Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2016, 02:20   #1
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
[DnD 3.5 FR] Popiół mojej duszy [18+]




HAŃBA MA SWOJĄ CENĘ

Preludium do sesji

Powinien wiedzieć lepiej.

Jivers, który kilka dni temu skończył jedenasty rok swego życia, przemykał niczym cień między uliczkami uśpionego Miasta Wspaniałości. Tutaj, w dzielnicy portowej, w jej najciemniejszych zakamarkach, w które i straż portowa niechętnie się zapuszczała chłopiec był u siebie, a dzisiejszej nocy był także zwycięzcą. Mijając w ciasnej uliczce zmożonego snem pijaczynę w myślach już liczył zyski, które przełożą się na najważniejsze dobro jego dotychczasowego życia - posiłek.

Skręcił w najbliższe rozgałęzienie tej przestrzeni między domami rozglądając się bacznie za konkurencją, jednak na jego szczęście nie było nikogo w okolicy prócz zamroczonego alkoholem marynarza, którego śpiącego chwilę wcześniej wyminął. Przycisnął silniej do siebie trzymany kurczowo przy piersi mizerny kłębek szmat. Dla postronnego obserwatora był on na tyle nieatrakcyjny, że wielu brzydziłoby się go w ogóle dotknąć, jednak dla Jiversa był to istny skarb zdobyty własnoręcznie, a szmaty były jedynie kryjówką dla tych bogactw.

Chłopiec oparł się plecami o zimne kamienie muru kończącego ten ślepy zaułek i osunął się po nim, aż nie usiadł na ziemi. Zadrżał z zimna, jednocześnie sprawdzając czy w powietrzu utworzy się chmurka jego oddechu. Koniec jesieni tego roku przywiodła już pierwsze zimno zimy i Jivers odczuwał to doskonale na swojej własnej skórze.

Powoli, jakby w strachu, że zdobycz ucieknie z jego dłoni, wysupłał ze szmat prosty, dość ciężki skórzany worek. Nie widział wcześniej jego zawartości, ale spodziewał się przynajmniej pieniędzy, za które będzie mógł nakarmić siebie i swojego młodszego brata przynajmniej przez dwa dekadnie.

Zawartość przekroczyła jego oczekiwania.

Pomiędzy zwojami zapieczętowanego papieru i buteleczkami z nieznaną zawartością odnalazł sakiewkę konkretnej wagi, która skrywała nie miedź, nie srebro, ale złoto, o którym Jivers jedynie słyszał opowieści. Gdyby teraz mógł siebie zobaczyć stwierdziłby, że wyglądał bardzo głupio, wpatrzony wielkimi oczami w sakiewkę, gdy jego szczęka opadła nisko. Szybko schował sakiewkę ponownie pomiędzy szmaty, jako że jego ubranie nie oferowało kryjówki dla tego bogactwa, po czym zabrał się za przeglądanie reszty dobytku nieszczęsnego podróżnika, który ze złotem przypałętał się do tej śmierdzącej speluny, jakiej dorobek dniowy był o wiele niższy niż to całe złoto. Nie interesowały go zwoje, bo i tak czytać nie umiał, za to jego uwagę przykuł przedmiot, który podczas przeglądania wypadł na ziemię.

Chłopiec nachylił się do znaleziska zauroczony jego wyglądem, nie będąc w stanie określić wartości, gdy szurnięcie piachu niebrukowanego zaułka postawiło Jiversa na nogi.

Po drugiej stronie stanął ten, którego dzisiejszej nocy Jivers pozbawił torby.

- Taka hańba… - odezwał się zachrypłym głosem czarnowłosy, postawny i wyraźnie zadbany, nie pasujący do tych ulic, mężczyzna - Dać się podejść smarkaczowi… To… - splunął w bok świdrując spojrzeniem chłopca, który na widok uwalnianego z pochwy miecza mocniej przycisnął się do ściany, jakby chcąc stopić się z nią - ...takie krępujące… - wzrok mężczyzny spoczął na chwilę na przedmiocie, który leżał w piachu i uśmiechnął się z pewną ulgą, ale ten uśmiech bynajmniej nie był kojący dla chłopca.

Jivers rzucił pod nogi mężczyzny trzymany worek, a sam wbił się w róg ślepego zaułka gotowy oddać wszystko, byleby zostawiono go w spokoju. Kruczowłosy natomiast odkopnął tobołek, skupiony na wciąż leżącym blisko chłopca przedmiocie. Jego twarz wykrzywiła się w parodii uśmiechu, gdy ponownie przeniósł spojrzenie na złodzieja.

- Ale zapewniam cię… - odezwał się z lodowatym opanowaniem mężczyzna ważąc w dłoni miecz - ...nikt się o tej hańbie nie dowie.

Powinien wiedzieć lepiej, że od niektórych się nie kradnie.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline