Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2016, 21:46   #86
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Ruszyła też do komnaty Leonory by w końcu zamienić z nią kilka słów.
Zastukała do drzwi, oczekując odpowiedzi.
- Kto tam?- odparła Leonora zza zamkniętych drzwi.
- Kathil - odpowiedziała uprzejmie - mogę na chwilkę?
- Och… oczywiście.- diabliczka otworzyła i szybko wpuściła Wesalt do środka. Diabliczka w półprzeźroczystej… halce. Kathil jeszcze nie przywykła do faktu, że Leonora ma ładny biust poniżej szyi, krągłą pupcię i zgrabne nogi… i ogon. I w tej chwili rozgrzebane łóżko. Musiała spać niedawno.
- Zbudziłam Cię? - spytała mierząc spojrzeniem diabliczkę - Mogę cię ponagabywać jutro. - uśmiechnęła się.
- Och… no… w sumie tak. - zaśmiała się Leonora i poszukała płaszcza, którym otuliła swoją prawie nagość.- Ale nie przejmuj się tym. Możesz mnie ponagabywać.
- Wskakuj do łóżka z powrotem, Leonoro. - nakazała - Musisz być zmęczona. Chciałam się jedynie dowiedzieć jak było na tej niedługiej wyprawie. Ze słów Ortusa wynika, że było koszmarnie.
- Koszmarnie dla niego. Nudził się.- usiadła na łóżku z uśmiechem na twarzy.- I nie żartuj. Wskakuj na kolana i mów co ci leży na sercu. Gdybym była bardzo zmęczona, to nie obudziłabyś mnie tym cichym wołaniem.
- Nic mi nie leży na sercu - uśmiechnęła się Kathil siadając obok rycerki - Po prostu chciałam wiedzieć jak było i jak sobie dawał radę. Martwiłam się o was. Jak mu idą treningi?
- Nie będzie z niego wojak. Jako tako włada mieczem, ale raczej nie każ mu tego sprawdzać w prawdziwej walce.- stwierdziła po namyśle Leonoro wzdychając głęboko, co instynktownie przykuło spojrzenie Wesalt do prowizorycznego dekoltu owiniętej płaszczem diabliczki.
- Ehhhh - dziewczyna zmartwiła się - czyli jednak sam się nie da rady obronić w razie zagrożenia?
- Przez kilka minut na pewno się obroni, poza tym zawsze ktoś może pilnować mu pleców.- Leonora pozwoliła by płaszcz zsunął się z jej ramion, gdy objęła Wesalt ramieniem i przytuliła pocieszając.- Słyszałam, że wujowie nie żyją.
- Ano nie żyją - pokiwała głową Kathil - chociaż prawa ręka Bertolda uciekła. Narobiła szkód i zwiała. Może jednak Condradowi uda się ją dopaść.
Kathil pokrótce opowiedziała Leonorze co podziało się podczas jej nieobecności. - A jak akrobaci?
- No nie wiem.. ta mała zawsze tak na mnie gapiła jak kotka na widok myszy. Jeżdżą i robią swoje. Nie wtrącałam się bo… nie pasowała m do trupy. Zbroja to nie jest dobry kamuflaż dla artysty, a ja nie chciałam się zgodzić na jej zdjęcie.- wyjaśniła diabliczka.
- Dlatego tak patrzyła - zaśmiała się Kathil - Pobudziłaś jej ciekawość. Aż dziw, że nie próbowała cię omamić do jej zdjęcia.
- Pilnowałam się… i starałam trzymać z dala.- wyjaśniła Leonora.
- Słuszne posunięcie. - zaśmiała się bardka i poklepała paladynkę - Cieszę się, że jesteście z powrotem. Jadę do Ordulin i zabieram Ortusa. Możesz odpoczywać i lenić się ile wlezie. Pani Percy na pewno z chęcią przygotuje ci smakołyki. My będziemy późnym wieczorem. - podniosła się by się pożegnać.
- Ja… nie przykładam… wagi… Nie mam smakołyków chyba.- paladynka podrapała się po rogu z wyraźnym zażenowaniem.
- To powiedz, żeby cię zaskoczyła - mrugnęła okiem dziewczyna - Muszę pędzić, Leonoro! Do zobaczenia wkrótce.
Posłała rycerce buziaka od drzwi i ruszyła do powozu by wraz z mężem wyruszyć do stolicy.


Podróż upłynęła zaskakująco spokojnie z początku. Ortus był wręcz szarmancko grzeczny przez pierwsze godziny podróży i ubrany niczym bogaty mieszczanin.
- To jedziemy do Ordulinu i… spotykasz się z Ashką?- zapytał ją spoglądając przez okno.
- Z jedną znajomą najpierw na podwieczorku, ale muszę iść sama. A potem w Żółtej Ciżemce widzę się z Ashką. I z Tobą. - uśmiechnęła się - Przez czas mojego pierwszego spotkania możesz zabrać powóz i pojeździć po mieście. Stangret zna miasto więc zawiezie cię, gdzie będziesz chciał.
- Acha…- mruknął Ortus zamyślony.- A co będziemy robili w trójkę w tej Ciżemce? O czym gadali?
Gdyby wiedział jaki to lokal, to z pewnością jego fantazja uległaby pobudzeniu.
- O wszystkim i o niczym. To spotkanie wiesz… prywatne, dawno się z nią nie widziałam i nie miałam czasu aby z nią omówić sprawy nie związane z interesami. A masz ochotę na coś specjalnie? - Kathil nie była pewna jak interpretować jego zamyślenie.
Domyśliła się dopiero, gdy dojeżdżali do bram miejskich. Wtedy to Ortus padł na kolana przed nią i z łobuzerskim uśmiechem zaczął podwijać jej suknię, by ukryć się pod nią… i przy okazji zapewne czynić wielce nieprzyzwoite figle. To był jego plan.
- Ortus! - dziewczyna nie spodziewała się tego ataku. Wyjrzała szybko przez okno sprawdzając jak daleko do bram się znajdują i zastukała w powóz by stangret zwolnił. Wolną ręką odganiała męża … choć bez przekonania - Ty … zbereźniku! - zaśmiała się cicho. - Jak ja mam na oficjalne… spotkanie iść?
- Bez bielizny?- padła odpowiedź spod jej sukni. Jej mąż stanowczo rozchylił jej nogi, muskając uda i podbrzusze językiem i pieszcząc bezczelnie pocałunkami.
- Iiiii nie będzie ci prze….eszka….dzało, gdy będę parradować naaaago pod suknią przy wszystkich tych obcych ludziach? - spytała Kathil pobudzana przez dotyk i pocałunki Ortusa.
- To trochę… ekscytujące…- mruczał pod jej suknią Ortus odchylając bieliznę dziewczyny na bok i prowokująco muskając intymne obszary dziewczyny językiem.- I przecież… nikt nie będzie wiedział, poza mną, prawda?
- Mhmmm - zgodziła się koncentrując się na odczuciach wywoływanych przez jego język i zagryzając lekko wargę - wiesz… że się…. zemszczę?
- Dlaczego byś miała chcieć się zemścić?- zapytał Ortus dłońmi próbując pozbawić ją skrawka bielizny, jednocześnie wodząc językiem po jej łonie… aż w końcu przekroczył jej bramy kobiecości, co niestety wiązało się z faktem, że karoca też zamierzała bramę przekroczyć… tyle że miejską.
- Och - chciała by to zabrzmiało jak bagatelizowanie ale zamiast tego wyszedł jej okrzyk przyjemności - zupeeeeeeełnie nie eee wiem - jęknęła z przyjemności tuż przed bramą. Potem zagryzła zęby by nie wydawać z siebie zbyt głośnych westchnień pobudzana i pieszczona przez młodego męża. Wyprężyła się gdy Ortus z zapałem prowadził ją do spełnienia.
Przy bramie karoca Kathil musiała się zatrzymać, do sprawdzenia przez straże. Była to zwykle standardowa procedura, która nie przyciągała uwagi Wesalt, ale teraz musiała znosić rozkoszny dotyk wijącego się języka Ortusa pieszczącego jej rozpalony zakątek i fakt, że jej bielizna jest coraz niżej.
- Ortusie… - wyszeptała napiętym z podniecenia głosem - straże… mogą zaglądnąć - szarpnęła się gwałtownie zgięta rozkosznym paroksyzmem i wbiła kurczowo palce w siedzisko. Pisnęła cichutko, gdy poczuła zbliżającą się rozkosz.
Mogli ją przyłapać, niewątpliwie przyglądali się podejrzliwie jej twarzy, gdy Ortus bezlitośnie zwiększył tempo pieszczot. Czuła jego twarz wtuloną w swe podbrzusze i język głębiej.
Może nawet się domyślali, gdy pospiesznie sprawdzali karocę. Herb jednak był barierą, a rozkosz… z trudem udało się stłumić jej ukazanie światu. Łobuz jeden zrobił to specjalnie!
I nic dziwnego, że gdy przejechali wysunął głowę spod jej sukni z zadowoloną miną.- Musisz jeszcze unieść nieco stopy, bym mógł ją zdjąć z ciebie całkiem…
- Odwdzięczę się - mruknęła ostrzegawczo Kathil ale uniosła posłusznie stopy pozwalając młodzieńcowi zdjąć jej bieliznę. - Zobaczysz, odwdzięczę! - ze słowami ostrzeżenia pochyliła się by go pocałować.
- Na to liczę…- odparł całując ją czule i zachłannie zarazem. Garderoba Kathil spoczęła w kieszeni Ortusa.
- Gdybyś nie był tak uroczy, to…. - pogroziła mu ze straszną miną po czym przyciągnęła ponownie do pocałunku - Spotkamy się za półtorej godziny?
- Gdzie chcesz się spotkać?- odparł Ortus całując zachłannie usta dziewczyny.- Półtorej godziny będzie mi się dłużyło. Jeszcze się tobą nie nasyciłem, wiesz?
- Jak się kiedyś nasycisz, to będziemy mieć problem, mężulku - sama nie mogąc utrzymać rąk z dala - Przyjedziesz po mnie do “Złocistego kwiatu Shaar”?
- Tak, tak, tak… -mruczał pieszcząc już jej szyję ustami i podwijając suknię, w ogóle nie przeszkadzając dziewczynie w zanurkowaniem dłońmi pod swój surdut.
Zanim powóz zatrzymał się, Kathil zdążyła rozpalić Ortusa do białości. Ciężko oddychając oderwała się od niego:
- Zachowuj się przyzwoicie, podczas mej nieobecności, mężu - stwierdziła z uśmiechem obciągając suknię na swym ciele i poprawiając włosy. - I nie waż się - spojrzała w dół na dowód jego zauroczenia - ulżyć sobie. Beze mnie. - na twarz wypełzł kuszący półuśmieszek.
- Hej… to nieuczciwe… rzucę się na ciebie od razu…- pogroził jej palcem Ortus, gdy wysiadała i pochwycił jej dłoń prowadząc na swe krocze, by miała świadomość jak bardzo ją pragnie.
- Mówiłam, że się odwdzięczę? - musnęła go po raz ostatni palcami i ze śmiechem wysiadła, stając przez drzwiami przybytku.




Po pierwszych trudnościach z dostaniem się do środka, Kathil ostatecznie uzyskała dostęp. Rozejrzała się po wnętrzu oraz zebranych gościach.
Wesoła kompania - było pierwszym określeniem jakie wpadło jak na myśl. Przechadzała się pośród biesiadników by odszukać Lisandrę. Gdy w końcu ją spostrzegła, siedzącą w kącie przy pięknie rzeźbionym stole i podwieczorka dla dwojga.
Kathil podeszła do oczekującej jej kobiety:
- Witaj, moja droga - pochyliła się by cmoknąć dziewczynę w dzióbek ...w powietrzu… jak nakazywał zwyczaj. - Mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo.
- Ależ nie.. oczywiście że nie.- odparła Lisandra podobnym dzióbkiem się odwdzięczając.- Mam nadzieję, że pieczony w truflach bażant przyjemnie połechta twe podniebienie.
- Smakowitości! - uśmiechnęła się Kathil i zasiadła na przeciwko gospodyni - strasznie trudno się tu dostać.- skomentowala. - Nie byłam świadoma, że to tak elitarny klub.
- Snobistyczny… bogaci ludzie odseparowują się od plebsu za pomocą co miesięcznego hojnego datku. Nie ma w tym nic elitarnego. Ale kuchnia znakomita i są pokoje na dyskretne schadzki.- mruknęła w odpowiedzi Lisandra żartując na koniec.- Mogłabym cię do niego wprowadzić, ale nie podpadłaś mi wystarczająco.
- Cieszę się, że wciąż pozostaję w grupie “tych, do akceptowania”. - zaśmiała się dziewczyna - Czyli wszystko sprowadza się do rozpusty z nudów. - skwitowała.
- Zabawne, ale nie… częściej niż do figli z ladacznicami, te pokoje służą do szwindli handlowych, zmów między głowami gildii i innych tego typu intryg.- uśmiechnęła się ironicznie Lisandra.- Jeśli zaś za rozpustę uznajesz więc zwykłe chędożenie bez fantazji, tooo… czy na pewno wtedy to twój kwiatuszek smakowałam?
Bardka lekko wzruszyła ramionami:
- A gdzie indziej załatwia się najcenniejsze ugody? - spytała retorycznie - Sama też widzisz, jak rozpoczęła się nasza znajomość. Seks to waluta, taka sama jak informacje. - rozglądała się dyskretnie - A kwestia wyobraźni… im wyżej się siedzi, tym większy apetyt na nietypowe, więc nie… o brak wyobraźni nie podejrzewam osoby, które płacą za członkostwo w snobistycznym klubie - mrugnęła do dziewczyny z uśmiechem. - Raczej o szukanie nowych doznań, by poczuć, że krew buzuje szybciej. W łóżku czy poza nim.
- Zaręczam cię, że większość z nich nie ma wyobraźni… ani fantazji, ani uroku… a wracając do waluty… czyżbym miała i siebie doliczyć do nagrody? Chciałabyś mnie w swoim łóżku?- zachichotała Lisandra, po czym szybko dodała.- Lepiej nie mów, wolę żyć w błogiej nieświadomości.
- Skąd wiesz, że nie ma? Sprawdzałaś z kimś? - spytała drocząc się z rozmówczynią.
-Tak… prowokowałam paru do wyznania swych najbardziej wyuzdanych fantazji… pozycja na czworaka była szczytem ich możliwości. No i.. biczowanie zadka pejczem u jednego bogobojnego kapłana Torma. To akurat sprawdziłam z ciekawości.- zachichotała Lisandra.- Było nawet zabawnie… dopóki ręka mi się nie zmęczyła.
- A potem przestało być zabawnie? - spytała nieco zdumiona Kathil.
- Potem ręka mnie rozbolała, a jego krzyki wołania i jęki zrobiły się monotonne. - westchnęła Lisandra wzruszając ramionami.- Zabawa stała się nudnym obowiązkiem.
- Och ty biedna. - Kathil rozejrzała się i wskazała kilku mężczyzn siedzących przy innym stoliku - a ci to kto? - spytała ciekawie.
- Ten tłusty po lewej to Sigmundus Blevik, kupiec bławatny… jego żona jest jeszcze grubsza. Szczęśliwe małżeństwo, biedaczysko jest impotentem a żona bardzo religijna. Siedzi z Johannesem Gwelfrem, złotnikiem… niezbyt dobry rzemieślnik, ale za to ma kontakty w kopalni i oko do jakości kruszcu, bardzo ładną żonę też ma. Ponoć chutliwą, gacha ma w każdym mieście. Sam Johannes też lubi sobie pochędożyć… raz z dziewczynką, raz z chłopaczkiem.- zaczęła wyjaśniać Lisandra.- Ten dalej mistrz cechu złotników… przyszły mistrz cechu w całej Sembii, o ile jego ambitne plany wypalą. Vergilius Bolgenback wraz z żoną. Bardzo cnotliwi. Mają tylko jednego syna i zastanawiam się, czy go nie usynowili. Bo Celia mdleje na widok mężczyzn bez koszuli, a Vergilius od lat próbuje wypędzić z Ordulin zamtuzy… tyle że kto go niby miał w tym poprzeć?- zaśmiała się ironicznie.
- Ciekawi….i nudni za razem. - Kathil pokręciła głową ze śmiechem - A czy wiesz coś na temat Moldricka Lazarre? - spytała nieco ciszej.
-Nieeee.. ale jeśli to nie jest ktoś znany i szanowany to… raczej wątpię.- wzruszyła ramionami Lisandra.- Tu zjawia się tylko śmietanka mieszczańska Ordulinu.
Wesalt pokiwała głową.
- Więc jakie wieści?
- Wracamy do interesów… jak widzę.- uśmiechnęła się łobuzersko Lisandra.- A więc…. twoja misja ma pewną wartość dla zleceniodawcy i jest on gotów wesprzec jej powodzenie, acz niekoniecznie finansowo. Wszystko zależy czego potrzebujesz i… cóż… skoro seks też jest walutą, to można mnie włączyć… jako część zapłaty.- zachichotała.- No dobrze… ta ostatnia propozycja to był akurat żart z mej strony. Niemniej czekam na twe kaprysy.
- Na pewno maga, który oceni co to za magia i co poszło nie tak… albo inaczej… jak bardzo źle poszedł rytuał. No i takiego co nie boi się szamana Malara. I jego pomocników. A co dalej to zależy od oceny maga. Ja się nie znam na magii tak dalece, ale też nie będę ryzykować życiem dla listów. Postawmy sprawę szczerze.- wzruszyła lekko ramionami - Nawet dla Kruka. - uśmiechnęła się czarująco.
- Oprócz listów to miejsce może zawierać wiele innych skarbów.- stwierdziła Lisandra wzdychając i muskając stopą kostkę Kathil.- Na pewno nie można cię jakoś przekonać?
- Lisandro, to nie chodzi o przekonywanie i granie na mej chciwości. Byłam tam, dwa razy. Bez eksperta nie będę się ładować do środka za cenę “możliwych skarbów”, które będą prawnie należeć do rodziny właścicieli. Więc nawet ze sprzedażą potencjalnych zdobyczy może być hmmm… różnie. Kruk chce listy, niech da maga, który będzie w stanie ocenić zagrożenie i zapewnić wsparcie. Ze swojej strony, mogę pomówić z szamanem czy by nie wspomógł ekspedycji.
- Więc maga dostaniesz… coś jeszcze chciałabyś dostać?- zapytała Lisandra nie przerywając subtelnej pieszczoty.
- Hmmm… chciałabym dwa kare konie, nowia tiarę, oraz papier na lasy przylegające do mej posiadłości. - stwierdziła ze śmiechem Kathil, grożąc Lisandrze palcem i podjadając podane im dania.
- Oj tam... taki drobiazg.- mruknęła Lisandra nie przerywając muskania i czasem przesuwając stopę na łydkę Kathil.- Kare konie są do załatwienia. Reszta raczej nie.
- Dobrze, więc parę karych koni, młodych i zdrowych - Kathil przez przypadek musnęła palcami dłoń Lisandry. No… może nie przez zupełny przypadek.
- Da się załatwić…- wymruczała Lisandra gładząc to stopę, to łydkę Kathil i nagle… zaczerwieniła się bardziej. A Wesalt poczuła bosą stopę Lisandry wodzącej po jej łydce.- Na kiedy te konie?
- Nie spieszy mi się - dekadzień, dwa? Widzę, że jesteś niezwykle hm.. stęskniona. - skomentowała z łobuzerskim uśmiechem - Niestety, mój mąż mnie odbiera spode drzwi tego szanownego przybytku. - wydęła usteczka.
- Troszkę.. a troszkę dlatego, że wiesz… nigdy nie uwodziłam publicznie… kobiety.- zaśmiała się cicho Lisandra.
- I tak cię to nakręca? Jak sprężynkę zegarka?
- Ekscytuje.. bardziej… budzi krew. Wiesz.. to coś nowego, jak…- szukała przez chwilę porównania.- Jak celowanie w głowę szarżującego na ciebie orka.
Wesalt roześmiała się:
- Nie… nie wiem… nie celowałam w głowę szarżującego orka dotąd w moim życiu. - wsunęła niewielki kawałek mięsa w usta Lisandry i oblizała palce sugestywnie. - Pyszne, prawda?
- Oj tak… smakowity kąsek.- zachichotała Lisandra muskając czubkiem języka swe lekko rozchylone wargi.- Bardzo smakowity, szkoda że poza moim… zasięgiem.
Ale nie jej stopy muskającej delikatnie łydkę dziewczyny.- Szkoda że cię mąż odbiera, wielka szkoda. Nie sądziłam, że masz tak surowego małżonka.
- Surowego? Nie - uśmiechnęła się nieco lubieżnie - tylko nieco … stęsknionego. Był poza domem przez jakiś czas i… cóż… wciąż nasz miesiąc miodowy. A ciągle w biegu… - roześmiała się - przepraszam. Wygląda na to, że i ja jestem stęskniona.
- Cóż.. rozumiem to. I zazdroszczę. Ja tam za swoim ślubnym nie tęsknię.- westchnęła Lisandra odsuwając stopę od łydki Kathil.
- Aż tak jesteś nieszcześliwa? Czy on aż tak nudny?
- Powiedzmy że odkąd dorobiłam się tej blizny zrobił się bardzo oziębły w łóżku.- wzruszyła ramionami Lisandra z kwaśnym uśmiechem.- A jeśli zdarzają nam się chwile namiętności to… mam wrażenie, że się do nich zmusza. Co mnie… nieważne.
- Może mu przypomina wiesz… o twoim awanturniczym życiu? Rozmawialiście o tym?
- Cóóóż… jeśli kilka kolejnych awantur można nazwać rozmowami. Najgorsze w tym wszystkim to poczucie… że jestem szpetna.- westchnęła Lisandra.- Nigdy między nami nie było miłości. Małżeństwo z rozsądku, ale… przedtem była chociaż namiętność, czułam się pożądana. Teraz… czuję się…- uśmiechnęła niemrawo.- ..dobra, zakończmy ten temat, zanim dobije mnie fakt, że używasz wymówki, by uniknąć mych zalotów. Choć pewnie jest prawdziwa.
- Hmmm… - Kathil spojrzała badawczo na Lisandrę - … bierzesz mnie pod włos? - uśmiechnęła się lekko ironicznie i ciepło jednocześnie - Wybacz jeśli tak to odbierasz. Po prostu… - pokręciła głową - … jak powiem ci prawdę, to i tak nie uwierzysz - zaśmiała się. - Dla mnie jesteś piękna, a twój mąż jest kretynem jeśli tego nie dostrzega. - pogładziła ciepło dłoń dziewczyny.
- Brzmii… ciekawie… więc powiedz prawdę.- mruknęła zaintrygowana Lisandra.- Jeśli oczywiście rzeczywiście uważasz mnie za piękną.
- Oczywiście, że tak - obruszyła się - i zasługujesz na pełną uwagę. A ja na chwilę tego nie mogę obiecać.- rozłożyła dłonie Kathil by za chwilę sięgnąć po serwetę do otarcia ust.
- Migasz się. Co to za prawda, w którą bym nie uwierzyła?- zapytała Lisandra.
- Nie migam - roześmiała się Wesalt - za dużo rzeczy się dzieje i za dużo … hmm … romansów. Ale na przyjaźń jestem zawsze otwarta.
- Migasz migasz… nie szukam zresztą romansów… o to się nie martw.- westchnęła Lisandra.- Gdybym szukała to Mea nie mogłaby na mnie zarobić.
- Ehh - westchnienie Kathil było przepełnione lekkim smutkiem, że Lisandra jej nie wierzy - Kiedy będzie wiadomo co z magiem? - zmieniła temat.
- Wkrótce… prawdopodobnie przyjedzie ci do posiadłości. Albo sama go przywiozę.- rzekła figlarnym tonem Lisandra.- Dostaniesz go z pewnością… i konie.
- Będę czekać z niecierpliwością zatem… was obojga. I koni. - uśmiechnęła się bardka. - A teraz poplotkujmy jeszcze - roześmiała się. - Co wiesz o maestro Marteolo?
- Dość… kapryśny artysta, nawet jak na gnoma. Ponoć bardzo dobry, acz wymagający wiele od swych modeli. Malarz aktów… głównie. I tych dziwnych fantazji…- machnęła ręką Lisandra.- Czemu pytasz?
- Bo chcę mu zlecić pracę. Faktycznie maruda ale wydaje mi się, że duża tego część to akt.
- Też… sensualista czy jakoś tak. Bardzo wybredny i niezbyt lubiany… nawet wśród swoich. Ale talent ma.- stwierdziła po namyśle Lisandra.
- No… zobaczymy co z tego wyjdzie. Bo ja wymagania też mam - zaśmiała się dziewczyna. - Jeśli się uda, pokażę ci efekt końcowy. Chcesz?
- To będzie ciężko, ponoć on nie uznaje narzucania mu warunków pracy. - odparła ze śmiechem Lisandra.-Chętnie zobaczę, a jeśli nie pójdzie ci współpraca z nim to znam paru, którzy nie są tak upierdliwi jak on, ponoć.
- Będę wiedzieć jutro. A jeśli nic nie wyjdzie to się zgłoszę do ciebie, moja droga, po rekomendację.
- Oczywiście z chęcią ci pomogę.- uśmiechnęła się Lisandra.
- Wiesz, kiedy zaszczycisz mnie przywiezieniem maga? - przypomniała sobie Kathil - I wybieram się z szybką wizytą do Mei. Mam coś przekazać?
- Hmmm… Może za dwa dni? Nie wiem czy wpadnę z magiem, ale konie to inna sprawa.- zamyśliła się Lisandra.
- Tak czy siak, będę czekać… na twą wizytę. A teraz niestety będę musiała się pożegnać.
- Do następnego razu moja droga.- odparła z uśmiechem Lisandra.
Kathil wstała i pochyliła się by unieść twarz dziewczyny palcami. Ucałowała lekko kącik jej ust z uśmiechem.
- Dziękuję za podwieczorek - pomachała Lisandrze na pożegnanie od drzwi.
Ta odpowiedziała również uśmiechem i pożegnała gestem dłoni. A karoca już na Wesalt czekała… od ponad kwadransu i to mimo że sama Wesalt wyszła przed czasem.


Wskoczyła zatem chyżo do środka.
Sama zdziwiona jak stęskniona była ze mężem i to mimo wspólnej większej części dnia.
- Jak podróż po Ordulin? - spytała próbując się powstrzymać przed ucałowaniem go.
- Taka sobie… miasto… jakoś nie mogłem się na nim… skupić, przez ciebie.- odparł pozornie obrażonym tonem głosu Ortus i chwycił dłoń dziewczyny, przyciskając ją do sporej wypukłości w swych spodniach, którą wyczuła pod placami. Był posłuszny jej kaprysowi. Usta przylgnęły do jej szyi całując ją pieszcząc.- Myślałem tylko o tobie.
- Cały czas? Tylko o mnie - spytała pieszcząc wypukłość - Gotowy na kolację z Ashką?
- Podwiń suknię, wypnij pupę…- jęknął pod dotykiem palców Kathil.- Na to jestem tylko gotów.
- Nie teraz… teraz musisz wytrzymać - odsunęła się od młodzika - Pomyśl za to, że będziemy mieć całą noc dla siebie. - uśmiechnęła się mrucząc mu po drodze do Żółtej Ciżemki.
- Ale…- jęknął głośno Ortus i zerkając na Wesalt dodał błagalnie.- A nie mogę chociaż sam ulgę… sobie sprawić? Nie wytrzymam tak długo.-
Powóz ruszył.
- Proszę, na pewno wytrzymasz. Wytrzymałeś tyle czasu na wyjeździe. - A to tylko krótka kolacja.
- Eeeech…- jęknął wyraźnie i zamarudził Ortus spuszczając nos na kwintę. Zaprawdę ciężka była dla niego ta próba. Powóz się toczył, młodzian drżał jak w febrze, ale końcu dotarli na miejsce… wysiedli i zostali poinformowani, że Ashka już czeka na nią na górze.
Pociągnęła chłopaka za sobą i podreptała do pokoju zajmowanego przez półelfkę.
Zastukała i spytała cicho:
- To my, można?
- Można można… wchodźcie… och…- przerwała wypowiedź, gdy weszli. Ubrana w skórzane spodnie spięte szerokim pasem, białą bluzę i brązowy kubraczek wyraźnie odstawała strojem od dwójki gości.- Nie wiedziałam, że to będzie takie oficjalna rozmowa. Ubrałabym się bardziej szlachecko.
- Byłam umówiona z kimś jeszcze. Piekę dwie pieczenie przy jednym ogniu - uśmiechnęła się Kathil - Ashko, pamiętasz Ortusa, prawda? - usunęła się mężowi z drogi, robiąc miejsce na powitanie.
- Ten słodziutki chłopaczek… którego sobie poślubiłaś. Oczywiście że pamiętam.- mruknęła łobuzersko elfka podchodząc do niego i uśmiechnęła się.- Och… wygląda na cierpiącego.
- Miło cię ttteż zobaczyć.- wydusił z siebie młodzian.
- Nie jest cierpiący. - Kathil przytuliła się do ramienia męża - Po prostu stęskniliśmy się za sobą. - bardka pociągnęła młodziana za sobą. - No dobrze…. to co zamawiamy? - zatarła dłonie zasiadając wygodnie.
- To też jest cierpienie… -odparła filozoficznie Askha.- Tęsknota miłosna.
A Ortus coś wydukał niezrozumiale przytulony do Westalt.
- Proponowałabym ostrygi, ale jeszcze biedakowi spodnie eksplodują.- zaśmiała się Ashka przyglądając obojgu, a szczególnie Ortusowi.
- Bądź miła - bardka ofuknęła przyjaciółkę i uśmiechnęła do meżą.
- Ja jestem miła moja droga… mam być “miła miła”?- zatrzepotała rzęsami elfka przyglądając się z łobuzerskim uśmiechem obojgu.- No, nie bądźcie tacy sztywni. Nie ma powodu. No… może jest… ale…- znów wybuchła śmiechem. - Przepraszam... nie mogłam się powstrzymać.
- Nie. Masz z nami porozmawiać, niekoniecznie o swym mmm apetycie - dziewczyna pokazała czubek języka - Co słychać u Ciebie? Dawno nie miałyśmy okazji na zwykłe rozmowy bez interesów. Więc mów - Kathil “nakazała” z buńczuczną minką. - A ty na co masz smak? - zwróciła się do Ortusa.
- Nie wiem… na coś krwistego?- zamyślił się Ortus speszony sytuacją i nieco rozkojarzony, a Ashka poradziła.- Jest taki napój sprowadzany z Maztiki, o nazwie chocoatl, ponoć równie dobry co… i daje zadowolenie. Ja tam wolę wino.
Po czym zwróciła się do Kathil.- Ja? To u ciebie tak wiele się rzeczy dzieje i jest tak rozrywkowo, że zastanawiam czy sobie jakiegoś szlachcica nie przygruchać. Ogólnie… mam trochę spokoju od straży, bo ta ma ważniejsze sprawy na głowie niż ścigać rzezimieszków i żebraków, więc zarobki mojej małej drużyny wzrosły nieco. Ot...korzystam z sytuacji jaka panuje w całej Sembii, mam nową bieliznę i inne akcesoria związane z garderobą, ale to nie jest rozmowa na męskie uszka.
- A co ze strażą obecnie? Szukają siwowłosego? Czy jakieś zamieszki ostatnio? Masz kogoś na oku ze szlachty?
- Oczywiście że nie… Nie mam nikogo. Żartowałam.- stwierdziła Ashka wystawiając język i wzruszyła ramionami.- Favetta nie szuka białowłosego gacha o ile mi wiadomo. A nawet gdyby szukała, to nie z pomocą strażników miejskich. Raczej musi zapanować, by stronnicy poszczególnych Selkirków nie pozabijali się nawzajem. Odkąd i Miklos i Mirabeta zostali odcięci od wpływów przez testament, reszta członków rodziny zbiera własne siły.
- A jak w ogóle nastroje w mieście? Oprócz Selkirków jest jeszcze trochę innych rodów. Co zebrały twoje ptaszki? - Kathil wezwała służbę by zamówić posiłek i napoje.
- One też są zainteresowane sytuacją i działają przez swych agentów. I wszystkie oni szukają zaginionego dziecka Kendricka… tego, którego starzec w testamencie uczynił najważniejszym dziedzicem.- zaśmiała się Ashka.- Sama Mirabeta z Miklosem próbują podważyć testament wraz ze swoimi poplecznikami… jednym słowem chaos zapanował wśród elit.
- I jak chodzą zakłady? Znajdzie się dziedzic czy nie? - spytała Kathil ciekawie, muskając dłoń Ortusa.
- Cóż… z tego co słyszałem, znaleziono już dwójkę i zdemaskowano jako oszustów.- zaśmiała się Ashka, a gdy przyniesiono jedzenie zabrała się za nie z dużym apetytem. Milczący i speszony w jej obecności Ortus jadł mniej zerkając to na dekolt Kathil, to na krągłości Ashki podkreślone przez ciasną kamizelkę. Sytuacja niewątpliwie była dla biedaka trudna.- Znajdzie się sporo dziedziców, ale który z nich będzie prawdziwy… kto wie?
- To nawet nie jest kwestia znalezienia. Tylko późniejszego utrzymania się przy życiu i przy wpływach. - pokręciła głową Kathil - Przecież taki dziedzic będzie mieć prze….. no bardzo ciężko jeśli nie ma wyrobionych kontaktów i zasięgu hmm władzy. Ktoś go będzie brać poważnie? - zamyśliła się - A skąd wiadomo kogo szukać? Skoro się znaleźli oszuści to jakoś musieli dowiedzieć się kogo szuka Sembia.
- Ci co mają odpowiednie kontakty i dostęp do testamentu wiedzą.- westchnęła Ashka.- Reszta opiera się na zwykłym szczęściu i zwykłej bezczelności. Jak się pewnie domyślasz, Selkirkowie pilnują by zawartość testamentu nie była powszechnie znana. Dopiero od niedawna wiadomo o zaginionym potomku Kendricka Wysokiego.
- A ci oszuści to kto to byli - zastanowiła się Kathil jedząc przysmaki z kuchni Żółtej Ciżemki - wiadomo?
- Jacyś… awanturnicy podobni do Kendricka z lat młodości. Cudownie odnalezieni synowie. Jeden się nazywał Wilbur z.. Eastheaven i ten był najbardziej rozgarnięty. Reszty nawet nie znam. Siedzą obecnie w lochach miejskich.- wzruszyła ramionami elfka.- Cały korytarz podobnych do siebie mężczyzn. To dopiero musi być widok.
- Wynająć ich do teatru - zaśmiała się bardka - To by dopiero było… stada Kendricków.
Spojrzała na Ortusa:
- Wszystko w porządku, kochanie?
- Tak… Tak.. wszystko… w porządeczku.- mruknął niewyraźnie Ortus i uśmiechnął się delikatnie do Kathil.
- Z pewnością byłoby ciekawie. A tak… jest w stolicy mały chaos z tego powodu. A ty może wiesz coś jeszcze na ten temat. Masz przecież dobre układy z Miklosem jak i Mirabetą.- stwierdziła elfka na moment przerywając pożywianie się.
- Nie wiem. Nie rozmawiam z nimi na te tematy. - uśmiechnęła się spokojnie bardka - Przecież ani jedno ani drugie nie dopuści mnie do takich informacji. Z resztą nawet nie miałam ostatnio do tego głowy. A teraz… jest coś innego do załatwienia. - spojrzała uważnie na półelfkę. - Sama wiesz. Jak tam z rozsiewaniem plotek? I czy znasz jakiegoś dobrego kupca do zakupu ksiąg magicznych? Yorrdach je wyceniał ale wolałabym je upchnąć po cichu.
- Nie bardzo… nie lubimy się z magami.- westchnęła Ashka ironicznie. - Są zwykle cięci na złodziejaszków. Mogę ci dać parę adresów, ale te równie dobrze mogłabyś zdobyć sama. A plotki… rozsiewam, nie martw się. Ziarno posiane, więc plony się pojawią z czasem.
Pokiwała głową.
- Słuchaj… czy twoje pacholęta mogą jeszcze jedno zrobić? - spytała po chwili słodkich przekomarzań z przyjaciółką i nieśmiałym mężem.
- Mogą poobserwować statek o nazwie Czarna Mamba?
- Statek… nie … nie mam znajomości na wybrzeżu Sembii, a nie poślę moich złodziejaszków do obcych miast. Tam rządzą inne gangi…- przypomniała Ashka upijając trunku.- A cóż to za okręt?
- No dobrze. A to… hm… Condradzik. - mrugnęła uroczo do obojga, przykładając palec do ust. - A wiesz coś jak mu idzie poszukiwanie bękartów Cristobala?
- Nie za dobrze… Cristobal chyba nie za bardzo był płodny.- zamyśliła się Ashka.- To może być szukanie wiatru w polu.
Wesat spojrzała na męża:
- Wina, Ortusie?
Po czym dodała:
- Tym akurat się nie martwię. - mruknęła. - Nie wiadomo, czy wujowie nie pozostawili po sobie jakichś. - westchnęła. - Mam nadzieję, że Wiligian jednak nie znajdzie zbyt wielu. Wujowie nie wyglądali na zbyt zainteresowanych takim obrotem spraw, ale kto wie.
- Archibald mógł.- stwierdził cicho Ortus, a elfka dodała.- Z tym również ci nie pomogę. Nie mam podopiecznych w każdej wiosce Sembii.
- Nie w tym sęk - Kathil pokiwała głową - nie zamierzam przeszukiwać Sembii w poszukiwaniu potencjalnych spadkobierców. Jeśli Wiligian znajdzie kogoś to będę się martwić, jeśli nie to tym lepiej. Archibald nie był stary, więc jeśli zostawił dzieci po sobie, to nie będą pełnoletnie. Nie wyglądał na takiego co ujmuje bękarty w testamencie. Czekam na znak od Wiligiana by Ortus mógł przejąć swoją spuściznę i spuściznę po wujach. Wiligian wspominał, że przygotowanie dokumentów i sprawdzenie zajmie nieco czasu.
- Wiesz dobrze, że o ile dokumenty nie zawierają materiałów na skandal towarzyski to mnie nie interesują. Nie znam się na liczbach i raczej… nie jestem w stanie ocenić czy Wiligian nie naciąga cię na kolejne spotkanie w jego nawiedzonej posiadłości.- odparła żartobliwym tonem Ashka.
- Oj notariusz nigdy nie był niegrzeczny ani nieuczynny. Przecież ma we mnie, nas kury znoszące złote jajka.
- Hmm pytałam Cię już o Lisandrę Voltrie? Wiesz coś o niej? I jak tam nasza dzielni pani kapitan straży? Wie już o swoich nowych sąsiadach?
- Och… nie wątpię że dotarły do niej te plotki. A co do Lisandry to była eks-kruk Milosa i żona zamożnego kupca. Świetna łuczniczka, która zakończyła swą karierę awanturniczki po niefortunnym wypadku na misji. Szczegółów nie znam. Czemu pytasz?- zastanowiła się elfka wyraźnie zaskoczona tym pytaniem.
- Oh z ciekawości. - uśmiechnęła się lisio Kathil - Co z jej mężem? Wiesz coś?
- Hmm… cóż… jej mąż jest… jakby to określić…- zamyśliła się Ashka.- Jej mąż… choć stara się to ukrywać, to ostatnio odkrył miłość do kiełbasek. Takie krążą plotki.-
- Miłość do kiełbasek? Co w tym dziwnego… każdy ma jakieś ulubione jedzenie.- wtrącił się Ortus. A elfka uśmiechnęła się by wytłumaczyć , że…
- Kochanie… to taka hmm inne wyrażenie na miłość dwóch mężczyzn? - wyjaśniła szybko i nagle. Uznała, że metoda na “zerwanie plasterka” będzie bardziej humanitarna niż tańczenie wokół tematu. - Po prostu odkrył, że lubi sypiać z innymi mężczyznami bardziej niż z własną żoną.
- A kogoś specjalnie odkrył, czy to takie nowe hobby w szerokim kontekście? - uśmiechnęła się do Ashki.
- A wiesz… nie orientuję się dokładnie z kim sypia regularnie. Krążą różne plotki w tej kwestii. - zamyśliła się Ashka, podczas gdy Ortus trochę zzieleniał na obliczu, pod wpływem tej wizji.- Musiałabym poszukać.
- Ciekawa jestem. Poznała ją ostatnio. Piękna kobieta i mądra. Dziwne, że mąż woli mężczyzn. I ciekawe, czemu się nie rozwiodą… - zamyśliła się bardka.
- Mnie też to dziwi… ta plotka o jego parówkowych interesach pojawiła się dopiero rok temu, przedtem uchodzili za przykładne choć dość nudne małżeństwo, a jeszcze wcześnie… o ile dobrze pamiętam, jej mężuś nie pochwalał awanturniczych zapędów Lisandry, a ty… skąd ją znasz?- zapytała zaciekawiona Ashka.
- Pomagam jej w pewnej sprawie - stwierdziła niewinnie Kathil - A to zainteresowanie ma jakoś wspólny moment, kiedy zmarła jego matka może?
- Może… tooo.. ma sens.- zamyśliła się Ashka wzruszając.- To ma dużo sensu, ale… nie tłumaczy twojego zainteresowania ich prywatnymi sprawami.
- Po prostu jestem ciekawa. Bo to się nie trzyma kupy. - Kathil ułożyła się wygodniej na sofie, klepiąc po pełnym brzuszku.
- Co się nie trzyma kupy?- zapytała Ashka drapiąc się za uchem, Ortus też spojrzał zaciekawiony rozważaniami żony.
- Czemu nagle zgodne małżeństwo, co prawda z rozsądku, ale zawsze, stwierdzało: “ot ja wolę kiełbaski” oraz “ot ja wolę…” - urwała.
- Hmmm…- zastanowiła się Ashka.- Nie wiem… Może bym się dowiedziała więcej, gdybym bardziej się zainteresowała. Plotki mogą być… Nie gwarantuję, że nie są kalumniami. Nie sprawdzałam ich za bardzo.
- To nic ważnego… po prostu moja ciekawość. I tyle. Lisandra jest dorosła, wie co robi. - uśmiechnęła się bardka i popiła wina.
- Wybierasz się na urodziny Yorrdacha?
- Tak jak zwykle.- potwierdziła elfka.- A ty?
- Też. Powiedzieć wam co planuję? Ale to jest tajemnica, nawet nie wiem czy wyjdzie do końca to moje planowanie. - spojrzała po obydwojgu - Troche nie ode mnie zależy.
- Zaintrygowałaś mnie… zdradzisz szczegóły?- zamruczała podejrzliwie zmysłowo Ashka nalewając wina do kielichów.
- Chciałam - Kathil zagryzła dolną wargę i uścisnęła dłoń Ortusa - zmienić płeć przy pomocy magii na jedną noc i zrobić mu niespodziankę…. - zawiesiła głos.
Nastąpiła cisza, którą przerwało zakrztuszenie i śmiech elfki.- Noooo…. to nie mogę się doczekać co wykombinujesz w prezencie na moje urodziny za pół roku. Zmiana płci… odważny krok. Nawet jeśli na chwilę… hmmm… kusisz.-
Ortus właściwie zbaraniał słysząc jej słowa i nie wiedząc co odpowiedzieć.
- To tymczasowe, trwa ledwie kilka godzin - pocieszyła męża, wciąż obserwując jego reakcję.
- Tak czy siak… to ciekawe. I będziesz czuła wszystko jak… no… mężczyzna? A jak będziesz wyglądać, czy aby przystojna będziesz? To już było sprawdzane na kimś?- Ashka zasypała pytaniami Kathil.
- Tak, podobno czuje się dużo hmm intensywniej żądze. Wygląd nie wiadomo, ale można poprawić innym zaklęciem. I tak sprawdzane. Magini, która by to miała robić, sprawdzała na sobie. - Kathil wciąż obserwowała Ortusa.
- A ty co o tym sądzisz? - spytała młodzika.
- Nie znam się na magii… jak dla mnie to niezbyt apetyczny pomysł.- mruknął Ortus, a Ashka machnęła dłonią. - A dla mnie genialny… ciekawe jak to jest być mężczyzną. Na twoim miejscu jednakże, sprawdziłabym wszystko zawczasu… taka próba generalna.-*
- Nie wiem czy starczy mi czasu. - skrzywiła się Kathil - I czy magini będzie mieć go na tyle, by urządzać próby.
- Lepiej go znajdź, bo ci twój plan może się posypać…- poradziła Ashka wesoło.
- Zobaczymy jaką odpowiedź dostanę. - pokiwała głową na znak, że zgadza się z opinia przyjaciółki.
- No to co jeszcze zostało do omówienia?- mruknęła elfka popijając wino i spoglądając na oboje małżonków przytulonych do siebie i trzymających się grzecznie za rączki.- Bo czuję się jak pies na kocim weselisku.
Kathil pocałowała Ortusa czule:
- No wybacz. To po prostu nasz miesiąc miodowy. A w zasadzie ze sobą spędzamy najmniej czasu. - spojrzała na męża. - Prawda?
- To prawda.- Ortus cmoknął delikatnie usta Wesalt, potem znowu, potem pocałunek robił się namiętny i młodzian zapominał, że jego całowanie obserwuje z lubieżnym uśmieszkiem i łakomym spojrzeniem Ashka.
- Khm khm - przypomniała mu Kathil - jest tu z nami ktoś - pogładziła czule policzek męża. I rzuciła spojrzenie na Ashkę pełne niewinności, z miną “co ja mogę poradzić”.
- Och… nie na zważajcie na mnie…- machnęła dłonią elfka z lisim uśmiechem.- Nie przeszkadza mi to.-
A Ortus speszony zerkał to na Kathil, to na Ashkę.
- Mhm wiem, że tobie nie… - zaśmiała się Kathil - … to co? Mężulku? Do domu?
- Do domu.- stwierdził z uśmiechem Ortus, a Ashka podrapała się za uchem.- Eeech… zaczynam się czuć wodzona za nos.
- Wodzona za nos? Czemu?
- Wypytałaś mnie o tyle spraw, a niczym nie nakarmiłaś. Następnym razem… chcę ploteczek, soczystych i brudnych i … z wyższych klas.- odparła elfka wstając i ruszając do wyjścia.


Kathil wtulona w Ortusa podreptała do karocy czekającej na nich przed Żółtą ciżemką.
Ucałowała na pożegnanie Ashkę:
- Jutro będę znowu w stolicy, jeśli masz czas i ochotę na spotkanie. - przypomniała. - W przeciwnym wypadku będę czekać na wieści od ciebie.

Pomachała półelfce wesoło przed odjazdem i z zadowoleniem opadła na siedzenie koło Ortusa. Ruszyli...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 18-04-2016 o 21:00.
corax jest offline