Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2016, 09:51   #7
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Akt 1 - przed przybyciem Ødgera i Gudrunn

Agvindur, Elin, Freyvind, Volund
Może to i lepiej, że Volund wszedł przerywając jarlowi, bo Freyvind mógłby zechcieć odciąć się tłumacząc synowi krwi jego ojca jaka jest różnica między daniną i darem. Z pewnością skończyło by się nieciekawie biorąc pod uwage jak potomkowie Eyjolfa znani byli z podatności na gniew.
Skalda na szczęście zamurowało na widok pięknego wampira, jednak brak było w tym pożądania lub tego co czuł przy nawet najbardziej urodziwych niewiastach. Frey wpatrując się w Volunda odczuwał raczej żal i leciutkie nutki złości, pierwsze myśli na jego widok kierowały się ku Baldurowi i może dlatego widok nieopisanego piękna tak poruszył wampirem jaki nad wyraz ukochał Asów i Vanów. Jego myśli pobiegły wnet ku temu co spotkało najwspanialszego z synów Odyna, żal zwyciężył poruszenie pozwalając odwrócić wzrok jaki skierował ku Elin, którą przedstawił mu jarl. Kiwnął jej głową z lekkim uśmiechem.
- Niech bogowie będą Ci przychylni volvo - odezwał się. Grim tymczasem wmieszał się w tłum gdy tylko służba Agvindura zabrała kosztowności.

Kobieta wstała przywołana gestem jarla, by przywitać gościa ale wtedy do halli wkroczył nowoprzybyły. Widok urodziwego niczym Bogowie Gangrela wywołał u wampirzycy zachwyt pomieszany z ogromną konsternacją, był bowiem jej do tej pory zupełnie nieznany. Ciche westchnięcie jakie z siebie wydawała w kompletnej ciszy panującej przez chwilę w halli, zdawało się rozbrzmiewać niczym krzyk. Nie rozumiejąc co się z nią dzieje przeniosła spojrzenie na jarla, gdyż przypomniały się jej ostatnie słowa Sigrun. Pozwoliło to częściowo otrząsnąć się z wrażenia jakie wywarł na nią Volund. Agvindur stał niedaleczko, wysoki i potężny, spojrzeniem omiatał Volunda. Służbie wydawać polecenia zaczął by przyodziewek przyniosła dla Gangrela.
Niebieskie i zielone oko spojrzało na Freyvinda. Skinęła z szacunkiem głową ciągle lekko oszołomiona.
- A Twymi słowami niech zawsze kieruje Wszechojciec. - Odparła.
- Wystarczy mi aby Bragi czasem pobłogosławił natchnieniem, ciężko oczekiwać by jednooki przykuwał uwagę do swych pośledniejszych enherjar - kącik ust wampira powędrował do góry. - Wierzę, że wielce chwalisz sobie gościnę Agvindura?
Wobec zwięzłej zgody jarla, Pogrobiec powstał, gdy harmider na nowo podjętych rozmów i działań służby, która odzienie mu godne dostarczyła, skrył wpływ jego przybycia na zebranych… za wyjątkiem Agvindura może. Jeżeli Gangrel w ogóle zdawał sobie sprawę, z widniejącego na obliczu władcy Ribe gniewu, nie dawał tego po sobie poznać. Miarowym krokiem ruszył, zdawałoby się do jednej z ław, gdy jego spojrzenie zogniskowało się na volvie.
Jak gdyby zmienił podjętą decyzję i zamiast tego zaszedł do pozostałej dwójki aftergangerów, nie odrywając intensywnego, gorejącego spojrzenia od oczu volvy… aż był podszedł do nich, kiedy to zwrócił bez słowa głowę ku Freyrvindowi. Skinął nią z szacunkiem.
- Nigdym cię nie widział… lecz możesz być tylko Jarlem Bezdroży.
- Zwą mnie i tak. Ja o tobie również słyszałem, imię Volunda słyszane jest od pogranicza ziem Fryzów po Skanię. Witaj.
Nie wiedziała kiedy jej wzrok powędrował ponownie w kierunku Gangrela ale schwytana w siłę jego spojrzenia nie potrafiła już zwrócić się ku Freyvindowi. Stała tak niczym rażona gromem samego Odyna, dopóki Volund jej nie uwolnił kierując swą uwagę na brata Agvindura. Przyglądała się obu mężczyznom z boku a jej postawa niedostrzegalnie zaczynała ulegać zmianie. Z błękitu i zieleni spojrzenia zniknęła niepewność. Ramiona i plecy odchyliły się prostując i ukazując gibką sylwetkę w całej okazałości.
- Powitać Was i ja pragnę. - Odezwała się ze spokojną pewnością siebie w głosie. - Witajcie wybrańcu Asów i Wanów. - Skinęła lekko głową z szacunkiem. - Cieszy, iż stawiłeś się tu tej nocy, jak i Wy Panie. - Zwróciła się ponownie do Freyvinda uśmiechając delikatnie. - Gościnę jarla z pewnością sami doskonale poznacie, ja jeno powiem, iż Bogów jest godna. - Nie wiedzieć czemu przez mgnienie oka zerknęła na Gangrela, by zaraz przenieść wzrok na Agvindura oczekując, że dokona formalności.
- Oj znam dobrze ja tę gościnę - skrzywił się i mrugnął. - Tutaj wszak wprowadzany byłem w tajniki Einherjar. Wierzę, że piękna wieszczka cieszy się przyjemniejszą. Choć i ja narzekać przecie nie mogłem.
Na te słowa Pogrobiec znowu skupił ciemnobrązowe spojrzenie na stojącej tuż obok volvie. Przez chwilę zdał się jak gdyby na intensywną ciszę, wiercąc kobietę wzrokiem. Dla obydwojga z jego rozmówców jasnym było, po tym jak pierwszy raz jej się przypatrywał, że ustalał, czy w ogóle była umarła… tak jak oni sami, i niewątpliwie nie poświęciłby jej ani chwili uwagi, gdyby spostrzegł, że była czymkolwiek innym.
W końcu schylił tylko głowę z szacunkiem… i było to całe powitanie, na jakie się zdobył. Ponownie uwagę zajął mu wspomniany Agvindur, chociaż nie odszedł od dwójki afterganger.
- Jesteście braćmi krwi… czyż nie? - zapytał Freyvinda, ewidentnie wertując własne wspomnienia, nie dostrzegając, nie widząc większości hali dookoła nich.
Uśmiechnęła się lekko na komplement, choć w oczach volvy błysnęło coś na komentarz o gościnie jarla.
- Nie mogłabym oczekiwać lepszej. - Stwierdziła spokojnie.
- Dobrze to słyszeć, prędzej Sköll i Hati połkną Sol i Maniego, niżby Agvindur uchybił w gościnie, wierze w to mocno. Choć drzemiący w nim gniew czasem może byc uciążliwy - uśmiechnął się półgębkiem. - Prawdą jest, że jesteśmy obaj synami w krwi Eyjolfa, potomka Canarla jakiemu Odyn dał niesmiertelność - odpowiedział Volundowi zerkając ledwie dostrzegalnie to na niego to na jarla. - Jeżeli to czyni nas braćmi w krwi, to tak jest, choć innego braterstwa nigdy żeśmy nie zawierali. Zdaje się… że jest w większym gniewie niż zazwyczaj, nie wiecie co mogło go weń wprawić? - spytał z ciekawością, lecz choć pytanie rzucone było do obojga to przekrzywiając lekko głowę z wciąż błądzącym lekkim uśmiechem na twarzy uważniej spojrzał na volvę jaka była tu dłużej.
- Gniew… kto dziś nie nosi go w sobie. - skomentował nieobecnie berserker z Toftlundu, równocześnie też odwracając głowę w pełni ku volvie… z niejasnych powodów, jak gdyby spojrzeniem wyzywając ją, by odpowiedziała na pytanie skalda; biorąc pod uwagę kim była… jak najdłużej cieszyła się gościną ich gospodarza.
Tym razem kobieta bez problemu wytrzymała spojrzenie Volunda, a na jej ustach ciągle błąkał leciutki uśmiech.
- Nie mi mówić o przyczynach gniewu jarla lecz gdy wszyscy przybędą z pewnością je poznacie.
- A więc jest jakaś przyczyna, ważka, że nie Ci o tym mówić piękna Pani. - Freyvind zastanowił się jakby wystarczyło mu potwierdzenie, że coś się wydarzyło. Nie drążył głębiej. Od przechodzącego sługi wziął róg pełen piwa i uniósł go w górę.
- Skál fyrir iarl af Ribe! - zakrzyknął śpiewnym głosem toast. - Niechaj nie na nas gniew swój trzyma - dodał ciszej, gdy zgromadzeni na sali ochoczo podjęli zawołanie. - Wielu z einherjar dziś tu będzie? - spytał przed upiciem długiego łyka piwa, rozanielony smakował napój od jakiego nie odwykł jak widać nawet gdy sensem egzystencji stały się z dawna… inne płyny.
- Jeszcze dwóch ma przybyć. - Odparła przyglądając się jak skald pije. - A Wasza podróż równie niespokojna była? - Pytanie swe wieszczka skierowała ku Volundowi.
- Nim odpowiem… wciąż nie znam twojego imienia, ani pozycji w halii jarla… pani.
- Elin, moja volva - wtrącił sam Agvindur zbliżając się do trójki nieumarłych, odprawiwszy Eggnira, z którym do tej pory ciche słowa wymieniał. - Pod mą ochroną przebywa od czasu dłuższego i zaufaniem mym cieszy się. - Brujah spojrzał dziko na Volunda jakby jedynie czekał na uchybienie. Widać po nim było, że afrontu nijakiego dzisiejszego wieczora nie zniesie. Stanał wysoki i przytłaczający koło kobiety, ramię w ramię.
Pogrobiec oderwał uwagę od kobiety, słuchając, czerpiąc każde słowo Agvindura z uwagą, po czym jak często czynił, skinął głową ze szczerym szacunkiem dla jarla… choć ewidentnie szacunek wobec volvy mógł był tylko spływać na nią z czci dla jarla, oprócz gościny i opieki - przynajmniej tak się zdawało z zachowania Gangrela, który nie czynił nic by prowokować gospodarza.
- Aby odpłacić ciekawości za uprzejmość, podróż ma była jak wszystkie pod księżycem, i o wiele mniej zwichrzona niż opuszczenie domeny Szalonego Jarla.
- Zatem nadzieję mam, że przez czas jakiś spokoju w mej halli doznasz. - Agvindur wtrącił nim Elin zdążyła usta otworzyć do odpowiedzi. - Jeśli czego wam trzeba - spojrzał na Volunda i Freyvinda - Thorze mówcie - wskazał przy tym niewielką, starszą kobietę stojącą z boku i obserwujacą wszystko. - Ona doglądnie potrzeb. Jeśli polować chcesz - spojrzał na Volunda ponownie - to okolice spokojne. Acz tutaj, jak mniemam, znajdziecie dość by się posilić.
- Na kim się pożywiać zabraniasz? - spytał Frey jarla aby wykluczyć ewentualne późniejsze awantury.
- Młódka tutaj, Sigrun ją zwą, ma zostać nietkniętą. - jarl przeniósł swe spojrzenie na skalda. - Poznać ją łatwo, jasna jak Słońce. - lekki grymas mu usta wykrzywił ni to śmiechu ni to ironii.
- By przyziemnością pożywiania nie przerywać ci w niczym, jarlu - zaczął Volund, uprzejmie i miarowo - Zdałbym się k’woli tego na przewodnictwo znającej twą domenę i gościnę volvy… jeżeli rada by była po tej gestii. - dokończył dawny berserker, jak gdyby wobec manifestacji pełnej protekcji jarla nad kobietą załagodzić chciał wcześniejsze napięcie; wzrok jego również zelżał, jak niedźwiedź, który przerwał wypatrywanie intruza w środku zimy i znowu poczuł wezwanie do długiego snu.
Tym razem to jarl swe spojrzenie Elin oddał we władanie, wolno głową skłaniając. Freyvinda na bok nieco odciągnął, Volunda i volvę zostawiając w pokoju.

Elin, Volund
Wieszczka skinęła lekko głową Agvindurowi i zwróciła się ku Gangrelowi.

- Czegóż ciekawi najbardziej jesteście? - Zapytała.
Volund objął wzrokiem olbrzymią gościnną salę halli Agvindura. Długo wpatrywał się w pomiesczenie i wzrok jego leniwie prześlizgiwał się po hird, niewolnikach; trofeach i ozdobach z których wiele było spoza kraju Danów...
- Wielkim jest jarl zdobywcą, prawda? - spytał cicho, w sposób nieco jak gdyby nie usłyszał ostatniego pytania volvy, za to myśli jego skrupulatnie układały obraz o ich gospodarzu.
- Co rok na viking hird rusza. - Odparła. - W kraju Franków jarl nawet bywał. - Potwierdziła jego słowa jakby mniej opanowanym głosem niż wcześniej. Gangrelowi zdawać się mogło, że wychwycił w tonie głosu kobiety głęboką pogardę do Agvindura.
- A ty z nim, zgaduję. - bardziej stwierdził Volund, aniżeli zapytał. Podszedł swoim powolnym, niedźwiedzim krokiem do jednej ze ścian, którą zdobiły futra, dzieła i dobra z sukna szyte i tarcze wojowników różnych ludów, z różnych krain.
- Beze mnie, na miejscu potrzebna byłam.
Na to stwierdzenie Pogrobiec obejrzał się tylko ku volvie, patrząc na nią pytająco, zaintrygowany.
W tym właśnie momencie, gdy oczy Volunda, pozbawione całuna zagorzałości i determinacji napotkały jej wzrok jak po prostu dwojga rozmówców w halli, w noc thingu; jak gdyby przyrodzona im śmierć nie dzieliła ich od reszty zebranych, a dawny berserker nie obdarowywał volvy… niechęcią? Pogardą? To były rzeczy około jego spojrzenia dotychczas, pobliskie, lecz nie dokładnie takie, a teraz i przez nie przejrzała, Widząc w palisanderowych źrenicach skryty kalejdoskop barw, z których jedne skrywały kolejne, które skrywały kolejne… Jak w onirycznej świadomości spod przelewających się purpury i bursztynu, widocznych z zewnątrz nawet dla nie obdarzonych Widzeniem i przezierających aż do rdzenia mężczyzny przezierały widocznie brąz i jasny błękit, ale towarzyszyła im niedostrzeżona ówcześnie lawenda, której nie korzenie sięgały do wnętrza, ale która pięła się zeń, będąc inherentna… podczas gdy dwie towarzyszące jej barwy, jawiące spokój i zgorzknienie jej rozmówcy były… jak ochra nałożona przez garncarza. Z zewnątrz, lub z doświadczeń; jak inny kolor, który zmienił się od promieni goręjącego słońca, rdzy czasu czy sparzenia ogniem.
Ukrywały one sztywny, nieruchomy, prawie niewidoczny pod mieszanką purpury i bursztynu wzór, który się nie zmieniał...
Zawiły wzór z zieleni promieniejącej jak gdyby prosto ku Agvindurowi, i czerni ukrytej przed obecnymi… wstrzymywanej wobec wszystkich obecnych, zarezerwowanej dla kogoś specjalnego, kto był daleko stąd, czerni śniącej zimowym snem… Tak jak zieleń, oszronionej po pewnym czasie jak gdyby głębokim, przepastnym srebrem, jak lustro, w które można było spojrzeć i się w nie zapaść, w bezdenną pustkę innego, zapomnianego świata, które mogłoby łatwo pochłonąć wszystkie inne kolory.
Nie działo się tak, albowiem srebrny pigment mógł stanowić trwały kolor, tylko namalowany na zbliżonej barwie. Pod spodem tego starannie skrywanego kolażu jak portret namalowany na portrecie namalowany na innym portrecie, zawsze tej samej osoby; podłoże dla srebra stanowiła szarość. Nie była bezdenna; nie była pustką - była kamieniem, który istniał od wielu lat, i którego - gdyby ktokolwiek mógł spojrzeć we własne emocje i je rozumieć - widząc wszystko inne, właściciel by i tak nie widział… nie przyznał się doń.
Równym sekretem dla rozmówcy volvy byłoby zapewne również coś co dojrzała, i w co mogła by nie uwierzyć, coś zaszytego równie głęboko jak szarość i niknącego wobec jej solidności, tak jak szarość skrytego pod wszystkimi innymi barwami. Gdzieś głęboko, serce mężczyzny było w ledwie żywej - z trudem przebijającej się jak podarowany volvie przez Słoneczko przebiśnieg - żółci.

Nie widziała tego zrazu, lecz teraz wiedziała, że było to od pierwszego razu jak ujrzała Volunda. Pozostawało jak delikatna równowaga pasji, namiętności i uczuć stanowiąca osobę…
Bardziej rychłe emocje pozostawiały jedynie ślad, spływając ze źrenicy jak krople deszczu spływać mogą z posągu - coraz niżej i mniej widoczne, lecz trzymając się dłużej niż powinny. Były to świeże, rychłe odczucia, związane głównie z rozmową z Freyvindem… i nią samą. Jak jarzenie się i promienie dochodzące zza horyzontu nim słońce wzejdzie, dogasała mieszanka jarzącej jasnej zieleni, mieszającej się ze wspomnieniem czerwieni i teraz patrząc na niego wciąż je widziała, nie mając wątpliwości co je przywołuje w duchu dawnego berserkera w służbie sadystycznego i obdarowanego Widzeniem władcy Toftund, Szalonego Jarla…
A jednak… z jakichś przyczyn z tę parą walczyła równie ulotna, łagodniejsza acz promieniejąca bardziej z głębi jaskrawa zorza kolorów różanego i różowego, jeden ledwie odróżnialny od drugiego…
Elin zamarła wpatrzona w feerię barw dookoła Volunda zapominając o całym świecie wokół. W końcu zamrugała lekko wracając do rzeczywistości, a w spojrzeniu jej zagościł delikatny smutek. Przed Pogrobcem stała teraz młoda dziewczyna, a nie pewna siebie kobieta jeszcze sprzed chwilii.
- Cośli ci dolega… Elin? - ponownie odezwał się dawny berserker, chwilę przypominając sobie słyszane moment temu imię. Jego wzrok był tak samo srogi... jednak w barwach widzialnych tylko dla volvy zamigotały i jaskrawa zieleń, i róż… odżywając na chwilę.
- Wybaczcie, zamyśliłam o odległych wyprawach. - Odparła łagodnym tonem.
- Wieleś widziała, poza tym pięknym krajem? - widząc to, również załagodniał, nie powracając już do zdobyczy Agvindura z wypraw hirdu jarla.
- Z Północy, zza morza przybyłam. Widziałam sporo, choć nie były to łagodne kraje. A Wyście daleko wyruszali?
Jak nagle volva wypowiedziała swoje słowa, Volund uśmiechnął się cierpko… a na przekór temu odcień współczucia zwyciężył z zielenią, delikatnie opływając kalejdoskop.
- Niełatwy jest los podróżnych, z dala od rodzimych ziem. - powiedział tylko, choć dla Widzącej oczywistym było, że lakoniczne stwierdzenie małomównego wojownika o reputacji potwora to najwięcej, na ile mógł się zdobyć z wyrazami… współczucia.
- Sam nigdy nie chciałem opuszczać rodzimej ziemi… ale zawitałem do kraju Germanów… i jeszcze… - zawahał się; oczy jego wskazywały, że myślami był daleko stąd.
Czekała cierpliwie nie chcąc przerywać mężczyźnie.
Ten zmarszczył na chwilę brwi, ale twarz jego znowu była pozbawiona wyrazu, gdy jak gdyby ponownie zdał sobie sprawę, że rozmawia z volvą.
- Powiedzli, do czego potrzebnaś była, gdy jarl w wiking się udawał?
- Jarl podał powody, choć nie musiał. - Skinęła lekko głową. - Uznałam je.
- A powody te pomiędzy was dwoje. - odwdzięczył się tym samym gestem Pogrobiec, szanując prywatność volvy i nie ciągnąc tematu.
- Wybacz moje nieokrzesanie, którym cię powitałem. Minęło wiele czasu, odkąd dane mi było mówić z kimkolwiek, czyje myśli czym innym niż krwawe… - jak gdyby znowu zaczął przejmować kontrolę nad swoimi emocjami, lazurowy błękit przybrał na wyrazie - A na jedynego Widzącego, którego znałem, dar ten sprowadził obłęd…
- Dary Bogów kosztują… - Stwierdziła spokojnie. - Nie wszyscy umieją radzić sobie z tym co niosą. Nie chowam urazy, choć zaskoczonam byłam. - Dodała z nieśmiałym uśmiechem.
- Jestli nie byłoby przedwczesną prośbą… rzekłabyś szczerze. - Pogrobiec wyglądał, jak gdyby już chciał się oddalić… lecz w ostatniej chwili za stosowne coś jeszcze poruszyć - Jarl. Godny jest by służyć mu, w twoich oczach?
- Godny. - Rzekła kiwając głową pewnie. - Nad gniewem zapanować potrafi. - Dodała ciszej jakby wracając do wcześniej wypowiedzianych przez Freyvinda słów.

I znikąd znowu bladoskóry afterganger był jak gdyby w łunie równie bladej zieleni, a choć ani jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął, nagle nie przyglądał jej się z łagodnością, ale jak obserwujące zwierzę; drapieżca.
- Rzecz tak bo w to wierzysz…? - zapytał. Jak gdyby miał ominąć ją i iść dalej, ale zatrzymał się obok kobiety po drodze, niekomfortowo blisko, mówiąc ściszonym głosem - Czy mówisz tak… z innych względów? - zapytał, patrząc intensywnie prosto w oczy.
Może nie tyle nie wierzył w godność Agvindura jako jarla, lecz nie wierzył jej słowom… tyle było oczywiste….
Cofnęła się przestraszona i wyraźnie zaskoczona.
- Wierzę. - Odparła wzrokiem jednak nie uciekając, a podejmując wyzwanie. Jakby liczyła, iż odnajdzie w jej oczach prawdę.
Kątem oka postać jarla zbliżającą się przez tłum zobaczyła. Rękę uniósł w geście przyzwania.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline