja ale muszę omówić wpierw kwestię z Jaegere. Ja mam własny cel co do Lazarre, on może mieć inne. Wolę uzgodnić tę kwestię i działać po uzgodnieniu. A co do niewłaściwej osoby - może po prostu nie mają potrzeby na szpiega. Spytam Logana czy jest w stanie coś ugrać. Nie burmusz się.
- Dobrze dobrze… to co dalej robimy?- zapytała już bardziej ugodowym tonem Ashka.
- Podsycaj plotki na mój temat - pomyślała Kathil - jednak plotek nigdy dość. Chcę by to elfka do mnie przyszła, nie na odwrót. Gdyby półork chciał jakieś informacje, daj mu co chce.
W kwestii Lazarre dam znać jutro podczas spotkania. Będę miała jeszcze jedną sprawę dla ciebie ale to już jutro. Dobrze? Spotkajmy się w Żółtej ciżemce.
- W prywatnej komnacie… zapowiada się uroczo. Mam przynieść wino i pejczyk?- zażartowała zmysłowym tonem Ashka.- Czy tylko pejczyk wystarczy?
- Przynieś otwartą głowę i może notesik do zapisywania naszych planów. - Kathil ściągnęła usteczka w dzióbek. - Gdzie cię podrzucić?
- Wiesz… małżeństwo ci nie służy.- jęknęła rozdzierająco Ashka acz żartobliwie.- Zrobiłaś się taka poważna.
Nachyliła swój dekolt ku obliczu Wesalt.- A z tego dzióbeczka to tu się robi użytek. A co do mnie i podrzucenia… gdzie chcesz… Jeszcze nie mam planów na wieczór.
Kathil plasnęła lekko dłonią udo przyjaciółki:
- A pewnie, że poważna. Za dużo się dzieje, a Ty się chyba nudzisz. Muszę dołożyć ci roboty, żeby cię wyciągnąć za uszy z tego sypialnianego nastroju. - pogroziła przyjaciółce palcem z miną matrony. - Czas dorosnąć. - pokiwała głową i nie wytrzymała…. parsknęła śmiechem.
- Oj tam… dorośniesz i co potem? Będziesz z zazdrością patrzyła na te wszystkie młode panny wzdychając zza wachlarza:” jak to cudownie było być młodym”?- zachichotała Ashka przyglądając się przyjaciółce. - Czasami trzeba się zabawić, czasami trzeba zrobić coś szalone… i nigdy, nie dorosnąć… póki życie do tego nie zmusi.
- Dobrze, dobrze, cioteczko Ashko - pokiwała głową Kathil - brzmisz jak mądre babki - odsunęła się przez pacnięciem. - Zapamiętam radę. - dodała z uśmiechem - A teraz jadę do domu, robić same szalone rzeczy. - mrugnęła cichaczem.
- Uwierzę jak zobaczę.- wystawiła język elfka otwierając drzwi i wysiadając.- Albo sama cię do nich zmuszę.- zagroziła żartobliwie.
- Do jutra! - pożegnała się Kathil ze śmiechem i ruszyła w drogę powrotną do pałacyku.



Lekkim krokiem ruszyła odnaleźć Jaegere. Planowała zaskoczyć go, zajść od tyłu jak pierwszego wspólnego wieczoru w Żółtej ciżemce. By sprawdzić czy jest uzbrojony i jakie ma… plany. Oczywiście ciężko było zajść półelfa w dużej posiadłości, samej będąc w sukni i z pantofelkami na obcasie. Najpierw wszak musiała odkryć gdzie on jest.
Wypytała jednak swą służbę o miejsce pobytu Jaegere, przy okazji pytając również czy nie zjawił się może Garret ze zwiadowcami.
Niestety żadnych dobrych wieści nie było z tej strony. Ani łowcy, ani Garret nie pokazali się w posiadłości. A sama Kathil zastała dwa listy adresowane do niej . Jeden od Condrada, a drugi od… hrabiego Morethain.
Sprawdziła najpierw pismo od swego byłego klienta. List ów, bardzo uprzejmy i pełny gratulacji z okazji zawarcia małżeństwa, sprowadzał się jednak do sedna zawartego w ostatnim akapicie. Przyjaciel rodu miał kłopoty, które wymagały by subtelnej dłoni baronessy Wesalt. W zamian za oczywiście gratyfikację finansową.
Sprawdziła również wiadomość od Condrada oczekując większej ilości szczegółów teraz, gdy Bragstone pozbawione było wujów.
Nestor rodu nie był niestety romantyczny, więc sam list był pełen suchych faktów, ale doskonale obrazował całą sytuację w majątku Vilgitzów. Dotarła już do nich wieść o śmierci Archibalda, co… wzburzyło jego najemników i mocno uderzyło w morale. Zaczęły się pierwsze dezercje, acz… namiestnik Archibalda, Wolgraf ponoć zwiera szeregi i szykuje się na odparcie ataku Bertolda, booo… w jego śmierć nikt nie wierzy. Jego zaufana przybyła niedawno i zabrała się za organizowanie sił w oczekiwaniu na powrót Bertolda lada dzień.
Kathil schowała listy za gorsecik i ruszyła do gabinetu, w którym ostatnio widziano Jaegere.
 
corax jest offline