Płynąc łodzią rozmyślałem, rozkaz Matki Przełożonej wydawał mi się jasny i klarowny - odnaleźć księgę i oddać je w ręce Światyni. Jak się domyślałem ktoś z innych członków kościoła uznał że ów artefakt w rękach heretyków, może być bardzo niebezpieczny - jednak nie była pory by to rozważać wynikające z tego komplikacje, a po za tym miałem zaufanie do intencji i Matki Petrycji.
Należało się skupić jednak na zadaniu - tym bardziej że czarni rycerze nie wydawali się zbyt zadowoleni z mojej obecności, choć biorąc pod uwagę ich kamienne twarze i ciągłe milczenie trudno był poznać czy kierują nimi jakieś emocje.
Gdy dobiliśmy do brzegu moim oczom ukazał się widok dość posępnego klasztoru, nie wyglądał jak znane mi przybytki Pani Miłosierdzia w Imperium - biła od niego jakaś złowroga aura. Zresztą Estelia wydawał mi się bardzo ponurym miejscem i mało gościnnym do tego, być może w Arabi będzie lepiej?
W każdym razie widać było że Morryci znali się na swoim wojennym rzemiośle, rozkazy Mistrza von Scholberga zostały bardzo sprawnie wykonane - co ciekawe najwyraźniej ktoś bardzo ważny uznał że nie mogę stracić życia, więc Mistrz von Scholberg w swych rozkazach przydzieli mi jako niańkę jednego z swoich zaufanych zbrojnych i przy okazji kazał mi się trzymać na tyłach oddziału. Dla mnie było nawet to i lepiej jak któryś z braci zostanie ranny w starciu, to będzie łatwiej go opatrzyć bez narażania swojego żywota.
Widząc że zakonnicy ruszają pomodliłem się chwilę do Shallayi i ruszyłem za bratem Helmutem. Wolałem nie myśleć o tym co może nas spotkać w przybytku Shallayi. |