Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2016, 20:26   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Płomyczek się tlił słabo.

Każdy dzień był identyczny: wstanie, ubranie się, posiłek… egzekucja, posiłek, znów sen, wstanie, ubranie się, posiłek…
Rictor nie czuł nic, nie myślał, nie odczuwał, niczym w katatonii i letargu. Niczym automatonm: wstanie, ubranie się, posiłek… egzekucja, posiłek, znów sen, wstanie, ubranie się, posiłek…

Płomyczek się tlił słabo, bladł… ale nie chciał umrzeć.

Czas mijał, ale gdyby był tego świadomy i tak by nie zauważył. Każdy dzień był identyczny. Nawet pogoda, ale tego nie zauważał. Nie był w stanie. Obojętny na świat, uśpiony umysł.
Ale ten płomyczek się tlił… mocniej, zwłaszcza podczas egzekucji. Nie dość by wyrwać Rictora z jego letargu. Płomyczek gniewu.
Dzień po dniu: wstanie, ubranie się, posiłek… egzekucja, posiłek, znów sen, wstanie, ubranie się, posiłek…
Aż do tego razu… Z początku wszystko było takie same: wstanie, ubranie się, posiłek… egzekucja.
Ta egzekucja była inna.
Z początku przyglądał się obojętnie, uwięziony we mgle obojętności i nieświadomości. Dopiero jej krzyk, jej słowa… Ona przebiły się przez mgłę, rozproszyły ją.

Płomyczek, zmienił się w płomień, w pożar… ognisty wybuch.

Rictor zacisnął zęby. Czuł… wściekłość, czuł gniew, czuł furię… na tą niesprawiedliwość która działa się na jego oczach. Czuł gniew na swoją bezsilność. Czuł… coraz więcej, jakby jego dusza chciała odreagować tak długi letarg. Rictor czuł, że nie może tu zostać… wydostanie się stąd, a potem zniszczy to miasto. Albo od razu zniszczy je. Uczyni to lub zginie.
Tak czy siak… cokolwiek się z nim stanie, będzie lepsze od tej wegetacji. Tego był pewien.
Na razie ruszył do starej karczmy, do tej samej do której przychodził dzień w dzień, czuł potrzebę się napić… i to nie po to by zaspokoić głód i pragnienie. Ból.. który obudził wraz z nim i jego gniewem, potrzebował utopienia.
Wysoki, blady mężczyzna o czarnym zaniedbanym zaroście i brudnym stroju rzemieślnika przypominającym tych, którzy pracują w rzeźni ruszył wraz falą pozostałych otumanionych mieszkańców miasta. Powoli i automatycznie nadal. Zamyślony odruchowo poruszał się jak reszta mieszkańców… ciało nabrało wszak nawyków przez te lata otumanienia.
Ślady krwi na brudnym fartuchu już dawno wyblakły, więc musiał tu przebywać od dawna. Pewnie cuchnął, ale nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie miał przy sobie żadnego ekwipunku, żadnego noża czy sakiewki. Co go dziwiło zresztą, był pewien że zawsze nosił nóż przy sobie. Użyteczne narzędzie.
Choć nie wiedział skąd ma tą pewność?
Pewnie nie będzie to jedyne zaskoczenie w mieście do którego... trafił? Jak?
Na tym też będzie musiał pomyśleć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline