Drzwi karczmy otwarły się ponownie. Wraz z zakapturzonym podróżnym do budynku wdarł się zimny podmuch wiatru niosący przedsmak tego co miało się wydarzyć.
Niemal wszystkie oczy zwrócony były w stronę przybysza gdy zamykał drzwi. Trzasnął bowiem nimi odrobinę za mocno. Nawet niezbyt bystre oko mogło zauważyć w mężczyźnie kilka cech które pozwalają go identyfikować.
Mężczyzna około dwudziestu pięciu lat i bardzo przystojne rysy twarzy. Z całą pewnością w jego żyłach płynęła elficka krew. Ze wzrostu i pociągłej twarzy można było wnioskować, że była to krew wysokich elfów. Mężczyzna miał srebrzysto-szare włosy do ramion oraz tego samego koloru oczy, które przenikliwie obserwowały obecnych w karczmie odwzajemniając ich ciekawskie spojrzenia.
Elf miał na sobie półpłytową zbroję, lecz zmodyfikowaną tak by nie krępowała ruchów, skórzane spodnie i tunikę. Na to wszystko narzucona była niebieska peleryna z kapturem. Przy jednym z wysokich, podróżnych butów, w pochwie spoczywał sztylet, zaś przy pasie wisiały dwa bliźniacze miecze.
Nie to jednak było najciekawsze. Dość osobliwe były ozdoby jakie nosił ów osobnik. Był to kolczyk w kształcie kruka oraz medalion przedstawiający wilczą głowę zawieszony na grubym srebrnym łańcuchu. Przybysz miał również lutnię w futerale przewieszonym przez plecy.
(Załączam obrazek z wyglądem postaci)
__________________ Szczęścia w mrokach... |