Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2016, 21:18   #233
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
- Z tego, co zauważyłem po naszej niedawnej rozgrywce - zdajemy się dopełniać i tworzyć zgrany duet, zupełnie jakbyśmy byli najlepszym w Faerunie, o ile nie na Torilu nawet, małżeństwem. - zaśmiał się cicho - Powiedz mi tylko, bo to mnie ciekawi niezmiernie… Dlaczego akurat Moneta? Czemu taki przydomek? - zapytał upijając drogocennego trunku ze swojego kielicha.

Theodor wzruszył ramionami. Zmęczył sie już odpowiadaniem na to pytanie.

-Od mojej szczęśliwej monety jak sądzę. Tej samej, którą niedawno straciłem. Wiesz ty co - Greycliff podrzucił złotą monetę w powietrze i złapał ją zrecznie - Chyba potrzebuję nowego amuletu. Ta będzie dobra - starannie schował pieniążek do wewnetrznej kieszeni kamizelki - To w co gramy? Może damy szansę naszym umysłom i zagramy w tarbiss?

- Może być i tarbiss! - zgodził się mężczyzna - Trochę czystej pożywki dla losu i strategii nigdy za wiele.

Theodor dopił wino.

-No to kończmy winko i do dzieła -przez chwilę liczył swoje zloto - Ile jesteś w stanie dzisiaj postawić?

Ovelis również jednym haustem dobił swój czerwony trunek.

- Ile? Nazwij mnie ryzykantem, nazwij mnie szaleńcem, ale jestem w stanie postawić nawet i większość swojej wczorajszej wygranej! - przybliżył się lekko i szepnął konspiracyjnie - A zdarzało się, że i stawiałem na większe sumy.

- Ja też, ale nie powinniśmy przedwcześnie płoszyć tutejszego ptactwa. Zróbmy rozpoznanie zaczynając od niskich stawek. Widzisz tego jegomościa? - wskazał na białobrodego starca w zielonej tunice - To Zalmon, tutejszy król tarbiss. Na codzień jest uzdrowicielem, ale bardziej niż swą sztukę kocha hazard. I zawsze gra na wysokie stawki. Oczywiście nie gra z byle kim więc musimy trochę podskubać miejscowych by zwrócić uwagę mistrza. Może zacznijmy od tego celu - wskazał na diablę szalejące przy stole - To Kardis, średnia liga, ale nieźle dziany. Co ty na to?

- Oczywiście. Przecież nie możemy pozwolić, aby przedźwigał się od tego całego zapasu złota. - uśmiechnął się Ovelis.

-I dobrze. Hola, Kardis! Postanowiliśmy ulżyć twej sakiewce! Czy doceniasz zaszczyt, który cie spotyka, dusigroszu?

Kardis uniósł spojrzenie na Theodora, po czym parsknął z pewnym rozbawieniem.

- Ty i jaka armia chce tego dokonać? Zaiste musi to być armia szczęśliwców, bo wątpię byś ty i... - spojrzał na Ovelisa - ...i twój nowy znajomy byli w stanie zrobić coś innego, jak tylko doprawić słodkiego ciężaru mojej sakwie!

Theodor zatarł ręce.

-Zazwyczaj gram w karty i kości, ale gdy widzę takiego pechowca zmieniam specjalność. Tarbiss, cwaniaczku, to gra królów. Liczy się szczęście i głowa. Założę sie, ze gdybym puknął cię w łepetynę zahuczało by. W końcu pusto! - zarechotał złośliwie - Ile chcesz postawić, Kardisie?

- Niezależnie od tego, co mogą o tobie płotki kasyn mówić, ty i szczęście to dwie rozbierzne sprawy! Nasza Pani Szczęścia unika cię szerokim łukiem, a i na pewno nie ujawniła się w tej norze, którą ty domem nazywasz! - odszczeknął się Kardis - Ile postawię? Nie chcę wam mydlić oczu wielką wygraną, mam tyle serca. Powiedzmy, że dla takich pechowców jak wy wystarczy, że postawię stówkę!

- Złota czy miedzi? - parsknął z rozbawieniem Ovelis, co wywołało tylko stek przekleństw diabelstwa.

-Odważne bobo. No patrz, Ovelis. Chłopak dopiero skończył ssać swoją rogatą mamusię i rzuca wyzwanie nam. Sto złota? Niech będzie. Ovelis, kto z nas da mu nauczkę?

- Wezmę to na siebie, choć przykro będzie patrzeć na smutek w jego oczach. - odparł towarzysz Theodora.

- Jak ciebie ogołocę z pieniędzy zajmę się tobą, kulawy szczęściarzu! - dodał przeciwnik spoglądając na Theodora - Więc lepiej powiedz swoim panienkom, że tym razem ich nie odwiedzisz.

-Do dzieła, Ovelis. Ustaw mu różki do pionu - Theodor usiadł z boku stołu na pozycji sędziego i wrzucił wszystkie żetony do sakwy i zamieszał starannie - Grajcie! Kamień, papier, nożyce! Kto wygra ten losuje żetony jako pierwszy!

Tę walkę wygrał Kardis, co rozbawiło go i już nastawiło pozytywnie co do dalszej gry, jednak Ovelis nie wydawał się być w żaden sposób zmartwiony. Początkowo gra zdawała się iść na korzyść diabelstwa, jednak najwyraźniej była to tylko ironia od prawdziwego losu. Ovelis grał bardzo dobrze, a do tego miał jedną, wielką przewagę - patrząc po grze przeciwnika Kardis był niesamowitym pechowcem. Ovelis bez większych problemów ograł tego mieszańca z ledwością hamując parsknięcie mu w twarz.

-...losujcie! Kardis - Ognista Strzała! Ovelis - Grząskie Bagna! - diablę natychmiast użyło swojego żetonu zbijając jeden z pomniejszych żetonów Ovelisa. Z kolei Amnijczyk użył Grząskich Bagien by zwolnić króla przeciwnika i jego obstawę. W rezultacie król Kardisa wdał się w serię nieznaczacych potyczek i ostatecznie utknął na środku planszy. Ovelis wykorzystał to bezlitośnie dobiajając diablę Chorobą Koni i triumfalnie przeprowadził swego króla do rogu planszy.

-Świetna robota, Ovelis. Gdy wyciagnąłeś Napaść Zbójców byłem pewien, że bedziesz chciał od razu wykorzystać i spróbować zabić jego króla. Sprytnie! - Theo pociągnął łyk wina - No Kardis! Chyba teraz nie odpuścisz? Chcesz kupię ci kielich wina na otarcie łaz - Moneta uśmiechnąl się kpiąco.

Diablę prychnęło rozeźlone.

- Nie potrzebuję twojej łaski. To tylko chwilowy niefart, nie zaś zwykła kolej losu. Takie szczęście nowicjusza. Może jednak to ty, Krążku Złota, spasujesz?

-Ja i mój współgracz dopiero sie rozkręcamy - zapewnił Theodor - Aby ci to udowodnić tym razem zagram z tobą ja. Sto dwadzieścia złota na moje szczęście!

Mieszaniec zgrzytnął zębami, jednak odparł pewnie:

- Niech i będzie sto dwadzieścia! Możesz się pożegnać ze swoim złotem już w tej chwili i prosić kolegę, aby postawił ci kolację, podmroczny synu!

-Kamień, papier, nożyce!

Ta gra była inna od poprzedniej. W tym rozdaniu żetonów już od samego początku Theodor, poza umiejętnościami strategicznymi, cechował się także sporą dozą szczęścia. Niemniej musiał przyznać, że diablę posiadało także swoją dozę obydwu. Gra trwała mniej więcej tyle, co ovelisowa i zakończyła się pięknym, dzikim rozegraniem szczęśliwca, któremu podpasowały żetony. Kardis nie miał żadnych szans.

-Wiesz, Kardis? Jestem ci niemal wdzięczny. A szczególnie wdzięczny jestem twojej mamusi, która cię nam wydała na oskubanie - Greycliff pociągnął wina przypatrując się przeciwnikowi z dzikim błyskiem w oku - Chcesz jeszcze raz zagrać z Ovelisem, czy wolisz rewanżyk ze mną?

Kardis spojrzał to po Theodorze, to po Ovelisie starając się być groźny w wejrzeniu, jednak jego bezsilna złość nie dodawała mu w tym szans.

- Jesteście oszustami. - warknął mieszaniec - Obaj kantujecie, nie ma co z wami grać, ale tylko będę się śmiał, jak w końcu ktoś wyciągnie co do was konsekwencje tych zabaw, psie syny.

-Oszuści. Słyszysz, Ovelis, co on bredzi? Jak można oszukiwać w tarbiss? W karty albo kości pewnie tak, ale w grę planszową? To zagrajmy w twoją grę, cwaniaku. Co chcesz? Karty? Kości? Kocią kołyskę?

Ovelis przechylił głowę obserwując z rozbawieniem reakcję mieszańca, aby za chwile odezwać się do Theodora.

- Hej, Moneta, on chyba nie ma dziś tyle, żeby chciał postawić coś więcej niż kilka miedzi!

- To i tak byłoby więcej niż dawali za twoją matkę. - warknęło diable, co spowodowało tylko wybuch śmiechu Ovelisa - Nie będę z wami więcej w nic grał. Nie grywam z oszustami.

-Beshaba z tobą, cwaniaku - Theodor rozejrzał sie po innych bywalcach kasyna przyglądajacych się rozgrywce - Dwieście dwadzieścia złota jak na frajera to i tak nieźle, Kardis. No, panowie, ktoś chętny? Daneron - zwrócił się do postawnego rudowłosego i bezbrodego krasnoluda z włosami związanymi w długi warkocz znanego z renomy solidnego i twardego gracza w tarbiss - Masz ochotę spróbować? Ty przynajmniej umiesz przegrywać z honorem, a przynajmniej tak słyszałem. Zagrasz z nami?

- Na pewno nie odmówię, kiedy proponowana jest mi rozgrywka! - odparł krasnolud i spojrzał ciekawie na Ovelisa - Ciebie, Moneto, znam dobrze, ale skąd wytrzasnąłeś drugiego?

-Mój współgracz dopiero co przyjechał do Miasta i jest w trakcie zapoznawania się z miejskimi legendami hazardu. W Amn znają go dobrze, ale tu dopiero buduje swą renomę. Dobrze mówię, Ovelis?

- Dobrze mówisz. - odparł Ovelis skinąwszy głową - I akurat natrafiłem na Monetę, taki łut szczęścia.

-No właśnie, łut szcześcia. Daneron, widzisz, mój współgracz nie ma jeszcze rozeznania w miejskim światku. Pokażesz nam jak się w to gra?

- Z chęcią. Może ty, Moneto, pójdziesz na pierwszy ogień co by twój towarzysz niedoli się przyzwyczaił do widoku prawdziwego gracza w tarbiss, nie zaś jakiś tam piekielnych płotek?

-To zaszczyt, Daneron. Pięćdziesiąt złota na początek?

- Pięćdziesiąt to dobra suma. - zgodził się krasnolud - Tylko ostrzegam, że nie gram lekko, nawet dla waszych chłopięcych buzi.

-Kamień, papier, nożyce!

Traf chciał, że Theodor zyskał pierwszeństwo w żetonach, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że rozgrywka z krasnoludem była łatwa i bezproblemowa. Theodor musiał zwrócić się do swoich pokładów umiejętności strategicznych, gdy okazało się, że jego wrodzone szczęście nie oferowało wszystkiego. Daneron był zupełnie inną ligą od diablęcia, i dokładnie znał grę, którą toczyli. Polegał bardziej na swoim rozumie niżeli szczęściu i w pewnym momencie Theodor znalazł się zagoniony w przysłowiowy kozi róg. Jedynie ostatnie podrygi dobrego losu sprawiły, że Greycliff ostatkiem żetonowych sił, zdołał pokonać krasnoluda tak naprawdę turę przed własnym wykrwawieniem się.

Obaj grali ostrożnie kumulując wyciągane żetony “na później” i zastawiając piętrowe pułapki. Ostatecznie poszli na wyniszczenie, Theodor zabił króla przeciwnika tuż przed analogicznym posunięciem obstawy wrogiego króla.

-Nieźle, Daneron. To jest klasa - Greycliff starannie przeliczył wygraną - Ovelis? Chciałbyś coś dodać?

- Również skorzystam z przywileju gry, o ile taka jest możliwość, na tą samą stawkę.

- Oczywiście, zawsze jestem chętny do gry. - dodał krasnolud.

Pierwszy zaczynał przeciwnik Ovelisa, który pokornie przyjął drugą kolejkę, jednak całość gry różniła się diametralne od tej, jaką właśnie stoczył Theodor. Od około ćwiartki spotkania było jasne, że krasnoluda opuściło szczęście. Jakkolwiek bardzo by się nie dopatrywać niedawnego oskarżenia o oszustwo, tak było niemożliwe jakiekolwiek znaleźć. Daneron po prostu miał pecha w swoich rozdaniach żetonów wystarczającego, aby to jego przeciwnik zyskiwał powoli przewagę. Koniec końców to Ovelis okazał się być zwyciężcą, a krasnolud bezsprzecznie pokonanym bez dramatyzmu rozgrywki z Theodorem.

-Ha! Nieźle, Ovelis! Chętnie zapłaciłbym aby to zobaczyć! - Theo zamówił dzbanek dobrego wina - Daneron, napjesz się z nami? A potem...kto jeszcze ma ochotę na rozgrywkę? Tiver? Mandor? Zalmon?

Obaj, Theodor i Ovelis, musieli rozegrać jeszcze dwie bitwy w tej grze, aby na grę zdecydował się nikt inny jak Zalmon, który wręcz ich poprosił do stolika po dość łatwej wygranej Theodora. Ovelis spojrzał na towarzysza, po czym ruszył do wskazanego stolika i gdy obaj zajęli miejście odezwał się sam "król tarbiss".

- Moneto, nie sądziłem, że zobaczę cię i w tej niecce hazardu, miłośniku kart i kości.

-Zrobiło się zbyt latwo więc postanowiłem rzucić wyzwanie przeznaczeniu - uśmiechnął się Greycliff - Jak ci dzisiaj idzie, Zalmonie? Wielu dziś frajerów ogoliłeś?

- Wystarczająco wielu, aby zadowolić moją sakwę i moje ego. - zaśmiał się cicho hazardzista - I zawsze jestem ciekaw nowych twarzy na arenie hazardu Waterdeep. - zwrócił się do Ovelisa - Jak porownujesz arenę Waterdeep do areny Amn?

- Na razie wydaje mi się, że Amn może być ciutes… agresywniejszym zawodnikiem. - odparł zapytany.

- Cóż, może jeszcze nie poznał nas i z tej strony, prawda Moneto?

-Hazard jest jak wojna - zgodził się Theodor - Wiecie, myślę, że w takim kierunku potoczą się wojny. Przeciwnicy będą spotykać się by zagrać na planszy...w tarbiss, szachy, kamienie...a po rozgrywce będą pić wino i wymieniać się opowieściami. Bezkrawawe wojny, to by było pięknie. - Theodor dolał wszystkim wina.

- Na razie jednak mamy gry w kasynach, nie zaś wojny w nich. - zaśmiał się Zalmon upijając wina.

-No nie wiem. Byłeś ostatnio w Pałacu Hazardu? - wymienił nazwę najwiekszego kasyna Machy - Słyszałem, że pan i władca Skullportu ostatnio pożegnał się z życiem. Przez to interesy zaczęły dołować. Ludzie z okolicy boją się przychodzić do Pałacu, boją się wysoko obstawiać. Macha to skurwiel, ale ten skurwiel dobrze trzymał interes. Teraz jego zastępca daja ciala na wszystkich frontach - Greycliff pociągnął łyk wina.

- Osobiście trzymam się z dala Skullportu, więc i unikają mi takie szczególiki acz wiem o kim mówisz. Niemniej Port Czaszek nie jest zachęcającym miejscem, a i nie dziwi mnie, że akurat tam zaszła rotacja. - odparł Zalmon.

-Tak, to ciemna strona naszego miasta, podejrzane gierki. A propo gierek...przyjmiesz nasze wyzwanie? Założę się, że niejeden zapłacilby by przyjrzeć się naszej rozgrywce.

Zalmon rozsiadł się wygodniej.

- Przyjmę, co mi tam. Rozgromiliście innych przeciwników, więc mała nagroda się należy, prawda? - zaśmiał się cicho - Ale najpierw wolałbym zmierzyć się z tobą Moneto, legendarny szczęściarzu. Nad twoim współgraczem muszę się zastanowić…

-Zastanawiaj się nie ma problemu. Tylko nie za długo bo my tu długo nie zostaniemy. Sam rozumiesz, nikt rozsądny nie poluje długo na tym samym terytorium - Theodor zamówił następny dzbanek wina - A póki co zagrajmy. Przypatrz się, Ovelis. Kamień, papier, nożyce!

- Zaraz, zaraz. Powiedz mi jaka stawka. - wyszczerzył się przeciwnik.

-Cholercia, za duzo wina. Wybacz, Zalmon. Dwieście sztuk złota?

- Stoi. - zgodził się Zalmon i wyszczerzył ponownie mówiąc - Niech się zacznie nasza wojenka!

Pierwszy wybierał nikt inny, jak Theodor, który również prowadził w początkowej fazie gry. Mógł tylko dziękować szczęściu, które go nie opuściło przez długi czas zawsze w odpowiedniej chwili ratując go przed zakusami przeciwnika, aż…

Cóż. Właśnie aż.

Przez chwilę Greycliff mógł mieć pewność wygranej, ale wtem Zalmon pokazał swój kunszt gracza. Okazało się, że chomikował kilka asów, żeby w odpowiednim momencie wręcz zbombardować Theodora… i wygrać w pięknym stylu mistrza. Szczęście Monety nie podołało tym razem swemu zadaniu.

Theodor przesunął stosik wygranej w stronę Zalmona. Jedna ciężka złota moneta przeturlała się po stole w kierunku Ovelisa, Amnijczyk podał ją przeciwnikowi Theodora.

-No, Zalmon - sapnął Greycliff - Ty jesteś fachura. Twoje zdrowie! Zagraj teraz z Ovelisem.

Zalmon uśmiechnął się i skinął głową, po czym pociągnął solidny łyk wina.

- Twoje także, szczęściarzu! Zobaczmy teraz co w sobie ma takiego twój kolega.

Mecz rozpoczął się spokojnie, gdy obaj przeciwnicy rozważali najlepsze taktyki. Pierwszy był Zalmon, który (jak się okazało) świetnie potrafił ukrywać nastroje, więc nie sposób było odgadnąć czy los jest po jego stronie. Niemniej Theodor szybko zauważył, że musi on mieć ciężki orzech do zgryzienia, jako że niezbyt mógł kontrować zagrywki Ovelisa. Amnijczyk nie wystawiał szczególnie silnych żetonów, a przeciwnik albo jak w wypadku Theodora trzymał asy na koniec rozgrywki, albo faktycznie żadnych nie miał. Koniec końców to Ovelis zdołał, nawet bez większego wysiłku, rozgromić Zalmona, który wyraźnie nie mógł nic zrobić otrzymanymi od losu żetonami.

- Cóż, to była zaiste pechowa rozgrywka. - westchnął Zalmon odsuwając w stronę Ovelisa zarobione przez niego pieniądze.

-Powitajmy nowego mistrza! Wygrałeś, Ovelis! - Theodor klepał partnera po plecach z siłą, która niemal wytrząsnęła z amnijczyka płuca - Mam pomysł. Zagrajcie jeszcze raz,a ja się postaram żeby i inni także mieli z tego większą rozrywkę! - tu Moneta skierował się do komentujących z ożywieniem kibiców - Panie i Panowie! To Ovelis z Amn, nowy mistrz tarbiss Miasta Wspaniałości! Teraz zagra z mistrzem Zalmonem na calego! Stawiajcie u mnie na jednego lub drugiego gracza. Ja stawiam pięćdziesiąt sztuk złota na mojego partnera. Kto da więcej?

Pieniądz zaczął być ochoczo stawiany na graczy, chociaż większa suma postawiona była na Zalmona, a na nieznanego wciąż Ovelisa po prostu starzy wyjadacze tej jaskini hazardu woleli nie stawiać swych ciężko zarobionych w grach pieniędzy. Sam Ovelis był raczej zaskoczony pomysłem Theodora na kolejną grę i to z obstawianiem przez publikę, ale nie kwestionował możliwości zarobku.

- Lubisz ryzykować, jak widzę. Bardzo dobrze. - odezwał się Zalmon do Theodora.

-Pewnie. Ovelis, jak wygrasz sześćdziesiat procent sumy zakładów jest twoje. Postaraj się! Kamień, papier, nożyce!

Gra o wysoką stawkę rozpoczęła się. Ponownie to Zalmon losował pierwszy, jednak wprawne oko Theodora podpowiadało mu, że żetony, które ten otrzytmał nie były pierwszej klasy, niemniej Zalmon od samego początku próbował grać agresywnie. Nie zraziło to jednak Ovelisa kontrującego pięknie silnymi żetonami słabsze przeciwnika, które ten wystawił do gry nie spodziewając się silnego oporu. Szybko jednak Zalmonowi wyczerpał się dobry arsenał i już do końca rozgrywki nie otrzymał wielu dobrych, nie mówiąc już o znakomitych, kontr dla taktyki Ovelisa. Towarzysz Theodora w końcu wyrzucił to, co zatrzymywał na koniec i wtedy okazało się, że Zalmon nie ma już nic czym mógłby się dobrze obronić przed porażką.

Ovelis wygrał.

Przy stoliku zapanowało prawdziwe zamieszanie. Spocone twarze hazardzistów przyglądajacych się grze albo promieniały (mniejszość) albo pochmurniały (większość).

-I ostatni ruch! Szczęście Nieboszczyka i król Zalmona pada! Ovelis, stary lisie! Jesteś wielki! Dwa zwycięstwa z rzędu, to już nie zwycięstwo, a pogrom! No, płacić skarby! - Theodor zwrócił się do kibiców wykręcając rekę jednemu z przegranych, który spróbował się po cichu ulotnić - Płacić! Ovelis, twoja działka. Jak myślisz, wystarczy na dzisiaj? Niedługo świt. Upiory hazardu zasypiają zmęczone triumfem. Dzięki za grę, Zalmon. Ovelis, jeszcze jedna kolejka przy barze i skończymy łowy na dziś. Ha! Nie mów, że się nie opłaciło! - Theodor ćwierkał jak ptaszek prowadzac partnera do baru.

- Opłaciło, opłaciło. - uśmiechnął się szeroko Ovelis - Och, bracie! Moglibyśmy ograbić cały Toril w tych grach!

-Wiem co masz na myśli - Greycliff promieniał - No! Za Tymorę i Beshabie na pohybel!

-Wiesz ty co? - Theo przełknął wino powoli się uspokajając - Umówmy się na mały sparing jak już odeśpimy tę noc. Trochę fechtunku dobrze by mi zrobiło, a chcialbym sprawdzić czy szczęście dopisuje ci także w pojedynku. Nie chwaląc się jestem zupełnie przyzwoitym szermierzem. Co ty na to?

- Sparring? Zaskoczyłeś mnie, przyznam, ale co ze mnie za amnijczyk byłby gdybym odmówił takiej propozycji. - zaśmiał się Ovelis - Tylko gdzie? Gdzie ty w ogóle pomieszkujesz?

-Stołuję się w skullporckim zajeździe Trzy Srebrniaki. Jest tam podwórko na tyłach w sam raz na małą gimnastykę. Już dawno nie ćwiczyłem zaczynam wychodzić z wprawy. Może jutro o godzinie cykady?

- Cóż, brzmi dobrze tylko musisz mi powiedzieć gdzie w Waterdeep jest ta karczma.

-W Skullporcie. Ejże, Ovelis, nigdy nie słyszałeś o Porcie Czaszek? Zresztą nieważne. Spotkajmy się jutro przed tym kasynem o godzinie cykady i razem pójdziemy do mojego sanctum. Gdzie mieszkasz?

- Słyszeć słyszałem, ale nie byłem. Niemniej… Gdzie mieszkam? Jest taki zajazd, coś ma z koniem czy stajniami w nazwie… Znajduje się tuż przy południowej bramie Waterdeep.

- Dobra. To jeszcze po jednym i odprowadzę cię do domu. Wiesz, właśnie wygrałeś kupę forsy i ktoś może dojść do wniosku, że warto byłoby cię skroić. Dlatego pójdziemy razem. No! Ostatnia kolejka i do domciu!

- Ostatnia! Za Tymorę dla nas i Beshabę dla przeciwników!

- Wypijmy!
 
Jaśmin jest offline