Bitwa się rozpoczynała. Na mury miasta rzuciła się armia krzyżowców.
Patrząc na klasztor uznałem, że puszczę najpierw kogoś kto sprawdzi teren.
- Sierżancie.- Podszedł do mnie bez ociągania Rolf.
-Bierz swoich ludzi i sprawdzić mi, którędy najwygodniej i niepostrzeżenie dostać się pod klasztor.- Rozkazałem pokazując na budowlę na wzgórzu.
Sierżant kiwnął głową na swoich i ruszyli żwawo przodem.
-Dowiedz się też jak obsadziły te psy święty przybytek.- Dodałem kiedy zaczął się oddalać.
Popatrzyłem na podkomendnych. Wszyscy znali swoje miejsce. Bracia duchowni znali się też nie najgorzej na walce. Widziałem z resztą Brata Alberta jak walczy jeszcze w Sylwani. Mój wzrok spoczął na młodziku przydzielonym przez Matkę Petrycję.
-Helmut.- Wezwałem patrząc ciągle na Magnusa Horna.
-Tak Mistrzu?- Usłyszałem po lewej.
-Odpowiadasz za bezpieczeństwo pana Magnusa.- Rzuciłem rozkaz i zwróciłem się przodem do wzgórza.
-Tak jest Panie.- Potwierdził przyjęcie rozkazu nominalny sztandarowy zakonu.
Ruszyłem wraz z ludźmi ku celowi, który jak zauważył Brat Albert był zasnuty już nadchodzącym mrokiem. Czułem jak coś złego emanuje z klasztoru. Moje przypuszczenia tylko potwierdził Wybraniec Mora. Szedłem pierwszy. Za mną mój giermek Lothar. Po prawej Gunter i Martin a Edmund i Hans po lewej ze swoimi giermkami. Albert szedł za mną mając już wcześniej polecenie dbać o bezpieczeństwo Naszych braci duchowych. Natomiast Helmut z giermkiem i panem Hornem szli na końcu.
Wiedziałem, że moi ludzie są gotowi na wszystko a i braciszkowie mieli doświadczenie.
Postanowiłem zejść z plaży bo piach nie dość, że utrudniał marsz i męczył to i widoczni byliśmy ponad miarę.
Prowadziłem tych ludzi w świętym przekonaniu, że Morr się dziś o nich nie upomni tylko o przeklęte po trzykroć dusze zaprzedane Emirowi i siłom jemu pomocnym.
Kostnica Kostnica