Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2016, 21:04   #5
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Harefanie, nawet nie wiesz jak bardzo się nie pomyliłeś - pomyślał Corfilas, w międzyczasie przeklinając się w duchu, że zapomniał, iż ktoś przybył razem z nim.
Odwrócił się od swego towarzysza podróży nie odpowiadając mu. Odpiął przypiętą do pasa łańcuchem swą księgę zaklęć, potężnie magiczny przedmiot zwany świętą księgą Boccoba, z wymalowanymi ośmioma gwiazdami na grzbiecie, i zaczął ją wertować swymi niebieskimi oczami czując, jak zbiera się w nim panika. Nawet gdyby smocza krew była traktowana jako ciecz w kategoriach magii, to jednak wciąż był to artefakt. Nie dało się jej zebrać prostym zaklęciem jakby to była zwykła woda.

Stłumił kolejny krzyk i zatrzymał napływające łzy ścierając je rękawem swojej czarnej, podróżnej szaty jasno wskazującej na to, iż był czarodziejem. Czuł, jak miesza się w nim wiele negatywnych uczuć wskazujących na wściekłość oraz bezsilność. Pierwszy raz miał wielką ochotę zrównać jakieś miejsce z ziemią, na szczęście potrząśnięcie głową odwiodło go od tego szalonego pomysłu. Mag bez dyscypliny nie powinien w ogóle zabierać się za czarowanie. Zgrzytnął jedynie zębami i stanął na równe nogi, pomagając sobie swoim równie czarnym kosturem. Niewyraźnie się skrzywił. Chodzenie wyraźnie sprawiało mu trudności. Pewien diabeł się z nim bawił i odebrał mu sprawność w dolnych kończynach. Gdyby nie magia właśnie, to by miał duży, bardzo duży problem. Rzucił ostatnie, nienawistne spojrzenie w stronę półki i znów odwrócił się w stronę swego przewodnika, nakładając na głowę kaptur ze specyficznym "dziobem".
- Nieważne, przygotuj się do drogi powrotnej - odrzekł mu starając się brzmieć jak osoba opanowana.
Wykonał pierwszy krok, tym samym sprawiając w ruch kilka dziwnych przedmiotów u swego pasa, i znów się skrzywił - tym razem wyraźniej. Cholerny diabeł... Ale gdyby nie on, to by pewnie teraz tą część Faerunu szlag trafił.

Chowaniec wieszcza, czarny kruk wędrujący sobie wśród ksiąg, doskonale czuł jego flustrację oraz ból dzięki łączącej ich empatycznej więzi. Nie mówił nic, chociaż mógł. Zdawał sobie sprawę, że nie było to potrzebne. Przyglądał się co jakiś czas swojemu mistzowi, zaniedbanemu z powodu swych zmartwień i poszukiwań. Miał podkrążone oczy, brodę dłuższą niż zazwyczaj, bledszą skórę, jego blizna na twarzy idąca od czoła nad prawym łukiem brwiowym aż do policzka jakby się pogłębiła. Chowaniec ów, którego imię brzmiało Mesmir, bardzo się martwił, ale nie był w stanie nic zrobić. Zamiast tego zwrócił swe oczy w stronę jednej z książek oprawionej dość dziwnie. Podleciał tam szybko i zaczął ją badać.
Przewodnik rozejrzał się po zrujnowanej bibliotece nim zabrał głos.
- To iście imponujący zbiór, choć mam wrażenie, że większość jego ksiąg będzie nie do odratowania. Powiem ci, że pomimo tego to miejsce przyprawia mnie o jakiś niepokój. - spojrzał na maga - Jeżeli mogę zapytać... Czemu chciałeś tu przyjść?
Jak się okazało - Harefan miał rację. Gdy Corfilas podniósł książkę, która tak zainteresowała kruka, ta rozpadła się w drobny mak. Szkoda.
- Szukałem bardzo rzadkiego komponentu do zaklęcia. Ten tutaj dosłownie szlag trafił - skłamał, tłumiąc w sobie kąśliwą uwagę pod tytułem "za bardzo się interesujesz", choć wiedział, iż był winien mu pewne wyjaśnienia.
- Szkoda takiej wiedzy... - mruknął pod nosem, rozglądając się po bibliotece - Butelki też szkoda.
- Życie to podła dziwka. - wzruszył ramionami mężczyzna i rozejrzał się dokładniej po bibliotece - Może tutaj znajdują się też inne rzadkie komponenty do zaklęć.
- Zaiste - wieszcz przeciągnął ostatnią sylabę powoli rozglądając się po wnętrzu, choć nie interesowało go ono za bardzo.
Przyczyny praktyczne jednak wzięły górę. Jeśli nie mógł zdobyć butelki, to musiał posiąść środki, by odnaleźć kolejną.
- Jeśli zauważysz coś interesującego, to wołaj - zaczął powoli oglądać okoliczne półki, w międzyczasie podchodząc do nich krokiem starca, który postawił o jeden krok na dużo.
Przeklęty diabeł.

Zaiste, zbiór był imponujący, ale przytłaczająca większość nie nadawała się już do użytku. Od niechcenia Corfilas przeglądał zawartości półek, gdy jego spojrzenie skupiło się na leżącej odłogiem otwartej księdze, ledwo trzymającej swe stronice w szyciach okładki. Była zmęczona życiem jak i jej rodzeństwo, jednak miała w sobie jedną rzecz, której brzmienie wieszcz miał zapamiętać do końca. Na jego oczach rozpościerało się jedno, trochę zatarte słowo, widoczne lepiej na karcie, jako że było zapisane czerwonym tuszem, chociaż teraz przez nadwyrężenie zębem czasu, o ironio, wpadającym w jasny róż.

Zobaczył imię diabła, któremu zaprzedał żywot pośmiertny.

Magowi aż zaparło dech w piersi. To wszystko było ukartowane. Wściekłość zagotowała się w nim jak odrobina wody rzucona przypadkiem na jakiś piekielny plan. Różowy kolor chyba miał tylko jeszcze bardziej rozbawić tego, z którym zawarł pakt.
Zebrał troszkę magicznej mocy i uderzył w księgę kosturem, wyzwalając w ten sposób kilka iskier. Wystarczająco, by papier zajął się ogniem.
Niemal słyszał śmiech dobywający się z niższych planów. Śmiech wszystkich plugawych istot tylko czekających na to, by zginął. A najgłośniejszy był śmiech posiadacza jego duszy, który bawił się jego losem.
W myślach prawie nieświadomie przywołał czar kuli ognia, ale szybko potrząsnął głową. Co sobie jego przewodnik pomyśli, jeśli wyrecytuje destrukcyjne zaklęcie i rzuci je nie mając odpowiedniego celu?

Po gniewie szybko nadeszła rezygnacja. Wpatrywał się w spopieloną już książkę bez celu, ledwo trzymając się na nogach. Był młody jak na czarodzieja - a czuł się jak starzec. Przeklął swój los, ale chłodna logika szybko go postawiła do pionu.

Jednostka jest mniej ważna od większości.
A on był jednostką.

Nie miał zamiaru siedzieć tu dłużej. To było już za wiele. W milczeniu skierował się w stronę wyjścia.
Przewodnik spojrzał za magiem i ruszył, aby zrównać się z nim krokiem, co wcale trudne nie było.
- Kierujemy się do Neverwinter? - zapytał dla pewności.
- Tak - odparł mu beznamiętnie idąc dalej - Ile czasu nam zajmie podróż konno? Będzie miło, jeśli będziemy mieć to szybko z głowy.
- Tyle, ile zajęła nam podróż tutaj. Dokładnie tyle. - stwierdził mężczyzna - Niestety, przed nocą nie zdążymy, ale to było do przewidzenia. -skinął na maga - Chodźmy. Miejmy to za sobą.
 
Flamedancer jest offline