Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2016, 18:57   #84
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poranek był przyjemną pobudką, ale też składał się z serii pożegnań. Najpierw musiała pożegnać Jaegere, który wraz ze swą drużyną wracał do Ordulinu na chwilę, a potem wyruszał na południe Sembii, dopilnować “przesyłek” które miały do niego dotrzeć drogą morską. Ale został na śniadaniu i dopiero po nim wyruszył. Podobnie jak Yorrdach, który wyceniwszy swą pomoc dość wysoko za pomocą kilku magicznych cacuszek również udał się do Ordulinu.
Niemniej przy księgach zostawił list z ich wyceną i przestrogą, że nie tak łatwo będzie je sprzedać. Zainteresowane nimi osoby, bowiem rzadko śmierdziały groszem. Niemniej jedna księga była warta aż dziesięć, a druga dwanaście tysięcy szlachciców.

Saskia czuła się już lepiej. Na tyle dobrze zresztą że przejęła władzę w dworku i praktycznie rządziła służbą i strażnikami posiadłości. Spowodowało to na początku kilka spięć pomiędzy ochmistrzynią i półelfką, ba… ich głośne kłótnie roznosiły się echem niemal po całym budynku. Na szczęście dość szybko doszły do zawieszenia broni, a potem do konsensusu i podziału wpływów. Kathil nie musiała więc robić za mediatorkę. Nie miała zresztą czasu na to… i ochoty. Zajęta bowiem była czym innym.


Dostrzeżono ich dość szybko. Dwie konne sylwetki. Jedna masywna w ciężkiej zbroi. Druga szczuplejsza, niższa. Okryty skórznią tors, kaptur okrywający twarz. Potężny rycerz z giermkiem. Nad nimi latający drapieżny ptak. Obaj uzbrojeni w miecze, choć ten dyndający przy pasie giermka wydawał się zabawką w porównaniu z wielkim mieczem czarnego rycerza.
Twarze obu wojaków okrywały kaptury, choć rycerza akurat duży kolczy i tylko on nie zsuwał go ze swej głowy. Bo giermek swój odsunął na widok zbliżającej się Wesalt.


Ortus! Inny niż go pamiętała. Zmężniał nieco, wydoroślał i… miał bliznę na prawej stronie oblicza.
Kathil miała całe popołudnie na swego wybranka. Wieczór musiała jednak podzielić pomiędzy dwie kobiety.

I w tym celu musiała wrócić do Ordulinu. Najpierw była restauracja “Złocisty kwiat Shaar”. Eksluzywny przybytek do którego baronessie uprzejmie acz stanowczo… odmówiono wstępu. Dopiero gdy wspomniała, że ma się tam spotkać z Lisandrą Voltrie została wpuszczona do przybytku i przyznano jej status gościa, co oznaczało… że tylko dziś może korzystać z uroków tego snobistycznego grajdołka.


Kathil musiała przyznać, że to miejsce miało swój urok. Całkiem ładny wystrój wnętrz, obsługa gustownie ubrana i zawsze miła oku. Muzykanci z najwyższej półki, potrawy smaczne… acz nie do końca w guście Wesalt. A inny goście karczmy, kulturalni i wysublimowani w swym słownictwie nadawali temu miejscu posmak elitarności. I snobizmu. Co prawda połowa z nich nie mogła się poszczycić żadnym tytułem, a druga połowa prawa do swoich zyskała w równie “ciekawych” okoliczności co Wesalt swój. To jednak wszyscy zachowywali się jakby byli co najmniej książętami od siedmiu pokoleń.
Wszyscy poza Lisandrą, która nadal była uprzejmą i sympatyczną osóbką, jaką Kathil poznała w sypialni i poza nią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline