Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2016, 13:13   #7
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację



Powrót do pokojów był najlepszym pomysłem, na jaki wpadli Przebudzeni. Niestety, nie znaleźli na to żadnych dowodów w postaci mordu na jednym z takich jak oni przez Strażników, jednakże intuicja, logika i przebłyski doświadczenia, ewidentnie wskazywały na obranie tejże drogi. Roland i Shade stali jakiś czas przy oknie, a delikatne, wybijające się zza chmur, odbite światło księżyca, nie zdradzało ich pozycji. A może tak tylko im się wydawało?
W razie braku powodzenia w porannej ucieczce, mieli już informacje na temat wieczornych przyzwyczajeń pilnujących miasta wojowników.
Rictor chciał się napić, bardzo chciał. Przebudzenie z letargu, obudziło w nim również dawne przyzwyczajenia, ale prócz tego majaki. Marzył o piciu i nawet wydawało mu się, że to robił, jednak Uśpieni nie dostawali do pokojów tego, co im się żywnie podobało. Alkoholu również nie było i wiecznie zapijaczony mózg musiał obejść się smakiem.
Wykończeni psychicznie po pierwszym dniu jasności umysłu, zasnęli w miarę szybko, chociaż bez wątpienia, nie ze spokojem na sercu. Według kartki wyrwanej z dziennika, rano mieli spodziewać się niezapowiedzianej wizyty zakutych w blachy Sadystów, których zadaniem było wywrócenie pokoju do góry nogami i zbadanie każdej szczeliny pomieszczenia, w jakim musieli żyć. Zapewne, gdyby tylko mogli, udaliby się na skargę, bowiem w rogach ścian klity zalągł się grzyb, w szufladzie szafki wyrosła pleść, zdobiąc swą bielą i zielenią śmierdzącą bułkę, a materace łóżka nie tylko były zatęchłe, ale również brudne, cuchnące szczynami i z rozprutym materiałem, przez który przechodziły pojedyncze sprężyny. Brak wygód miał jednak minąć, następnego dnia, o świcie, jeśli tylko zdołają przeżyć i przebyć chociaż połowę zaplanowanej drogi - ku wolności.

Mężczyźni ledwo zamknęli oczy, osłaniając je płaszczem powiek, gdy zaczęły bić dzwony katedry. Z przerażeniem spojrzeli na sufit, w obawie przed nocnym nalotem Sadystów, jednak zamiast nich, powitała ich jasność następnego poranka. Dzień nastał błyskawicznie, a Przebudzonych nie nękał żaden koszmar czy senne marzenie. Niektórym zdarzyło się to pierwszy raz, inni zapewne przywykli już do braku nocnych wizji. Z początku usiedli na łóżku, pełni strachu i obaw, nie wiedząc czy mogą już się ruszyć i wstać, czy może powinni poczekać na poranny rytuał przeszukiwania pokoi, bo według notatki ponoć taki był. Ze zdziwieniem jednak stwierdzili, że na korytarzu budynków nie słychać żadnego rumoru, a prócz dudniących dzwonów, okolice otaczała niesamowita cisza. Dyskretne wyjrzenie przez okno potwierdziło jedynie fakt, że Uśpieni pomału, jakimiś małymi grupkami, a nie tłumami jak wieczorem, opuszczali swoje domostwa i leniwie włócząc nogami, kierowali się ku bramie świątyni.

W końcu wyszli wszyscy, wystawiając zaspane oczy na przestrzeń miasta, na jego szarość, odpadające tynki, wzniesiony przez szuranie butów kurz i piach, który dusił płuca i drażnił krtań. Smutną i pełną beznadziei okolicę, ozdabiała strzelista, gotycka katedra, z wysoką wieżą oraz dzwonnicą, zapewne najcenniejszym zabytkiem tego miejsca. Okienne, kolorowe witraże, układały się w jakiś obraz, ale od zewnętrznej strony był on dosyć niewyraźny i trudny do odczytania. Póki co Przebudzeni najbardziej zainteresowali się zdarzeniami, jakie miały nastąpić według niepewnych zapisków, skonsumowanych poprzedniego wieczoru z niesmakiem i niechęcią przez Shade’a i Rictor’a. Tym razem treść się potwierdziła i chociaż brama miasta nie była otwarta, to tuż przed nią stał powóz, z którego Strażnicy wyciągali siłą Uśpionych. Sadyści nie śmieli się, nie wydawali żadnych odgłosów, dźwięków, a mimo to moglibyście przysiąc, że z każdym kopniakiem, zaserwowanym jednemu z Uśpionych, spod metalowych hełmów dobijał się dudniący rechot, pełen kpiny i uciechy, jaką niosło znęcanie się nad bezrozumnymi osobami. Ich rasa, płeć czy wiek, były przeróżne, wokół wozu zebrało się czterech Strażników; tylu samo, ilu widzieliście nocą przez brudne, okienne szyby.

To wszystko zdążyliście dostrzec bez zbędnej potrzeby zatrzymywania się, ponieważ szuraliście wolno butami po ziemi, oczekując swojej kolei na wejście do katedry. Nim tam doszliście, przed wejściem zebrały się dziwne tłumy, mimo iż Uśpieni wychodzili grupkami, a nie hurtem, jak wyjeżdżające z rzeźni mięso na sprzedaż.


Po przekroczeniu progu wchodziło się do wielkiej, długiej sali, zdobionej rozciągającym się przez środek pomieszczenia, czerwonym dywanem z pozłacanymi ozdobami i wyszyciami. Na jego końcu, na podeście, stał ołtarz z marmuru, przybierający kolory światła, które przebijały się przez klasztorne okiennice. Te zaś ozdobione witrażami z postaciami przypominającymi “anima sola”, przepuszczały przez czyste jak łza, ułożone w obraz kawałki różnokolorowego szkła, światło w kolorach czerwieni, pomarańczu oraz fioletu. Podłogi i ściany wysadzane były czarnym jak węgiel kamieniem, który lśnił czystością niespotykaną nigdzie indziej, w tym zapyziałym mieście. Idąc środkiem, po prawej jak i lewej stronie były ławy do siedzenia, których miejsca jak zahipnotyzowani, poczęli zajmować Uśpieni, a wy idąc za nimi, postanowiliście zrobić dokładnie to samo. Usiedliście bliżej końca, gdyż tam zdawało się wam być najbezpieczniej. Lustrując spojrzeniem każdy szczegół klasztoru, od witraży po czarne kolumny, dostrzegliście za ołtarzem dwie pary drzwi - jedne po lewej stronie, na ścianie równoległej do osi długiej ołtarza, a drugie po prawej, na ścianie prostopadłej w stosunku do niego. Jedyne, co wam teraz pozostało, to oczekiwanie na dalszy ciąg zdarzeń. Kościelna cisza wypełniała umysł lękiem, a ze stojących przy ścianach konfesjonałów, dwóch po lewej i dwóch po prawej stronie, spodziewali się nagłego wyjścia Strażników.
W pewnym momencie cisza została przerwana przez muzykę, która spokojnie i niegłośno leciała w tle, nie zagłuszając ewentualnej możliwości szeptania między sobą. Mahoniowe drzwi ze ściany na wprost ołtarza, otworzyły się, a zza nich wyszła zgrabna, filigranowa kobieta, o czerwonych włosach i niespotykanie połyskujących oczach.

Czerwonowłosa zamknęła za sobą drzwi, a jej kroki stukotem odbijały się w przestrzennej hali. Jej ubiór był zbyt kusy i prowokujący, byście mogli nazwać go “świętym” lub “kapłańskim”. Spodziewaliście się raczej nudnego kazania w stylu “daruj za grzechy”, a zamiast tego przed ołtarzem stanęła kobieta - urodziwa, subtelna, śliczna. Głęboki dekolt podkreślał krągły biust, szata czerwona, niby długa, ale głębokie wycięcia na od samych talerzy biodrowych aż po koniec materiału odsłaniały krągłe, jasne biodra oraz zgrabne nogi. Wcięcie w talii było nadzwyczaj zauważalne, figura seksownej klepsydry, o której marzyła niejedna kobieta, a i zapewne mężczyźni nie pogardziliby możliwością spędzenia większej ilości czasu przy takiej emanującej atrakcyjnością i wdziękiem istocie.

Patrzyliście na nią jak zahipnotyzowani, a ona tylko stała i rozglądała się po twarzach zebranych tutaj osób. Zapewne niedługo rozpocznie jakieś kazanie o grzechach, brudzie umysłu i karach, jakie każda zła osoba powinna otrzymać, zapewne z nawiązką. Raz popełnij błąd, pokutuj resztę swojego marnego życia, robiąc z siebie męczennika - cierp za innych, za siebie i za mityczne istoty, które ponoć w swej świętości poświęciły duszę za wszystkie stworzenia stąpające po ziemiach i żyjące pod wodą. Już czuliście tę nudę, ale nie było wyjścia jak wytrzymać do końca, zatkać uszy i zatracić się we własnych myślach.

- Kto pierwszy? - spytała melodyjnie, kusząc odchyleniem bioder na bok. Nie wiedzieliście, czy to kolejna prowokacja mająca zachęcić udręczonych do powstania i rozpoczęcia rozpaczy z błagalnym gestem próśb o wypuszczenie z tego miasta. Nawet nie drgnęliście z siedzenia, kiedy nieoczekiwanie zgrabne dłonie uniosły ramiączka szat i opuściły je na dół. Czerwony materiał płynnie opadł, otaczając stopy kobiety i ukazując jej nagie ciało w całej swej okazałości. Zwierzęcy magnetyzm sprawił, że cała wasza trójka powstała z siedzeń, zgłaszając się na ochotników, a prócz was wstał również mężczyzna z rzędu gdzieś na przodzie. Urocza istota wskazała go palcem i zachęciła do tego, aby do niej podszedł. Zawiedzeni zajęliście z powrotem miejsce, zdając sobie sprawę, jak łatwo zdradziliście to, że jesteście Przebudzeni. Jednak bez względu na to, jak bardzo się staraliście, nie mogliście po prostu się opanować, wasza siła woli była zbyt słaba, aby móc odmówić - w końcu jeśli umrzeć, to chyba lepiej wpierw sobie poużywać, prawda?

Wybraniec niezgrabnie zrzucił z siebie brudne ubrania, potykając się niemal o własne spodnie, które tak spieszno było mu zdjąć. Kobieta przeciągnęła go na prawą stronę ołtarza i pchnęła na niego, a on nieco podciągnął się ku górze. Jędrne pośladki spięły się w chwili, gdy jej kolana oparły się o zimny marmur. Wszystko było przygotowane tak, aby widownia Uśpionych siedzących na ławach mogła widzieć wszystko dokładnie. Kobieta usiadła okrakiem na Przebudzonym i zarzuciła włosy na plecy, a jej biodra uniosły się jedynie na krótki moment, by móc ponownie opuścić je i usiąść na miednicy wybranka, wbijając w swoje wnętrze twardą i naprężoną męskość. Stłumiony, męski jęk był potwierdzeniem tego, czego wszyscy w tym momencie się spodziewali, choć miejsce na stosunek było nietypowe, można śmiało nazwać to świętokradztwem. Rytmiczne, pionowe ruchy Bezimiennej uwidoczniały głębokie i mocne wbijanie się w jej środek, który stawał się coraz bardziej wilgotny. Przebudzony nie miał zbyt wiele do powiedzenia, w kwestii doboru pozycji, gdyż został całkowicie zdominowany, przez zachłanną “Kapłankę”, której biodra unosiły się i opadały z coraz to większą szybkością, kołysząc się dodatkowo na boki. Głośne pojękiwania pary oddającej się uciechom cielesnym, pogłosem roznosiły się po przestrzennym pomieszczeniu, sprawiając, że narastało w was napięcie i podniecenie. Mieliście nawet ochotę wstać i dołączyć, ewentualnie zepchnąć tamtego brudasa z ołtarza i zająć jego miejsce. Mimo usilnego wpatrywania się w rozgrywaną sytuację, zauważyliście, że drzwi po prawej lekko się uchyliły.
W głowie Rolanda zaczęły przewijać się obrazy, widział twarze różnych kobiet, a każda patrzyła na niego z góry, z ustami rozwartymi w przyjemnej odsłonie. Nie wiedział, ile twarzy widział, ale scena rozgrywająca się aktualnie w klasztorze, przywróciła mu jakiś ochłap niejasnych wspomnień.
Rozkoszne odgłosy wydobywające się z ust rozpalonej kobiety oraz jej naprężone ciało, przyciągało jak magnes, zaś uderzające o uda mężczyzny krągłe pośladki, wydawały dźwięk charakterystyczny podczas głębokiej penetracji bez żadnych ograniczeń. Przebudzony w końcu położył dłonie na talii kochanki i zacisnął je mocno na jej bladym ciele, dociskając do siebie, aby jak najmocniej się połączyć, a następnie sam wykonał kilka silnych pchnięć, przy których to kobieta wydała z siebie głośny jęk pełen ekstazy, któremu zawtórował rozkoszny okrzyk mężczyzny. Jego ruchy nagle ustały, a jedyną czynnością, jaką się teraz zajmował, był odpoczynek i ciężkie dyszenie. W momencie najpełniejszego napięcia i orgazmu, z pleców kobiety wystrzeliły potężne, wielkie, czerwone skrzydła. Prychnęła jak kot, a chudy ogon zakończony ostrą strzałką, z impetem wbił się w szyję Przebudzonego. Kapłanka odskoczyła od niego jak poparzona, a z tętnic zranionego trysnęła krew, ochlapując ołtarz, posadzkę, a nawet brudząc dywan, na którego materiale koloru szkarłatu, nie było nic widać.
Czar prysł, gdy sukkubica z zadziornym uśmieszkiem odwróciła się przodem do zebranych. Zawiesiła swoje spojrzenie na waszej trójce, a słodka minka nie schodziła z jej twarzy. Teraz jednak nie odczuwaliście ani krztyny podniecenia, bynajmniej. Tym bardziej, że potworna piękność doskonale zdawała sobie sprawę z waszej obecności. Zamurowało was. Przebudzony, którego na początku określiliście “szczęściarzem” teraz dławił się własną krwią i umierał w przeraźliwych konwulsjach. Jego własne płyny, napędzające organizm do życia, bulgotały wewnątrz gardła, nie pozwalając złapać oddechu, a serce jak oszalałe pompowało go więcej i więcej, póki mężczyzna nie osunął się z hukiem z ołtarza i nie skonał na waszych oczach.
Spomiędzy sukkubich ud spływał lepki, białawy płyn, a ona wcale się tym nie przejmowała. Wsunęła zakrwawiony palec do ust i objęła go prowokująco wargami, ssąc przez chwilę i zlizując pozostałą krew, którą zdążyła się ubrudzić. Nagle zabiły dzwony, a Uśpieni zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Kobieta zaś westchnęła zawiedziona.

- Och, to już? Dopiero się rozkręcałam - zamarudziła, słodko naburmuszając policzki i westchnęła nieszczęśliwie. Posłała wam całusa z odległości, po czym zabrała swoje szaty leżący na podłodze i zniknęła za tymi samymi drzwiami, którymi tutaj przyszła.
Wszyscy niespiesznie wychodzili, Strażników nie było, Demonica sobie poszła, a drzwi, które podczas aktu seksualnego się uchyliły, były już zamknięte.





Wasze dni mijały leniwie, monotonnie i bez żadnych złudzeń. Pytania narastały, a odpowiedzi nie potrafiliście znaleźć. Waszą sytuację można było określić jako "szczęście w nieszczęściu", gdyż to wam udało się znaleźć w miejscu, w którym nikt nie zadawał wam bólu, a to wy zadawaliście go innym. Nie wiedząc czemu, nie wiedząc po co, robiliście co kazano, bo dzięki temu mieliście swoją małą ułudę bezpieczeństwa. Każde chwile były takie same, rozrywające skórę uderzenia, bezsensowny rozlew krwi oraz dwóch Strażników przy schodach. Zawsze milczący, patrzący krzywo, z nienawiścią i chęcią przyłożenia wam w twarz, czego też nie uczynili, póki obowiązki wypełnialiście należycie.
Dzisiaj było nieco inaczej, odkąd tutaj jesteście, nie spotkaliście się z taką sytuacją. Całą noc pilnował was Strażnik, tak bardzo różniący się od poprzednich. Był strachliwy, niepewny, co rusz się potykał lub wypadały mu klucze. Co lepsze, był sam, był tylko on jeden i drżał nawet w chwili, gdy Bazylia na niego syczała. Noc minęła wam na rozmyśleniach lub innych zajmujących czynnościach.
Rano nie wypuścił was z celi, mimo iż zawsze wychodziliście tuż po nabożeństwie. Z głównego holu klasztoru, tuż nad waszymi głowami, słychać było rozkoszne i głośne jęk. Nawet do was one dochodziły, wzniecając ukłucie podniecenia i naciskając na seksualność, która mimo opłakanej sytuacji, wciąż potrafiła w was zapłonąć. Usłyszeliście również skrzypienie drzwi prowadzących na górę, zapewne wasz nowy "kolega strażnik" chciał sobie nieco popatrzeć, kto wie, czy przy okazji nie zabawił się sam ze sobą, plamiąc podłogę i klamkę, którą to potem Bazylia będzie musiała sprzątać.
Kiedy dźwięki ucichły, drzwi ponownie się zamknęły, a mężczyzna odchrząknął. Według tradycyjnego dnia, powinniście zostać wypuszczeni, Diabelstwo miało sprzątać salę po "nabożeństwie", zaś Rognir szykować się do codziennych tortur. Czekaliście z napięciem, a wasza cela nie została otwarta. Co więcej, zdawało się, że nikt nawet nie planował zrobić tego w najbliższym czasie.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline