Sańsk - wieczór
Na słowa pana Czetkowskiego szum powstał pośród towarzystwa. Bo znano i pana Tomasza i jego kuzyna - Szczęsnego Niewiarowskiego. To jego chorągiew wraz z chorągwiami Jana Piotra Sapiechy i Jana Lisowskiego utworzyły roku Pańskiego 1604 konfederację i stały się zalążkiem sławnej formacji.
Tedy naraz zmieniło się nastawienie żołnierzy. Niedoszłego skazańca podniesiono z klęczek, błysnął nóż i więzy z jego rąk opadły. Zaczęto częstować go gorzałką, zabrzmiały też pojedyncze wiwaty. Bo i poważano pana Szczęsnego wśród lisowczyków bardzo, a i pan Tomasz Niewiarowski słynnym był żołnierzem pana Sapiechy.
Zarzucono go też pytaniami.
- Gdzieżeś waćpan się podziewał ? Za umarłego żeśmy już Cię mieli. Słuchy chodziły, żeś podczas obrony Kremlinu poległ, albo w niewoli ducha oddał. Cała rodzina też za zmarłego Cię miała.
- Nieprawda ! Nie cała. Siostra Twoja panie Tomaszu nigdy w śmierć Twoją nie wierzyła. Zagrzmiał donośny głos pana Dydyńskiego. Jednocześnie on sam stanął przed Niewiarowskim. - Nie pamiętasz mnie panie Tomaszu, bo jakżeś wyjeżdżał to właśnie szkoły kończyłem. Ja Cię jednak pamiętam, a i po Twoim wyjezdzie w Chojnicach częstym gościem byłem. I prosił będę potem o rozmowę. Na osobności.
A na razie zapraszam na wieczerzę do pana Pobidzińskiego. I waszmości także panie Czetkowski.
- Pany łycary, nie może być ! - zakrzykneli Kozacy z chorągwi.
- On dziesiętnika naszego zabił. Na pień z nim, niech głowę da !
- Wara, on szlachcic i nic wam do niego, w obronie to uczynił ! - odkrzyknięto z szeregów żołnierskich.
I poczęto szablami trzaskać i "od maty" i "chamów co powinni Bogu dziękować, że szlachta ich do konfidencji przypuszcza" przymawiać. Zdało się, że zaraz ostrza błysną i wiecej trupów majdan zaścieli, gdy znowu ponad wszystkie inne wybił się głos pana Dydyńskiego. - Milczeć waszmościowie ! Sprawę rotmistrz rozsądzi. a na razie zwrócić broń mości Niewiarowskiemu.
- Proszę zatem do komendanta. I pana panie Czerwiecki i mości Czetkowski też z nami pójdzie, by świadectwo prawdzie uczynić, że to pan Tomasz Niewiarowski z Chojnic, herbu Półkozic. Proszę za mną. Poszli tedy w czwórkę do rotmistrza, a na placu żołnierze powoli zaczeli się rozchodzić. - A waszeć skąd mnie znasz ? spytał pan Niewiarowski pana Jana.
- Bo chyba waszeć nie stąd ? Na wojnie się spotkaliśmy ? - rzucił i spojrzał badawczo w oczy panu Czetkowskiemu.
Tymczasem ciało Humanja zniosło w krzewy kilku czeladzi i nie minęło dziesięć pacierzy jak spoczął w grobie, krzyżem tylko z kilku desek przyozdobionym. Ciurowie pisać ni czytać nie umieli, tak że złożono Kozaka co w wyprawach na Krym ułusy tatarske palił i sławę zyskał w mogile bezimiennej. Na placu pojawili się tymczasem inni goście.
Daniłłowicz
Ciura obrócił się i zmierzył pana Władysława wzrokiem tak bezczelnym, że aż zdało się panu bratu, że ze szlachcicem ma do czynienia.
- Jak trzeba to i na Pana Krysta udzerzymy. My i Bogu i diabłu staniemy - odparł śmiało. Daniłłowicz skonfundował się nieco tą hardą odpowiedzią i przemysliwać zaczął, czy by pachołka nie wypłazować dla przykładu, ale zmiarkował się.
Raz, że przypomniał sobie iż czeladz u lisowczyków pospołu z żołnierzami w szeregu do bitwy staje, dwa że w tych chorągwiach nie urodzenie, czy pochodzenie o wartości człeka stanowi, ale to jak szablą robi. Opanował się tedy, i dumnie głowę zadzierając rzucił.
- Prowadz tedy do szarży, bo ważne wieści o polityce i wojnie mam, co tylko dla uszu komendanta przeznaczone jest.
- Złaż waszmość tedy ze szkapy. Taki rozkaz - rzekł hardy sługa.
Pan Władysław rad nierad zlazł z wierzchowca i zaprowadzony został do domostwa najokazalszego w Sańsku panu Pobidzińskiemu na kwaterę przeznaczonego. Kwatera Pobidzińskiego Straży się ciura opowiedział i zaraz do izby pana Władysława proszono. Próg przestąpiwszy ujrzał że chyba spór jakiś tu się toczy bo dwaj szlachcice do oczu sobie skakali. Jeden młody, wysoki i smagły panem Dydyńskim go nazywano, drugi starszy i tęższej budowy panem Czerwieckim nazywany.
Ponieważ pan brat od urodzenia bystry był, łatwo doszedł do wniosku, że dysputa tyczy innego z obecnych, na uboczu stojącego i licho przyodzianego, obok którego stał szlachcic jakiś milczący także (Czetkowski).
Dwaj inni za stołem siedzący w kłótni na razie nie brali udziału bystro jedynie przypatrywali się tylko onemu mizerakowi szeptem uwagi między sobą wymieniając.
Ujrzawszy Daniłłowicza spór przerwano, a oczy wszystkich zwróciły się na pana Władysława. - Jestem Pobidziński rotmistrz własnej chorągwi lisowskiej. Waszeć ponoć z wieściami ważnymi przybywasz ? Z kim mam honor ? Rynek w Sańsku
Ankwicz
Wśród ognisk pojawiło się trzech jezdzców. Dwaj jadący na przedzie rozmawiali, trzeci milczący bandolet oparty o łęk siodła trzymał i bystro tylko na plecy jednego z rozmówców popatrywał. Herb Półkozic pana Tomasza Niewiarowskiego
Ostatnio edytowane przez Arango : 10-05-2007 o 09:19.
|