Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2016, 00:41   #3
Cooperator
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Przed gabinetem Wodnickiej Ania zobaczyła czekających na nią Kryśkę i bliźniaków. Chłopaki miały na twarzach złośliwe uśmiechy, ale przyjaciółka wyglądała na zaniepokojoną. Anka za to miała niezbyt miłe przeczucie, że głupia zapowiedź Koseckiego zaraz się sprawdzi. Podeszła do trójki.

- No, musimy ci pogratulować stylu - rzucił Witek na powitanie. - Zasadzkiego trochę szlag trafił. Wiesz, różne rzeczy już chłopak zobaczył, różne kity mu wciskano, ale żeby po prostu spakować się i wyjść w środku lekcji…

- “Spierdalamy z tej cwelowni? No chodź, zrobimy to…” - jego brat zaśpiewał fałszywie na melodię “Ulepimy dziś bałwana” z “Frozena”. Cover wywołał cichy śmiech u Czernik.

- Ale spoko, wszystko wyjaśniliśmy. Powiedzieliśmy, że cię opętało - mówił dalej lekko Witek.

- No serio?! - fuknęła oburzonym tonem spoglądając na chłopaka - Nie mogłeś powiedzieć, że mam zapalenie pęcherza czy coś?

- Dodaliśmy, że jak cię coś opętuje, to masz siłę piętnastu chłopa, a nas kręci, jak dziewczyny nami miotają po ścianach. To chyba i jego kręci, bo nas wtedy puścił.

- Zaraz ja wami miotnę - warknęła Kryśka. Zwróciła się do Anki. - Powiedziałam Zasadzkiemu, że czekałaś na ważny telefon z domu, że coś ze zdrowiem dziadków, kupił to. Coś mu naściemniasz jeszcze i będzie spoko. Czernik, wszystko gra?

- Ok, dzięki. Nie wiem… był tam jeden taki sadysta, dosłownie mówiąc, co wywołał we mnie ból plomm… - urwała.

Zasadzki widocznie stracił serce do prowadzenia lekcji, bo w holu na dziesięć minut przed dzwonkiem pojawiła się reszta grupy. Zanim przeszli do szatni, rzucili w kierunku Anki znaczące spojrzenia. Jeden z chłopaków puścił z telefonu motyw główny “Z Archiwum X”, co grupka dziewczyn uznała za bardzo zabawne.

Anka pociągnęła Kryśkę za sobą, chcąc wydostać się z budynku szkoły. Bliźniaki radośnie rycząc wypadły za dziewczynami.
- Słuchaj… Damian się nie zabił. Coś go dopadło. - mówiła cichutko wystukując po drodze numer zapamiętany z gabinetu Wodnickiej. - Ten sadysta dużo wie o takich rzeczach i bardzo chciał … - przyłożyła telefon do ucha, otwierając bramę szkoły. Wsłuchiwała się w dźwięk połączenia ze zmarszczonymi brwiami.

Biip, biip, biip, biip.. Dźwięk był zupełnie czysty, podobnie jak każdy inny, który rejestrował umysł Anki. Przejeżdżający samochód. Szelest foliowej siatki w śmietniku przy wejściu. Skrzypnięcie zamykanych drzwi wejściowych do szkoły. Każdy krok i oddech towarzyszących jej ludzi. Wszystkie te odgłosy rejestrowała z całkowitą uwagą, jakby były niesłychanie istotne.

Wreszcie po drugiej stronie ktoś odebrał.

- Dobrze, że nie odebrałaś w szkole - powiedział cichy głos w którym rozpoznała Damiana. - Wpuściłabyś ich do środka.

Prawdziwy telefon z zaświatów.

Ance zrobiło się naraz zimno. Zadygotała stojąc jedynie w swetrze. Nie była do końca pewna, czy chłód jaki ją przeniknął miał więcej wspólnego z niską temperaturą czy wywołany był wrażeniem rozmowy z Damianem.

- Do środka czego? Gdzie jesteś? Co się stało? - zacisnęła mocniej dłoń na aparacie, czując, że zaczyna szczękać zębami. Drżącą dłonią wyszperała fajka i nie przejmując się bliskością szkoły zapaliła, zaciągając się mocno.

- Nie mam dużo czasu - głos w słuchawce rzeczywiście jakby przyspieszył, przez co kolejne zdanie przypominało raczej przewinięcie taśmy w słuchawce niż ludzki odgłos. - Myślałem, że oni są tylko w “Sieraku” - głos znowu wrócił do normy - ale przeszli za mną - nastała chwila ciszy w słuchawce, znowu pojawiły się różne trzaski. - Powinniście być bezpieczni, jak długo nie weźmiecie moich rzeczy. Cokolwiek znajdziesz w mojej szafce to spal. Moja siostra… Ona chyba też jest w niebezpieczeństwie - głos przeszedł w zupełną obojętność. - Ale na to raczej nic nie poradzisz.
- Kim są oni? - dopytywała się dziewczyna Damiana - Przejść dokąd? Mogę do Ciebie dzownić czy sam mnie będziesz szukać? - wiedziała jak iracjonalnie to brzmi ale cóż… wolała się upewnić.

- A rozpoznasz, jeśli to będę ja, czy oni, jeśli się będą pode mnie podszywać? - w głosie Damiana słychać było coś na kształt wisielczego rozbawienia. - Podejmiesz to ryzyko? Jeśli tak… to możemy spróbować, póki tu jestem. Nie wiem, jak długo tu będę. Oni nawiedzają “Sieraka”... Z życia tych, co giną, dają sukcesy reszcie… Tym, którzy pójdą na współpracę.

- Dobra, zróbmy tak. Idę sprawdzić szafkę, a Ty mi powiedz, gdzie byłeś szczęśliwy. Spróbuję odnaleźć to miejsce. Powinno nam wtedy pójść najłatwiej? - zaproponowała Anka.

- Szczęśliwy? - z każdym kolejnym słowem głos Damiana tracił na jakimkolwiek zabarwieniu emocjonalnym, słowa następowały po sobie jak z syntetyzatora mowy. - Dostałem stypendium dwa lata temu. Fundacja “Dobra Nowina”. Duże pieniądze. Wtedy czułem. Szczęście. Ale im lepiej, tym gorzej. Nie idź tam. Tam się coś czai, teraz to widzę. Nie zabiło mnie, ale znieczuliło. Ale dom miałem dobry. Może coś zostało. Pod warstwą smutku.

- Odwiedzę rodziców… - rzuciła Anka całkiem trzęsąc się z zimna. - Jakiś kod do szafki mi dasz?

- To będzie znak dla was - rozległ się w słuchawce zupełnie inny głos niż Damiana, parodiujący tonem czytania w kościele. - Znajdziecie szafkę otwartą.

Telefon Anki rozładował się.
Czernik zaklęła paskudnie pod nosem.
Pędem wpadła do budynku szkoły rozcierając ramiona byleby szybciej się rozgrzać. Zbiegła do szatni by złapać zapomnianą kurtkę i szalik.

U "Powstańców" szatnia wyglądała w ten sposób, że para uczniów miała swoją szafkę do której musieli kupić własną kłódkę. Oczywiście, malowanie i mazanie po ławkach było surowo zakazane, więc, równie oczywiście, większość szafek pomalowano na pstrokate kolory i opatrzono różnymi napisami. Szafki często zmieniały właścicieli - przeważnie w wyniku zawierania i zakończenia poważnych, licealnych związków - było ich też więcej niż uczniów, zatem nie trzymano się ściśle, że jakiś rząd szafek należał do konkretnej klasy. Wszyscy byli porozrzucani wszędzie.

Kryśka i Anka miały zatem szafkę w rzędzie oddalonym od reszty klasy, bliźniacy byli daleko, tuż pod pomieszczeniem dawnej kotłowni, gdzie razem z gościem od PO i sprzątaczkami łamali nagminnie zakaz palenia tytoniu na terenie placówki oświaty. Swoją szafkę usprawniły na początku pierwszej klasy, przyklejając po wewnętrznej stronie lustro. Niestety, super glue był super tylko do klejenia palców, więc w trzeciej klasie lustro było w paru miejscach popękane. Widząc, jak Anka konspiracyjnie rozgląda się po korytarzu, Kryśka z westchnieniem zapytała:

-Nie zamierzasz mnie wprowadzić, co?

- Wprowadzić w co? - nie zrozumiała Czernik - Przecież mówiłam Ci co w kwestii D. Muszę sprawdzić jego szafkę. Gdyby Cię przypadkiem przesłuchiwano jutro, nie zabieraj żadnej z jego rzeczy. To super, uber ważne. - Anka zamotała długi czarny szalik wokół szyi, zasłaniając dolną część twarzy, tylko po to by natychmiast go poluzować. - Przypilnuj czy nikt nie idzie, ok? - ruszyła wzdłuż szafek w poszukiwaniu tej otwartej.

Szafka rzeczywiście była otwarta, ale dlatego, że współużytkownik szafki, Marcin, akurat wyciągał z niej mnóstwo książek. Nie był sam. Obok niego stała Aśka, chyba najmniej lubiana przez Ankę osoba w klasie.

Zanim Anka wycofała się, usłyszała jeszcze pytanie Aśki:
-Jak ci poszło?

-Apolińsko - odpowiedział Marcin, a chłód w jego głosie mógłby odwrócić tendencję topnienia lodowców na biegunach.

Z kolei Kryśka zapytała:
-Niby jak mam odwrócić jej uwagę?

-Zapytaj czy by się nie umowiła z Witkiem? - uśmiechnęła się Anka. - Albo spytaj gdzie kupiła te zajebiaszcze kozaczki, bo szukasz podobnych. No przecież szukałaś ostatnio jakichś butów… - udała poważną minę.

-Przy Marcinie o Witka jej nie spytam, chyba by się na mnie rzuciła - mruknęła Kryśka.

Marcin przez właściwie całe liceum chodził z najlepszą przyjaciółką Aśki, Andżeliką. Andżelika jednak wyjechała na stypendium do Wielkiej Brytanii i pierwsze, co zrobiła, to znalazła tam sobie nowego faceta, o czym Marcin dowiedział się z Facebooka. Nie trzeba było umiejętności czytania w myślach, by odczuć, jak bardzo chłopaka to zabolało. Aśka z kolei należała do tego typu osób, które żyją tylko po to, by być słabszą stroną w relacji z kimś obdarzonym silną osobowością. Całe życie poświęcają najlepszej przyjaciółce, choć traktowani są często per noga i stają się ofiarą niewybrednych żartów. Andżelika należała do tego typu dziewczyn, które w stosunku do innych przedstawicielek płci pięknej odznaczają się złośliwością aż do granic perfidii i okrucieństwa, za to wobec chłopaków zachowują się super. Aśka była jej nieudolną kopią, więc o ile Andżelika zachowywała się jak wyrafinowana socjopatka, o tyle Aśka była zwykłą zołzą. W każdym razie, skoro Andżelika opuściła posterunek, Aśka uznała się spadkobierczynią dziedzictwa, w tym i Marcina.

Dziewczyny ruszyły z powrotem wgłąb szatni. Najpierw słyszały tylko szczebiot Aśki, przerywany czymś, czym mogły być tylko mrukliwe odpowiedzi Marcina. Gdy podeszły naprawdę blisko, usłyszały łomot o podłogę wielu ciężkich rzeczy.

-Ooo, pomogę ci! - zaoferowała się Aśka.

- Poradzę sobie, dzięki - mruknął Marcin, solidnie rozeźlony. - Przynajmniej chociaż raz Platon dotknął ziemi…

-Będziesz jutro na próbie? - szczebiotała dalej Aśka. Kryśka już zbierała się, by wyjść zza węgła, by coś rzucić, kiedy dziewczyna dodała: - Może przemyślisz zmianę partnerki, co?

Na próbach do studniówki to Anka była partnerką Marcina. Kryśka spojrzała na Czernik wyczekująco, bezgłośnie pytając, czy nie odwlec chwili wejścia, by podsłuchać dalszej rozmowy.
Anka pokiwała głową zaciskając lekko usta. Aśka zaczynała zbierać coraz więcej i więcej minusów w jej notatkach.

Nadstawiła uszu ciekawa odpowiedzi.

-Chyba nie widzę lepszych kandydatek - mruknął Marcin.

-Masz dziwne poczucie humoru - rzuciła mu niefrasobliwie, ale w jej tonie dało się słyszeć nutę urazy.

-No daj spokój - wybuchnęła po chwili. - Co ty będziesz robić z tym dziwadłem? Lewitować nad parkietem? Dzisiaj sobie po prostu wyszła w połowie lekcji, bo ją coś podobno wołało. To wariatka.

Zapadła chwila ciszy. W końcu rozległ się głośny trzask zamykanych drzwiczek.

- Skończyłaś już? - warknął Marcin. - Jeśli chodzi o robienie dziwnych rzeczy na parkiecie to może chcesz się podzielić doświadczeniem? To tobie udało się zostać obrzyganą przez partnera na balu gimnazjalnym. Nawet jest pasująca scena w "Pogromcach Duchów" - zakpił.

- Jesteś śmieszny - wycedziła. Rozległy się szybkie, odchodzące kroki. Drzwiczki szafki zostały znowu otwarte, widocznie Marcin czegoś zapomniał. Skrzypnięcie nieoliwionych od nowości drzwiczek stłumiły przekleństwo, które niewątpliwie mu się wyrwało.

Anka wyjrzała zza rogu oceniając sytuację. Machnęła tylko do Kryśki, uśmiechając się przepraszająco i sygnalizując, by przyjaciółka zaczekała chwilę na nią. Kryśka spojrzała na nią wymownie i westchnęła teatralnie. Anka ruszyła do chlopaka. Nie wiedziała, czemu stawał w jej obronie. A może jedynie stawał w obronie samego siebie?

-Hej, Marcin. - zaczęła dość nieśmiało - Masz chwilkę? Możemy porozmawiać?- spojrzała na niego pytająco.

Marcin w pierwszej chwili wyglądał na zmieszanego,pewnie zastanawiając się ile Anka usłyszała z poprzedniej rozmowy. Spojrzał też na zegarek. Po czym uśmiechnął się i odparł:

-Jasne.

Gdy Czernik zobaczyła Marcina z Aśką,ten miał jeszcze na sobie kurtkę. Teraz zobaczyła,że ubrany był w garnitur. Mgliście sobie przypomniała,że Marcin brał udział w jakiejś olimpiadzie.

-Jak olimpiada? - spytała udając, że nie słyszała nic - I jak przemyślenia z dzisiejszej wizyty policji w szkole? Dziwne uczucie, nie? - spojrzała na chłopaka spod ciemnej grzywki sięgając ku jego myślom.

-Była policja w szkole? - Marcin wybałuszył oczy. - Po co?

Cytat:
W przeciwieństwie do Koseckiego, myśli Marcina były bardziej pogmatwane, przez chwilę ciężko było choćby wyśledzić główny wątek. Wracał myślami do dzisiejszego egzaminu, rozmowy kwalifkującej do wielkiego finału. Po chwili jednak skupił się na rozmowie z Anką, po głowie chodziły mu pytania o to, czemu właściwie była jeszcze w szkole, skoro było po lekcjach i o co chodziło z tą policją? Czy było to związane z rzeczami, które znalazł w szafce, którą dzielił z Damianem?
-Wypytywali o Damiana. Znaleźli jego rzeczy, pokazywali zdjęcia z autopsji. Szukają czy popełnił samobójstwo. Potrzebują informacji, więc zaczęli od szkoły. Jeden z nich to niezły gagatek. - Ania obserwowała Marcina bawiąc się bezmyślnie zapalniczką - Mówił dziwne rzeczy.
Jest tutaj jeszcze? - Marcin wyraźnie się ożywił. - Ten policjant? Jest w szafce kilka rzeczy, które… no, dziwne są.
-Mogę rzucić okiem? Ten policjant… Marcin… - dziewczyna urwała na chwilę szacując chłopaka wzrokiem uważnie - ...Mogę?

- Mieszasz się w takie rzeczy, bo lubisz, czy co? - Marcin się zmieszał wyraźnie i odwrócił w kierunku szafki. Odłożył na ziemię torbę z książkami.

Drzwiczki skrzypnęły niepokojąco. Wyciągnął leżącą na dnie szafki czarną reklamówkę i uchylił tak, by Anka zobaczyła zawartość. Na pierwszy rzut oka, wyglądało to na jakieś dragi. W woreczkach strunowych znajdowały się różnobarwne proszki. Ale czy Damian byłby tak głupi, by przechowywać narkotyki w miejscu do którego właściwie każdy miał dostęp? Przecież te zawiasy można było rozkręcić nawet nie śrubokrętem, a skuwką długopisu…
- Hmmm - mruknęła brunetka sięgając do reklamówki i wygrzebując po kolei torebeczki - Nie lubię, po prostu ...serio chcesz wiedzieć? - zatrzymała się w pół gestu - Czy chcesz mieć pewność, że nie zadajesz się z wariatką? - uśmiechnęła się lekko.

Marcin skrzywił się.

- Słyszałaś wszystko? Świetnie. Nie rozgłaszaj tylko z tym balem gimnazjalnym, dobra? Nie chcę wojny. Chcę tę budę skończyć i iść dalej… - westchnął. - Ale chcę wiedzieć. Nie przyjaźniłaś się z Damianem, raczej tania sensacja tobą nie kieruje… Więc co? To trzeba oddać, niech się zajmą tym odpowiedni ludzie. Chyba, że coś więcej o tym wiesz? - rzucił wymowne spojrzenie na reklamówkę. - Może to dla Kryśki? Ona lubi takie rzeczy…

-Nieeee, nie dla Kryśki - Anka zmarszczyła zabawnie nos - A chcę dowiedzieć się w jakie gówno władował się Damian, ochronić ludzi ze szkoły i jego rodzinę. - spojrzała buńczucznie na Marcina spodziewając się kpin i wybuchu śmiechu - A tym się zajmę...zaufasz mi?

Wbrew oczekiwaniom Anki, Marcin przyjął jej oświadczenie z pełną powagą. No, może w oczach można było zauważyć wesołe błyski i lekko drgnęły mu kąciki ust.

-Jasne. Tego tutaj nigdy nie było - podał jej całą reklamówkę. - Zmieniając temat, choć w sumie nie do końca. Jutro mam ten finał olimpiady. Odbywa się on w “Sieraku”, co samo w sobie jest dziwne, biorąc pod uwagę okoliczności… Ale to prywatna inicjatywa, ta olimpiada, więc może nie aż tak - podrapał się po brodzie, zamyślony. - W każdym razie, mogę zabrać kilka osób na finał, Wodnicka musi dać zwolnienie, tak jest w regulaminie. Byłoby miło, gdyby ktoś na finale ziewał i spał poza bucami z “Sieraka”, więc, skoro już prowadzisz śledztwo, to… - uśmiechnął się.

- Hmmm do tej pory nikt nie zaprosił mnie na randkę w stylu 100 pytań do… - starała się zachować pokerową minę.

-Ta, mogłem to inaczej rozegrać i uzależnić danie ci tej reklamówki od twojej zgody - jego uśmiech stał się bardziej złośliwy. - Jestem beznadziejnym szantażystą.

-Po prostu jesteś stworzony do innych celów. I nie jest tym taniec - Anka zacisnęła usta by się nie roześmiać. - O której ten finał?

-Zajmie w sumie cały dzień, dziewiąta - trzynasta. Wymyślili sobie formę publicznej dysputy filozoficznej. I będziemy mieli od nas “Jezusa” jako przyzwoitkę, on nadzoruje tę olimpiadę ze strony szkoły, więc jest jeszcze ryzyko nawrócenia. Ale ty chyba lubisz wyzwania. Nie tylko taneczne.

-Dla mnie za późno na nawrócenie - stwierdziła Czernik grobowym tonem steranej przez życie kobiety - Dobra, zobaczę czy uda mi się ogarnąć jakieś pompony i strój cheerleaderki - spojrzała po swoich czarno- czarnych ciuchach. Zabrała reklamówkę z rąk Marcina. - A co do wyzwań… Lubię takie, gdzie jestem pewna wygranej - błysnęła kpiąco zębami.

-Czasami dużo zależy od grania światłem - mruknął, chyba bardziej do siebie niż do Anki. Spojrzał na zegarek. - Dobra, skoro już podsłuchałaś moje rozmowy, przekonałaś do zatajenia potencjalnie nielegalnej substancji mogącej rozwiązać zagadkę śmierci kolegi z klasy i zagroziłaś przyjściem w stroju cheerleaderki, co podchodzi chyba pod groźby karalne, to pozwolisz, że dorwę “Jezusa” zanim pójdzie do domu. Muszę mu dzisiaj powiedzieć, kto ze mną idzie, by mógł wypisać przepustkę do wyjścia z tego ponurego lochu… Fajnie, że się dałaś przekonać - powiedział po chwili. Ze strasznym zgrzytem szafka zamknęła się znowu, przez chwilę siłował się z ciężką, żeliwną kłódką, absolutnie nie pasującą do niewielkiej szafki.

- Jasne. I dzięki razy dwa. Jutro opowiesz mi co jeszcze skrywasz w szafce.- Anka załadowała reklamówkę do plecaka i zapięła kurtkę. - Do zobaczenia jutro w takim razie.

Pomachała krótko na odchodnym i wróciła do Kryśki, zgarniając ją ku wyjściu.
 
__________________
"Nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje"
Jan Kochanowski
Cooperator jest offline