Wątek: Sesja Bleach
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2007, 19:50   #2
Tokokamre
 
Reputacja: 1 Tokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnieTokokamre jest jak niezastąpione światło przewodnie
Hisamatsu Kazuo

Pobiegłem w stronę, z której dobiegł krzyk. Po kilku minutach biegu dotarłem na miejsce razem z innymi członkami grupy. Ustawiliśmy się w 3 rzędach po 7 osób. W tym samym momencie zebraliśmy energię i skoncentrowaliśmy ją w Crossach. Wokół pociemniało, zaś Crossy rozjarzyły się błękitnym blaskiem. Zerwał się wiatr, nasze śnieżnobiałe szaty powiewały. W tym momencie pomyślałem, że jesteśmy niczym anioły, oczyszczające świat z demonów, że jesteśmy zbawicielami... Wypuściliśmy strzały. W stronę potwora pomknęło 21 mieniących się, błękitnych smug. Wszystkie trafiły, powalając Hollowa na ziemię. Nastała całkowita ciemność. Trwaliśmy w milczeniu, czekając. Po pewnym czasie powróciliśmy do obozu. Wtedy znów podszedł do mnie tamten mężczyzna.

-Gotowy na rozmowę ? - zapytał
-Tak, czego chcesz?
Mężczyzna nie miał uśmiechniętej miny.
-Rozmawialiśmy ostatnio o Tobie...
Wyprostowałem się.
-O mnie?
Znów na mnie spojrzał.
-Tak, o Tobie. Pomimo tego, że jestem młodszy o zaledwie 5 lat od Ciebie, to jestem tu dłużej.
Spojrzałem na niego ze spokojem.
-Rozumiem... tylko nie bardzo pojmuję, o co wam chodzi. Chyba nie o to, że nie urodziłem się Quincy, przecież jestem z wami tyle czasu...
-Nie o to mi chodzi, ale ...
Przełknął ślinę.
-...jesteś zbyt potężny, żeby z nami przebywać. - wyrzucił jednym tchem
Wyprostowałem się jeszcze bardziej. Jako że jestem nieco wyższy od przeciętnej osoby, spoglądałem teraz tuż ponad czubkiem jego głowy, na pozostałych.
-Zbyt potężny? Przecież wielu z was walczy znacznie lepiej ode mnie!
-Nie zrozumiesz ... odwiedził nas ostatnio pewien mężczyzna, nie mogę więcej powiedzieć. Lepiej, żebyś sam nas opuścił. Kilka kilometrów stąd znajduję się jakieś spore miasto, z niego udasz się do Tokio, tam będzie na Ciebie czekał. Dostaniesz od nas pieniądze na podróż, jedzenie również. - powiedział, lekko zakłopotany.
Spojrzałem w stronę zachodzącego słońca
-Widzę, że nie mam zbytniego wyboru... zgaduję, że i tak byście mnie wypędzili - westchnąłem -Dobrze więc. Udam się na spotkanie z tym mężczyzną. Tylko chciałbym się dowiedzieć mniej więcej czego chciał.
-Chciał tego, co Ci właśnie powiedziałem. Dał nam pieniądze i prowiant dla Ciebie, nie mówiąc dokładnie czego chce, jedynie powiedział, że masz się udać do Tokio. Nie wiem do końca dlaczego, ale zgodziliśmy się Ciebie przekonać. - powiedział, tym razem z ulgą. - Mam przeczucie, że jest kimś potężnym i wpływowym. Masz szansę się wybić i w końcu coś osiągnąć.
Nastała cisza, tworząc atmosferę smutku i ulgi jednocześnie.
-Poczekaj chwilę.
Mężczyzna podszedł do innych, zabrał to, co otrzymał od tamtego człowieka, wrócił i wręczył mi prowiant i sakiewkę z pieniędzmi.
-Tutaj widzimy się ostatni raz, dobrze, gdybyś się pożegnał z innymi.

Podchodziłem do każdego z osobna, ściskałem rękę i mówiłem kilka miłych słów, zaś oni odwdzięczali się tym samym. Gdy żegnałem się z przywódcą, poczułem wielki żal... mimo iż wiedziałem, że te 20 jest już przeszłością, moje serce krzyczało w rozpaczliwej próbie cofnięcia czasu.

-Żegnaj... byłeś dla mnie jak ojciec.
-A ty dla mnie jak syn. Żegnaj, Kazuo... w imieniu całej grupy życzę ci powodzenia na nowej drodze życia... i nie zapomnij, że zawsze będziesz jednym z nas.. zawsze będziesz Quincy.
-Dziękuję ci...

Odwróciłem się i udałem się do miejsca, gdzie zostawiłem swoje rzeczy. Ściągnąłem długi, biały płaszcz Quincy i założyłem moje czarne kimono. Na głowę założyłem słomiany kapelusz, zawiązałem jego sznurki pod szyją. Wziąłem też worek z tradycyjnymi przyborami quincy i wrzuciłem go do większego worka, w którym wylądował też prowiant owinięty w papier, skórzany worek z wodą i sakwa z pieniędzmi. Zarzuciłem worek na ramię, poprawiłem pas i wsunąłem za niego mój Quincy Cross. Następnie udałem się w kierunku miasta, machając innym na pożegnanie. Gdy znikli mi z oczu, poczułem dziwną ulgę, jak gdyby całe 20 lat zostało zamknięte tak, bym nie musiał o nich pamiętać. Z nową siłą ruszyłem przed siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Tokokamre : 09-05-2007 o 22:06.
Tokokamre jest offline