Mag roześmiał się szczerze. Dziecięca beztroska zupełnie go rozbroiła. Zapomniał przecież, że może być na świecie ktoś, kto nie roztrząsa wielkich wydarzeń i mrocznych znaków ostatnich miesięcy.
- Wspaniale! Już do niego idę. Chodź ze mną Melue, twoja uroda to najlepsze lekarstwo dla każdego strapionego elfa.
Do chłopca zaś powiedział:
- Człowiek jest w moim domu, nad świątynią Labelasa. Możesz go zobaczyć, tylko go nie spłosz! To w końcu mój gość. - dodał niby to grożąc palcem.
Młody elf, przejęty i zaczerwieniony, pobiegł w te pędy swoją drogą, zaś Melue i Quelnatham nieśpiesznie ruszyli w kierunku białych iglic świątyni Corellona.
- Trzy dni w domu wyleczą mnie ze wszystkich smutków. Ale Semberholme nie miałoby swego uroku gdyby cię tu nie było. Pozwól proszę, choć w pół drogi, wręczyć ci ten drobny upominek. - wyciągnął z zanadrza błękitną sakiewkę, w której schował dawno kupiony prezent.
Melue spojrzała zaciekawiona na woreczek i zaraz wyciągnęła z niego biżuterię, którą dla niej zakupił Quelnatham.
- Och, to… niespodziewane. - uśmiechnęła się szeroko oglądając prezent - Jest piękny… - zawyrokowała, a jej szczere spojrzenie jasno mówiło, że kobieta nie kłamie - Dziękuję bardzo, Quelnathamie. - dodała, po czym delikatnie przytuliła wieszcza wyraźnie uradowana - Z twoim powrotem to miejsce zyskało barw.
Po krótkim spacerze dotarli do świątyni i weszli do skrzydła, które pełniło rolę semberholmskiej lecznicy. Na jednym z łóżek, z opatrzoną głową, ale już przytomny leżał Lyesath.
Złoty elf patrzył w kierunku wyjścia ze skrzydła, więc od razu zauważył wchodzącą parę Tel'quessir.
- Quelnathamie… Pani. - powiał ich i zmieszany dodał - Tyle szaleństwa przeze mne…
- Spokojnie mój drogi, to nie twoja wina. Jak się czujesz? - zapytał troskliwie wieszcz. Poniekąd sam obwiniał się za ten rozwój wypadków. Mógł przewidzieć, że magia w tym czasie niesie niespodziewane, a nawet śmiertelne konsekwencje. Szczęśliwie dla Lyesatha, najgorszego udało się uniknąć.
- Czuję się według mnie na tyle dobrze, że mógłbym ruszać dalej lecz kapłani chcą, abym się wstrzymał. Cóż, chyba powinienem się zdać na ich słowa, chociaż nie jest mi to w smak.
- Wstrzymaj się, wstrzymaj. - spojrzał przy tym przeciągle na Melue. - Wszystkim nam dobrze zrobi kilka dni odpoczynku. Jesteśmy tu w bezpiecznym miejscu. Corellon osobiście czuwa nad wszystkim i nawet mi dawne sprawy nie wydają się tak pilne.
- Odpoczynek faktycznie przyda się wszystkim. - poparła Quelnathama elfka, którą zdobił prezent wieszcza - Lepiej zatroszczyć się o swoje zdrowie teraz, bo nigdy nie wiadomo czy później będzie na to czas.
- Mądrze prawisz, pani. - zgodził się Lyesath z jej słowami, po czym przeniósł wzrok na elfa - Masz już jakieś plany jak wykorzystasz czas w swoim domu?
- Och, oczywiście. Nie widziałem się jeszcze ze wszystkimi przyjaciółmi, z niektórymi zamieniłem tylko kilka słów. Aura tego miejsca łagodzi rany duszy, choćby tylko siedziało się w miejscu. Jest jeszcze mój gość - człowiek zapewne również będzie wymagał szczególnej uwagi - przypomniał sobie o Ocero.
- Elfi Dwór nie jest daleko, a szlaki działają. Przez posłańców możemy już próbować załatwić pewne sprawy, w ostateczności chociaż się zapowiedzieć przed wizytą.
- Powiem szczerze, że patrząc po naszych kłopotach z teleportacją standardowe przemierzanie szlaków będzie mało problematyczne. - odparł Lyesath - A zakładam, że mój mistrz, do którego mamy się zwrócić w sprawie tej całej klątwy również udał się w pobliże naszego boskiego przodka.
- Twój mistrz? - zapytała delikatnie elfka, na co mag skinął głową.
- Tak. Sarvelis Denerain.
Melue przez moment przypatrywała się rannemu, ale nie skomentowała jego słów, miast tego zwróciła się ogólnie.
- Tak naprawdę to i ja powinnam się udać na miejsce, czego jeszcze nie zrobiłam, ale i maga może zmrozić nabożna trwoga.
- Domyślam się, że nie każdy dostępuje zaszczytu widzenia boskich twarzy. Ale to w Elfim Dworze zgromadzili się teraz najmożniejsi z naszego rodzaju. Tylko tam nam szukać pomocy. - przerwał na chwilę i na odchodne zapewnił jeszcze towarzysza. - Niczym się nie przejmuj Lyesacie. Wypoczywaj i wracaj do zdrowia. Wyślę wiadomości i dopiero kiedy wszyscy będziemy gotowi i pełni sił wyruszymy w dalszą drogę.
- Dobrze w takim razie. Ja postaram się odpoczywać, choć nie wiem ile zdołał wysiedzieć w łóżku. - uśmiechnął się lekko - Korzystaj z pobytu w domu, Quelnathamie.
Mag poszedł jeszcze wypytać kapłanów. Wolał wiedzieć dokładnie co sądzą sami uzdrowiciele i kiedy Lyesath będzie w stanie podjąć podróż. Usłyszał, że stan pacjenta jest dobry, a mikstura którą dostał w czas uratowała mu życie. Podziękował raz jeszcze za opiekę nad przyjacielem i wyszli na zewnątrz.
Quelnatham zastanawiał się. Dawał sobie dwa, góra trzy dni w Semberholme. Wolałby zostać dłużej, ale widział i wiedział, że jego towarzysze podróży czują się bardziej przynaglani. Przez ten czas - myślał sobie - zdąży się wywiedzieć wszystkiego o stosunkach we Dworze, wysłucha rad i pouczeń bardziej zorientowanych od niego, może wyprawi małe przyjęcie, spisze listy i zbierze notatki. Ale przede wszystkim nacieszy się do woli.
***
Wieczorem, gdy siadał do kolacji w gronie dawna niewidzianych przyjaciół, miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Zrobił już wszystko co mógł. Wysłał listy do przyjaciół, którzy byli w Elfim Dworze, do Olin Gisir, do kapłanów Corellona i Labelasa, do mistrza Lyesatha oraz ważnych przedstawicieli Dworu. Referował w nich to czego dowiedział się na Północy, prosił o pomoc przy rozwikłaniu zagadki tajemniczego noża albo zwyczajnie prosił o gościnę. Wiadomości powinny były dotrzeć do adresatów najdalej do południa następnego dnia, a zatem kiedy wyruszą wszyscy będą już powiadomieni. Teraz pozostał odpoczynek.