| Hisamatsu Kazuo Pobiegłem w stronę, z której dobiegł krzyk. Po kilku minutach biegu dotarłem na miejsce razem z innymi członkami grupy. Ustawiliśmy się w 3 rzędach po 7 osób. W tym samym momencie zebraliśmy energię i skoncentrowaliśmy ją w Crossach. Wokół pociemniało, zaś Crossy rozjarzyły się błękitnym blaskiem. Zerwał się wiatr, nasze śnieżnobiałe szaty powiewały. W tym momencie pomyślałem, że jesteśmy niczym anioły, oczyszczające świat z demonów, że jesteśmy zbawicielami... Wypuściliśmy strzały. W stronę potwora pomknęło 21 mieniących się, błękitnych smug. Wszystkie trafiły, powalając Hollowa na ziemię. Nastała całkowita ciemność. Trwaliśmy w milczeniu, czekając. Po pewnym czasie powróciliśmy do obozu. Wtedy znów podszedł do mnie tamten mężczyzna.
-Gotowy na rozmowę ? - zapytał
-Tak, czego chcesz?
Mężczyzna nie miał uśmiechniętej miny.
-Rozmawialiśmy ostatnio o Tobie...
Wyprostowałem się.
-O mnie?
Znów na mnie spojrzał.
-Tak, o Tobie. Pomimo tego, że jestem młodszy o zaledwie 5 lat od Ciebie, to jestem tu dłużej.
Spojrzałem na niego ze spokojem.
-Rozumiem... tylko nie bardzo pojmuję, o co wam chodzi. Chyba nie o to, że nie urodziłem się Quincy, przecież jestem z wami tyle czasu...
-Nie o to mi chodzi, ale ...
Przełknął ślinę.
-...jesteś zbyt potężny, żeby z nami przebywać. - wyrzucił jednym tchem
Wyprostowałem się jeszcze bardziej. Jako że jestem nieco wyższy od przeciętnej osoby, spoglądałem teraz tuż ponad czubkiem jego głowy, na pozostałych.
-Zbyt potężny? Przecież wielu z was walczy znacznie lepiej ode mnie!
-Nie zrozumiesz ... odwiedził nas ostatnio pewien mężczyzna, nie mogę więcej powiedzieć. Lepiej, żebyś sam nas opuścił. Kilka kilometrów stąd znajduję się jakieś spore miasto, z niego udasz się do Tokio, tam będzie na Ciebie czekał. Dostaniesz od nas pieniądze na podróż, jedzenie również. - powiedział, lekko zakłopotany.
Spojrzałem w stronę zachodzącego słońca
-Widzę, że nie mam zbytniego wyboru... zgaduję, że i tak byście mnie wypędzili - westchnąłem -Dobrze więc. Udam się na spotkanie z tym mężczyzną. Tylko chciałbym się dowiedzieć mniej więcej czego chciał.
-Chciał tego, co Ci właśnie powiedziałem. Dał nam pieniądze i prowiant dla Ciebie, nie mówiąc dokładnie czego chce, jedynie powiedział, że masz się udać do Tokio. Nie wiem do końca dlaczego, ale zgodziliśmy się Ciebie przekonać. - powiedział, tym razem z ulgą. - Mam przeczucie, że jest kimś potężnym i wpływowym. Masz szansę się wybić i w końcu coś osiągnąć.
Nastała cisza, tworząc atmosferę smutku i ulgi jednocześnie.
-Poczekaj chwilę.
Mężczyzna podszedł do innych, zabrał to, co otrzymał od tamtego człowieka, wrócił i wręczył mi prowiant i sakiewkę z pieniędzmi.
-Tutaj widzimy się ostatni raz, dobrze, gdybyś się pożegnał z innymi.
Podchodziłem do każdego z osobna, ściskałem rękę i mówiłem kilka miłych słów, zaś oni odwdzięczali się tym samym. Gdy żegnałem się z przywódcą, poczułem wielki żal... mimo iż wiedziałem, że te 20 jest już przeszłością, moje serce krzyczało w rozpaczliwej próbie cofnięcia czasu.
-Żegnaj... byłeś dla mnie jak ojciec.
-A ty dla mnie jak syn. Żegnaj, Kazuo... w imieniu całej grupy życzę ci powodzenia na nowej drodze życia... i nie zapomnij, że zawsze będziesz jednym z nas.. zawsze będziesz Quincy.
-Dziękuję ci...
Odwróciłem się i udałem się do miejsca, gdzie zostawiłem swoje rzeczy. Ściągnąłem długi, biały płaszcz Quincy i założyłem moje czarne kimono. Na głowę założyłem słomiany kapelusz, zawiązałem jego sznurki pod szyją. Wziąłem też worek z tradycyjnymi przyborami quincy i wrzuciłem go do większego worka, w którym wylądował też prowiant owinięty w papier, skórzany worek z wodą i sakwa z pieniędzmi. Zarzuciłem worek na ramię, poprawiłem pas i wsunąłem za niego mój Quincy Cross. Następnie udałem się w kierunku miasta, machając innym na pożegnanie. Gdy znikli mi z oczu, poczułem dziwną ulgę, jak gdyby całe 20 lat zostało zamknięte tak, bym nie musiał o nich pamiętać. Z nową siłą ruszyłem przed siebie.
Ostatnio edytowane przez Tokokamre : 09-05-2007 o 22:06.
|