Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2016, 18:57   #2
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Brunetka westchnęła głośno.
- Znowu? - mruknęła do Kryśki - Ratunku…
Wstała niechętnie, zabierając swój plecak. Liczyła, że wizyta u Wodnickiej się przeciągnie i nie będzie musiała wracać już do klasy. Poczłapała do drzwi, wciąż w duchu marząc o papierosie i zastanawiając się o co będą pytać policjanci.
Zastanawiała się też co stało się z Danielem i jego duchem.
Korytarz szkoły był wymarły. Mijając zamknięte drzwi sal lekcyjnych słychać było przytłumione dźwięki, ale stanowiły część jakby innego, obcego świata. Tylko jeden dźwięk, nienaturalnie głośny, odpowiadał odgłosowi butów na drewnianej, skrzypiącej klepce po której szła Ania. Było to cykanie zegara, który stał przy sekretariacie, w przepastnym holu.

Gmach liceum Powstańców pamiętał jeszcze czasy carskie, służył wtedy za szpital, prywatna fundacja arystokratów. Na szkołę powszechną zmieniono go dopiero pod koniec międzywojnia, by Niemcy przystosowali go ponownie do przyjmowania rannych z Frontu Wschodniego w 1943. Dlatego przetrwał Powstanie i wyburzanie Warszawy. Był to stary budynek, który w swych ścianach widział wiele bólu i cierpienia. Ciekawe, czy ten zegar był równie stary? Czy zawsze tak głośno cykał? To było piętro niżej…
Zawsze, ilekroć przechodziła koło niego w głowie jej rozbrzmiewała aria Skołuby ze Strasznego Dworu.
I za każdym razem miała ochotę zażyć tabaki…za każdym razem obiecywała też w duchu opowiedzieć o zegarze dziadkowi Gienkowi.

Lekko zeszła po schodach. Odgłos jej kroków niósł się echem po klatce schodowej, jak gdyby nie tylko jedna osoba szła, ale cała grupa… Wyobraźnia potrafiła spłatać niejednego figla w tych starych murach.
Anka obejrzała się dwa-trzy razy przez ramię. Z nawyku, bo przecież nie ze strachu, pff! W końcu była w tej szkole od jakiegoś czasu już… Odepchnęła od siebie zmyślone wizje i ruszyła dalej.
Kiedy doszła do holu na parterze, właśnie dochodziło w pół do drugiej. To był jeden z tych zegarów, który co kwadrans przypominał o swoim istnieniu głośnym biciem. Otworzyła drzwi opatrzone napisem “Sekretariat”.

Dyrektor Wodnicka została zdetronizowana, musiała siedzieć przy biurku w sekretariacie. Za otwartymi drzwiami do jej gabinetu siedziało dwoje policjantów w mundurach oraz starszy mężczyzna w cywilnym ubraniu. To właśnie cywil przykuwał największą uwagę. Przechadzał się swobodnie, niespiesznie po gabinecie. Zapalił papierosa, nie przejmując się zupełnie pełnymi potępienia spojrzeniami sekretarki.

- Se potem wywietrzycie - mruknął. Kiedy Anka weszła do sekretariatu, zmierzył ją uważnym, chłodnym spojrzeniem. - Usiądź. Papierosa? - zaproponował dziewczynie. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować wcięła się Wodnicka.
- Chyba nie proponuje pan uczennicy papierosa w moim gabinecie?! - zapytała oburzona dyrektorka. - To placówka oświaty! Tu nie można palić!
- Chyba właśnie zaproponowałem.
- odparł obojętnie starszy mężczyzna, zamykając drzwi gabinetu, czym nieco zapunktował u nastolatki. Skierował wzrok na Ankę. - Nazywam się Kosecki, to jest nadkomisarz Wierzejska i starszy aspirant Wasik. Jak się nazywasz? Ile masz lat? W której jesteś klasie? Znałaś Damiana?

Na biurku leżało kilkanaście przedmiotów w woreczkach strunowych. Uwagę Anki przyciągnęły przede wszystkim telefon, zegarek na rękę i przemoczony notatnik. Prawdopodobnie należały do Damiana. Bliżej policjantki rozłożono kilkanaście zdjęć. Chyba pochodziły z autopsji, tłem było posiniałe, wzdęte ciało. Na fotografiach przedstawiono jak gdyby wypalone ślady po palcach i chyba pazurach.

- A jaki jest pana stopień? - spytała z niewinnym uśmiechem nastolatki (swoją drogą zastanawiała się jak długo jeszcze będzie mogła go wykorzystywać) i sięgnęła po oferowanego jej parę sekund wcześniej papierosa. Zupełnie nie zwróciła uwagi na pytania Koseckiego. Za to spojrzenie uciekło jej do zdjęcia ze śladami po palcach i ...pazurach na odętym ciele. Dłoń dziewczyny zamarła na chwilę. Zamiast usiąść i grzecznie odpowiadać na pytania sięgnęła po właśnie to zdjęcie.
-Przed weryfikacją miałem stopień majora - odparł Kosecki, zupełnie niezrażony zachowaniem Anki. Usłużnie włączył zapalniczkę, zapalił papierosa dziewczynie i sobie kolejnego.- Widziałaś takie pazurki wcześniej? - kontynuował. - Przeżyłaś jakąś rodzinną tragedię?
Anka w końcu zaciągnęła się długo oczekiwaną fajką. Przez unoszący się dym tytoniowy spojrzała to na majora to na zdjęcie to na pozostałą dwójkę.
- Nie i nie. - odpowiedziała koncentrując się by sięgnąć ku myślom Koseckiego i nie mając zamiaru opowiadać się mu ze swoich rodzinnych tragedii bądź ich braku.

Cytat:
Sięgając do myśli Koseckiego nagle znalazła się w innym pomieszczeniu. Pokój ten, obdrapany i brudny, nie miał żadnych okien. Jedynym źródłem światła była żółta, niemal pomarańczowa żarówka zwisająca z sufitu, jakieś półtora metra wyżej. W pokoju stał stół, do stołu przykuto kajdankami dziewczynę mniej więcej w wieku Anki. Trzy stołki i kaloryfer stanowiły resztę wyposażenia pokoju. Po kiepsko dobranym, niemodnym ubraniu przykutej poznała, że musiało być to stare wspomnienie. Dziewczyna miała podbite oko, była blada i ręce jej drżały, patrzyła jednak hardo dwóm mężczyznom, którzy byli z nią w pokoju. Jednym z nich był ubrany w garnitur Kosecki, młodszy o jakieś 30 lat. Anka była w jego wspomnieniu, więc zapewne w rzeczywistości nie wyglądał równie dobrze - przeszłość zawsze wspominamy lepszą niż była. Drugiego mężczyznę można było nazwać tylko drabem, miał na sobie tylko bawełnianą podkoszulkę - żonobijkę, kontrastującą z mundurowymi spodniami.
- Natka, nie wygłupiaj się - Kosecki uśmiechnął się uprzejmie do przesłuchiwanej dziewczyny. - Łyżeczki se kurwa powyginasz, będziesz nie patrząc od koleżanki ściągać na maturze, zmienisz se siłą woli kolor włosów, ja mam to w dupie. Możesz sobie być takim dziwadłem, jakim sobie kurwa wymarzysz. Ja chcę tylko adresu. Powiesz mi adres i już sobie wyjdziesz razem ze swoim chłoptasiem. No, Natka?

Dziewczyna dalej patrzyła na niego hardo. Nieoczekiwanie tak mocno dostała w twarz od drugiego draba, że prawię przewróciła stół. Łapiąc spazmatycznie powietrze, zagryzła wargi tak mocno, by nie krzyknąć, że poleciała stróżka krwi. Patrzyła na Koseckiego wzrokiem rozwścieczonego bazyliszka. Major uśmiechał się dalej.
- Twarda jesteś dziewucha. Do Virtuti Militari cię przedstawię. Breżniew dostał to i ty dostaniesz. Ale może twojemu chłoptasiowi pała zmięknie, co? Przemyka kojarzysz? Też wierszyki pisał - chuchnął jej w twarz papierosowym dymem. - Jego matka przynajmniej mogła potem go zidentyfikować i pochować. Szczęściara - wystudiowanym, powolnym ruchem zaczął gasić zapalonego papierosa o jej policzek.
Identycznym ruchem zgasił papierosa o otwarty futerał na pióro wieczne na biurku Wodnickiej.

- Smakuje papierosek? - spytał przyjaźnie.
Wtedy zdała sobie sprawę, że rzeczywiście, coś z tym papierosem jest nie tak. Najpierw myślała, że to kwestia jakiegoś innego tytoniu, ale ten gorzki posmak… Naszprycował go czymś?
- Ujdzie, to jakaś własna recepturą na tytoniową mieszankę? - odparła równie przyjaźnie starając się otrząsnąć po walnięciu wizją z przeszłości. - A wracając do pytań to Damiana nie znałam. Tyle o ile z widzenia, ze szkoły. Podobno się zabił, ale te zdjęcia raczej świadczą o czymś innym? - spojrzała na starszego mężczyznę. - Jakaś broń? Wygląda jak Wolverine…

- Widzisz, lalka? - Kosecki roześmiał się do nadkomisarz, która najeżyła się wyraźnie. - Nawet licealistka widzi, że to ślady po czymś. Według naszych kochanych służb, moja droga, to są wybroczyny. Położył się nagi na torach, alergiczna reakcja na jakieś świństwo, potem się ubrał i skoczył z mostu. Fajnie, nie?

Przyglądając się zdjęciom, Anka zwróciła uwagę jeszcze na jeden szczegół - coś, co wyglądało na piasek. Przyjrzała się przedmiotom leżącym w woreczkach strunowych na biurku dyrektorki. Tam też coś takiego było. To chyba siarka. A jeśli siarka, to pewnie były to jakieś demony. Nie żeby to było specjalnie odkrywcze…
- Wolałabym, komisarzu Kosecki - Wierzejska z pewnym naciskiem zaakcentowała stopień po weryfikacji - żebyś nie dzielił się z przesłuchiwaną teoriami, by nas zdyskredytować - zwróciła się do Anki. - Czekamy na wyniki pewnych badań, by potwierdzić źródło tych obrażeń. Nie są to pierwsze takie zjawiska, jakie widzimy. Sporo obrażeń może rozbudzić wyobraźnię i kojarzyć się z dosyć… - szukała słowa - spektakularnymi wyjaśnieniami.
Kosecki parsknął śmiechem.
- Wyszczekane, uładzone, a gówno wie tak naprawdę - mruknął. - Ale chyba nie usłyszałem twojego imienia, dziewczyno.

Anka obserwowała scenkę odgrywającą się przed jej oczami, zastanawiając się jak bardzo Wierzejska nie znosi Koseckiego i dlaczego ta dwójka została wrzucona do jednego wora.
- Anka…- mruknęła zawieszając dłoń z dziwnym papierosem w powietrzu.
- Aniu, zatem tak, wracając do twojego pytania… Tak, to jest dosyć szczególny papieros. Na początku myślałem, żeby dorzucić tam opium, przynajmniej byłby to najczystszy towar, jaki w życiu brałaś, w przeciwieństwie od tego gówna z trocinami i Dosią, które wciskają wam na boiskach. Nie takie rzeczy robiłem, by pobudzić mózgownice do działania - uśmiechnął się promiennie, wyłamując sobie palce, aż trzasnęły niepokojąco.- Ale nie tym razem. Widzisz, to jest jeden z papierosów Damiana. Podobno przedmioty należące do zmarłego potrafią zbudować więź, a co dopiero, jeśli je sobie wdmuchasz w płuca… Poczekamy chwilę i zobaczymy, co nam będziesz potrafiła powiedzieć.
- Komisarzu, użył pan dowodów w sprawie, by wesprzeć swoją nawiedzoną teorię? -
Wierzejska już nawet nie była zła, po prostu patrzyła na Koseckiego jak na wariata. - Kim w ogóle jest ta dziewczyna i po co tu przyszła?
- A to też jest ciekawe. Aniu, czemu przyszłaś do tego gabinetu?
- Na wezwanie zastępcy dyrektorki.
- wzruszyła ramionami brunetka - Przerwała zajęcia angielskiego i kazała mi się stawić tutaj. I nie bardzo rozumiem, o co chodzi z budowaniem więzi ze zmarłym? Co to za jakieś wampiro-emo-gotyckie wymysły? - wydęła usta spoglądając tym razem na Wierzejską, a potem na fajka. - Mam to oddać?
- Tak
- powiedziała kategorycznie Wierzejska, wyciągając rękę.
- Nie - powiedział w tym samym czasie Kosecki, stając tak, by zagrodzić sobą wyjście z gabinetu. Czernik pokręciła głową jakby naśladowała grę ping-ponga i w końcu oddała fajka policjantce. Kosecki parsknął znowu, kręcąc głową.
- Widzi pani, nadkomisarz Wierzejska? - syknął. - Jaka sprytna dziewczynka? Ona o niczym nie wie, nic nie widzi. Was by nabrała.
- Kończmy już tę farsę…

Dziewczyna zaczęła się podnosić, gdy upierdliwiec znowu zaczął swoją przemowę:
- Za chwilę. Bo widzisz, Aniu, nikt po ciebie nie przychodził, nikt nie przerywał zajęć, by cię tu wypuścić - uśmiechnął się złośliwie. - Trochę pomajstrowałem przy waszym zegarze. Działa to jak rodzaj przywołania wszystkiego, co jest parapsychicznie aktywne i na tyle nieopierzone, by się nie zorientować, że to blaga. Przyjrzyj się zatem tym przedmiotom. Czujesz coś? Możesz coś o nich powiedzieć?
Anka zakładała właśnie ramiona na piersi i otwierała usta by odpowiedzieć mu co myśli o jego pułapce gdy zaczął dzwonić telefon, znajdujący się w jednym ze strunowych woreczków. Telefon Damiana. Wibrował i dzwonił głównym motywem “Piratów z Karaibów”. Nie byłoby to może takie dziwne, gdyby nie to, że bateria telefonu leżała w woreczku obok.
- A to jak wyjaśnicie? - spytała patrząc kolejno na zebranych w gabinecie. - Kolejna sztuczka? I co to za dziwne śledztwo? - rzuciła wzrokiem na Wierzejską - Grozi coś komuś? Grozi coś mnie? Domagam się wyjaśnień, skoro nie jestem ani podejrzaną ani świadkiem?
Zacięte usta, lekki rumieniec wypływający na policzki i szyję były świadectwem narastającej irytacji policjantki. Czernik w zasadzie sama nie była pewna czemu nie chce pomóc akurat tej trójce - może przez wspominki Koseckiego? - i czemu rosnące rozdrażnienie nadkomisarz sprawiło jej lekką frajdę. Policjantka podniosła się również ze swojego miejsca i ruszyła w kierunku drzwi. Ewidentnie natarczywa obrona “rozbrykanej nastolatki” działała jak w większości wypadków - irytacją, ciężką.
- Na razie tylko rozmawiamy, nic więcej - rzuciła Wierzejska, siląc się na spokój. - Twój kolega z klasy zginął. Jeśli to nie samobójstwo, to musimy się czegoś dowiedzieć, mieć jakiś punkt zaczepienia. Wparowałaś do tego gabinetu bez zaproszenia, a teraz zachowujesz się tak, jak byśmy cię tutaj trzymali siłą.
- Pan Kosecki sam właśnie przyznał, że mnie tutaj ściągnął w jakiś dziwny i podejrzany sposób. Mam całą grupę uczniów jako świadków, że nauczyciel mnie wywołał do odwiedzin gabinetu tutaj.
- Zdziwisz się, co ci powiedzą
- mruknął Kosecki.
- I raz kolejny pan Kosecki stoi zastawiając drzwi. Jakby pani to wszystko odczytała? Zaproszenie do królowej angielskiej na herbatkę? Czy może trójka funkcjonariuszy nadużywających władzy w liceum i oferujących opium nastolatce bez opiekuna prawnego?
- Dziewczyno, nikt ci tu nie podał żadnej substancji psychoaktywnej, nikt cię tu nie zaprosił i nikt nie przekroczył swoich uprawnień
- warknęła Wierzejska. Telefon dzwonił i wibrował przez cały czas, ale chyba nikt poza Anką tego nie dostrzegał. - Kiedyś cię jakiś nadgorliwiec potraktuje zgodnie z uprawnieniami policji, posiedzisz sobie dwa-cztery i przestaniesz być tak roszczeniowa.
Anka w czasie wypowiedzi przybrała minę znudzonej dziewczynki, która chętniej sprawdziłaby swój telefon niż stała tutaj. Wiedziała z doświadczenia, że martwota i bezdenny brak zainteresowania okazywany, gdy ktoś się piekli, działa najczęściej jak płachta na byka. Kątem oka próbowała dostrzec numer przychodzący połączenia.
- Kosecki, możemy kończyć tę farsę? - zwróciła się do starszego mężczyzny. Usłużnie przesunął się kilka kroków. - Jakbyś coś sobie przypomniała to jest tu moja wizytówka - niechętnie dodała nadkomisarz.
- Ja, jeśli będzie trzeba, sam cię znajdę
- mrugnął okiem Kosecki.
Anka wróciła do poprzednio zajmowanego miejsca po swój plecak. Z tej pozycji sprawdziła raz jeszcze numer na telefonie. Zmiana pozycji ułatwiła sprawę. Anka grzebała się przez chwilę podnosząc kilka razy ramię plecaka powtarzając w myślach wyświetlony numer. Gdy była pewna, że nie pomiesza cyfr, zarzuciła plecak na ramię i opuściła gabinet, po drodze zgarniając wizytówkę policjantki.
 
corax jest offline