Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2016, 18:48   #5
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Na trakcie prowadzącym aż do ostrokołu, otaczającego pogrążone w nocy Ribe, można by dostrzec za dnia pojedynczą postać, idącą bez oznak znużenia. Teraz, gdy na nocnym niebie królował księżyc – nie w pełni, i przesłonięty rzadkimi chmurami – tylko paleniska dawały światło, niewiele ukazujące ze skraju otaczającej, pogrążonej w mroku puszczy.

Czuwający przy barbakanie hirð dopiero z bliska dostrzegli bladą jak mara sylwetkę, skąpaną w zimnym świetle tungl, pozostawiającą ślad bosych stóp w rzednącym śniegu.

Wszelkie pytania były zbędne. Wartownicy otworzyli bramę dla przybywającego na thing aftergangera. Ten, nie zwalniając nawet, z nieobecnym wzrokiem ominął ludzi jarla, zadziwionych po ujrzeniu go w świetle, i niewątpliwie kierowany łuną rozświetlających Ribe stosów skierował się prosto ku halli Agvindura, położonej na łagodnym zboczu, powyżej reszty miasta.

Umarły, jak gdyby lunatykując we śnie, przeszedł przez nie i ponownie przystanął dopiero przed zamkniętymi drzwiami halli, przed którymi straż pełniło dwóch huskarlów, nieruchomych jak statuy. Ich oczy pod nosalowymi hełmami, pomarańczewiejącymi w świetle rozpalonych w bezpiecznej odległości od halli palenisk, skierowane jednak były wprost na niego. Jak gdyby nie mogli oderwać spojrzenia – twarze i brody skryte były pod kolczymi haftanami, których podbicie ze skóry w równej mierze mogło chronić ich przed ciosami jak i zimnem. Tej nocy to drugie miało większe znaczenie.

Szybciej niż zatańczył płomień paleniska, wzrok przybysza zogniskował się przed nim samym. Mimo braku mimiki, poprzez same tylko oczy, wyraz twarzy zmienił się z nieobecnego na srogo skupiony. Zamrugał jak gdyby wyszedł z transu i omiótł spojrzeniem stojących przed nim i po bokach huskarlów. Nie odezwał się jednak. Byli na tyle skonsternowani, że końcu jeden z tych przy wejściu zabrał głos.

- Kogo zapowiedzieć jarlowi, Einherjar?

Na chwilę afterganger opuścił spojrzenie i zmrużył oczy, jak gdyby chciał sobie przypomnieć... swoje imię... lub w ogóle zdolność mówienia.

- Powiedz... jarlowi. - podniósł spojrzenie – Iż Volund przybył na jego wezwanie. – zakończył płynnie.

Nie było to konieczne. Chociaż nigdy go nie widzieli, od razu rozpoznali Pogrobowca. Hirdman skinął tylko głową i rozsunął odrzwia by wejść do środka. Nie minęło wiele czasu, nim drzwi rozwarły się na oścież, wpuszczając do środka zimne powietrze. Huskarl czekał wewnątrz, bez słowa, tak jak kilku pełniących straż wewnątrz, próbujących nie zakłócać thingu.

Volund wyszedł z nocy i wkroczył do halli jarla, ze światła gwiazd i księżyca do tańczącej łuny paleniska, ale jego bladość z nim pozostała. Wtedy objawił się w pełni okazałości przebywającym w głównej sali langhausu.

Pierwszym co było widać, poza jego nienaturalną, acz niezupełnie trupią bladością, była nagość. Afterganger nie zakrywał swojego ciała zupełnie niczym – ciała, które natomiast wydawało się rywalizować z rzeźbami greckich mistrzów sprzed samego Bizancjum; które przekraczało granicę barbarzyńskiego nieokrzesania czy wulgarności i przechodziło w domenę piękna. Jego włosy i broda były nieuczesane i zroszone błyskawicznie topniejącym lodem, jak gdyby ich posiadacz przed samym przybyciem tutaj dokonał kąpieli w przeręblu lub topniejącym jeziorze, ze względu na zwyczajową u Danów czystość. Przykładał do niej z jakichś powodów większe znaczenie niż do odzienia. Twarz jego natomiast była fizjonomią, której nie powstydziłby wojownik, ale bez skaz i blizn i zmarszczek jak lico najdelikatniejszych kobiet, lub bardziej.

A jednak jego skupione i dzikie spojrzenie, gwałtowność kroków, siła widoczna w ciele tak - jak widać w nieujarzmionych zwierzętach siłę nieobecną u tych udomowionych - wszystkie sprawiały wrażenie dzikiego zwierzęcia uwięzionego w niewłaściwej powłoce... lub na odwrót, dostojnego mężczyzny, w którym ktoś wbrew niemu zasiał z trudem kontrolowaną i okiełznaną wysiłkiem woli bestię.

Mogło tak właśnie być, jeżeli wierzyć opowieściom o Volundzie Pogrobowcu. Pierwszy raz można było usłyszeć o jego dokonaniach raptem cztery lata temu, gdy wsławił się w służbie Sigurda, syna Ulfa – okaleczonego jarla Hjordkœr, położonego w głąb kraju i przy granicy z Germanami. Jarl ten mimo relatywnie ubogich ziem toczył zaciekłe boje z ludem tak bliskim w obyczajach i myśleniu wybrańcom Odyna. Wiadomym było, że cieszący się niesamowitym pięknem i ponurym sposobem bycia Pogrobowiec przeszło rok służył jako jego berserker, nigdy naprawdę nie zostając huskarlem, chroniąc nie mogącego uczestniczyć w licznych wymierzonych weń holmgangach jarla i jego dobrego imienia.

Inne opowieści mogły tłumaczyć, dlaczego rozstał się z jarlem. Nie było dla zebranych na thingu niczym niezwykłym by usłyszeć, że berserker rościł sobie prawo do krwi pokonanych, zgadzał się na wszystkie, często bardzo niekorzystne warunki przeciwnej strony byle wymusić pojedynek w nocy i przeżywał niezwykłe rany.

Mniej oczekiwanym było, że w niektórych przypadkach, bez woli jarla, gdy zwyciężał, męczył swoich przeciwników. Korzystając z wielkiej siły, nie od razu widocznej u pięknego vargra, łamał ich, gdy zdołał okaleczyć lub rozbroić. Niektórym odbierał broń nim ich zabił, jak gdyby chcąc odmówić im wstępu do Valhalli. Często też uczestniczył w pochówku zabitego w kopcu, lub paleniu ciała i stawianiu kamienia mającego upamiętnić zabitego wojownika, skąd poza wyglądem wzięło się nadane mu imię – Pogrobowiec, poza oczywiście jego karnacją...

Czasem sprawiał pochówek, jak gdyby chciał przeprawić do Valhalli własnego brata.
Czasem domagał się tej możliwości u towarzyszy pokonanego, ale nie zabitego przeciwnika, grożąc że okaleczy ciało, a to będzie uwięzione w świecie i będzie nawiedzać swych bliskich.
Czasem o nic nie pytał i po prostu tak czynił.

Nie była to kwestia szału – i pod tym kątem Pogrobowiec był odmienny. Niewielu berserkerów naprawdę osiągało kiedykolwiek berserkergang, ale jeżeli wierzyć pogłoskom, przynajmniej raz, gdy był prowokowany przez przeciwnika, wszyscy widzieli iż jest o krok od wpadnięcia w krwawą furię – lecz hartem ducha Volund powstrzymał się i zabił wyzywającego z zimną krwią.

Nie miał ojca i nazwiska, przed walką nie przechwalał się i milczał wobec prowokacji. Milczał większość czasu – ale gdy mówił, wyrażał się kwieciście jak na wojownika...

Nie licząc tego, był absolutnie lojalny względem jarla, któremu służył. Dlatego też wydaje się, że to Sigurd go odprawił w roztropnej obawie przed krwawymi zatargami z rodzinami i mocodawcami pokonanych.

Nic dziwnego, że następnym, który przyodział go w niedźwiedzią skórę był Ogni, zwany Szalonym Jarlem władającym w Toftlund. Szalony Jarl był również aftergangerem – siwobrodym i siwowłosym szaleńcem, nieprzewidywalnym sadystą, który miał wielu wrogów, potrafił za najmniejsze przewinienie złożyć swoich gości w ofierze Odynowi i podobno miał Widzenia i Sny, i tylko przebiegłość jego śmiertelnego wnuka, Aegthora pozwalała utrzymać jego ziemie w ładzie. Wieści dochodzące z jego domeny były często sprzeczne – niektórzy goście lub nawet towarzysze tych, którzy przybyli na holmgang by zostać pokonani przez Volunda opuszczali jego włości oczarowani gościnnością starego władcy z długiej linii nieśmiertelnych potomków Odyna.

Inni jednak podobno nie wracali wcale, i tylko niejasne pogłoski donosiły o Volundzie Pogrobowcu, na życzenie Szalonego Jarla wycinającego ofiarom najpiękniejsze krwawe orły, i o towarzyszach pokonanych, od których Ogni żądał natychmiastowej spłaty główszczyzny, wobec braku której wieszał wszystkich jako ofiary dla bogów.

Na niedługo po zwołaniu thingu w Ribe... Szalony Jarl doznał ostatecznej śmierci, władzę nad jego domeną przejął Aegthor w doradztwie którego znajdował się przybyły z dalekiego południa afterganger, a lojalny poprzedniemu jarlowi Volund utracił niedźwiedzią skórę i musiał opuścić Toftlund.

A teraz przybył przed oblicze Agvindura, jego świty i pozostałych z już obecnych gości.

Znów nieobecnie, znów jak krocząc przez sen lub wspomnienie, Volund przeszedł przez całą salę, epatując urodą, nim jego wzrok wyostrzył się jak z kolejnym przebudzeniem, ogniskując na Agvindurze i tylko Agvindurze. Zatrzymał się przed władcą Ribe w akceptowalnej odległości.

Płomień w ogniu nie zdążył zatańczyć, nim przykląkł na jedno kolano, pochylając się z szacunkiem i opierając opuszki palców o drewniane podłoże.

- Jam jest Volund. – przerwał - Przybywam na Twoje wezwanie, o jarlu Ribe, gnany zaszczytem, jaki mi czynisz. – podniósł głowę i z nią spojrzenie, omiatając po raz pierwszy wszystkich w zasięgu wzroku. Mówił zaś powoli i rozmyślnie, głosem bardziej przystającym minstrelowi czy opowiadającego sagi, aniżeli berserkerowi.

- Jestem do twych usług, Ty, którego słowa zaklęły Viliego by tchnął odwagę w jego hirð, aż zajdzie do Toftlundu i ani Ogniego, ani Hel się nie ulęknie. Proszę, uczyń mi jeden jeszcze zaszczyt: gościny, abym choć i o tej nocy thingu, mógł opowiadać: – objął wzrokiem zebranych gości i uniósł dłoń, gestem wskazując ich wszystkich – z jak godnymi dane mi było uczestniczyć w twej wspaniałomyślności.

Mam propozycję wypisywać w tego typu spoilerach tylko rzeczy, które są ewidentnie widoczne dla innych?

Charyzma bez etykiety, by zrobić dobre pierwsze wrażenie.

 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 11-05-2016 o 18:30.
-2- jest offline