Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2016, 18:38   #9
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Praca wspólna

Akt 3 - podczas i po przemowie Agvindura


Gdy trwało przemówienie, większość Einherjar patrzyła na jarla, jak gdyby chłonąc każde słowo. Pogrobiec istotnie miał jarla objętego spojrzeniem, lecz to znowu świadczyło, iż myśli jego biegną daleko. Jak gdyby niemo parsknął na słowa o świątyni sług Chrystusa, nie skupiając się znowu na otaczającej go halli, milcząc jak poza wyjątkowymi chwilami przez cały thing, i nawet słowem się nie odezwał, gdy Gudrunn warknęła, a hala wypełniła się niepochlebnymi słowami związanymi z pleniącą się zarazą sług chrystusowych.

Wówczas jarl powiedział o Aros i Einarze i oczy Volunda, gorejąc jak płomienie samego słońca, szeroko otwarte w szoku, wbite były w jarla, gdy czerpał każde słowo jak umierający z pragnienia mógł usta chcieć zwilżyć pojedynczą znalezioną kroplą rosy w środku letniej suszy w południowych krajach. Jak zawsze po samych oczach zczytać można było z niego szok, niedowierzanie i gniew. Pogrobiec wstał, gdy jarl jeszcze kończył ostatnie pytanie do zebranych.

- Niemożliwe! - rzucił, dramatycznie, przez salę - By Aros bez słów i wieści przepaść miało z hird całym!

Zamknął i zacisnął silnie powieki, nim otworzył je znowu zmrużone, jak gdyby lepiej już panując nad sobą, jak gdyby prawie Bestia przez chwilę dychała mu do uszu. Przez chwilę afterganger wyglądał, jak gdyby stał u progu berserkergangu. Lecz to minęło.

- Jeśli ocalały hirdman nic rzecz nie może, jeszcze nocy gotów żem wyruszyć. - zapowiedział już na powrót spokojnie, tyle jarlowi, co wszystkim.

Elin z miejsca swego przy boku Agvindura słuchała słów jego uważnie. Na wieść pierwszą oczy ze złością mrużyła, a z ust cichy syk się wydobywał szczególnie gdy o budowie obcej świątyni w Ribe usłyszała. Kolejne słowa jarla sprawiły jednak, iż ze smutkiem i troską na niego spoglądać poczęła. Einar zabity… nie dziwota, iż złości w nim więcej ostatnio. Gniewem smutek zakrywa. Ona sama pewnikiem nawet wyobrazić sobie nie mogła, co czuć jarl musiał, tak silnie związany ze swym drużynnikiem.

- Wsparcie me takoż macie, jako zawsze zresztą. - Odparła prosto i szczerze, wstając zaraz po Volundzie, choć ubodło ją lekko iż Agvindur wcześniej nie przekazał jej tak ważnej informacji. Widocznie zbyt mało ciągle uczyniła, by większe zaufanie sobie zaskarbić.

Od strony Freyvinda znac było z początku jedynie martwą ciszę jaka przechodziła w narastający pomruk wściekłości. Zaczynał pogrążać się w boju z bestią, bo słowa Agvindura przywiodły go na skraj szału. Gniew rozlał się po jego obliczu, a ręka wampira odruchowo zacisnęła się na głowni miecza.

- Świątynie. Syna. Maryjnego. Budować!? - wycharczał. - Należałoby Eryka jak Haralda Kłaka przepędzić, a jak to robota jego doradców to powywieszać! - wściekłość na twarzy Freya jakby lekko tłumiła się choć nie wygasała do końca. Udało mu się zwyciężyć drzemiącą w nim bestię, lecz ręka kurczowo zaciśnięta na głowni drżała mu jeszcze lekko, a kurczowo zaciśnięte szczęki wskazywały jak ciężki bój toczył.
Swego gniewu jednak nie udało się powściągnąć Chlotchild, która na pierwsze słowa jarla wściekłością się uniosła, ławę z jadłem i napitkiem wywracając, wyjąc przeraźliwie i pianę z ust tocząc. Wywrzaskiwać zaczęła coś w mowie frankijskiej i z krzykiem z halli wybiegła, roztrącając gości i hirdmanów. Z każdym krokiem gniew z niej ulatywać się zdawał, w strach zamieniając się. Bjarki mruknąwszy coś pod nosem basem, ruszył za nią, spojrzeniem wzroku pana swego szukając przez chwilę. Wampir tylko kiwnął głową wielkiemu Duńczykowi. Nie dziwił się wzburzeniu i przerażeniu dziewczyny, gdy usłyszała, że czarne suknie próbują i tutaj…Po tym co jej zrobiono przerażenie jawiło się naturalnym odruchem. Zastanowił go tylko wybuch gniewu, może uczynił błąd pojąc ją krwią przed thingiem. Volva smutnym wzrokiem powiodła za uciekającą dziewczyną ale nic więcej nie uczyniła. Volundowi natomiast albo sama jeszcze krew szumiała w uszach, odcinając od tego wydarzenia, albo jak i ówcześnie był tak nieobecny i tak skupiony na jarlu i zaaferowany wieściami, że nawet nie postrzegł - lub nie zwrócił uwagi na przyboczną Freyvinda.
Kolejno Gudrunn przemówiła:

- Na pomoc mą liczyć możesz, pytać nie musisz - kolory wokół niej czerwień wypełniała zabarwiona lekkim błękitem. Spojrzenie jej tymczasem na Volundzie spoczęło jak drapiężnik szacujący swą ofiarę.
Podobnież odezwał się i Rudowłosy, któren jednak na wieści o światyniach nie wydawał się zbytnio poruszony. Więcej współczucia czy irytacji wywołały w nim słowa o Einarze.

- Z mej strony również pomoc otrzymasz. Rzeknij jeno jak dopomóc mogę i ja i moi ludzie.

Agvindur głową skinął. Spojrzenie stwardniało.

- Słuszności Twym słowom, Freyvindzie odmówić nie sposób. Ale i sprawy w Aros doglądnąć trzeba. Gudrunn i Ødger do Hedeby ruszą, Volundzie jako nowy czempion i Freyvindzie jako potomek naszego wspólnego stwórcy do Aros udacie się by sprawę zbadać.
Na Elin spojrzał z namysłem.

- A volva nam kierunek działań przepowie. Ofiarę złożę zgodnie ze zwyczajem… Jeśli coś rzeknąć masz, to czas po temu, Wiedząca.

Wieszczka zwróciła się spokojnym, dystyngowanym ruchem ku zgromadzonym i dwukolorowymi oczami poważnie spojrzała po nich.

- Upraszam o ostrożność i rozwagę w działaniach. - Głos jej był pewny i głęboki. - Zmiany wielkie przychodzą i od nas wiele zależeć teraz będzie. Ale bym więcej powiedzieć mogła. - Tu zwróciła się do jarla. - Ponownie runami rzucić muszę.
- Kiedy wieszczbę możesz stawić, volvo? - jarl zwracał się do Elin oficjalnym tonem.
- I jakież to zmiany? - mruknęła Gudrunn gardłowo. - Rozjaśnisz mroki naszej niewiedzy jakowymyś wyjaśnieniami czyli w ciemno obawiać się nam trzeba? - lekka ironia pobrzmiewała w głosie Gangrelki.
- Wróżbę i dziś postawić mogę lecz musiałbyś Jarlu gości swych opuścić na czas jej trwania. - Odparła poważnie, po czym zwróciła chłodne spojrzenie na Gudrunn. - Nie zwykłam gadać po próżnicy i siać niepokojów bez potrzeby. Będzie wieszczba, będą wieści. - Odparła spokojnie.

Skald prawie nie mówił, raczej warczał bo ciężko mu było rozwierać zaciśnięte szczęki. Kłykcie dłoni jaka miał na mieczu zbielały mu całkowicie, co w przypadku Aftergangera nie było trudne.

- Einar. Jest. Druchem. W Potrzebie. Trzeba pomóc. Sprawdzić. - wyrzucał z siebie. - Ale. Agvindurze. Gudrunn. Ødgerdowi. Dasz. Radość. Z palenia kościołów. Syna Marii. Im, gdy ja na północ. Do Einara. - Wściekłość odchodziła powoli, choć czaiła sie. Gniew czekał kolejnej szansy by zerwać łańcuchy. - Nie zabieraj mi tego!
- Nie zabieram. Ødger zna się dobrze na zwyczajach i rozumowaniu chrześcijan. Pojedzie by wieści zebrać i dowody. I ludzi swoich obsadzić pomiędzy chrześcijany. Gudrunn zaś za zebranie siły odpowiedzialną będzie. Tobie Freyvindzie i Volundowi powierzam odnalezienie krwi z mej krwi lub dokonanie zemsty na tych co krzywdę uczynić mu się odważyli. Potem w Hedeby dołączycie na grunt przygotowany. - jarl teraz wydawał rozkazy, nie prośby.

Freyvind kiwnął dwa razy głową, choc zerknął ku Gudrunn wzrokiem dając znak, że pomówić chciałby z nią o tym.
Odpowiedziała skinięciem na zgodę.

Wszyscy


Eggnir ponownie ramię uniósł by uciszyć zebranych.
Gdy głosy ponownie uspokoiły się Agvindur wstał:

- Afterganger, ofiarę złożymy tej nocy. Volva wróżbę postawi przed świtaniem. - umilkł na chwilkę lecz zaraz wahanie swe pokrył zdecydowaniem. - Bogom oddamy się w władanie jak tradycja wymaga i umocnimy nasze zjednoczenie.

W halli zerwał się hałas ponownie. Longhus wypełnił się rumorem odsuwanych ław, wstających ludzi, muzyka grać przerwała. Niewolni usunęli się na bok, gdzieś pies uciekł z cichym skomleniem kopnięty przypadkiem.
Hirdmani Agvindura ruszyli by ofiarę przygotować. Sam jarl stał nieco zasępiony, poważnym spojrzeniem mierząc zamieszanie.
Elin podeszła powoli do jarla i cicho rzekła.

- Mogę również spróbować ujrzeć co w Aros się wydarzyło.
Agvindur spojrzał na wieszczkę i dłoń na ramieniu jej położył:
- Spytaj, może objawią Ci bogowie co stało się i co stać się ma. Pytaj jednak głównie o to jak uchronić ich i nas przed najazdem chrześcijan… - zawiesił wzrok na Freyvindzie, brwi marszcząc w niepokoju. Skald skinął głową z ciekawością przyglądając się Elin.
-Tak zrobię. - Skinęła głową.

Po chwili niski hirdman wkroczył do halli by słowo jarli rzec:
- Gotowe. Na zewnątrz czekamy.
Agvindur i Eggnir ruszyli zachęcając pozostałych afterganger do podążania za nimi.


Droga na niewielki plac poza osadą minęła w ciszy. Jarl szedł zamyślony i skupiony, Eggnir i drugi hirdman prowadzili pięknego konia




Volva poznała, że był to ukochany koń Agvindura - Afrdif. Ogier sięgał chrapami ku jarlowi, a ten od czasu do czasu gładził aksamitne nozdrza zwierzęcia. Za nimi z tyłu prowadzone były dwie niewolnice






, które podarki niosły. Bogate srebrne futro, złote naramienniki, miecz misternie zdobiony i pierścień. Ten z kolei poznał Frey jako podarek od stworzyciela dla starszego potomka. Gudrunn kroczyła między Freyem a Ødgerem. Niespokojna i niecierpliwa.

Skald na zwierzę patrzył bez emocji nie wiedząc wszak o tym iż wierzchowiec jest ulubieńcem jarla, ale już poświęcenie miecza zadziwiło go srodze. Spojrzał na Agvindura spod zmarszczonych brwi. Waga podarków waga podarków, bogowiecenili sobie dary ważkie dla darczyncy, jednak i tak bardzo to dziwiło. Jarlowi wyjątkowo mocno musiało zalezeć na wróżbie, Freyvind zaczął coraz bardziej zastanawiać się: czemu. Przy okazji rozglądał się czy gdzieś nie mignie mu charakterystyczna wielka sylwetka Bjarkiego, lub jasna czupryna Frankijki. Przez chwilę zastanawiał się też, czy nie zaczepić błękitnookiej na kilka słów jakie chciał z nią zamienić w sprawie Hedeby, jednak choć trwały dopiero przygotowania, to nie był dobry moment. Stał tedy jeno z trochę zachmurzonym obliczem.

Pogrobiec maszerował pomiędzy aftergangerami zaś z tym samym, nieodgadnionym wyrazem twarzy. Subtelność jego spojrzenia w tym, że - raptem - baczył na rozwój sytuacji i przebieg ceremonii świadczył, jak bardzo musiał być niechętny samej wróżbie, ale nikt kto nie przyglądałby się uważnie nie ujrzałby tego po berserkerze. Teraz, gdy uspokoił się po nieoczekiwanym zewie Bestii milczał tak, jak przez większość thingu.

Elin jeden z niewolnych przyniósł jej sakwę, by wyciągnęła co potrzeba nim ruszy ku ołtarzowi. Wzięła woreczek z runami i sztylet, by przy pasie je uwiesić, a w dłonie ujęła niewielki bębenek.
Kroczyła spokojnie przy boku jarla z powagą w oczach, choć widok ulubieńca Agvindura poruszył ją mocno. Nigdy wcześniej nie składał tak wielkiej ofiary, świadczyć to jeno mogło iż wie dużo więcej niż do tej pory zdradził. Nie tylko od niego tej nocy wiele zależeć będzie, a i od niej samej również i od tego co Norny pozwolą ujrzeć. Chwyt na bębenku wzmocniła i poczęła wybijać powolny, montonny rytm.

W końcu przystanęli przy placu z niewielkim ołtarzem tuż pod rozłorzystym drzewem teraz bez liści będącym. Na miejscu złożone były zioła suszone, orzechy, niewielkie miseczki z miodem i innymi opiatami.
Jarl zatrzymał się obok volvy i po chwili skupienia rozpoczął w nocnej ciszy wciąż przepełnionej zapachem zimy:

- Przyrzekamy w imieniu swoim i swych ludzi, że czcić będziemy bogów nie tylko od święta, ale na co dzień. Że utrzymamy pamięć najszlachetniejszych praw, tych zaś szczególnie co się z poszanowaniem wiary i tradycji łączą. Wszelkie odstępstwa od tradycji będą surowo potępiane i osądzane na warunkach thingu. Nie będzie mieć poważania ten, co goniąc za nowinkami albo własną wygodą - jarl kontynuował tocząc spojrzeniem po zebranych wampirach i hirdmanach - zacznie upraszczać prawo albo nie będzie go wypełniał z należytą powagą. Czasy takie jakie te, pokoju, nie mogą się stać dla nas powodem do gnuśnienia. Odynie, przyjm nasze dary!
Przy tych słowach Agvindur przytrzymał Afdrifa za kark i czystym cięciem otworzył gardło. Eggnir podstawił misę by łapać gorącą, parującą końską juchę przy dźwiękach wizgów i charczenia ogiera. Na twarzy jarla smutek i zaduma nieustannie gościły.

https://www.youtube.com/watch?v=GQA7...OgZL9K2mYpe_c0

Gdy Agvindur poderżnął końskie gardło wieszczka ruszyła tanecznym krokiem dookoło ołtarza coraz głośniej wybijając rytm na bębenku.

- Þá gengu regin öll
á rökstóla,
ginnheilug goð,
ok um þat gættusk;
nátt ok niðjum
nöfn um gáfu,
morgin hétu
ok miðjan dag,
undorn ok aptan,
árum at telja.
* - Mruczała ciche słowa trzykrotnie okrążając złożoną ofiarę. W końcu przystanęła nad martwym już zwierzęciem i ciągle wypowiadając zaklęcia przyklękła. Ułożywszy instrument obok siebie zaczęła gładzić delikatnie zwierzę. Powolne ruchy sięgnęły gardła i dłonie Elin zanurzyły się w posoce, którą wysmarowała sobie twarz. Uniosła się kołysząc i sięgnęła po michę z juchą, z którą podeszła bezpośrednio do ołtarza.

- Przyjmij tę ofiarę Najwyższy Ojcze, byśmy mogli zajrzeć za zasłonę przyszłości i ochronić tych, których chronić przysięgliśmy! - Krzyknęła unosząc naczynie nad głowę i potem wylewając krew na ołtarz. Chwilę kołysała się przed ołtarzem, by ruszyć w kierunku Agvindura wyciągając sztylet, którego ostrze grawerowane było przednimi runami.

- Krew dla kości. Krew dla Norn. - Rzekła głuchym głosem.

Zebrani przyglądali się obrządkowi w spokoju. Jedynie dwie niewolne okrzyków nie wstrzymały i szarpnęły się z obrzydzenia. Hirdmani je jednak pochwycili i przytrzymali na miejscu mimo pisków i potoku obcej mowy.
Agvindur zaś ryknął wpatrując się w ołtarz:
- Cisza!
Krew ołtarz obmyła lecz w ziemię nie wsiąkała. Wąską stróżką toczyła się wpierw ku stopom Elin, potem Agvindura by podzielić się na wiele wąziutkich odnóg i rozpływać się w różnych kierunkach. Dopiero z dala od ołtarza poczęła w ziemi zanikać.
Gudrunn chrapliwie szepnęła:
- Nie przyjął… Odyn nie przyjął…

Pogrobiec, niepomny, przyglądał się ofierze tak samo milcząco jak przybył na miejsce rytuału volvy, a w oczach jego była pustka i znużenie, jak u kogoś kto nigdy nie wierzył, że cokolwiek nieoczekiwanego będzie miało miejsce. Po krótkim czasie miast tego, ignorując wampiry, którym towarzyszył, przeniósł wzrok na jarla… i samą volvę, by ocenić, jak na nich wpłynęło milczenie Najwyższego.

Volva odwróciła się ponownie ku ołtarzowi przyglądając strużkom krwi i… uśmiechnęła się leciutko.
- A więc to tak Wszechojcze?! - Uniosła głowę ku górze. - Odrzucasz ofiarę swego wiernego sługi, gdyż składa ją volva? - Krzyknęła. - Wiedz więc, że volva ta gotowa jest na wiele, byś go wysłuchał! - Wrzasnęła i wbiła sobie sztylet w jedno oko.

Wszyscy zamarli gdy ciało Wiedzącej wygięło się spazmatycznie w łuk. Zdawać by się mogło, że volva pływa w powietrzu balansując jedynie na samych czubkach palców. Zakrwawione ręce opadły w tył, z ust dobył się lekki skowyt, co w śmiech się zamienił. Sztylet wciąż sterczał z jej oka.
Niewolne wrzasku narobiły, ale te szybko wojowie uciszyli i omdlałe ciała na ziemi pokładli. Rudowłosy spoglądał na wydarzenia zahipnotyzowany, głodnym wzrokiem. Gudrunn kły ukazała czując posokę Elin, Frey cofnął się zaskoczony. Jarl kobietę w ramiona złapał, gdy tylko nią pierwsze drgania targać poczęły.
Spośród aftergangerów, Volund obserwował dramatyczną ofiarę, złożoną przez Elin z samej siebie, tak samo nieporuszony jak wcześniej, chociaż brak wyraźnej reakcji berserkera świadczył o tym, jak bardzo skupiony był na obserwowaniu zajścia… niepomny na jego gwałtowny przebieg i skupiony o szczegółach, jak gdyby widział lub raczej wiedział coś o tym, dlaczego tak się wieszczenie potoczyło.

Volva niespodziane otworzyła zdrowe oko i chwytając za poły koszuli jarla zaczęła mówić głębokim, odległym głosem jakby dolatywał z czeluści samego Hellheimu:

- Ptak nad górami leci, ogniste pióra gubi
Gdzie pióro spadnie, tam pożar. Gdzie ziemi dotknie, tam płacz
Gdzie cień ptaka omiecie, tam choroba.
Gdzie krzyk ptaka dosłyszą tam szczęk mieczów i krew,
A krwi tyle, że martwych nie będzie komu palić.
Ci co dzisiaj przy stole razem siedzą, noże przeciw sobie wyciągną.
Ci, co z jednego rogu piją, żyły swoje przegryzać będą.
Węże rodzą się w jaskiniach, kłębią w poszyciu z mchów niebieskich.
Kłębowiska ich ciał długich, giętkich jedna noga nie zdepcze.
Trzeba by znowu w zwartym szeregu ludzie szli, jeden przy drugim,
Każden za każdego.
Ptak jeszcze kołuje, jeszcze szuka krainy, gdzie by gniazdo uwić.
Jeszcze jaj nie złożył. Jeszcze jest nadzieja.
Od ofiar zacząć.
Bogów karmić, światynie budować i odnawiać, paleniska krwią pryskać.
Jeszcze jest nadzieja, że dymy ofiarne zasłonią kraj
I ptak go nie dostrzeże.
Że poleci z powrotem na zachód, dalej i dalej, że poleci stąd
Że gniazda nie uwije, jaj nie złoży,
Piskląt nie upilnuje…
*

Umilkła, a jej ciałem wstrząsnął kolejny spazm. Na chwilę jeszcze ujrzała nieznanego jej potężnego męża o długich blond włosach, który z władczością i zachłannością spoglądał na nią odbierając jej oko.



Wizje zniknęły, zamrugała wracając do rzeczywistości i wieszczka wychrypiała:
- Jeść…
Na gest jarla Gudrunn ucapiła jedną z niewolnych i przyniosła ku volvie i Agvindurowi, ramię dziewczyny podtykając Elin pod nos.
- Sztylet sama wyciągniesz? - lodowe oczy spojrzały w jedyne oko wieszki.
Zdziwiona dotknęła broni, jakby dopiero teraz zorientowała się, że sztylet ciągle tkwi w oku. Wyszarpnęła go jednym ruchem, a cichy jęk wydobył się z jej ust. Zaraz jednak wbiła kły w niewolnicę gasząc pragnienie i ból.

Nie tylko volva po swej ofierze poczuła głód. Freyvind w czasie czynu volvy sięgając do pokładów samokontroli i silnej woli nie zareagował na krew aftergangerki tak jak niebieskooka, choć nawet tak niewielka ilość płynu życia wybranki Odyna nęciła bardziej niż ta ilość wytoczona z rumaka Agvindura. Teraz widząc jak Elin wpina się w szyję niewolnej poczuł jak kły kaleczą dziąsła w kurczowo zaciśniętych szczękach. Nie pił od kilku dni, a karmił swe sługi.
Zbliżył się do volvy, jarla i Gudrunn patrząc łapczywie na cienki strumyk krwi spływającej brance Agvindura przez obojczyk na pierś. Opanował się i tym razem.
- Jak myślisz? Czemu Najwyższy nie przyjął? - rzucił do stojącej obok aftergangerki, wszak to ona pierwsza rzekła to przy wszystkich.
- Może nie każdy tu zgodny z mową i myślami Jarla? - mruknęła wpatrując się we Freya - a może ofiara zbyt mała. A może wszyscy mają przysięgę wymówić, jako Elin wieszczyła, każden
za każdego…

- Albo Jednooki chce byśmy sami wyplenili tę zarazę, sprawdzic nas przed Ragnarok ile jesteśmy warci? - Odwrócił się do niej. - Nie zaczniecie w Hedeby póki nie przybędę z Aros?
- Zaczniemy jeno na słowo Agvindura. - spojrzenia nie odpuszczała - A ty pożyw się. Czuję głód Twój… - uśmiech grymas przypominał gdy kły ukazała.
- Tak zrobię. Czas rozpocząć właściwą część biesiady. - W oczach mu coś błysnęło, strzelił szybkim spojrzeniem na powrót na pożywiającą się volvę. - Przybędę do was z Aros jak najprędzej. Zechcesz mieć mą prośbę na względzie gdy Agvindur rzeknie słowo a ja będę w drodze… dłużnikiem Twoim będę. Sam też z nim się rozmówię.
- Jeśli Agvindurowi to roli grać nie będzie, wezmę pod rozwagę. - skinęła. - W przeciwnym razie, wieści wyślę. Jeno… Swą dziewkę w ryzy weź, boć nam słabych ogniw nie trza w miejscu co samo trudności przechodzić może.
Pokiwał głową czekając aż jarl da znak, że obrzędy skończone i wrócic będzie można do halli.
Powtarzał sobie słowo po słowie to co jak w transie mówiła Elin. Nie znał takiej pieśni, to mogła byc wieszczba. Wspomniał jej różnokolorowe oczy, śmiech gdy wbiła sztylet w ciało.
Podopieczna Agvindura zaczynała być coraz bardziej interesująca.


__________________________________________________ _______
1. Fragment Eddy Voluspa
2. Elżbieta Cherezińska, Ja jestem Haldred. Północna Droga. Tom 2
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 18-05-2016 o 20:41. Powód: Dodanie autora wiersza
Blaithinn jest offline