Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2016, 22:34   #10
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jacob widząc co będzie się działo natychmiast skrył się przy ścianie, by napastnicy go nie widzieli. Załadował kuszę pneumatyczną i klasyczną, a następnie przyjrzał się dokładniej przekazanej mu broni w poszukiwaniu ruchomych elementów. Musiała być jakaś analogia względem pistoletów klasycznych.

Jacob był dobrym strzelcem, lecz nie mógł się poszczycić biegłością w rusznikarstwie. A już szczególnie w przypadku prototypowych broni. Na próbę przełączył parę małych wihajstrów na kolbie, przesunął zielony zbiorniczek. Kiedy jednak tylko przyłożył palec do spustu, pistolet zawibrował jakby dając znać o przeciążeniu.

Gdy zabójcy weszli na pokład Cooper czekał kucając nisko z kuszą pneumatyczną w ręku. Natychmiast również założył, iż są zaimplantowani. Mocno zaimplantowani. Zachowywali się zbyt pewnie. Rzeczywiście, poruszali się jak gdyby tylko muskali pokrytą sadzą podłogę. Teraz ponadto zauważył że ich cera jest nienaturalnie blada.

Nie poruszył się. Nawet nie drgnął, by nie wydać żadnego dźwięku. Nie był pewien w jaki sposób zabójcy wykrywają położenie przeciwnika. Czekał w bezruchu aż zobaczy ich plecy. Wtedy wzniesie kuszę względnie powoli, by nie zostać wykrytym, wyceluje i strzeli w tył głowy korzystając z krótkiej chwili, w której znieruchomieją do strzału lub przynajmniej nadal będą poruszać się wolno. Nie spieszył się. Strzał musiał być bezbłędny. Musiał zabić pierwszym strzałem, by Samantha mogła skupić się w pełni na jednym oponencie, a to z całą pewnością nie byli jedyni zabójcy na pokładzie sterowca.

Na ułamek sekundy wstrzymał oddech. Mógł mieć tylko nadzieję, że oponenci rzeczywiście go pominęli, a nie tylko udają.
Strzał był diablo dobry i szybki. Tak samo jak jego cel. Bełt pomknął w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stał asasyn. Tamten zdążył błyskawicznie uskoczyć. Ostatecznie pocisk rozdarł mu koszulę i zaznaczył się krwawą raną. Implant musiał uśmierzyć ból, bowiem nie wytrąciło to nic ze zręczności nieprzyjaciela. Mężczyzna wyciągnął jeden z pistoletów i skierował go na Jacoba. Szczęściem Cooper jako ten atakujący pierwszy, miał teraz przynajmniej dwie sekundy na reakcję.

Ponieważ Cooper odwrócił uwagę jednego z nieproszonych gości, Samantha wykorzystała okazję i tuż po nim wycelowała w tą samą osobę ze swojej spluwy i strzeliła. Wciąż wolała mieć rapier w pogotowiu, w razie gdyby dystans między nią a napastnikami się zmniejszył, dlatego też wolała nie używać dwóch spluw na raz.
Jacob skutecznie zbił z pantyłku jednego z wrogów. Ów zwyczajnie nie zdążył zareagować po swoim odskoku. Lufa pirackiej broni skierowała się w stronę jego klatki piersiowej. Chwilę potem całe pomieszczenie wypełnił kolejny huk oraz zapach prochu.

Wróg trzymał się za krwawiącą ranę na swojej klatce piersiowej. Rzęził paskudnie, ale wciąż stał pionowo. Coś przy jego udzie zabłysnęło parę razy, żeby odezwać elektronicznym tonem. Wyglądało na to, że to moduł miał go sztucznie podtrzymywać przy ulatującym już życiu. Z okablowanymi skurwysynami tak było. Szło im odrąbać kończyny i wywiercić dziurę w mózgu, zaś ci uznawali to za prowokujące szturchnięcie. Trudno było powiedzieć czy miarkował ostatni w swoim życiu atak lub miał zwyczajnie paść.

Zabójczyni zdawała się nie być przejęta tym widokiem. Podniosła wreszcie wzrok, ukazując lazurowe, zimne oczy. Dwa rewolwery wymierzyła to w chowającego się Jacoba, to w Samanthę.
Jacob natychmiast schował się za swoją osłonę, zmienił kuszę i wyciągnął sztylet z trucizną. Uniknąć bełtu? Jak w bajkach o nadludzko szybkich zabójcach potworów. Takiej prędkości nie był w stanie osiągnąć żaden człowiek.

Słyszał o mistrzach sztuk walk, którzy przy odpowiednim dystansie potrafili, widząc przeciwnika i moment wystrzelenia, uniknąć lub odbić strzałę w locie. Może, ale to może udałoby się Starrowi powtórzyć ten wyczyn.
Słyszał o jednym, który potrafił ją złapać. Ledwie. Strzałę, bo bełtu, z racji większej prędkości, nie byli w stanie nawet uniknąć. Oto granica ludzkich możliwości.
Ten tutaj na krótkim dystansie, nie widząc przeciwnika i nie znając momentu wystrzału uniknął bełtu, jakby uchylał się przed rzuconą od niechcenia piłką. Facet był ponad cztery razy szybszy od cwałującego konia. Podobno na Serpens żyje kot potrafiący biegać na krótkich odległościach z prędkością dwukrotnie większą od najniższej prędkości cwału końskiego. Zabójca Black Cross był z górką dwa razy szybszy od tego drapieżnego kota. Tego Jacob się nie spodziewał.

Jak walczyć z taką osobą? Oto pytanie, na które musiał znaleźć odpowiedź natychmiast.

Z szybkością było jak z monetą. Miała dwie strony. Pierwsza to szybkość mięśniowa składająca się z odruchów bezwarunkowych, zaś druga to szybkość umysłu. Nawet u niezaimplantowanych zabójców odruch jest bardzo silny i mogło się zdarzyć tak, iż ciało zareaguje nim mózg zda sobie sprawę z tego, co się dzieje. Takie działania ratują lub zabierają życia. U zaimplantowanych reakcja ta mogła być jeszcze silniejsza.
W myślach, z pamięci odtwarzał szczegóły otoczenia, gdy usłyszał huk wystrzału. Nie widział śladu przy sobie ani nie słyszał jak kula trafia blisko niego - nie strzelał zabójca, tylko Samantha lub zabójczyni. Słyszał rzężenie i elektroniczne odgłosy - to był pistolet Kidd. Gorzej, że o ile pamiętał piratka trzymała tylko jeden, zaś zabójcy mieli po dwa.

Jacob miał pomysł. Zmienić ich siłę w największą słabość. Wykorzystać szybszą reakcję odruchową niż myślową.
Zamiast broni chwycił dwie większe szczapy, jakie miał pod ręką i zamknął oczy. Nie pomogą mu teraz. Zobaczył wszystko od innej perspektywy. Wyszedł na środek zapamiętanego pomieszczenia i przyjrzał się zamrożonej w czasie sytuacji. Ocenił pozycję i odległość.
Jeden kawałek drewna wypchnął gwałtownie na wysokości na której się znajdował. Nawet jeśli nikt w niego nie celował, to szybkie poruszenie mogło wywołać reakcję odruchową w postaci strzału w danym kierunku. Starr nie miał najmniejszej wątpliwości, że zbiry Black Cross trafią za pierwszym razem. Dlatego wolał nie eksperymentować na własnym ciele. Nie trzymał drewna mocno. Wiedział, że impet kuli wyrwie mu ją z ręki, dlatego był przygotowany do sięgnięcia zwolnioną ręką po kuszę. W moment po wystawieniu pierwszego fragmentu statku, prawie jednocześnie, z niewielkim tylko opóźnieniem zamierzał rzucić drugi kawałek tam, gdzie stali zabójcy. Możliwe, że skupi to ich uwagę, a może zmusi do uniku. Gdyby tak się stało on i Kidd utrzymaliby inicjatywę.

Gdy drugi kawałek poleci chwyci kuszę drugą ręką i po wychyleniu się tuż nad podłogą, na niespodziewanej wysokości, przez co chciał minimalizować ryzyko trafienia go, spojrzy na kształtującą się sytuację gotów do ewentualnego ponownego skrycia się.

Dwie wąskie szczapy prawie jednocześnie wyprysnęły z miejsca gdzie znajdował się historyk. Nie był pewien czy dobrze odmierzył trajektorię lotu. Zawsze jednak ufał swojej pamięci przestrzennej. Na chwilę przed swoją akcją zamknął oczy i wyobraził sobie zniszczony pokój raz jeszcze.
Noszący implanty przeciwnicy mogli posiadać swój nieziemski refleks. Ale na każdego był sposób. A czasem to właśnie najprostsze pomysły zdawały egzamin. Zupełnie jak wtedy, gdy odwrócił uwagę zabójcy na opuszczonej farmie za pomocą zwykłej koszuli.
Tutaj zastosował podobny trik. Ludzkie zmysły, nawet te zmodyfikowane najpierw dostrzegały ruch, dopiero potem klarowały co ów spowodował. Kiedy Jacob wyrzucił fragmenty drewna, rąbnął ciałem o ziemię aby wychylić się blisko podłogi.

Szybko ocenił sytuację. Raniony wciąż stał w swoim miejscu. Nie zdążył jeszcze zareagować, a może wciąż dochodził do siebie. Kobieta natomiast skierowała “przeznaczony” Cooperowi rewolwer w stronę jednej ze szczap. Trudno było o lepszą sytuację do wystrzału.

Tym razem miał więcej szczęścia. Bełt utkwił w ramieniu zabójczyni. Któryś nerw musiał zostać uszkodzony, bowiem jeden z pistoletów upadł jej na podłogę. Drugi natychmiast skierowała w jego stronę, ale do tego czasu Jacob zdążył schować się we wgłębieniu. Jego prosty trik aby zaatakować z trudnej do przewidzenia wysokości uratował mu życie. Pocisk ugodził w ścianę obok, wypryskując dziesiątkami drzazg.

Oczywiście osłabił wroga, acz z pewnością się go nie pozbył. Gdyby miał do czynienia ze zwykłym człowiekiem, atak spowodowałby mocny krwotok, wykluczając tym samym strzelca z walki. Wiedział jednak już, iż tutaj musiał grać na innych zasadach. O wiele trudniejszych i mniej przewidywalnych.
To było małe zwycięstwo, lecz mogło zostać gorzko opłacone. Samantha pozostała właśnie między młotem a kowadłem. Albo inaczej mówiąc między dwoma rannymi i rozjuszonymi oponentami.

Sytuacja była doskonała. Uśmiechnął się bardzo szeroko natychmiast zabierając się za ładowanie klasycznej kuszy.
Jeszcze raz przyjrzał się temu, co właśnie zobaczył. Nerw kobiety uszkodzony przez bełt eliminował jej jedną rękę, zaś błysk przy jej udzie połączony z elektronicznymi dźwiękami stanowił dla niego wręcz prezent.
Teraz najtrudniejsza część zadania stała przed Samanthą. Musiała obronić się przed dwoma zabójcami, ale musiała wytrzymać tylko chwilę. Miał kolejny pomysł. Po załadowaniu rzucił się na torbę, by wyciągnąć z niej globus.

- Padnij! - krzyknął rzucając kulę tak jak gotową do eksplozji bombę. Od dołu, sugerując jego obecną pozycję. Fałszywie. Stał.
Szach.
Wyuczone przez lata odruchy nie powinny zostać zmazane przez jednokrotne nabranie się na fortel. Choć szansa ponownego nabrania się na markowany atak nieco zmalała, to nadal prawdopodobieństwo było znaczne. Jeśli sztuczka się nie powiedzie, to oznaczać to będzie, iż przynajmniej częściowo stało się to przy udziale świadomości. To z kolei oznacza lekkie spowolnienie reakcji i odwrócenie choćby części uwagi zabójców. To natomiast powinno dać fory piratce.

Dziewczyna zanurkowała, dosłownie kłaniając się kulom. Jedna świsnęła jej tuż na duchem. Jednakże drugiej nie była fizycznie w stanie uniknąć. Samantha uderzyła na ziemię, czując przejmujący ból w barku. Chwilę potem nad walczącymi przeleciał okrągły obiekt. Tym razem oponenci praktycznie nie uznali jego obecności.

Podwójny blef. Na wszelki wypadek. Jacob kopnął kawałek drewna tuż przed wychyleniem się symulując ruch na dole. Tymczasem on wyłonił się na górze wsparty o ścianę dla równowagi. Dolna część ciała, na którą spodziewał się ewentualnego strzału pozostawała schowana.
Tym razem jednak celował nie w punkty witalne. Celował w implant mężczyzny.

Posypały się iskry. Bełt przebił moduł razem z całą nogą. Asasyn zatańczył jak w pijackim pląsie. Jego syk przerodził się w zduszony krzyk. Wreszcie upadł na deski po raz ostatni. Źrenice jego kompanionki poszerzyły się w obrazie nagłej determinacji. Skierowała swój rewolwer wprost w twarz leżącej przed nią Samanthy. Możliwe że zechciała ostrzec Starra przed dalszą brawurą. Albo obrać łatwiejszy teraz cel - trudno było teraz powiedzieć. Czas na chwilę zatrzymał się w oczekiwaniu na decyzje… lub pociągnięcie spustu.

Samantha zareagowała szybko. Dziewczyna wywinęła się jak piskorz, dokonując wślizgu między nogami oponentki. Wykonanie rapierem jakiegokolwiek manewru było z tej pozycji prawie niemożliwe. Ale nie dla osoby która chowała się z ostrzem w dłoni.
Klinga zafurkotała w powietrzu. W tym samym momencie nastąpił wystrzał, co uderzenie wywołujące mięsisty dźwięk. Zabójczyni utraciła całą rękę na wskutek chirurgicznego cięcia, zaraz przewracając się na plecy i wykrwawiając w konwulsjach. Niestety, Samantha miała niewiele mniej szczęścia. Zabłąkana kula ugodziła ją w brzuch. Poczuła w ustach charakterystyczny, metaliczny posmak. Z trudem dźwignęła się do półsiedzącej pozycji, ale nie była już w stanie powstać. Żyła, ale jej stan zaczynał robić się krytyczny.

- Szlag by to... - warknął wychodząc z ukrycia.

Dopadł do martwej kobiety, którą zaczął rozbierać z wprawą.
- Wiesz gdzie jest pracownia Jonasa? - zapytał gotów poinstruować odnośnie miejsca, w którym się znajduje.

Gdy zdjął koszulę nieboszczce natychmiast podał ją piratce.
- Z ogromną przyjemnością opatrzyłbym panią kapitan, ale oni z pewnością nie byli jedyni - mrugnął do niej przeszukując zmarłych.

Musiał dodatkowo zabrać globus, przebrać się w męskie ciuchy zabójcy i w drodze załadować kusze. Z pewnością było ich więcej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline